Ariana | Blogger | X X

niedziela, 30 września 2018

Od Naomi CD Austina

- Uznajmy, że masz rację, ale to tylko częściowo. Boże, zadaję się z mordercą. - Złapałam się za głowę i pisnęłam z przerażenia.
Wiedziałam, że rozjeżdża ludzi swoją bmką, ale nie że byłby w stanie ukręcić mu kark.
 - Serio jesteś jakiś nienormalny. - Krzyknęłam. Czy to oznacza, że niedługo mnie też zabije?
 - Wolałabyś skończyć podobnie jak oni, tylko że z dziurą w głowie? - Uniósł brwi i posłał mi zdziwione spojrzenie.
 - N...Nie... - powiedziałam lekko skrępowana i spuściłam wzrok.
 - Przecież cię nie zabiję. - Roześmiał się niewesoło.
 - Mam nadzieję. W każdym razie wiedz, że zawsze noszę przy sobie scyzoryk. - I na potwierdzenie tych słów z kieszeni bluzy wyciągnęłam wyżej wspomniane urządzenie i uśmiechnęłam się nieco pewniej.
Zakręciłam nim na palcu i wycelowałam w jego stronę.
 - Zdajesz sobie sprawę z tego, że tym raczej nikogo nie zabijesz prawda?
 - Ale przynajmniej nieco odstraszę, albo jakoś poszkoduję. - Puściłam mu oczko, choć była to tylko gra, bo szczerze dalej z tyłu głowy bałam się, iż skończę tak jak tamci ludzie z mafii.
Zastanawiało mnie tylko z tymi ciałami.
 - Nie przejmuj się tym. Później się to załatwi. - I zaczął kompletnie zmieniać temat i zagadywać mnie rozmową.
 - Oh, okej. - I po tym zamilkłam wsłuchując się tylko w to jak nawijał bez celu wyraźnie próbując odwrócić moją uwagę od wcześniejszego wydarzenia.
Mimo to czułam, iż atmosfera ponownie jest napięta. Co prawda radio grało same wesołe pieśni, a Austin wyglądał tak jakby kompletnie nic się przed chwilą nie stało, ale to nie pomagało w żadnym stopniu.
Szczerze mówiąc, to nie wiem czemu tak przerażało mnie pozbawienie życia innego człowieka. Strzelam, że mój ojciec zrobił to nieraz. W horrorach często widziałam zwłoki walające się po domach, sama zabijałam inne zwierzęta by zaspokoić swój głód, gdy znajdowałam się pod postacią lisa i nie raz krew znajdowała się na moim szarym pyszczku, a jednak cholernie mnie to przerażało.
Tak więc, pan Kalif gadał od rzeczy co tylko ślina mu na język przyniosła, a ja nawet nie udawałam, że go słucham tylko patrzyłam na kropelki deszczu obijające się o szybę samochodu.
Gdy dojechaliśmy, bez żadnego słowa pożegnania dosłownie wybiegłam z auta i trzasnęłam drzwiami. Ponownie tego dnia przejrzałam się w lusterku i wyglądałam nawet gorzej niż dzisiejszego ranka.
 - Cholera. - Zaklęłam pod nosem.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było solidne umycie się by zmyć z siebie ślad dzisiejszego dnia. Nie miałam ochoty w najbliższym czasie widzieć tego patafiana. Z tego co słyszałam to wszedł na chwilę do swojego pokoju, a później chyba z niego wyszedł bo trzaskanie drzwiami się powtórzyło. Bo to wcale nie tak, że ja go stalkuję czy coś. Po prostu ściany są cienkie. Po raz kolejny wychyliłam się ze swojego pokoju i zrobiłam sobie gorącą herbatę by lepiej mi się spało. Założyłam jakąś grubą bluzę i wygodne spodnie do spania po czym starannie otuliłam się miękkim kocykiem. Byłam zmęczona, ale nijak nie mogłam zasnąć, toteż równo do drugiej w nocy na wpół przytomna rysowałam sobie i kreśliłam jakieś bazgroły, nie mające większego sensu. Rysowanie zawsze mi pomagało, jednak tym razem nieświadomie narysowałam scenę morderstwa i mnóstwo ciał leżących na zakrwawionej trawie. Miła wizja przed spaniem, prawda?
Usłyszawszy warkot ślinika od razu w pewien sposób ożyłam, lecz nadal wyglądałam nie najlepiej.
A gdyby tak pójść do niego? Może by ze mną porozmawiał? Albo posiedział chociaż ze mną.
Jeszcze tylko skończyłam wyżej wspomniane dzieło sztuki i dopiłam zimną herbatkę, po czym powoli zwlekłam się z łóżka. Miałam mieszane uczucia i głupio tak było pytać się prawie obcego faceta, czy mogę z nim posiedzieć o 2 w nocy. Nieśmiało zapukałam do jego drzwi i usłyszawszy ciche proszę weszłam.
 - Em... - Zaczęłam patrząc na niego. - Cześć.
Leżał sobie kulturalnie w samych spodniach bez koszulki i głowę miał opartą na swoich dłoniach.
 - Co tam? - spytał wyjątkowo miło jak na niego.
 - Bo... Tak jakby... Nie mogę spać... - Zaczęłam lekko się rumieniąc widząc jego idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową.
Przynajmniej było ciemno i nie mógł tego zauważyć.
 - Chcesz ze mną spać? - zaśmiał się soczyście.
 - N...Nie... To znaczy, ugh chciałam tylko z kimś posiedzieć, bo sama się boję.
 - Przecież nikt ci nie wbije przez okno do pokoju i nie zadźga cię nożem, ale chodź. - Poklepał miejsce obok siebie na łóżku i odkrył kołdrę.
Pewnym krokiem podeszłam do niego i opatuliłam się pościelą, bo co jak co, ale było strasznie zimno. W sumie to nie rozmawialiśmy za dużo o tym co stało się kilka godzin temu, w ogóle to o niczym nie rozmawialiśmy. Po prostu potrzebowałam czyjejś obecności. Moje powieki stawały się coraz cięższe, a ostatnią rzeczą jaką poczułam był Austin wsuwający się delikatnie pod kołdrę i obejmujący mnie w pasie.

Austin? romantico *lenny*

niedziela, 30 września 2018

Podsumowanie września!

Hejka wilczki! Nadszedł czas na kolejne podsumowanie punktów.

Riley - 70 L
Anaria - czas na napisanie opowiadania do 10 października
Anastasia - czas na napisanie opowiadania do 10 października
Bruno - 5 L
Jake - czas na napisanie opowiadania do 10 października
Augustus - nieobecność
Siergiej - nieobecność
Claudia - 85 L
Genevieve - czas na napisanie opowiadania do 10 października
Gabriel - 20 L
Jerry - 20 L
Sebastian - nieobecność
Lizzie - czas na napisanie opowiadania do 10 października
Alecia - czas na napisanie opowiadania do 10 października
Bella - 5 L
Syanna - nieobecność
Taehyung - 5 L
Aubrey - czas na napisanie opowiadania do 10 października
Courtney - nieobecność
Lucas - nieobecność
Ira - 5 L
Jimin - 20 L
Kylie - 20 L
Charles - czas na napisanie opowiadania do 10 października
Andrew - 20 L
Beyoncé - 5 L
Leandre - 5 L
Cassie - 5 L
Margaret - 5 L
Austin - 80 L
Naomi - 35 L

W tym miesiącu uzbieraliśmy 63 posty :)

~Administracja ZN

niedziela, 30 września 2018

Od Austina CD Naomi

   Przebudziłem się rano, lecz nie do końca pamiętam w jakim celu. Wiem jedynie tyle, że wpadłem na Nao i chyba wylałem na nią ciepłą kawę, ale nic więcej mi nie wiadomo. Dopiłem oczywiście napój bogów, lecz nie za bardzo postawił mnie na nogi, przez co ponownie zasnąłem.
Spieprzyłeś Austin. Miałeś ich na wyciągnięcie ręki oraz możliwość uratowania czyjegoś życia, lecz Ty wolałeś patrzeć, a następnie uciec. Wiesz ile informacji byś wtedy zdobył? Właśnie, nie wiesz. Postąpiłeś jak zwykle kuląc ogon i pokazać, jak jesteś słaby. Myślisz, że Twoja idealna maska długo się utrzyma? Wkrótce pękniesz, pokażesz się od gorszej strony, ludzie i przyjaciele Cię znienawidzą. Chcesz im pomóc? Oni nawet tego nie docenią, gdy dowiedzą się, że to wszystko przez Ciebie!
Zerwałem się do siadu szybciej niż zwykle to czynię, całe moje ciało było zlane potem, a sam gorąc był wyczuwalny w całym pomieszczeniu. Czułem, jakbym siedział we wrzącej wodzie, która na dodatek jest jeszcze bardziej podgrzewana. Zacisnąłem nerwowo dłonie na kołdrze i stopniowo zacząłem się uspokajać poprzez głęboki oddech. Głos, który towarzyszył mi podczas snu, nie był mi znany, lecz znakiem szczególnym był inny akcent. Czy to może być związane z mafią czy mam już nerwowe urojenia? Nie wiem. W obecnej sytuacji chłodny prysznic był dla mnie zbawieniem, gdyż zacząłem normalnie myśleć i stopniowo przypomniałem nocne zajście.
   Przez cały dzień zawsze coś mi nie wychodziło. Chodziłem jak taka cykająca bomba, która w każdym momencie może wybuchnąć. W warsztacie znów zepsuł się podnośnik, na mieście było pełno korków, ludzie stali się nieuprzejmi.. Czułem, że coś mnie zaraz strzeli.
Jedyny spokój zastałem w swoim pokoju. Walnąłem się na fotel i przeglądałem wiadomości w poszukiwaniu jakiś nowych informacji odnośnie mafii, lecz wszystko z dnia na dzień ucichło.
Nagle do pokoju weszła Nao z prośbą o pomoc. Co jak co, ale jej nie mogłem odmówić, choć obawiałem się o moje zachowania. Nie chciałbym by znów doszło do rękoczynów.
Zrobiłem tak, jak chciała brunetka - pojechaliśmy do domu jej przyjaciółki. Na miejscu nie zastaliśmy żadnych oznak włamania, pobicia czy ucieczki, więc chyba nie została porwana z domu. Pierwszą poszlaką była karteczka z nieznanymi mi znakami, które zostały rozczytane przez Naomi. Przynajmniej wiem, że umie japoński. W każdym razie, tekst zapisany na papierze nie oznaczała nic dobrego, a wręcz przeciwnie. Jeden plus jest taki, że przyjaciele żyją.. ale nie chcę wiedzieć jak będzie wyglądała ich zabawa. Z dość mocnego zamyślenia wytrąciły mnie ciężkie kroki bodajże dwóch osób. Gdy klamka głównych drzwi została naciśnięta, chwyciłem brunetkę za rękę i skrzyliśmy się pseudo składziku mieszkania. Prze chwilę musiałem trzymać dłoń na ustach kobiety, lecz gdy zrozumiała sytuację, stanęła obok mnie blisko ściany.
- Kare wa doko ka ni iru hazuda! [Muszą gdzieś tutaj być!] - odparł mężczyzna znów w nieznanym mi języku - Ribingurūmu to beddorūmu o kensaku shimasu. Watashi wa koko de chekku shimasu. [Przeszukaj salon i sypialnie. Ja sprawdzę tutaj.] - dodał kierując się w naszym kierunku.
Była ich dwójka, więc raczej żaden problem, ale gdy usłyszałem dźwięk odbezpieczenia broni, tętno samo przyspieszyło. Muszę wziąć się w garść i bezpiecznie stąd wyjść wraz z brunetką. Obecnie staliśmy za drzwiami składziku, a po za nimi, nie było żadnego innego wyjścia. Uspokoiłem szalony oddech do zaledwie kilku oddechów i skupiłem się na najbliższym zagrożeniu w postaci mężczyzny. Chcąc się lekko wychylić, zostałem złapany za przedramię przez Nao, która od razu skarciła mnie swoich spojrzeniem. Nie chcą tracić skupienia, uwolniłem się z jej uścisku. Wtem drzwi pomieszczenia zaczęły się powoli otwierać, a do środka powolnym krokiem wszedł jeden z wrogów. Pierwszą było widać broń, a dokładnie lufę standardowego karabinu. Teraz albo umrzemy. Chwyciłem pewnie za lufę wyrywając ją Azjacie i trzymając ją pewnie w obu dłoniach,uderzył kolbą w twarz napastnika. W połowie ogłuszony chwycił się za twarz, lecz nie chcąc mieć ogłuszonych wrogów, odwróciłem go do siebie plecami, założyłem broń na jego szyję i sprawnie pozbawiłem go życia skręcając mu kark. To było akurat słyszalne.. Odłożyłem jego ciało i czekałem na dalszy rozwój akcji.
- Pogięło Cię?! - usłyszałem wkurzony szept brunetki, lecz ja tylko posłałem jej uśmiech pełny adrenaliny.
- Anata wa ikimasu ka? [Żyjesz?] - odezwał się drugi z dwóch mężczyzn, który zaczął zbliżać się w naszym kierunku.
Los chyba chciał nam pomóc i skierował napastnika tak, że przeszedł obok składziku i zatrzymał się plecami do nas. Będę smażyć się w piekle.. Wykonałem to samo na tym, co na poprzednim i położyłem ciało na podłodze. Nie słysząc kolejnych słów czy kroków, mogłem głęboko odetchnąć.
- Ku*wa.. - szepnąłem chowając broń w bluzę. Może się przydać.
- Ty jesteś nienormalny - skarciła mnie ciemnowłosa.
- Wyobraź sobie, jakbyś przyjechała tutaj sama - zerknąłem na nią i w miarę możliwości przełożyłem ciała do wcześniej wspomnianego składziku - A teraz lepiej stąd chodźmy. Nigdy nie wiadomo, czy zaraz kolejni się nie zjawią.. - dodałem wychodząc z domu.
Nao zamknęła za nami drzwi i szybkim krokiem wróciliśmy do auta. Rzuciłem bluzę z bronią na tylne siedzenie i ruszyłem najszybciej jak było to możliwe.
- Nie mieli masek.. mówili po japońsku.. - zacząłem głośno myśleć - Takich samych spotkałem w nocy..
- W nocy..? - zerknęła na mnie chyba nadal wkurzona ciemnowłosa.
- Mały spacer po okolicy.. zastrzelili kogoś, ale Ci tego nie powiem, bo zejdziesz mi na zawał - odpowiedziałem - Ale skąd wiedzieli, że w danym momencie jesteśmy właśnie tam..? Podsłuch? Czujniki..? - wymieniłem w zamyśle - Za dużo tego.. - mruknąłem czując przytłoczenie.
- To nie zmienia faktu, że mogłeś nas zabić swoim aktorskim zachowaniem..
- Albo mogłaś leżeć już martwa w domu swojej przyjaciółki, która obecnie potrzebuje Twojej pomocy - przerwałem jej z lekka poirytowanym tonem - Było, minęło. Ważne, że żyjemy.. - dodałem znacznie spokojniej. Nie chciałem kłótni w momencie, gdy potrzebne są dwa mądre umysły do rozwiązania tej chorej akcji.

Naomi? Odwdzięcz się sobą, np. pomysłami ( ͡° ͜ʖ ͡°)

niedziela, 30 września 2018

Od Jerry'ego CD Claudii

Skończyło się na tym, że pocieszaliśmy się oboje, chociaż to zdecydowanie bardziej Claudia pocieszała mnie. Jakby nie patrzeć zamieniliśmy się trochę rolami. W końcu jednak stwierdziliśmy, że pójdziemy odwiedzić groby zmarłych członków watahy. Akurat nastrój był adekwatny. Drzewa powoli stawały się nagie, a śliczne, kolorowe liście powoli opadały na suchą już trawę. Szliśmy obok siebie, a nasze ręce niekiedy ocierały się o siebie, lecz żadne z nas nie miało odwagi by zrobić ten pierwszy poważny krok. Zresztą byliśmy przyjaciółmi prawda? Tak więc nie odzywaliśmy się zbytnio do siebie. Pogrążony byłem w moich rozmyślaniach i w pewnym momencie całkowicie zapomniałem o tym, że obok mnie spaceruje śliczna brunetka.
W głowie układałem sobie tekst kolejnej smutnej piosenki, a w myślach rozbrzmiewały już pierwsze akordy mojej gitary. Czyli już wiemy co będę robił, jak wrócę do domu...
Jakby jeszcze los niewystarczająco nas ukarał to niedługo potem zaczął kropić deszcz. Później zamieniło się to w okropną ulewę i nawet odechciało mi się iść na ten cmentarz. Zamiast tego skierowaliśmy się pod jakąś zamkniętą budkę, chociaż i tak byliśmy przemoknięci do suchej nitki. W innym wypadku śmiałbym się w najlepsze z dziwnie układających się włosów Claudii i prawdopodobnie skakałbym w deszczu, nie zważając na to, że mam już ponad osiemnaście lat. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj nie miałem najmniejszej ochoty na żadne szaleństwa.
 - Przepraszam, że cię tu zaciągnąłem. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
 - Co ty, lubię spędzać z tobą czas i nie chcę cię zostawiać w takiej chwili. Jak przestanie padać to pójdziemy tam, pomodlimy się, a później zabieram cię na kawę żebyś się rozchmurzył. Czy to jest jasne? - spytała uśmiechając się delikatnie co mimowolnie odwzajemniłem.
W między czasie skołowałem nam jakieś krzesła stojące obok i zaciągnąłem pod dach byśmy nie stali tam jak słupy soli. I takim sposobem zaczęliśmy sobie rozmawiać. Nieco o przeszłości, o marzeniach, o tym żeby żyć jak najdłużej i nie popełniać tego błędu co Max.
 - Wszystko będzie dobrze prawda? - spytałem, chcąc usłyszeć potwierdzenie.
 - Tak, dopóki jesteśmy razem to nic nie może być źle prawda? - spytała złączając nasze ręce i podnosząc je ku górze.
 - Prawda. - Skinąłem zgodnie głową. - Chyba przestało już tak bardzo lać, chodźmy na ten cmentarz i miejmy to za sobą. - zaproponowałem.

Claudia? :3

niedziela, 30 września 2018

Od Naomi CD Austina

Niedługo po naszej rozmowie Austin wyszedł zostawiając mnie samą. Możecie wierzyć lub nie, ale nieco mnie to uspokoiło i już później zasnęłam o wiele szybciej niż się tego spodziewałam. Mimo to nie był to sen spokojny, gdyż przed oczami cały czas (nie wiedzieć czemu) miałam obraz ojca zabieranego przez policję, jego krzyku i przekleństw oraz płaczącą mamę osuwającą się powoli po ścianie. Przerzucałam się z boku na bok, do tego stopnia, że w pewnym momencie stoczyłam się z mojego łoża wraz z okrywającą mnie kołdrą i poduszkami. Przy okazji nieco oblana potem i przestraszona niedawno widzianą wizją kochanego tatusia. Dosłownie chwilę po tym mój budzik rozdzwonił się, a z głośników telefonu popłynęła znienawidzona piosenka grana codziennie o szóstej rano. Cholerna praca. Jeszcze zanim zaszczyciłam innych domowników moją obecnością szybko zerknęłam na siebie w lustrze stwierdzając, że wyglądam okropnie i zerknęłam na moje wymięte od wczoraj ciuchy. Może całkiem przypadkiem każdy jeszcze będzie spał?
Po cichu, na palcach stawiałam kolejne kroki rozglądając się wokół i ciesząc się błogą ciszą. Oczywiście udawałam, iż drewniana podłoga wcale nie skrzypi i nikt nie słyszy jak próbuję niezauważona przemknąć się do kuchni. Czułam się jak rasowy ninja próbujący okraść jakiś bank, przez chwilę nawet miałam ochotę przeturlać się pomiędzy jednymi drzwiami, a drugimi i zrobić fikołka, tak jak było to ukazywane we wszystkich kreskówkach, ale na wszelki wypadek się powstrzymałam. I w sumie to była jedyna moja dobra decyzja tego dnia, gdyż już w kuchennych drzwiach zderzyłam się z czyjąś klatką piersiową i przy okazji odrobinka gorącego napoju wylądowała na mojej bluzce. Uniosłam wzrok w górę gotowa nakrzyczeć na mojego oprawcę, lecz się powstrzymałam.
 - Wyglądasz jak siedem nieszczęść. - Stwierdził bezceremonialnie dobrze znany mi mężczyzna aka Austin.
 - A ty wcale nie wyglądasz lepiej patafianie. I wali od ciebie potem. - Teatralnie złapałam palcami za nos i skwasiłam się na co on tylko się zaśmiał i opuścił pomieszczenie.
A gdzie słowa przeproszenia? Gdzie współczucie dla mnie i mojej bluzki?! Ugh.
Teoretycznie mięliśmy porozmawiać na temat mafii, ale:
   po pierwsze: nie mamy zielonego pojęcia od czego zacząć poszukiwań,
   po drugie: nie wiemy jak wyglądają,
   po trzecie: naszych przyjaciół nie łączy kompletnie nic i ich porwania muszą być przypadkowe, albo po prostu oni byli zamieszani w jakieś brudne sprawy.
W każdym razie w tamtym momencie nie miałam czasu na większe sprzeczki. Toteż zaparzyłam sobie kawę i dodałam solidną porcję mleka. W sumie jakby nie patrzeć to było to mleko z dodatkiem kawy, a nie na odwrót. No cóż... Dzisiaj czekał mnie dłuuugi dzień, zwłaszcza, że chciałam nieco podpytać moich znajomych o złotowłosą i przy okazji spełnić swoje obowiązki w pracy oraz przetłumaczyć kilka dokumentów.
Szybko załatwiłam poranną rutynę, włożyłam brudną bluzkę do pralki i postarałam się wyglądać w miarę jak człowiek.
Wyszedłszy na dwór od razu uderzył mnie silny podmuch wiatru i kropelki deszczu. Lepiej być nie mogło. Starałam się jak najszybciej załatwić wszystkie ważne sprawy i mieć już to z głowy.
Tak więc od rana załatwiłam wszystkie zaległości w firmie, przetłumaczyłam kilka chińskich krzaczków, poszłam do moich osobistych klientów, a na sam koniec odwiedziłam kolejno wszystkie domy moich znajomych i przyjaciół. Każdego wypytywałam o Lisę, lecz każdy odpowiadał mi to samo.
 - Ostatni raz była w swoim domu i to chyba tam warto się wybrać, ale pewnie niedługo wróci nie martw się tym, to tylko Lisa ona sobie zawsze ze wszystkim radzi. - I wybuchali gromkim śmiechem.
W sumie nie był to głupi pomysł. Wszystko to jednak podziałało na moją wyobraźnię do tego stopnia, że sama bałam się tam udać. I takim oto sposobem w mojej głowie pojawił się ten patafian Austin.
*time skip*
- Potrzebuję. Twojej. Pomocy! - Wleciałam do jego pokoju nawet nie pukając i zdyszana oparłam ręce o kolana.
 Ten tylko podniósł wzrok znad telefonu i zmierzył mnie pytającym wzrokiem.
 - Czego potrzebujesz?
 - Ciebie i twojego auta, którym rozjeżdżasz ludzi.
 - Nie rozjeżdżam nim ludzi - Zmarszczył brwi.
 - W każdym razie, chcę żebyś pojechał ze mną do domu mojej przyjaciółki. Tam może być jakaś wskazówka co do tego czy rzeczywiście ją porwali, a sama się boję. - Uspokoiłam się nieco, lecz nadal w moim głosie można było usłyszeć ekscytację.
 - Dobra, pakuj się może rzeczywiście coś znajdziemy. - Westchnął przeciągle. - Jak zamierzamy się tam dostać?
Wtedy wyciągnęłam z kieszeni pęk kluczy i zakręciłam nimi na palcu. Czułam się niczym prawdziwy geniusz obmyślania planu włamania. Dobrze, że kiedyś dała mi te klucze, bo inaczej skończyłaby z wybitym oknem w swoim przytulnym domku.
Nim się obejrzeliśmy byliśmy już na miejscu. W aucie panowała niezręczna cisza przez co trochę się speszyłam i tylko wyglądałam przez okno w poszukiwaniu owych specyficznych masek, których i tak nie zauważyłam.
Szybko otworzyłam drzwi i zaczęły się przeszukiwania. Trochę nam to zajęło, bo dom był w nienaruszonym stanie. Nigdzie nie było żadnych śladów krwi, porwania, żadnych bójek ani martwych ciał. Liczyłam na coś ciekawszego...
Dopiero później zauważyłam na kuchennym stole małą karteczkę ze starannie wyciętymi znakami katakany.
あなたの友人はまだ生きている、あなた自身のより良い世話をしてあまりにも多くのにおいをしないでください。 あなたはすぐにすべてを見つけるでしょう。 私たちはあなたのために非常に面白いゲームを用意しました!
 - Austin!
 - Co?
 - Znalazłam... To... - Przetłumaczyłam sobie w myślach zawartość papierka i poczułam jak momentalnie nogi zaczynają mi się trząść, a po plecach przebiega nieprzyjemny dreszcz.
 - Dużo mi to mówi. - Prychnął pod nosem wyrzucając zwiniątko do kosza.
 - Wasi znajomi jeszcze żyją... - Powoli przytaczałam tekst. - Nie węszcie za bardzo i uważajcie na siebie, bo tego pożałujecie. Wszystkiego dowiecie się już niedługo. Zapowiada się bardzo ciekawa zabawa. - Zasłoniłam twarz ręką.

Austin? Nie wiedziałam co dać w karteczce cri

niedziela, 30 września 2018

Od Belli CD Jake'a

Spojrzałam na chłopaka, który drżącą ręką schował telefon z powrotem do kieszeni.
- Coś się stało? - ujęłam dłoń Jake'a, przez cały czas spoglądając w jego ciemne oczy, które powoli wypełniły się łzami.
- Moi rodzice, oni... - zacisnął zęby z trudem wypowiadając ostatnie słowa - Nie żyją...
Jego wzrok przez następne parę sekund utkwił gdzieś daleko w kłębowisku rozmyślań. Zabolał mnie ten widok. Nie pamiętam zbyt wiele, w każdym razie nie tyle ile chciałabym pamiętać; ale chyba jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Jake... - objęłam chłopaka delikatnie zataczając rękoma koła na jego szyi - Przykro mi...
Ukochany pociągnął nosem odwracając spojrzenie w przeciwnym kierunku. Najwyraźniej jego męska duma nie pozwalała mu na wyrażanie tego typu uczuć w moim towarzystwie. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji.
- Muszę jechać jutro rano do zakładu Game Over by ustalić datę pogrzebu i zawiadomić o ich śmierci całą rodzinę... - westchnął ciężko po dłuższej chwili milczenia.
- Tym się nie martw, pojedziemy tam razem. Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz - wyszeptałam całując jego policzek, przy czym ciemnowłosy przytulił mnie mocno do siebie - Chodź, wracajmy już do domu.
Niespiesznym krokiem skierowaliśmy się w stronę pobliskiej ścieżki prowadzącej bezpośrednio do szosy. Gdy tylko dotarliśmy do auta, chłopak szybko wygrzebał kluczyki z kieszeni, nim jednak zdążył wsiąść do pojazdu złapałam go za rękę.
- Chyba nie powinieneś prowadzić w takim stanie - stwierdziłam spoglądając na bruneta ze współczuciem, na co ten tylko przewrócił teatralnie oczyma z wymownym westchnieniem.
- A jak inaczej chcesz się dostać do Elmo?
- Przecież ja mogę poprowadzić. - posłałam mu delikatny uśmiech i już miałam wskoczyć za kierownicę, ale tym razem to Jake mnie powstrzymał.
- A ty umiesz prowadzić? - uniósł brew spoglądając na mnie podejrzliwie. Pff, cóż za pytanie!
- Oczywiście, że tak. Zdawałam osiem razy.
- Ale zdałaś w końcu czy nie? - kurde, gdyby nie fakt, iż mój chłopak jest teraz w żałobie prawdopodobnie dostałby za to pytanie po głowie.
- No... Powiedzmy że tak. Instruktor narzekał trochę, że za szybko jeżdżę ale... - nie dokończyłam gdyż chłopak złapał mnie w pasie i bez żadnego ostrzeżenia usadził na siedzeniu obok miejscówki kierowcy.
- Wybacz, wolałbym nie ryzykować - mruknął pogładziwszy mnie po policzku i zamknąwszy drzwi usadowił się w fotelu, po czym odpalił silnik.

Jake? :3

sobota, 29 września 2018

Od Austina CD Naomi

    Po rozmowie z brunetką z lekka się uspokoiłem, choć nie mogę sobie wybaczyć tego jak mocno przyparłem ją do ściany. Nie lubię tego i pewnie przez dłuższy czas będzie mi to siedzieć na sumieniu. Otrząsnąłem się po kilku minutach, gdy ciemnowłosa opuściła mój pokój. Zerknąłem raz jeszcze na zebrane przeze mnie dane i dopisałem przyjaciółkę dziewczyny do listy. Obym nie musiał nikogo więcej zapisywać.. Zacząłem ponownie wszystko analizować i poszukać jakiejś rzeczy, która może łączyć porywane osoby. Wiek? W sumie każdy był w podobnym. Miejsce urodzenia raczej odpada, gdyż Luna urodziła się w północnej części ameryki, zaś David w południowej, a Marco z Anglii. Imiona? Nic nie tworzą. Zainteresowania i hobby nie wchodzą w grę. Póki co zostaje opcja z wiekiem. W międzyczasie dopiłem chłodną już kawę i zebrałem się do wyjścia z domu. Musiałem sprawdzić kilka rzeczy, w tym warsztat przyjaciela. Wpadłem też do sklepu i zajechałem do klubu, a dokładnie do szefa. Poprosiłem go o dzisiejszy wieczór wolny i nawet się zgodził, a przy okazji pochwalił moją pracę. Jeden plus dzisiejszego dnia.
   Wróciłem do domu akurat na kolację, którą zdałem wraz ze współlokatorami. Nadal nie byłem w stanie pewnie spojrzeć na Naomi, gdyż czułem ten psychiczny ból, że użyłem siły na kobiecie. Sumienie szybko się zregenerowało gdy przeszliśmy wszyscy do salonu. Trafiliśmy akurat na moment wiadomości z kraju, a dokładnie na moment informowania o zaginięciu kilku młodych ludzi. Wsłuchałem się w głos lektorki, która dokładnie wszystko wyjaśniała. Mafia Hektor, maski, liczba ofiar rośnie.. Ten fakt lekko mnie zirytował, gdyż wie o tym także policja i będzie węszyć wszędzie, byleby znaleźć cokolwiek. W sumie to będą udawać, że coś robią. Po tym Nao szybko ulotniła się do swojego pokoju tłumacząc, że idzie już spać. Chwilę później wiadomości się zakończyły i zaczęły jakieś dziwne filmy, więc i ja postanowiłem opuścić mniej znane mi towarzystwo. Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi mojego pokoju, poczułem się jak w jakiejś sali przesłuchań, gdzie muszę wszystko wypisać na kartce. Mój umysł przepełnił się pomysłami i podejrzeniami, przez co wszystko co pisałem, było szybkie i chaotyczne. W zamyśle naszkicowałem nawet maskę na marginesie kartki, ale to i tak za mało informacji. Jak wygląda maska? Jaki jest powód porywania młodych ludzi? Co z nimi robią? Dla czego.. pewnie dla pieniędzy, ale czemu akurat tutaj? Nie mogli gdzieś na Kubę czy inne Karaiby. Owe myślenie doprowadziło mnie niemalże do migreny, więc postanowiłem zakończyć to na dzisiaj i udałem się pod prysznic. Chłodna woda idealnie schłodziła, nagrzane przez nerwy, ciało i choć w lekkim stopniu pomogła się odprężyć. Przebrany w czarny dres oraz ciemną koszulkę wróciłem do pokoju i przyznam, że nawet nie chciało mi się spać. Za dużo rzeczy się dzieje. Pomyślałem, że może przejdę się do Nao, tak też uczyniłem. Po uzyskaniu pozwolenia na wejście do jej czterech ścian, zerknąłem do środka i zauważyłem ją siedzącą na swoim łóżku. Wszystko byłoby okey, gdyby nie jej z lekka załamany głos. Nie pasowało mi to do niej, choć nie znam jej za dużo, ale też nie wyglądało mi to na normalny ton. Mimo iż zaprzeczyła moim podejrzeniom, na końcu języka miałem słowa otuchy, jednak może uda mi się ją uspokoić schodząc na temat akcji.
- Myślę, że to ta cała mafia mogła ich porwać.
- Szczerze? Też mam takie wrażenie - odparła przecierając swoje oczy.
W tym momencie i mnie coś zakuło w duszy. Może z Davidem nie dogadywałem się najlepiej, ale to mój przyjaciel. A Luna.. cholera. Mimo wszystko, zachowałem pewną męskość i usiadłem obok brunetki.
- Wiesz, że tego nie da się ukryć - powiedziałem zapalając lampkę na szafce nocnej - I wiem..
- Nie, nic się nie stało - przerwała mi przysłaniając swoją twarz.
- ...że nie znamy się nawet miesiąca, ale nie musisz przede mną ukrywać tak normalnej sytuacji - dokończyłem spokojnie swoją myśl - Też się martwię o przyjaciół, a do tego dochodzą momenty z przeszłości i dziwne, że nie wylądowałem jeszcze w zakładzie psychiatrycznym - zaśmiałem się nerwowo, zaś ciemnowłosa trzymała na mnie swoje spojrzenie - Znajdziemy ich - dodałem.
- Pewnie do tego podchodzisz.. To igranie z mafią - odparła ponownie łamiącym się głosem, a po jej policzku spłynęła kolejna łza.
- Zdaje sobie z tego sprawę. Raz mnie odwiedzili, lecz nie nie wyszli z tego cało - zjechałem wzrokiem na podłogę przypominając sobie moment mordu rodziców. Teraz bardziej ogarnia mnie gniew niż smutek - Jutro o tym porozmawiamy na spokojnie - uśmiechnąłem się w jej kierunku i wstałem spokojnie z jej łóżka.
- Myślę, że to dobry pomysł - westchnęła wsuwając się pod kołdrę.
- Dobranoc Nao - szepnąłem łapiąc za klamkę.
- Dobranoc - odpowiedziała śpiącym tonem.
Nie chcąc jej męczyć, opuściłem cicho jej pokój i wróciłem do swojego. Zacząłem analizować każde moje słowo, które przy niej wypowiedziałem i w sumie nie wspomniałem nic o mafii. Może to i lepiej. Brunetka nie wyglądała najlepiej, a przyznam, że sam czułem się źle. Jednak to ukrywałem pod idealną maską męstwa i odwagi, która w tym momencie chyba zniknęła.. W mojej głowie rozległ się ogromny pisk, który zmusił mnie do upadku na kolana. Chwyciłem się za głowę i próbowałem jakoś uspokoić, lecz na marne. Ubrałem buty oraz bluzę, po czym wyszedłem przez okno pokoju. Zniknąłem za budynkiem i przybrałem wilczą postać. Idealny moment na pozbycie się negatywnej energii. Zerwałem się do biegu pozostawiając w miejscu duże odciski pazurów i wtopiłem się w gęsty las.
   Po przebyciu kilku kilometrów, wpadłem na dobry, a zarazem głupi pomysł. Skierowałem się do miasta jako wilk i zacząłem szukać czegokolwiek. Był środek nocy, więc nikt normalny o tej godzinie nie chodzi. Minąłem kilka znanych mi uliczek i wpadłem na szary bus marki mercedes, który wcześniej tutaj nie stał. Dochodziły z niego jakieś rozmowy, więc raczej nic podejrzanego. Zawróciłem z zamiarem dalszego szukania, lecz nagłe krzyki zmusiły mnie do powrotu. Szybki oddech, krzyk, bieg w moim kierunku. Najpierw była to jedna osoba, zaś za nią biegły dwie następne. Ewidentnie ta pierwsza przed kimś uciekała, a dwie goniły. Gdy padły strzały w kierunku uciekiniera, zamarłem w bezruchu widząc, jak ciało bezwładnie upada na ziemię, a zapach krwi w dość szybkim tempie zaczął się unosić.
- Kare o ubai nasai. [Zabierz go] - krzyknął w nerwach jeden z nich w języku bodajże japońskim - Subayaku! [Szybko] - dodał machając bronią w dłoni.
- Motto nani? [Ilu jeszcze?]
- Takusan. Jōshi ga chūmon shita yō ni. [Dużo. Tak jak szef kazał.]
Nie rozumiałem co mówią, lecz starałem się co nie co zapamiętać. Nie chciałem też być upolowany, więc czując wewnętrzny spokój, choć przed chwilą ktoś został zabity, zwróciłem się w kierunku domu. Sam powrót nie trwał długo, lecz była piąta nad ranem, a przez co robiło się jasno. Na szczęście wilczy gen postanowił się uspokoić i oddał mi kontrolę. Wróciłem do ludzkiej postaci i sprawnie wszedłem do pokoju poprzez okno. Nikt mnie nie widział, nikt nie słyszał..
Po ściągnięciu butów oraz bluzy, padłem na łóżko nawet nie zamykając okna. Poczułem się bardzo senny..


Naomi? Mogłem inaczej Cię pocieszyć ( ͡° ͜ʖ ͡°)

sobota, 29 września 2018

Od Naomi CD Austina

Dobra, może i trochę naskoczyłam na Austina, ale on również nie powinien tak reagować! Teoretycznie miałam trochę siły, ale bez przesady nie na tyle, aby jakoś uwolnić się z uścisku dość silnego faceta. Tak więc, jak nietrudno się domyślić było mnie stać na odepchnięcie go, co chyba i tak nie wywarło na nim zbyt wielkiego wrażenia, gdy ledwo co przyparłam go do ściany, a dalszego biegu wydarzeń można się chyba domyślić. Jednak bycie wilkołakiem od czasu do czasu się przydawało i miałam nieco więcej siły niż normalna kobieta. Po jakimś czasie mężczyzna postanowił rozluźnić swój uścisk i całkowicie mnie uwolnić. Podszedł do okna i wyglądał przez nie najwyraźniej próbując się uspokoić. Przynajmniej plus tego jest taki, że zdecydował się pomóc mi znaleźć moją przyjaciółkę.
 - A... Em... Tobie ktoś zaginął? - spytałam lekko zdezorientowana.
 - Trzy osoby.
 - Ktoś ważny?
 - Przyjaciółka, jej mąż i przyjaciel. - Mówił dalej na mnie nie spoglądając.
Widać, że był zdenerwowany, w tamtym momencie zaczęły łapać mnie lekkie wyrzuty sumienia. Ah, jaką trzeba być amebą umysłową by bezpodstawnie kogoś osądzać? I to bez żadnych dowodów!
Westchnęłam głęboko chowając twarz w dłoniach.
 - Przepraszam. Nie powinnam była zwalać na ciebie całej winy.
 - Nic się nie stało, rozumiem to, w końcu straciłaś kogoś ważnego i się martwisz. - Co prawda mówił już w miarę spokojnie, lecz jakaś część mnie podpowiadała mi, że nadal jest spięty i zestresowany.
Przynajmniej mniej więcej wiedział co czuję.
 - Mimo to nie powinnam była, teraz jest mi głupio. - Uśmiechnęłam się smutno. - Chyba już pójdę, nie chcę przeszkadzać... Jeśli czegoś się dowiem to dam ci znać.
Podniosłam się powoli z łóżka i zanim jeszcze wyszłam, to poklepałam go po ramieniu w geście otuchy po czym najprościej w świecie zatrzasnęłam drzwi do jego pokoju najciszej jak umiałam.
W głowie próbowałam jakoś połączyć sobie fakty, w międzyczasie udałam się do swojego pokoju i zatelefonowałam do mamy, gdyż obiecałam, że będę dzwonić. Chcąc nie chcąc usłyszałam krzyki ojca i płacz mojej rodzicielki, chociaż widocznie próbowała to zatuszować. Czułam się cholernie winna, że ją opuściłam, że zostawiłam Lisę w takim stanie samą i teraz nie wiem gdzie się podziewa...
Dosłownie rzuciłam się na łóżko i schowawszy twarz w poduszkę próbowałam jakoś znaleźć moje słuchawki i pogrążyć się w myślach. Ze względu na natłok myśli, których miałam już dosyć w końcu zaczęłam oglądać jakiś randomowy serial znaleziony w internecie. Dopiero pod wieczór odważyłam się opuścić moje cztery ściany i zjeść wraz z moimi współlokatorami kolację, która swoją drogą była pyszna. Po skończonym posiłku pozmywałam i dołączyłam do siedzących w salonie towarzyszy. Jedyne miejsce było wolne obok Austina, toteż tam się usadowiłam. Cóż za ironia. Nikt się nie odzywał i nie było słychać nic oprócz gderania reportera w wiadomościach. Nie dało się wyczuć jednak napiętej atmosfery. Może czułam tylko lekki dystans między mną a Kalifem, ale to już inna kwestia.
 ~ Z ostatniej chwili. Wielu młodych ludzi zostaje porywanych do najróżniejszych celów. Wszystko to za sprawą dobrze znanej Mafii Hektor. Mimo iż od wielu lat działa na terenach naszego miasta to praktycznie nikt nie wie jak oni wyglądają, oraz gdzie mają swoją siedzibę. Również policja nie może zdobyć konkretnych informacji na ich temat. Nieznany jest także wygląd członków, gdyż noszą charakterystyczne maski. Tak naprawdę nie wiadomo gdzie mają swoje wpływy. Liczba ofiar wciąż rośnie, więc lepiej na siebie uważać... - Usłyszawszy to, kompletnie się wyłączyłam i pogrążyłam we własnych myślach.
A co jeśli to oni zabrali moją przyjaciółkę? W końcu według mnie była ideałem kobiety, a mężczyźni lgnęli do niej jak muchy do lepu, nie zdziwiłabym się więc gdyby całkiem przypadkiem zechcieli przygarnąć taką bezbronną kruszynkę pod swoje skrzydła i wykorzystać w niecny sposób. Zacisnęłam ręce w pięści, tak że pobielały mi knykcie i przy okazji wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z chłopakiem.
 - Em... Ja chyba już pójdę. Dobranoc wszystkim! - Wstałam z kanapy i najprościej w świecie skierowałam się do swojego pokoju.
Było dość wcześnie, a mi nawet nie chciało się spać. Tak więc wzięłam mój szkicownik i zaczęłam kreślić jakieś proste bazgroły, bo wątpię czy w tamtym momencie wyszłoby mi coś bardziej ambitnego. Zajęło mi to trochę czasu, bo skończyłam koło północy. Mimo to nadal powieki mi nie opadały, a przeklęte myśli dalej uporczywie nawiedzały moją głowę. Moim ostatnim zbawieniem pozostała mi książka i muzyka, choć i to nie odciągnęło mnie od tego na długo. Okazało się, że ponownie skończyłam z głową w poduszce, a później i tak siedziałam bezradnie na łóżku cicho szlochając i usiłując to powstrzymać. Z zamyślenia wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi. Świetnie.
Wytarłam w rękaw bluzy łzy i starałam się udawać, że wszystko w porządku.
 - Proszę. - Powiedziałam prawie że niesłyszalnie.
 - Nie przeszkadzam? - Głowa Austina pojawiła się w moich drzwiach a zaraz za nią cała reszta jego ciała. - Hej, płaczesz?
 - Nie, nie przeszkadzasz i nie, nie płaczę. - Starałam się przybrać surowy ton, co chyba mi nie wychodziło, plus do tego mój oddech nadal był nierównomierny i non stop pociągałam nosem. Chwała Bogu, że było ciemno i nie widział moich zaczerwienionych oczu. - Po co przyszedłeś? - Cholera, mój głos nawet w najmniejszym stopniu nie brzmiał stanowczo, wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że zaraz ponownie się rozkleję, a nie chciałam żeby ledwo znajomy mi mężczyzna oglądał mi w takim stanie.
 - Myślę, że to ta cała mafia mogła ich porwać. - Przeszedł do konkretów.
 - Szczerze? Też mam takie wrażenie. - Przetarłam ponownie oczy, gdyż po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.

Austin? nie ma to jak odwiedziny w środku nocy *lenny*

piątek, 28 września 2018

Od Austina CD Naomi

Noc w klubie minęła spokojnie i nawet przyjemnie. Oprócz muzyki typu trzaskania patelnią o blachę, znalazł się również spokojny rytm, który nieco uspokoił roztańczone dusze. To w tym momencie zapatrzyłem się na brunetkę, która siedziała w gronie przyjaciół i przyjaźnie się uśmiechała. Oczywiście przez to doszło do zbicia jednej ze szklanek, bo czemu by nie. Lubiłem czasem upuszczać naczynia, taki fetysz, wiesz. Lecz czas zleciał tak szybko, że nie zauważyłem kiedy ciemnowłosa opuściła lokal.. Halo, Austin, tylko się nie zakochaj.. Cicho westchnąłem i gdy wybiła moja godzina, poszedłem się przebrać i swoje ciuchy. Po wyjściu na zewnątrz zostałem przywitany przez nocny chłód, za którym nie przepadałem. Schowałem dłonie w kieszenie i ruszyłem szybkim krokiem do auta, które stało kilka metrów stąd.
   Dzień pierwszy.
Znów spałem jakieś pięć godzin, bo David oczywiście zażyczył sobie mnie w warsztacie. Zabije go kiedyś.. znaczy i tak tego nie zrobię, bo to mój przyjaciel. Oczywiście też wspomnę, że to nie koncert życzeń, no ale i tak powinienem się tam wstawić.
Na miejscu byłem po jakiejś godzinie, może dwóch. Bez gadania wziąłem się do pracy, gdyż na dwóch podnośnikach były auta klientów, które raczej trzeb dzisiaj skończyć. Lecz sam nie dam rady, a znając Davida, ucieknie od roboty tłumacząc się papierkową robotą. Nie wiem skąd ja biorę tyle cierpliwości, ale coś czuję, że dzisiaj ta się skończyła..
   Wieczór tego samego dnia.
- Mówiłem, żebyś zajął się drugim autem - powiedziałem podnosząc naprawiony wóz, który i tak do odebrania jest jutro - Ale Ty jak zwykle wolałeś uciec od brudnej roboty - dodałem kierując spojrzenie na mężczyznę.
- Papiery również są ważne i trzeba je regularnie wypełniać..
- Ale to tylko jakieś pół godziny! - przerwałem mu rzucając w nerwach kluczem płaskim - Szczerze? Pie*dolę taką robotę z Tobą - powiedziałem pół szeptem i oddaliłem się do szatni.
Po przebraniu się i wyczyszczeniu ze wszelkich olei, skierowałem się do auta, przy którym czekał również wkurzony mężczyzna.
- Jutro rano masz się tutaj zjawić - odparł pewnie.
- Już mnie widziałeś.. Szukaj lepiej nowego pracownika - mruknąłem wsiadając do bawarki.
Czułem jak cała złość we mnie krążyła, a żyły pulsowały jakby miały zaraz wybuchnąć. Gdy opuściłem podjazd warsztatu, usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Umieściłem go w uchwycie i odebrałem połączenie od bliskiej przyjaciółki. Jej głos był załamany i wszystkie słowa wypowiadała przez łzy. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, od razu skierowałem się w kierunku jej domu. Mówiła coś o swoim narzeczonym, że pokłóciła się z nim jakieś trzy dni temu i do tej pory nie wrócił. Po dotarciu do jej miejsca zamieszkania, wyjaśniła mi wiele więcej. Kłótnia była zwykła, jak to w związkach bywa. Ponoć nigdy nie wychodził z domu na tak długo, a wracał nawet po godzinie.. ale nie teraz.
- Lunka, spokojnie - powiedziałem przyjmując jej wszelki łzy w moje ramie i chyba nie zamierzała mnie puścić - Mam teraz wolny wieczór, pojeżdżę po mieście i go poszukam - dodałem spokojnie.
- Pojadę z Tobą - spojrzała na mnie szybko ocierając łzy z policzka.
- Jeśli ma to Ci pomóc - lekko się uśmiechnąłem.
   Była już północ, a faceta ni widu ni słychu. Nie wiem czy był to dobry pomysł z tymi poszukiwaniami. Zaproponowałem, że odwiozę ją do jej rodziców, lecz stanowczo odmówiła i stwierdziła, że może dzisiaj wróci do domu. Nie będę jej zmuszać, ale ona sama w domu.. zły pomysł. Sam w domu byłem koło pierwszej w nocy i po prysznicu padłem jak małe dziecko
   Dzień drugi.
Po przebudzeniu się około ósmej, wykonałem telefon do Luny, która jak na złość nie odbierała. Zjadłem coś w biegu, ogarnąłem się i podjechałem do jej domu. Może wyszła i zapomniała telefonu? Byłoby to prawdopodobne, gdyby nie fakt, że drzwi nie były zamknięte, a jej oraz jej faceta nie było w środku. Obcy zapach unosił się w powietrzu, lecz zanikał przy głównym wejściu. Że ta kobieta była zawsze wtedy, kiedy inni mieli mnie gdzieś, zacząłem się martwić. Pojechałem nawet do jej rodziców, lecz Ci jej nie widzieli, a nie chciałem też mówić, że Hey, wasza córka oraz zięciu wyparowali z domu, to byłoby złe.  Z udawanym uśmiechem opuściłem ich miejsce zamieszkania i zająłem się swoimi rzeczami.
   Dzień trzeci.
Szczerze? Znudziłem się nie odwiedzając warsztatu i nie widząc się z tym cepem Davidem. Kłótnie kłótnią, zdarzają się wszędzie i jest sytuacją ludzką. Tak więc koło południa, gdy załatwiłem swoje prywatne sprawy, zajechałem pod wcześniej wspomniane miejsce. Brak jego auta i zamknięta brama nie znaczyła nic dobrego, lecz przynajmniej oddał pojazdy klientom, gdyż nie widziałem ich przez okienko. Wróciłem do bawarki i zadzwoniłem raz, drugi.. piąty. Cisza. Przy okazji zadzwoniłem do Luny, ale jej telefon nadal był głuchy. Do jej rodziców nawet nie miałem zamiaru telefonować, bo jeszcze zaczęliby się martwić.
   Dzień czwarty.
Powoli dostawałem na głowę, gdy to dwóch najlepszych przyjaciół nagle ucichło. Żeby firma Davida nie splajtowała, zatrudniłem dwóch mechaników i sekretarkę, którzy będą trzymać siedzibę w całości. A rodzice Luny? No cóż, nadal nic nie widzą i lepiej żeby tak zostało. Jedynym uspokojeniem myśli było jakieś zajęcie, więc od wieczora po całą noc siedziałem w klubie. Rozmawiałem z ludźmi i bawiłem się przygotowaniami drinków, jak dziecko zabawkami. Czas jednak się nie zatrzymuję i koło czwartej wracałem już do domu.
   Dzień piąty.
Standardowo po przebudzeniu się wykonałem dwa wiadome telefony, który nadal były głuche. Urządzenie wylądowało z hukiem na ścianie, ale że jest ono idioto odporne, nie uległo zniszczeniu. Dobra Austin, czas się uspokoić. Skoczyłem pod chłodny prysznic i rzuciłem coś sytego na ząb, po czym zaszyłem się w swoim pokoju. Nie chciałem zgłaszać zaginięć na policję, więc postanowiłem sam się tym zająć. W końcu miałem tego trochę na studiach. Kartka, długopis i jazda..
Marco - narzeczony Luny zaginął jako pierwszy znajomy.
Luna - przyjaciółka zaginęła jako następna.
David - przyjaciel z warsztatu zaginął tuż po kobiecie.

Nic ich nie łączyło.. nie, nie dam rady. Odłożyłem nerwowo długopis na biurko i wyszedłem z pokoju po kilku godzinach. Zszedłem do salonu, gdzie spotkałem, kogo? No Neomi czy tam Naomi, jeden kij. Może kiedyś nauczę się jej imienia. Kiedyś. Między nami nie nastąpiła miła konwersacja, gdyż nie byłem chętny do rozmów. Nalałem sobie kawy z ekspresu i wróciłem do swoich czterech ścian. Stanąłem zamyślony nad biurkiem i upiłem dwa łyki ciepłego napoju. Gdy mój umysł mnie oświecił, odłożyłem kubek i sięgnąłem za mapę miasta. Oznaczyłem miejsca zamieszkania oraz miejsca pracy zaginionych osób.. ale i one nie miały żadnego powiązania. Przekląłem pod nosem i nagle do pokoju weszła brunetka.
- W czymś problem..? - zerknąłem na nią gdy zamknęła za sobą drzwi.
- Nie, przyszłam się czegoś dowiedzieć - odparła rozglądając się po pomieszczeniu.
- Więc mów - westchnąłem przyglądając się mapie.
- Pamiętasz tą rudą, co siedziała ze mną w klubie, nie? - zaczęła, zbliżając się do mnie.
- Trudno nie zapomnieć - mruknąłem - Co.. też zaginęła..? - zaśmiałem się bardziej nerwowo niż żartobliwie.
- Coś wiesz o tym? - zbliżyła się znacznie bliżej.
- Co? Nie...
- Mów! - przyparła mnie mocno do ściany. Uroczy krasnalek.
- Hey! - warknąłem dość nieświadomie i wykonałem sprawną dźwignię na kobiecie, przez co jej twarz była skierowana do ściany, a obie ręce trzymałem przy jej plecach - Sam się nad tym wszystkim zastanawiam - zacisnąłem bardziej uścisk na jej nadgarstkach i przyparłem bardziej do ściany. Cicho syknęła. Traciłem kontrolę - Przestań więc mnie o cokolwiek podejrzewać - powiedziałem bardziej szeptem bliżej jej ucha. Austin, obudź się!
Szybko puściłem brunetkę i tak też się od niej odsunąłem. Tym razem mojito już nie pomoże, ale.. po części miałem prawo do takiej reakcji.
- Poniosło mnie. Przepraszam.. - powiedziałem nawet nie nawiązując kontaktu wzrokowego z kobietą - Pomogę Ci w szukaniu Twojej przyjaciółki.. przy okazji może znajdzie się pozostała trójka - dodałem stając przed oknem, aby choć trochę ochłonąć.

Naomi? Łapaj za lupę ( ͡° ͜ʖ ͡°)

piątek, 28 września 2018

Od Naomi CD Austina

Tak więc skończyło się na tym, iż zgubiłam moją rudowłosą przyjaciółkę i siedziałam przed facetem, który o mało co mnie nie zabił. Ciekawie prawda? Opierałam swoją głowę o łokieć, który swoją drogą znajdował się na ladzie. Kręciłam bezceremonialnie słomką mieszając moje upragnione mojito, chociaż jakby nie patrzeć to było zbędne zajęcie.
  - Można chociaż wiedzieć jak się nazywasz? - Uniósł pytająco brew szorując jakieś szklanki, tak jak to robią wszyscy barmani w hollywoodzkich filmach.
 - Jestem Naomi. - Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się.
 - Neomi, brzmi nie najgorzej
 - Naomi.
 - No mówię Neomi.
 - Na-o-mi! - Przeliterowałam praktycznie krzycząc mu do ucha, gdyż podszedł bliżej.
 - Dobra, dobra nie musisz tak krzyczeć. - Wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia i wolną ręką potarł swoje ucho mamrocząc jeszcze coś pod nosem.
 - A ty?
 - Austin Kalif Jones, ale wystarczy Austin - Puścił mi oczko.
Plus był taki, że miałam z kim rozmawiać, bo ten złotowłosy zgred postanowił gdzieś zwiać. Właśnie w tamtym momencie poczułam na sobie czyiś wzrok. Odwróciłam się powoli i rozejrzałam na wszystkie strony, a moim oczom ukazała się siedząca niedaleko nas wyżej wspomniana dziewczyna i moja grupka znajomych. Wyszczerzyła swoje idealne zęby w uśmiechu i pokazała mi kciuka w górę. Czy to była jakaś aluzja w moim kierunku? Czy aż tak bardzo chcieli się mnie pozbyć, żeby siłą wypychać mnie przed randomowego faceta? Chyba później będę musiała z nią porozmawiać.
W pewnej chwili miałam ochotę pokazać jej środkowy palec, ale moja kultura osobista mi na to nie pozwalała, więc sobie odpuściłam.
 - Twoja koleżanka chyba chce nas zeswatać. - Z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka.
 - Ona każdego chce zeswatać z każdym, żadna nowość, ale najwyraźniej tym razem chcą się mnie pozbyć na dłużej. - Przewróciłam teatralnie oczami. - Cóż, chyba nie wyjdzie jej po raz kolejny. - Ponownie oparłam podbródek na mojej dłoni i uśmiechnęłam się.
Jak widać sytuacja sprzed kilku godzin przestała się liczyć i chociaż starałam się być miła. W końcu nie miałam w nawyku szerzenia nienawiści do osób, których nie znam. Mimo to dalej trzymałam Austina na dystans i na niektóre pytania odpowiadałam zdawkowo. Po jakimś czasie wreszcie wypiłam ostatniego łyka mojego napoju i żegnając się z barmanem po prostu wróciłam do mojej paczki. Oczywiście najpierw zostałam zasypana przez resztę pytaniami. A później przez Lisę, która chciała znać każdy szczegół naszej rozmowy. Gdy po raz setny tego wieczora krzyknęłam na cały głos, iż nie szukam chłopaka, a wszyscy się zaczęli śmiać myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok.
Mimo to zabawa dalej trwała w najlepsze. Po jakiejś godzinie praktycznie każdy był już wstawiony i miałam wrażenie, że tylko ja zachowywałam w miarę świadomość umysłu. Trochę tańczyłam, gadałam z kolejnymi nieznajomymi ludźmi, odciągałam moich głupich przyjaciół od równie głupich pomysłów i przy okazji kilka razy zerkałam na Austina. Na szczęście nie widział jak wlepiałam w niego wzrok, bo a to był zajęty rozmową z jakąś inną dziewczyną, a to podawał komuś drinki i napoje, więc nie zostałam nakryta.

*time skip*

Cytując klasyk. Wszystko co dobre, szybko się kończy. Przyznam, że akurat wtedy nawet ja bawiłam się nie najgorzej. Chociaż późniejsze taszczenie wszystkich i robienie za podpórkę nie za bardzo mi się spodobało... W każdym razie, dzisiaj czekał mnie dzień przeprowadzki. Kolejnej w ciągu tego miesiąca. Jakoś tak wyszło, że nigdzie nie mogłam znaleźć swojego miejsca i takim oto sposobem tydzień po owej imprezie znalazłam się przed wrotami Zimowego Poranka, gdzie znajdowało się kilku znanych z widzenia mi ludzi. Powitana przez bodajże Cassie i Lucasa czułam, że szybko się tam zaklimatyzuję i ponowna zmiana miejsca zamieszkania będzie zbędna. 
Rozpakowawszy wszystkie moje bagaże i manatki na szybko sprawdziłam media i wróciłam myślami do mojej rudowłosej przyjaciółki. Od dobrych pięciu dni nie odpisuje na sms-y i wiadomości, połączeń nie odbiera, a przechodząc obok jej domu nie widziałam dobrze znanego mi auta. Czyżby się na mnie obraziła? Pojechała gdzieś nawet mi o tym nie mówiąc?
Pocieszałam się jednak tym, że nie tylko ze mną chwilowo zerwała kontakt, bo nikt z całej reszty nie widział jej od dnia imprezy. To również mnie zaniepokoiło. Co jeśli coś jej się stało? Później będę musiała się w końcu przejść do jej mieszkania.
Wychodząc z mojego pokoju trafiłam na ten idealny moment, gdy kolejny współlokator właśnie przekraczał frontowe drzwi.
 - Znowu ty? - spytałam z rezygnacją. - Śledzisz mnie czy jak?
 - Chciałabyś. - Prychnął pod nosem i sobie poszedł.
Ktoś tu jest nie w humorze.
 - O, to wy się znacie? - spytała Lizzie.
 - Tak jakoś wyszło. - Zmarszczyłam brwi siadając na kanapie.
A co jeśli to on zrobił coś Lisie? Od początku wyglądał na podejrzanego typka, jeżdżącego bmw i rozjeżdżającego ludzi na ulicach. Może później uda mi się coś od niego wyciągnąć? 

Austin? Nao zrobiła z ciebie bandytę cri :c

czwartek, 27 września 2018

Od Austina CD Naomi

   Propozycja podwiezienia brunetki była trochę nie na miejscu, bo kto normalny chciałby jechać z kimś, kto nie potrafi dostosować prędkości do warunków na drodze. Ale przynajmniej potrafię zapanować nad prawie dwutonowym pojazdem. Zawsze znajdzie się jakiś plus w złej sytuacji.
Po tym jak ciemnowłosa odmówiła mojej podwózki, wróciłem do auta i spokojnie odjechałem. O ile ruszenie z lekkim piskiem opon można uznać za spokojne. Zerknąłem raz jeszcze w lusterko aby upewnić się, że dziewczyna nadal idzie, a nie mdleje czy coś gorszego. Szczerze? Kojarzę ją skądś i przyznam, że wyglądała uroczo podczas tych nerwów. Przez to zareagowałem spokojnie, choć wilczy gen chciał trochę inaczej do tego podejść. Nie tym razem, piesku. Jeszcze trochę się podenerwujesz z moich decyzji.
   Pomimo iż chwilę temu niemal potrąciłem człowieka, nadal pędziłem ze znacznie większą prędkością w całości łamiąc przepisy, lecz nie chciałbym się spóźnić do pracy. Na szczęście nie napotkałem kolejnych przeszkód i przed czasem dotarłem do klubu. Bawarkę postawiłem w miejscu dla pracowników i szybkim krokiem wszedłem do budynku poprzez tylne drzwi. Zdjąłem z siebie bluzę, którą powiesiłem na wieszaku w szatni; oraz przebrałem koszulkę z szarej na czarny t-shirt. Poprawiłem włosy w pobliskim lustrze i przeszedłem do środka klubu. Przygotowałem pomieszczenie do użytku i przystąpiłem do swojej pracy.
   Ludzie zaczęli się już zbierać, a DJ puszczał typowo klubowe piosenki. Niektórzy nawet już ruszali się na parkiecie, lecz to byli ci pierwsi po kilku shot'ach. Plus tego był taki, że była to młodzież i wątpię by zaczęła się awanturować czy prowokowała do bójki. Lecz nigdy nie mogę być tego pewny i lepiej mieć każdego na widoku. Jest tylko dwóch barmanów i ochroniarzy, a ludzi? Znacznie więcej. Lepiej, żeby nie doszło do powtórki.
- Kalif, podejdziesz tam do pań? - spytał kolega wskazując wolną dłonią w stronę kobiet.
- Jasne - mruknąłem podchodząc do wcześniej wspomnianych klientek.
Los chyba tego chciał i postanowił zesłać mi niedoszłą ofiarę potrącenia, a dokładnie ciemnowłosą kobietę oraz jej rudowłosą koleżankę. Ta pierwsza wyglądała, jakby siedziała w tym miejscu z niechęcią, zaś druga ucieszyła się z faktu, że zacząłem z nią rozmowę.
- Czyżbyś w końcu sobie kogoś znalazła? - powiedziała rudowłosa kobieta - To może ja wam nie przeszkadzam co? - dodała ulatniając się od swojej koleżanki.
Brunetka chyba nie była zadowolona z tego faktu i przybiła sobie piątkę z twarzą, zaś ja z lekka się zaśmiałem stawiając pustą szklankę na niższą ladę.
- Wiem, że za mną nie przepadasz.. - zacząłem zatrzymując spojrzenie na kobiecie.
- Prawie mnie zabiłeś - dodała podpierając się łokciami o wyższą ladę.
- Wieem. A Ty prawie zniszczyłaś jedno z najdroższych aut, ale pomińmy to - pomyślałem w duchu - Nie było to oczywiście celowe..
- Czyżby..? - wtrąciła się w myśl, co w duszy mnie bawiło. Lubie takie.
- W ramach przeprosin oferuje Ci drinka na koszt firmy - powiedziałem unosząc lekko jedną brew, a kąciki moich ust same się podniosły tworząc zawadiacki uśmiech - Nie chciałbym też być na przegranej pozycji u tak ładnej kobiety - dodałem widząc, że ciemnowłosa chwyciła haczyk.
- W takim razie.. proszę mojito - powiedziała naciskając na ostatnie słowo, przez co zrozumiałem, że ma być to prawdziwe mojito i takie też dostanie.
Zabrałem się do roboty chwytając świeżą, pokrojoną limonkę oraz liście mięty, które umieściłem w wysokiej, przeźroczystej szklance. Odpowiednio je przyrządziłem, dodałem skruszone kostki lodu i po chwili dolałem syropu cukrowego, który wymieszałem z zawartością. Na końcu trafił biały rum oraz woda gazowana, które to zakończyły etap tworzenia drinka. Udekorowałem jednym plastrem limonki i złączonymi liśćmi mięty, przez co napój przybrał bardzo profesjonalny wygląd. Umieściłem czarną słomkę i podałem zamówienie brunetce, która przez ten przyglądała się mojej czynności. Dobrze, że ten przepis drinku znam na pamięć i wiedziałem co robić, przez co nie wyglądałem jak jakiś amator. Taką przynajmniej mam nadzieję.
- Proszę bardzo - powiedziałem spokojnie z uśmiechem stawiając drinka przed kobietą.
Halo, Austin, laska prawie pogniotła Ci maskę w limitowanym aucie, na dodatek Cię zje*ała, a Ty z uśmiechem podajesz jej trunki. Ja to bym wylał jej to na łeb... Wilcza strona zawsze wie jak pocieszyć. Coś jednak nie pozwalają mi się denerwować, a jak wiadomo, w moim przypadku złość może doprowadzić do niechcianej przemiany.

Naomi? Tylko nie połykaj.. tej słomki ( ͡° ͜ʖ ͡°)

czwartek, 27 września 2018

Od Naomi CD Austina

Weekend. Ah, jak przyjemnie brzmi to słowo. Wakacje już dawno mamy za sobą, toteż ostatnio praktycznie wcale nie miałam czasu dla moich znajomych. Tak więc, ze względu na dużo wolnego czasu postanowiliśmy udać się do jednego z klubu i bawić się tak dobrze jak jeszcze kilka miesięcy temu. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie wpadła na kogoś, bądź nie pałętała się komuś pod nogami. Jak nietrudno się domyślić o mało co nie zostałabym światkiem wypadku ze mną w roli głównej. Była to jedna z tych mniej uczęszczanych dróg, więc na jezdni było pusto. Mimo to, nauczona przestrogami rodziców i tak rozejrzałam się w obie strony. Pusto. Ale nie mogło być tak pięknie, mniej więcej, gdy byłam w środku mojej jakże długiej wędrówki usłyszałam znajomy warkot silnika, a już po chwili maska samochodu stykała się z moimi rękami. W momencie całe moje życie przeleciało mi przed oczami. Z początku na mojej twarzy gościło przerażenie, następnie zdziwienie i złość. Jaki idiota jeździł tak szybko?! Przynajmniej byłam cała i zdrowa plus moje ukochane jeansy w żaden sposób nie ucierpiały, bo gdyby tak się stało musiałabym założyć sukienkę czego nienawidzę. Oczywiście mężczyzna wyszedł z pojazdu i po krótkiej rozmowie (czytaj: moim krzyku i jego zapytania czy wszystko ze mną w porządku) już nieco się uspokoiłam. Mimo to moje serce dalej waliło jak szalone, a żołądek wyraźnie fikał koziołki. O mało co leżałabym martwa na jezdni, cóż za ironia.
- Nic mi się nie stało. - Westchnęłam nadal zła na mojego rozmówcę. - Na przyszłość bardziej uważaj, bo może się to skończyć gorzej. - Zmarszczyłam brwi, karcąc siebie za nagły wybuch złości. Ale cóż mogłam na to poradzić?
 - Postaram się. - mruknął pod nosem. - Przepraszam. Podwieźć cię gdzieś może? - spytał zapewne chcąc mnie udobruchać.
 - Nie trzeba, poradzę sobie. - Zarzuciłam włosami do tyłu i po prostu ruszyłam przed siebie dziękując losowi, że potoczyło się to tak, a nie inaczej.
 - Jak chcesz. - Wzruszył ramionami, na co ponownie prychnęłam pod nosem ciche przekleństwo okazując tym samym moje oburzenie.
Mam nadzieję, że już więcej go nie spotkam. Wysłałam krótkiego sms-a do przyjaciółki, iż mogę się minimalnie spóźnić i dalej ruszyłam dalej przed siebie.
*Mini time skip*
Otóż właśnie wchodziłam do owego klubu. Oczywiście już całkiem bardzo spóźniona, gdyż po drodze zatrzymała mnie komunikacja miejska, ale to już inna historia. 
Rozsiedliśmy się wygodnie na kanapach i zaczęliśmy typową pogawędkę o niczym, jak to mięliśmy zawsze w zwyczaju. Ktoś poszedł po nieznane mi trunki, chociaż ja i tak nie miałam zamiaru wypić zbyt dużo, a może nawet wcale?
 - Na-o-mi! - Rozpoznałam głos mojej przyjaciółki, krzyczącej mi do ucha.
 - Czego?! - przybrałam jej ton głosu. 
 - Co ty na to... żeby... - chyba próbowała zrobić coś w rodzaju napięcia. 
 - Żeby?
 - Żeby znaleźć ci chłopaka! - pisnęła radośnie.
 - Chyba podziękuję, po poprzednim mam niezbyt miłe wspomnienia. - Mimowolnie się skrzywiłam.
 - No weeeź! Najwyższa pora sobie kogoś znaleźć! - Pociągnęła mnie radośnie za rękę w stronę baru. - Tam będziemy mieć wgląd na większość z nich. - Na jej twarzy pojawił się tak zwany lenny face.
Przewróciłam teatralnie oczami i poddałam się woli Lisy.
Zasiadłyśmy przy barze zamawiając sobie po drinku, gdy nagle przede mną stanął tak dobrze znany mi mężczyzna.
 - To ty! - powiedziałam z oburzeniem. Super, jeszcze tego mi brakowało, a przecież miałam w planach nigdy więcej na niego nie wpaść. 
 - Oh, hej~ - Uśmiechnął się delikatnie jakby całkowicie zapominając o sytuacji z niedawna.
 - Czyżbyś w końcu sobie kogoś znalazła? - powiedziała podekscytowana rudowłosa. - To może ja wam nie przeszkadzam co? - I sobie poszła. 
Serio?!
Przybiłam sobie w piątkę w twarz i westchnęłam. Lepiej być nie mogło.

Austin? Trochu weny brakowało lol 

czwartek, 27 września 2018

Od Kylie CD Austina

- Niezbyt ciekawie... - mruknąłam. - Najpierw klientka nawijająca o tym jaki to wygląd u facetów woli. Potem pijana kobieta którą wypraszalam z dobre dziesięć minut, a i tak musiałam ją pogonić mopem. Jeszcze później dwójka pijaczków podwalajacych się do mnie, i pytając gdzie zostawili rowery... Dobra, ci to akurat mnie rozśmieszyli. - przyznałam, i wzięłam kilka łyków soku.
- Czego to oni nie wymyślą... - Austin zachichotał pod nosem krecąc głową.
Usiadłam na jednym z wysokich krzeseł, opierajac łokieć o ladę, a głowę na pięść.
I właśnie wtedy grupa ludzi weszła do klubu. Było ich z pięcioro, a darli się jakby było ich dziesięcioro.
- Pięć szklanek, każda po trzy porcje wódki. - powiedział jeden z nich, wykładając dolary na ladę.
Austin wystawił na blat pięć dużych szklanek, i wlał do każdej z osobna po trzy porcje wódki. Sadząc po jego minie, zapewne tak samo jak ja uważał, że to trochę za dużo, i że będzie trzeba wyganiać ich z klubu pijanych. Swoją drogą ciekawa jestem, dlaczego dla większości osób w moim wieku, zależy tylko na dobrej zabawie w klubach, piciu wódki, i na długich nocnych zabawach... Pewnie nigdy nie pojmę tej ich logiki.
Gdy tylko tamci odeszli do stolika, pojawili się następni. Tym razem wszedł facet z dwiema kobietami. Od razu udali się na górę, gdzie można było przenocować. Chwilę po nich pojawiła się duża grupa, licząca może nawet 15 osób. Potem dwójka facetów, najprawdopodobniej para... I wszyscy po szklance jakiegoś alkoholu, i na parkiet.

Austinku? A możu zatańcujemy po soczku? XD

czwartek, 27 września 2018

Od Margaret CD Cassie

Piątek. Ach, czy może być coś piękniejszego niż wolniuteńki przedweekendowy wieczór? Radosna niczym filmowy William B. Tensy zapalający swego papieroska, maszerowałam pewnym krokiem przez pokrytą licznymi kałużami ulicę, raz na jakiś czas zerkając tylko na wibrujący z każdym powiadomieniem ekran smartfona. Czy Sarah nic nie mówi standardowe "przepraszam, nie mogę teraz rozmawiać"? Cóż, najwyraźniej bardzo jej tęskno za moim towarzystwem, albo boi się, że zrobię coś głupiego, albo jedno i drugie... Nie wykluczam żadnej z tych opcji. Hah, nie ma to jak spragniona kontaktu siostra, która kiedy jesteś w domu ma cię głęboko tam gdzie światło nie dociera, a gdy tylko decydujesz się na kupno własnego mieszkania nagle zaczyna się o ciebie martwić. To takie... urocze? No, może trochę. Tak czy inaczej, jedynym o czym w obecnej chwili marzyłam to usadowić się przy stoliku w ciepłej, przytulnej pizzerii, która jak na złość musiała znajdować się całe chrzanione sześć ulic stąd. Nie żebym narzekała, ale po dzisiejszych ćwiczeniach na sali moje nogi zdecydowanie nie nadawały się na żadne dalsze wędrówki. Kiedy tak snułam sobie rozmyślania na temat swej nieszczęsnej doli (a raczej głośno kłóciłam się ze swoimi nogami, które stawiały coraz to większy opór); nieoczekiwanie rozległ się przeciągły, wysoki krzyk, najpewniej należący do kobiety. Słysząc to momentalnie zastygłam w bezruchu, starając się zlokalizować źródło owego dźwięku. Początkowo zdawało mi się, że to tylko jakaś wrzaskliwa młodzież wracająca do domu, jednak widok, który zastałam potem utwierdził mnie w przekonaniu, iż sprawa ma się znacznie gorzej niż przypuszczałam...

~Time skip~

Rudowłosa wciąż wyglądała na dość zdenerwowaną, mimo iż dyskretnie starała się tego po sobie nie pokazywać. Swoją drogą, to chyba niezbyt rozsądne włóczyć się o tej porze po mieście, ale to już nie moja sprawa. Grunt, że dziewczynie nic poważniejszego się nie stało, choć obrzęk na jej policzku pewnie będzie się jeszcze utrzymywał przez jakiś czas.
- Dz... Dziękuję... - wydukała nieco zachrypniętym głosem nieznajoma, spoglądając na mnie z wyraźnym zakłopotaniem - Przepraszam za kłopot, nie chciałam sprawiać problemu. - dodała po chwili. "Przepraszam?" No nie! Rozumiem, że może się czuć w tej sytuacji dość niekomfortowo, ale przepraszanie za to, że ktoś ją zaatakował...? Nie poujmuję tej logiki.
- Każdy by tak postąpił na moim miejscu. - stwierdziłam przyglądając się jej uważnie - Co taki ktoś jak ty robi tu o tak późnej porze? - dorzuciłam bez dłuższego namysłu. Dobra, przyznaję, to niezbyt uprzejmie wypytywać ludzi o takie sprawy na dzień dobry, ale cóż poradzić, skoro mój język żyje własnym życiem?
- Chyba trochę zbłądziłam. Ale spokojnie, radzę sobie. - odparła chwyciwszy rączkę walizki, jednak wyraz jej twarzy mówił zupełnie coś innego - Z tego co widzę tutaj jest przystanek, więc to już niedaleko. - wskazała na tabliczkę paręnaście metrów dalej.
Z racji tego, iż nie miałam dziś już praktycznie nic ciekawego do roboty, postanowiłam odstawić nową znajomą do domu. Tak na wszelki wypadek, gdyby niedoszłemu napastnikowi przyszło do głowy jeszcze ją śledzić, bądź na przystanku mieli się trafić kolejni adoratorzy. Na szczęście nowa znajoma nie miała nic przeciwko temu bym dotrzymała jej towarzystwa, tak więc spokojnym krokiem powędrowałyśmy w stronę pobliskiego przystanku.
Wsiadłszy do niemalże pustego autobusu, bo siedziały w nim raptem dwie, może ze trzy osoby; usadowiłyśmy się wygodnie na samym końcu pojazdu. Jak się później okazało, jej nowy dom znajdował się na drugim końcu miasta. No nieźle. Dopiero w chwili, kiedy miałam wysunąć kolejne pytanie (których zresztą zadałam jej już dzisiaj całą masę) uświadomiłam sobie, iż nawet się sobie nie przedstawiłyśmy. No brawo! Jak mogło mi to umknąć?
- Wiesz... - zaczęłam niepewnie, zerkając kątem oka na siedzącą obok zielonooką - Trochę głupia sprawa, ale miło byłoby móc mówić Ci po imieniu, tyle że... - wzruszyłam ramionami zakłopotana jeszcze bardziej niż przedtem.
- Cassie. Cassie La Mettrie - uśmiechnęła się delikatnie, choć zdecydowanie uściskując mą dłoń. Całkiem ładne imię.
Odwzajemniłam jej uśmiech - Margaret Argent. Miło mi.

Cassie? ^-^

czwartek, 27 września 2018

Od Claudii CD Jerry'ego

Sama nie wiem, skąd wzięła się u mnie aż tak emocjonalna reakcja. W każdym razie wiem, że Jerry równierz nie należał w tym momencie do szczęśliwych. Boże, co on musi czuć... Jego rodzice zginęli, i już przenigdy nie będzie mógł ich zobaczyć... Maxine, która przez większość jego życia była dla niego jak matka... on jej już nigdy nie spotka... Fakt, ja osobiście straciłam już w życiu parę osób, i doskonale wiem, że to boli; nie mogę jednak wyobrazić sobie aż tak wielkiego bólu, jak stracenie jednych z najbliższych osób, i to w dodatku na zawsze...
Chyba jednak nie udamy się w najbliższym czasie do domu Max i Arona, a zamiast tego odwiedzimy cmentarz... Pogrzeb pewnie już się odbył... A nawet nie ma mowy, żebym zostawiła go samego, w tak trudnej sytuacji. Nie i kropka. Jestem stuprocentowo pewna, ze on potrzebuje teraz wsparcia. Ba! Z własnego doświadczenia wiem, że wsparcie przyjaciół może być najlepszym rozwiązaniem na smutek.
- Jesteś pewien, że będzie tak dobrze? - zapytalam, powstrzymując płacz (a przynajmniej starajac się go powstrzymać).
- Chy... Chyba tak... - odparł już o wiele smutniejszym tonem.
Tym razem to ja położyłam mu rękę na ramieniu. Czym by go teraz pocieszyć?... I czym by samą siebie pocieszyć?...

Jerruś? Smutaski z nebraski :c

czwartek, 27 września 2018

Od Jerry'ego CD Claudii

Oboje z Claudią zgodnie stwierdziliśmy, iż najwyższa pora nieco odpocząć od problemów. Tak więc nauczeni poprzednimi wydarzeniami nie oddalaliśmy się zbytnio od centrum watahy, aczkolwiek udaliśmy się w bardzo spokojne miejsce, a mianowicie park na obrzeżach naszego miasta. Bogu dzięki byliśmy wtedy w postaci ludzkiej i nikt nas nie ścigał, nie gonił i nie miał zamiaru aresztować. Miła odmiana...
Na początku zamówiliśmy sobie kawę w niewielkiej kawiarence obok, oczywiście ja nie zwracając kompletnie uwagi na obecną porę roku, wziąłem sobie karmelową i to z solidną dawką lodu. Claudia naśmiewała się ze mnie nieco i co chwila pytała się czy nie jest mi za ciepło. Wystawiałem wtedy tylko język w jej stronę niczym dziecko i dalej sączyłem mój napój. W końcu wybraliśmy nasze miejsce spoczynku, a była nim drewniana ławka. Omawialiśmy nasze przeżycia i uczucia z ostatnich kilku dni, teraz się z tego śmialiśmy, ale wtedy nie było tak wesoło. Przynajmniej będzie co wspominać...
 - Wiesz co? Ciekawi mnie jedna rzecz. - Zagadnąłem.
 - Jaka?
 - Dawno nie widziałem Maxi ani Arona. W sumie chyba powinienem ją w końcu odwiedzić - pogrążyłem się w rozmyślaniach.
 - Przydałoby się... Możemy wpaść do niej dzisiaj wieczorkiem na kolację, co ty na to? - Uśmiechnęła się.
 - Jestem za... Tylko najpierw spytam się jej czy nie ma żadnych planów na dzisiaj. Czekaj zaraz napiszę jej sms-a - Już wyciągałem telefon z torby, gdy nagle komórka Claudii zaczęła wydawać dobrze mi znaną melodię idolki dziewczyny, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Anarii.
 - Tak słucham? - spytała.
 - Clau? Jerry jest obok? Daj mnie proszę na głośnik. - Spojrzałem na nią zdziwionym wzrokiem
 - Co tam? - zapytałem.
 - Jest sprawa. A mianowicie, nie powiedzieliśmy wam o tym wczoraj, bo nie chcieliśmy was martwić, aczkolwiek chyba przyszedł na to czas. Otóż, nie wiem czy myśleliście o tym, ale nic nie słychać o Maxine i Aronie.
 - Oho, wywołaliśmy wilka z lasu. Czemu mam wrażenie, że to będzie przykra wiadomość? - bąknąłem do siebie.
 - Ćśś!
 - Oni... Tak jakby... Ugh, nie wiem co powiedzieć. - Pociągnęła nosem. Czy ona płakała? - Zginęli w wypadku samochodowym kilka dni przed waszym powrotem. - Jej głos się łamał.
Ja słuchałem tego z palm facem na twarzy nie wiedząc co powiedzieć. Claudia natomiast próbowała udawać, że wszystko jest w porządku i ocierała pojedyncze łzy, po czym w końcu rozkleiła się na amen.
 - Dzięki za informację, oddzwonimy później. - Rozłączyłem się. - Hej, nie martw się, wszystko będzie dobrze. - Posłałem jej smutny uśmiech i objąłem ją ramieniem.

Claudia? :c

czwartek, 27 września 2018

Od Austina do Naomi

Dzisiejsza noc w klubie była wyjątkowo męcząca, gdyż doszło do niezłej bójki o blondwłosą kobietę. Rozdzielenie tylu napalonych i zarazem pijanych mężczyzn było wyzwaniem, a była nas tylko czwórka - dwóch ochroniarzy i dwóch barmanów, w tym ja. Przyznam, że nieźle mi się oberwało, ale wiadomo co wilkołaki potrafią. Wszelkie rany zniknęły po kilku minutach, a w domu byłem o piątej nad ranem.. A poranek? No cóż, był chyba jeszcze gorszy. Na nogach byłem już o jedenastej, bo organizm stwierdził, że jestem wyspany i mogę z radości skakać do chmur. Pomimo licznych prób zaśnięcia, nie zdołałem zmrużyć już oka, a dzisiaj też mam się zjawić w klubie. Głęboko westchnąłem przecierając twarz dłońmi.
- Ja.. pier.. do.. lee - mruknąłem głosem żalu i niechęci do wszystkiego.
Podniosłem swoje cztery litery z jakże wygodnego łóżka i podszedłem do okna, przez które zaraz wpadły jasne promienie słońca. Zerknąłem na swoje auto, które grzecznie stało w tym samym miejscu, w który je zostawiłem dzisiejszej nocy.. czy też o poranku. Nie chce wiedzieć co myślą o mnie tutejsi mieszkańcy. Z resztą i tak bym się tym nie przejął. Zawsze o takiej czwartej nad ranem mogę zwiększyć obroty silnika do maksimum i obudzić całą okolice.
Nim zdołałem się do końca wybudzić, wybiło już południe, a więc był to znak, aby coś w końcu zjeść. Nim jednak skierowałem się do auta by skoczyć na miasto, wziąłem chłodny prysznic i ubrałem się w luźne ciuchy. Ogarnąłem wiecznie nieogarnięte włosy i po doprowadzeniu siebie do jakiegokolwiek wyglądu, wyszedłem na zewnątrz. Było czuć jesienny chłód, ale w sumie dobrze, będę miał więcej energii na później.
Podczas delektowania się mocną kawą po sytym posiłku, mój telefon poinformował mnie o przychodzącym połączeniu od znajomego z warsztatu. Oczywiście odebrałem.
~ Cześć. Wpadniesz do warsztatu dzisiaj? - spytał z lekka zdyszanym głosem.
- Jasne. Co znów popsułeś? - upiłem łyk napoju.
~ Podnośnik chyba szlag trafił..
- Zaraz będę - westchnąłem odkładając wyciszony telefon na bok.

*Jakiś czas później*

- Mówiłem Ci cepie, że on nie podnosi takiego tonażu - powiedziałem odkładając już klucze do wózka - Następnym razem nawet nie dzwoń jeśli go zepsujesz - dodałem myjąc ręce pod ciepłą wodą z płynem.
- Myślałem, że da radę - odparł sprawdzając podnośnik.
- Weź Ty już lepiej nie myśl, bo Ci to nie wychodzi - odparłem szybko i wytarłem dłonie do sucha w ręcznik.
Po kilku kolejnych zdaniach atmosfera znacznie się rozluźniła i wzięło nas na żartowanie, a zaraz na śmiech. Ważne, że humor jakoś się poprawił i w sumie to.. jestem prawie spóźniony do klubu. Wsiadłem w bawarkę i ruszyłem szybko przez miasto, aby dotrzeć do pracy. Wjechałem z lekkim piskiem w jedną z uliczek i popędziłem dalej, lecz moje stopy nagle znalazły się na wciśniętych pedałach sprzęgła i hamulca. Spod kół wydostał się siwy dym, a sam pojazd z lekka bujnął się na bok. To jednak nie wystarczyło i lekko szturchnąłem przechodzącą przez drogę kobietę. Odruchowo oparła się dłońmi o gorącą maskę pojazdu i wbiła we mnie mordercze spojrzenie. Wrzuciłem bieg neutralny i zaciągnąłem hamulec ręczny, po czym odpiąłem pas i wysiadłem z auta...
- Ślepy jesteś by człowieka nie zauważyć? - zaczęła dość złym tonem. Nie dziwię się jej. - Naucz się jeździć..
- Nic Ci się nie stało? - przerwałem jej nerwową gadkę o dziwo spokojnym tonem i z lekka zmierzyłem ją wzrokiem, czy aby na pewno jest cała. Nie chciałbym mieć kogoś na sumieniu.


Naomi? Postawię ci drinka ( ͡° ͜ʖ ͡°)

środa, 26 września 2018

Naomi!

Imię: Naomi
Nazwisko: Rodriguez
Płeć: kobieta
Wiek: 22 lata
Data urodzenia: 11 grudnia 1996 r.
Orientacja: Hetero
Głos: Sylwia Przybysz - Czas
Profesja: Została tłumaczką, gdyż zna dużo języków, ale dorabia sobie na boku.
Miejsce Zamieszkania: Zimowy Poranek
Charakter: Naomi jest kobietą dość roześmianą i na pierwszy rzut oka szczęśliwą. Uśmiecha się praktycznie cały czas, lecz nie zawsze jest to uśmiech szczery. Mimo to, dużo rzeczy bierze do siebie i wiele spraw traktuje na poważnie. Odzywa się dość dużo i jest trochę gadatliwa, lecz zazwyczaj wie kiedy ugryźć się w język, więc powierzając jej jakikolwiek sekret - można mieć pewność, że będzie on bezpieczny. Nie wygląda ona niebezpiecznie, a dla większości jest miła, pomocna oraz kulturalna, aczkolwiek jak to w wielu sytuacjach bywa, pozory potrafią mylić.  Przy pierwszym spotkaniu zachowuje raczej dystans, a co za tym idzie jest skryta, nieufna i nieco tajemnicza. Z reguły najpierw robi, później myśli, przez co jej życie jest urozmaicone o różne ciekawe sytuacje. Jakby nie patrzeć to jest dość bystra i szybko łączy fakty, czasami może zbyt pewna siebie, przez co niekiedy zdarza jej się na tym ,,przejechać". Z natury jest istotą dość mściwą, dlatego chyba lepiej z nią nie zadzierać. Nie jest osobą cierpliwą, a jak już się wścieknie to bywa dość porywcza co uważa za swą zdecydowaną zaletę. Mimo tego należy raczej do leniwych typów i w miarę spokojnych, którzy najchętniej przeleżeliby większość swego życia na kanapie pod ciepłym kocykiem.
Nigdy się nie wywyższa i każdego traktuje jak równego sobie, lecz jedno trzeba jej przyznać - nienawidzi się podporządkowywać i zazwyczaj robi wszystko po swojemu. Przy tym niekiedy zdarza jej się wykłócać o swoje zdanie, co uważa za swoją wadę. Lubi dreszczyk emocji oraz adrenalinę, toteż korzysta z życia jak najlepiej i stara się wszystkiego spróbować. Często kłamie, mąci i manipuluje, a co za tym idzie zdecydowanie nie jest szczerym człowiekiem. Czasami zdarza jej się nadużywać sarkazmu i ironii i jakoś nie może się wyzbyć tego nawyku.
Zainteresowania: Naomi ma różnorakie zainteresowania. Począwszy od jazdy konnej, na oglądaniu seriali i czytaniu komiksów kończąc. Tak więc uwielbia jeździć na wierzchowcach i czasami nawet startuje w zawodach, ale raczej robi to dla rekreacji. Oprócz tego lubuje się w oglądaniu wszelkiego rodzaju seriali oraz filmów zwłaszcza akcji. Jej hobby to pisanie zazwyczaj opowiadani, aczkolwiek ma też swój własny pamiętnik o którym nikt nie wie. Często ćwiczy, biega słuchając przy tym ulubionej muzyki i można powiedzieć, iż jest to jej pasja. Niekiedy czyta też komiksy bądź książki. Można uznać to za dziecinne, aczkolwiek jakoś zbytnio jej to nie przeszkadza. Czasami zdarza jej się zagrać w jakąś grę, ale to raczej rzadko, gdyż po prostu nie zawsze starcza jej czasu. Zazwyczaj w wolnych chwilach zajmuje się tłumaczeniem wszelkiego rodzaju tekstów do swojej pracy bądź przechadza się uliczkami miasta tak naprawdę bez większego celu.
Aparycja: Na wstępie trzeba powiedzieć, że nie grzeszy zbytnio wzrostem, ponieważ ma zaledwie 165 cm. Nie jest zbyt gruba, ale też nie robi za przysłowiowy worek kości. Posiada długie, lekko pofalowane i brązowe włosy sięgające jej za łopatki. Często upina je w koka bądź w kucyk, tak aby nie przeszkadzały. Na twarzy goszczą czekoladowe oczy i lekko zadarty nos oraz pełne usta, które uważa za swój największy atut. Charakterystyczną cechą są u niej tatuaże oraz kilka kolczyków. Mianowicie na przedramieniu znajduje się japońska katakana, której praktycznie nikt poza nią nie potrafi przeczytać. Owy napis ma dla niej duże znaczenie, aczkolwiek rzadko komu mu je zdradza. Na prawym nadgarstku znajduje się Saturn i kilka gwiazd przypominających małe pentagramy. Kolczyki natomiast posiada jedynie w uchu oraz przegrodzie nosowej. Pomijając to, to na jej ciele jest kilka blizn, niektóre nawet głębsze, aczkolwiek za wszelką cenę stara się je tuszować.
Wygląd: Jak na swój gatunek, to również jest niska. Zdecydowanie wyróżnia ją jednak srebrno-szary kolor sierści. Lecz mimo swoich krótkich nóżek w biegu dorównałaby niejednemu wilkowi. Jej uszy są czarne, a oczy w tej postaci przybierają kolor jasnego brązu, albo jak kto woli ciemnego pomarańczowego. Również na łapach ma tak zwane czarne ,,skarpetki" co wygląda całkiem ładnie kontrastuje z naturalnym kolorem sierści.
Rodzina: 
~ Dylan Rodriguez - zazwyczaj udawał kochającego ojca, lecz pod tą przykrywką robił za przestępcę i okradał różnego rodzaju instytucje. W między czasie wciągnął się w hazard i minimalnie w alkoholizm. Niestety źle odbiło się to na jego rodzinie, przez co jego jedyna córka nosi niektóre blizny właśnie po nim.
 ~ Katy Rodriguez - matka kochająca swoje dziecko, niestety nie poszczęściło jej się w życiu i bojąc się odejść dalej trwa przy swoim toksycznym mężu i rzadko spotyka się z córką.
Partner: Ma swego rodzaju uraz do mężczyzn, ale kto wie...
Historia: Otóż, w rodzinie Rodriguez urodziła się w końcu długo wyczekiwana dziewczynka. Oboje rodziców niezmiernie cieszyli się na tę wiadomość i możecie wyobrazić sobie ich radość, gdy wreszcie w rękach mogli trzymać swój owoc miłości. Szybko jednak ich życie przestało być bajką. Chcąc nie chcąc jej ojciec wkręcił się w nie najlepsze towarzystwo i szybko popadł w masę nałogów. Z początku był to tylko zwykły hazard, przez co po jakimś czasie zaczęli żyć na o wiele uboższym poziomie. Następnie kradzieże by zdobyć pieniądze na zbędne gry, jak nietrudno się domyślić w końcu doszedł do tego alkoholizm i inne używki, przez co Nao ma mały wstręt do takich rzeczy. W pewnym momencie jednak policja przyłapała mężczyznę i wsadziła kila lat za kratki. Brunetka miała 10 lat gdy jej tata wrócił z więzienia. I to był kultowy moment, który odmienił ich życie. Po powrocie wszystko to się nasiliło. Natomiast obie kobiety próbowały odciągnąć swojego męża, a zarazem ojca od tych nawyków co niestety nie wyszło im za dobrze, ponieważ, gdy ten był pijany często je bił bądź nimi poniewierał. Skutkiem tego są niektóre blizny na ciele dziewczyny. W domu przeszła istne piekło i uwolniła się z niego w wieku 18 lat wyjeżdżając do miasta znajdującego się w okolicy wsi na której mieszkała. Chcąc nie chcąc wpadła w złe towarzystwo przez co w pewnym sensie trafiła do mafii i niekiedy dalej się tam pojawia. Wciąż próbując odciągnąć matkę od toksycznego ojca, lecz póki co nie zapowiada się by mogło się to udać. Chociaż, kto wie? Jeszcze całe życie przed nią.
Ciekawostki: 
 ~Zawsze chciała mieć swój własny motor, aczkolwiek bała się wypadków i nigdy nie miała odwagi,
 ~Zna wiele języków azjatyckich m.in japoński, koreański, chiński, tajlandzki podstawy rosyjskiego, chociaż potrafi też płynnie mówić po niemiecku oraz hiszpańsku,
 ~Uwielbia spacerować, zwłaszcza pod osłoną gwiazd i kocha zachody słońca,
 ~Dorabia sobie na boku, pracując w gangu.
 ~Zawsze na wszelki wypadek nosi przy sobie scyzoryk.
Inne zdjęcia:

środa, 26 września 2018

Od Austina CD Kylie

Po tym jak Kylie wyjechała swoim autem, zająłem się jeszcze jednym pojazdem, gdyż muszę wyrobić pewną normę. W głowie jednak widziałem brunetkę, co z lekka nie dawało mi spokoju. Ten fakt zdołał mnie zdezorientować i prawie doprowadziłem do wycieku oleju z obwodu. W ostatniej chwili dokręciłem śrubę i odłożyłem narzędzie na wózek. Głęboko westchnąłem opierając dłonie o biodra.
- Brunetka namieszała Ci w głowie - odparł kolega poklepując mnie po ramieniu.
- Żebym ja Ci zaraz kluczem w głowie nie namieszał - mruknął kierując na niego wzrok.
- Dobra, dobra, nie szalej - zaśmiał się szukając czegoś w skrzynce - Sam bym ja puknął - dodał, co "lekko" mnie wkurzyło.
To był moment, gdy to kolega znalazł się przyszpilony do ściany. Fakt, był ode mnie wyższy, ale ja mam większą parę w łapie.
- Uważaj co przy mnie mówisz o kobietach - powiedziałem hamując pięść - Puknąć to możesz siebie w łeb, a nie kobietę - dodałem odpuszczając i odszedłem do auta piorunując go wzrokiem.
- To przelecę - parsknął, lecz nie miałem już ochoty do niego podchodzić.
Chwyciłem za klucz płaski i rzuciłem w jego stronę poziomym lotem. Narzędzie trafiło w krocze, przez co z lekka się schylił i wydał z siebie zduszone jęknięcie. Wytarłem dłonie o szmatę i skierowałem się do szatni. Skoro on tak bardzo chce sam wszystko robić, proszę bardzo. Przebrałem się w swoje ubrania i wróciłem do bawarki.
- A Ty gdzie? - spytał wychodząc po za garaż.
Krótko spojrzałem w jego kierunku i bez słowa odjechałem. Szkoda mi nerwów, a przede mną jeszcze cały dzień. Jedynym uspokojeniem był zimny prysznic w domu oraz syty posiłek, który zjadłem później na mieście. Resztę dnia spędziłem na treningu. Jeden plus, że zdołałem się w jakimś stopniu wyciszyć i ochłonąć.
W klubie zjawiłem się jakieś pół godziny przed jego otwarciem, gdyż musiałem wszystko poukładać na ladzie. DJ puszczał jakąś muzykę w tle, lecz cicho, aby sprawdzić czy wszystko działa. Przeleciałem wzrokiem po trunkach i choć nie powinienem, nalałem sobie trochę jednego z alkoholi do niewielkiej szklanki. Po wypiciu, umyłem naczynie i wytarłem je do sucha.
Słysząc czyjeś kroki, odwróciłem się spokojnie do źródła dźwięku. Była to oczywiście Kylie, którą powitałem przyjaznym uśmiechem.
- Cześć, Austin!
- Witaj. Co tym razem podać? - spytałem spokojnie chwytając na szklankę.
- Jakiś sok - odpowiedziała zerkając na trunki. - Jak Ci minął dzień?
- Nie ciekawie, ale bywało gorzej - odparłem za bardzo się zamyślać, przez co szklane naczynie wypadło mi z dłoni - Zdecydowanie.. - mruknąłem sprzątając kawałki szkła.
- Może musisz odpocząć od pracy. Wiesz, jakiś urlop - zaproponowała upewniając się czy żyję.
- Wtedy będzie jeszcze gorzej - powiedziałem myśląc o tym, jak bardzo nudzę się w domu, a nuda doprowadza do przemyśleń - Może Tobie dzień lepiej minął.. - odparłem po wyrzuceniu szkła. Sięgnąłem po nową szklankę nalewając do niej soku i podałem zamówienie kobiecie.

Kylie? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

wtorek, 25 września 2018

Od Kylie CD Austina

- Kylie! - od razu po przekroczeniu progu domu usłyszałam głos Jimina. - Gdzieś ty była?! - podbiegł do mnie. Został jednak wyprzedzony przez Charlesa.
- Kto cię odwiózł? Jak ma na imię? Gdzie pracuje? - zaczął mnie wypytywać.
- Gdzie mieszka? Jak ma na nazwisko? Jakiej jest orientacji? - dopytał Jimin.
- Hej! Stop! - wrzasnęłam, na co bracia się uciszyli. Cisza jak makiem zasiał... A wystarczy krzyknąć raz i porządnie.
- Nie musicie mnie o wszystko wypytywać. - stwierdziłam. - Doceniam to, ale... Sami wiecie...
- Ech, no dobra. - mruknął Charles.
- Damy ci dziś spokój. - poparł go Jimin.
Zdjęłam swoje długie, czarne buty, i pudrowo-różowy płaszczyk. Następnie udałam się do swojego pokoju, aby odłożyć torebkę, i wpakować z niej telefon. Wzięłam też piżamę, którą zaniosłam do łazienki. Była już najwyższa pora na ciepły prysznic, i resztę night routine...
***
- Z chęcią jeszcze raz wpadnę tam na drinka.  - Jak mnie nadopiekuńczy bracia wypuszczą samą z domu... - Do zobaczenia! - pomachałam Austinowi na pożegnanie.
***
Ochroniarz wpuścił mnie do klubu. O dziwo, było tam praktycznie zupełnie pusto... Tylko ja, i jeden barman, odwrócony plecami. Chyba zmywał kieliszki.
Po chwili odwrócił się, i... uśmiechnął się na moj widok. Tak, to na sto procent był Austin, którego spotkałam tu wczoraj, i który dzisiaj naprawił mi auto.
- Cześć, Austin! - uśmiechnęłam się.

Austin? X3 Trochu nudnawe to, ale jest x3

wtorek, 25 września 2018

Od Austina CD Kylie

Podczas trasy w kierunku wyznaczonej ulicy, drogę przebiegła nam sarna, która nie powinna się tutaj nawet znaleźć. Jednak poprzez szybką reakcję, zdołałem uniknąć wypadku, który to mógł skończyć się różnie. Brunetka zdecydowanie nie była przyzwyczajona do takiej jazdy, gdy to przytrzymałem pojazd w kontrolowanym poślizgu. Uspokoiłem ją lekkim śmiechem, lecz i tak oberwało mi się ciosa w ramie. Byłem bardzo rozbawiony jak na taki dzień. W sumie dobrze, może uda się wrócić do lepszego życia.
- To tam - wskazała kobieta po chwili jazdy na białą chatkę.
Przytaknąłem i zbliżyłem się do posiadłości ostrożnie podjeżdżając koło podjazdu. Przyznam, że domek wyglądał na zadbany i dobrze utrzymany. Nie chcąc zakłócać ciszy innym domownikom, którzy ewidentnie nie spali ze względu na paląca się światło w jednym z pomieszczeń, zatrzymałem pojazd przy podjeździe. Wtem zauważyłem jakąś osobę w oknie, która patrzyła się w naszym kierunku. Najwidoczniej ktoś czekał na brunetkę, która również zerknęła w stronę okna.
- Wielkie dzięki - odparła kobieta zerkając na moją osobę.
- Nie ma za co - powiedziałem posyłając przyjazny uśmiech - Do zobaczenia - dodałem, co z lekka speszyło ciemnowłosą.
Opuściła pojazd ostrożnie domykając drzwi, a gdy światło w aucie zgasło, spokojnie wycofałem z podjazdu. Chcąc nie chcąc, bawarka z natury jest głośnym autem, więc jej mruczenie było dość słyszalne. Nie ważne jak lekko bym dodawał gazu, ona zawsze się odezwie. Typowa kobieta.
Gdy światła pojazdu przestały świecić na posiadłość, a skierowały się raczej w kierunku drogi głównej, "lekko" przycisnąłem gaz i oddaliłem się od chatki. Wiedząc, że w godzinach porannych mam do załatwienia kilka spraw w warsztacie, od razu skierowałem się do domu. Współlokatorzy mnie za to nienawidzą, ale cóż mogę zrobić. Przynajmniej więcej mnie w domu nie ma i w sumie wygląda to tak, jakby mnie w ogóle tutaj nie było.

Po porannym treningu na siłowni, udałem się do wcześniej wspomnianego warsztatu, gdzie czekali już na mnie moi znajomi. Przebrałem się w grafitowe spodnie dresowe oraz czarną koszulkę, gdyż nie chciałbym ubrudzić ubrań dziennych; po czy przystąpiłem do naprawy auta znajomego bo przeważnie to tutaj robię.
Gdy jego złom został naprawiony, wybiła godziła dwunasta, więc miałem chwilę przerwy na cokolwiek. Umyłem więc ręce i sięgnąłem za uzupełnienie karty. To zajęcie zostało mi jednak szybko przerwane. Usłyszałem znajomy mi głos, który to słyszałem w nocy w aucie, więc podniosłem swoje cztery litery i podszedłem do bramy garażu. Tam właśnie stała brunetka i rozmawiała z jednym pracownikiem. Oczywiście nie zwlekając, skierowałem się do nich i przywitałem ciemnowłosą ciepłym uśmiechem.
- Ten świat jednak mały jest - powiedziałem zerkając znacznym wzrokiem na mężczyznę, który odszedł bez słowa - I wiesz co.. tak się wczoraj zagadaliśmy, że nawet nie zdążyłem się przedstawić - zacząłem, na co kobieta z lekka się zaśmiała - Mów mi Austin - dodałem wyciągając do niej dłoń, która zaraz uścisnęła.
- Kylie - odparła spokojnie swoje imię, które było dość nietypowe.
Po przedstawieniu się i wyjaśnieniu, co ją tutaj sprowadza; wziąłem się za naprawę jej różowego coopera, który miał jedynie problem z czujnikiem silnika. Jego łącza były zaśniedziałe i nie dochodził sygnał, przez co ten miał problemy z odpalaniem.
- Ogólnie nie spodziewałam się Ciebie tutaj - powiedziała Kylie gdy zamknąłem maskę jej pojazdu - W nocy uprzejmy barman, a za dnia pomocna rączka - dodała.
- Za dnia grzeczny chłopiec, zaś w nocy.. - wzruszyłem z lekka brwiami i uśmiechnąłem się zawadiacko - Grzeczny barman, oczywiście - dodałem wycierają zakurzone dłonie z szmatkę.
- Dobra, dobra - uśmiechnęła się szeroko - Ile za to..? - spytała.
- Twój ładny uśmiech mi wystarczy - odpowiedziałem, co ponownie speszyło kobietę - Tutaj masz prywatną wizytówkę z numerem jakby cooper odmówił posłuszeństwa - dodałem wręczając jej ową wizytówkę - A wieczorem będę w klubie, jakby co.

Kylie? Łap za suszarkę ( ͡° ͜ʖ ͡°)

wtorek, 25 września 2018

Od Kylie CD Austina

- No... Jeżeli to nie będzie problem, to zgadzam się. - uśmiechnęłam się nieco szerzej.
Chłopak zaprosił mnie do środka gestem ręki. Obeszłam więc auto naokoło, po czym wsiadłam do środka. Od razu czuć było zmianę temperatury.
- Gdzie dokładnie? - zapytał, ruszając pojazd do przodu
- Na Silverstone.
*kilka minut później*
- Znasz tego faceta? - odezwał się nagle mężczyzna. - Tego, który cię zaczepiał?
- Nie... Nigdy wcześniej go nie widziałam... Pewnie to tylko jeden z tych, którym w głowach tylko dziewczyny i alkohol.
- Pewnie tak. - stwierdził z rozbawionym uśmiechem. - Cóż, to klub nocny, zdarza się.
- Dokładnie. - zaśmiałam się. Po chwili dodałam: - Wiesz... To jak go powaliłeś... Masz klasę!
- Wiem, i dziękuję. - na twarzy rozmówcy namalował się chyrty uśmieszek.
Nagle, ni z tąd, ni z owąd, na drogę wybiegła sarna. Mężczyzna jednak zareagował niezwykle szybko. No właśnie - zbyt szybko, jak na człowieka... Ba! Nawet nie pachniał jak człowiek! Musiał mieć w sobie wilczą naturę...
Wyminął zwierzę, jednak w długim poślizgu; ktory szczerze mówiąc nieco mnie przeraził. Po chwili jednak wrócił do normalnej jazdy.
Zerknął na mnie - przestraszoną, kurczowo trzymającą pasek od torebki dziewczynę, której obecna przed chwilą scena przypominala o przeszłości (tego ostatniego raczej nie było widać).
- Spokojnie, to było kontrolowane. - zaśmiał się.
O dziwo uspokoił mnie tym zdaniem. Nie zmienia to jednak faktu, że dostał mukę w ramię. Tym razem oboje wybuchliśmy śmiechem.

Austinku? X3

poniedziałek, 24 września 2018

Od Austina CD Kylie

Podczas podawania drinków innym klientom, przyglądałem się młodej brunetce, która wyglądała dość interesująco. Uśmiech sam nasuwał się na twarz, a nie wspomnę o komplementach, które mógłbym jej posłać w obecnej chwili. Byłem jednak zajęty pracą i wsłuchiwaniem w muzykę, która przyjemnie grała w części dj'a. Po dosłownie chwili moje skupienie przeszło na brunetkę, która zamówiła sangria. Obok niej dosiadł się, no cóż, niezadbany za bardzo mężczyzna, który ewidentnie czegoś od niej chciał. Nie widziałem też w pobliżu ochroniarza, a zawołanie go z tej pozycji mogłoby wkurzyć pijanego mężczyznę. Do akcji wkroczył mój znajomy, który strzelił tekstem o ochroniarzu, lecz jego to za bardzo nie ruszyło. Zaśmiał się pod nosem kierując zmęczone spojrzenie na chłopaka.
- Nie pyskuj szczeniaku - parsknął krótko - Zajmij się lepiej swoją pracą - dodał i opał dłoń o ramie brunetki, która ponownie się od niego odsunęła.
Cicho westchnąłem i ze stoickim spokojem podszedłem do młodego pijaczyny, który nie bardzo mnie zauważył. Brunetka zaś śledziła moje poczynanie, które wyglądało lekko agresywnie. Chwyciłem natręta i z początku odepchnąłem go lekko w stronę drzwi.
- Drugie ostrzeżenie - odparłem obserwując jego reakcję - Trzeciego nie będzie - dodałem chcąc wrócić za ladę, lecz ten nie postanowił odpuścić.
- Kolejny - burknął i wykonał nieskuteczny zamach ręką, który chyba miał być pięścią.
- Ostrzegałem - westchnąłem i wymierzając celny prawy sierp w jego podbródek, pozbawiłem go wszelkiej równowagi.
Zagwizdałem znacznie w kierunku ochrony i jeden z goryli łaskawie zbliżył się do mojej osoby. Bez słowa podniósł pijanego natręta i oddalił się z nim za klub. Pogładziłem kostki pięści, które dość szybko się zaczerwieniły i zwróciłem wzrok na brunetkę.
- Nic Ci nie zrobił? - spytałem zatrzymując się obok niej.
- Nie.. na szczęście - odpowiedziała podnosząc ciemnookie spojrzenie.
Nim zdążyła coś więcej powiedzieć, zostałem zawołany przez kolegę, który powoli nie wyrabiał z zamówieniami. Posłałem szybki uśmiech do brunetki i wróciłem za ladę od razu kierując się do shaker'a.

Moja zmiana zakończyła się dość rytmicznym akcentem, gdyż DJ puścił Martina Vide i jego standardowy kawałek czyli Let's get Freaky (EHB Edit). Widok tańczących ludzi, dymu oraz przebijającego się przez niego laserów jakoś poprawił mi humor. A jeszcze lepsze były obecne tutaj kobiety, które zamawiały drinki za drinkiem, lecz po minięciu drzwi tyłów klubu, muzyka znacznie się stłumiła. Odetchnąłem chłodnym powietrzem i zerknąłem na zegarek, który wskazywał trzecią w nocy. Poprawiłem odruchowo włosy i ruszyłem w stronę auta, które stało na końcu uliczki. Z odległości kilku metrów otworzyłem bawarkę poprzez pilot i przywitała mnie unosząc lampy ku górze, aby oświetlić mi drogę. Gdy wsiadłem do środka, zatopiłem się w skórzane siedzenia, a sam zapach skóry znacznie mnie zrelaksował. Odpaliłem smoka i spokojnym ruchem skierowałem się do opuszczenia uliczki. Moją uwagę przykuła jednak idąca przede mną kobieta, którą skądś kojarzyłem. Po podjechaniu nieco bliżej, okazało się, że była to brunetka z klubu, do której dosiadł się pijany mężczyzna. Szczerze, to było zimno i wpadłem na dobry pomysł. Otworzyłem szybę kierowcy i wyrównałem tępo chodu kobiety.
- Może podrzucić Cię do domu? - spytałem z lekkim uśmiechem, zaś ciemnowłosa zatrzymała się od razu odwracając na mnie spojrzenie - Jest zimno i nie chciałbym by tak ładna kobieta zmarzła - dodałem zatrzymując pojazd - Obiecuję, że trafisz do domu - przyłożyłem dłoń do serca poszerzając swój jakże (nie) uroczy uśmiech.

Kylie? ( ͡° ͜ʖ ͡°)