Ariana | Blogger | X X

środa, 31 października 2018

Od Naomi CD Austina

 - Co to jest? - Uniosłam brew ku górze łapiąc za kopertę i otwierając ją z podejrzeniem zerkając na mężczyznę.
 - Zobaczysz. - Usiadł sobie na moim łóżku i zaczął coś tłumaczyć jednocześnie patrząc na moją reakcję.
Jego słowa docierały do mnie jak przez mgłę, bowiem całą swoją uwagę skupiłam na skrawku papieru, gdzie dokładnie było opisane co nas tam czeka.
 - Prima Aprilis jest w kwietniu ziom. - Obróciłam się kilka razy na krzesełku. - Jeszcze trochę i bym się nabrała. - Zaśmiałam się.
 - To nie żaden żart ZIOM. - Podkreślił ostatnie słowo. - Jak mi nie wierzysz to zadzwoń do Victora. - Wywrócił oczami.
 - Co? Ale... Tak serio? - Dobra, w tamtym momencie trochę mnie wmurowało.
 - Serio, serio.
 - Nie wkręcasz mnie ani nic?
 - Nie. - Rozłożył ręce i wzruszył ramionami.
 - I co, że niby w poniedziałek wylatujemy, tak?
 - Doookładnie.
I właśnie wtedy zaczęłam piszczeć i praktycznie rzuciłam się na Austina. Ten nieco zdezorientowany z początku patrzył się na mnie jak na niepełnosprawną umysłowo wariatkę. No ale cóż mogłam poradzić? Emocje wzięły górę, plus nigdy nie miałam okazji odwiedzić sławnego na cały świat Los Angeles, mogło więc być to o wiele lepsze niż wycieczka do Tokyo czy Seoul.
Objęłam go ściśle i oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Znajdowaliśmy się w dość dziwnej, a zarazem śmiesznej i dwuznacznej pozycji. Brunet leżał na moim łóżku z rękami w górze za bardzo jeszcze nie wiedząc co się dzieje, a ja przytulałam go niczym mała dziewczynka ulubionego misia.  Dopiero po chwili niepewnie ułożył swoje dłonie na moich plecach.
 - Przepraszam. Emocje wzięły górę. - Zaśmiałam się nerwowo. - Ale jeśli to jest jakiś głupi żart, to obiecuję że skończysz tak jak nasza wcześniejsza mafia. - Wydęłam policzki i dźgnęłam go palcem w tors.
 - Nie mam zielonego pojęcia czemu mi nie wierzysz. - bąknął pod nosem.
 - Bo nie jesteś moim chłopakiem ani nic w ten deseń żeby zabierać mnie na takie wycieczki? - spytałam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
 - Wiele rzeczy jeszcze przed nami moja droga. - Poruszył sugestywnie brwiami, a ja pacnęłam go w ramię.
 - Spadaj. - Po tych słowach wstałam i otrzepałam z siebie niewidzialny kurz. - Jest sobota, a lecimy w poniedziałek...
 - Ty bystrzaku! - Uśmiechnął się tak jak to robią dorośli do dzieci, a ja zgromiłam go spojrzeniem.
 - Więc mam niedzielę na spakowanie się i ogarnięcie... A teraz idziemy na miasto kupić potrzebne rzeczy bo popsuła mi się poprzednia walizka. - Klasnęłam wesoło w dłonie.
 - A po co ja ci jestem na zakupach?
 - Bo lubię cię męczyć i może być fajnie. - Puściłam mu oczko i nie dając brunetowi nawet chwili na odpowiedź pociągnęłam go za sobą.
Tak więc udaliśmy się na krótki spacer do galerii. Jakoś tak wyszło, że nie skorzystaliśmy ani z auta Ausitna, ani z żadnego środku transportu tylko postawiliśmy na krótką przechadzkę. W końcu mafia została rozbita, więc mogliśmy czuć się bezpieczni, no i w razie czegoś mogłam obronić się z dwa razy większym ode mnie ciałem Jonesa. Po drodze oczywiście rozmawialiśmy dość głośno jak na nas, a niektóre staruszki obdarzały nas karygodnym wzrokiem, czym oczywiście zbytnio się nie przejmowaliśmy. Gdy znaleźliśmy się na miejscu oczywiście ruszyłam do najbliższego sklepu z ciuchami. Nie chciałam jednak aż tak katować Austina chodzeniem za mną i pomaganiem mi w doborze ciuchów, więc na tym zakończyłam stwierdzając, że przecież mam pełną szafę. Następnie zaczęliśmy poszukiwania owej walizki, ale po dobrej godzinie doszłam do wniosku, że żadna nie wpadła mi w oko plus nie chciałam wydawać niepotrzebnie pieniędzy, więc brunet zadeklarował się, że odstąpi mi jedną ze swoich.
 - Nigdy więcej, nie pójdę z tobą na zakupy. W życiu nie widziałem tak niezdecydowanej kobiety! - Zmarszczył brwi i uniósł ręce w bezradności.
 - Przynajmniej nie musisz dźwigać miliona toreb z moimi ciuchami. - Uśmiechnęłam się do niego. - A teraz idziemy coś zjeść więc chodź.
~*~*~*~*~
Wracając ponownie pokusiliśmy się o spacer. Może gdybyśmy byli razem byłoby romantycznie razem przechadzać się w światłach latarni, ale nie byliśmy. Mimo to miła atmosfera wisiała w powietrzu i nawet Austin nie wypominał mi, że zaciągnęłam go tam praktycznie bez powodu. Wszystko było dobrze, ulice były puste dopóki oczywiście coś nie poruszyło się w krzakach obok nas i to w miejscu, które nie było ani trochę oświetlone. Mając więc nauczkę po ostatnich spotkaniach z mafią, chwyciłam ramię mężczyzny tak na wszelki wypadek.
 - Słyszałeś? - szepnęłam.
 - To tylko jakieś zwierze. - Roześmiał się. - Niby jesteś tym lisem, ale węch masz kiepski. - Pstryknął mnie w nos.
Aczkolwiek resztę drogi spędziłam przyklejona do jego boku, co Jones na każdym kroku komentował i chyba będzie wypominać mi to do końca życia.
Wróciwszy do domu padłam jak długa na łóżko, co prawda nie swoje bo znajdowałam się w pokoju Austina, ale jednak. Westchnęłam głęboko i ukryłam twarz w dłoniach.
 - Nie mam siły na nic.
 - Może dlatego, że przez dobre dwie godziny chodziliśmy bez celu po galerii, a później przestraszyłaś się wiewiórki w krzakach? 
 - A wal się. - Machnęłam ręką w jego stronę. - Ja idę do siebie, za dużo twojej obecności jak na jeden dzień. Masz na mnie zły wpływ. - Rzuciłam jeszcze w jego stronę.

Austin? biedny został zmuszony łazić za nao lol

środa, 31 października 2018

Event - Halloween!

Ello wilczki! Wraz z końcem października czeka nas straaaszna zabawa - Halloween! Tak, nie przesłyszeliście się. Przed nami wielka noc strachów!


Opisz w minimum 500 słowach przebieg Halloween w Elmo. Kto uczestniczył w zabawie? Jaki strój wybrałeś? Czy podczas nocy strachów zdarzyło się coś zaskakującego?


Narysuj wybrane postacie podczas Halloween. Technika rysunku dowolna.


Event kończy się 30 listopada.
Osoby, które wezmą udział w dwóch kategoriach otrzymają dodatkowe 20 L.
Mamy nadzieję, że spodoba Wam się event i wszyscy weźmiecie w nim udział :D

~Administracja ZN

wtorek, 30 października 2018

Od Jimina CD Andrewa

Co innego można robić w piątkowy wieczór? Bawić się! To oczywiste! Tak więc, jak nietrudno się domyślić nagle w moją stronę posypała się masa połączeń i wiadomości z zaproszeniami na różnorakie imprezy. Tym razem jednak wiadomość mojego najlepszego przyjaciela zadecydowała o wszystkim.

Od: Baby moje kochane </3
Impreza? Dzisiaj? Black Angel? Cała grupka zebrana, brakuje tylko ciebie ;)


Do: Baby moje kochane </3
Jeszcze się pytasz? Bądź u mnie ooo 19 QuQ

Teraz pozostał tylko proces szykowania się co niekiedy trwa u mnie dość długo. W końcu zawsze trzeba wyglądać idealnie, zwłaszcza jeśli dzisiaj szykuje się jedna z najlepszych imprez roku.
Skończyło się na tym, iż odziałem się w jeansową kurtkę, dosyć przetarte spodnie i czarną koszulkę, na wypadek gdyby zrobiło się gorąco. Woosung przyjechał po mnie o umówionej godzinie, a ja kulturalnie wpakowałem mu się na siedzenie pasażera. Cała reszta była już na tyłach chwaląc się nowymi działkami używek jakie zdobyli oraz tym na ile dzisiaj mogą sobie pozwolić. Niektórzy nawet zakładali się kto zaliczy więcej kobiet. Typowo. Tylko ja siedziałem wyjątkowo cicho i wymieniałem pojedyncze spojrzenia z białowłosym.
 - Jakieś plany na dziś? - oparłem się wygodnie o zagłówek.
 - Bawić się tak jak nigdy. - Uśmiechnął się i nieco przyspieszył z chytrym uśmiechem.
Jak ja go kocham!
~*~*~*~*~
Wszyscy byli już nieco wstawieni i przyznam, że ja również. Większość zniknęła mi już z pola widzenia i gdzieś kątem oka obserwowałem tylko Woosunga tańczącego z jakąś dziewczyną. Szybko jednak porzuciłem to zajęcie i wdałem się w krótką pogawędkę z barmanem przy okazji zamawiając sobie jakiś trunek. Obracałem się przy tym na krześle i zastanawiałem się co dalej począć ze swoim życiem. Okazało się bowiem, że żadna z osób z którymi wcześniej rozmawiałem bądź tańczyłem nie wpadła mi jakoś szczególnie w oko. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy poczułem czyiś oddech na karku i usłyszałem znajomy głos przy uchu.
 - Proszę proszę, moja ulubiona dziwka... - Ciarki przeszły mi po plecach.
 - Mi też miło cię widzieć. - Puściłem mu oczko. - Śledzisz mnie czy jak? Wiesz, żeby upewnić się, że cię nie zdradzam czy coś... - Zacząłem sączyć napój podany mi przez barmana.
 - Wyobraź sobie, że nie jestem aż tak aspołeczny jak ci się wydaje. - Skrzywił się nieco. - Wbrew pozorom też mam znajomych.
 - Wierzę, wierzę, a teraz przepraszam zabawa wzywa. - Dopiłem do dna i momentalnie wskoczyłem na parkiet.
Czyli jednak ten wieczór mógł być lepszy. A teraz w głowie pozostawał mi jeden plan:
Zirytować pana Andrewa Zgreda. 
Warto też wspomnieć, że promile zaczęły odgrywać już dużą rolę w moim ciele, toteż nie myślałem do końca trzeźwo. Odszukałem ludzi z mojej paczki i beztrosko wpakowałem się między nich z nadzieją, że szatyn cały czas na mnie spogląda. Tak się składa, że całkiem przypadkiem jakaś randomowa kobieta trafiła w moje objęcia. Później facet, kolejna kobieta i tak w kółko. W pewnym momencie wraz z białowłosym zaczęliśmy wciągać jakże równiutko ułożone kreski kokainy z jej nagiego brzucha. Śmiałem się co chwilę i poruszałem się usiłując wbić się w rytm muzyki co średnio mi wychodziło. Oczywiście trwało to do czasu, gdy ktoś nie przyszpilił mnie do ściany. W pierwszej chwili byłem przekonany, że to Andrew, ale nieco się przeliczyłem. Aczkolwiek był to całkiem przystojny mężczyzna zdecydowanie w moim guście. Coś do mnie mówił, próbował zagadać, ale w tamtym momencie jakoś mało mnie to interesowało, więc całą uwagę skupiłem na jego ustach i po prostu się w nie wpiłem. Szybko ta niewinna zabawa się jednak skończyła, bowiem odepchnąłem od siebie chcąc zająć się czymś bądź kimś innym. Natręt przez chwilę nie chciał dać za wygraną, ale po jakimś czasie się odczepił. Cóż, nie miałem ochoty na nic dłuższego, bo po co?
Zmęczony przysiadłem więc na jednej z kanap, gdzie całkiem przypadkiem siedział już dobrze znajomy mi chłopak.
 - Zno...wu ty? - Zająknąłem się nieco.
Bycie pijanym jednak mi nie służyło. Mógłbym przysiąc, że na jego ustach dostrzegłem błąkający się uśmiech.
 - Jak widać. Wyglądasz jak siedem nieszczęść dzieciaku. - Prychnął. - Przypomnij mi dlaczego cię wybrałem na mojego kochanka?
 - Booo... Jestem... Hm, seeeksowny. - Poruszyłem sugestywnie brwiami. - Chcesz za...tańczyć? - Wystawiłem w jego stronę dłoń, lecz o własnych siłach nie byłem wstanie się podnieść więc czekałem na ruch starszego.
 - Nie
 - No chooodź
 - Nie
 - Proszęęęę, następnyyym razem zro...bię o co tylko po-poprosisz - Przysunąłem się do niego nieco i przygryzłem płatek jego ucha.
To najwyraźniej go przekonało, bowiem uniósł swoje cztery litery odstawiając po drodze niedopity jeszcze trunek.
 - Pierwszy i ostatni raz zgadzam się na twoje głupie zachcianki. - Westchnął wyraźnie mając dość.
DJ grał strasznie szybkie piosenki, więc nie było czasu na przytulanki ani nic w ten deseń. Z początku dosyć sztywny Andy stał po środku jak słup soli. Dopiero gdy zacząłem się o niego ocierać i kręcić wokół niego z deka ożył, aczkolwiek dalej wyglądał śmiesznie. Sprawa się pokomplikowała, gdy zostaliśmy zepchnięci w dalsze zakątki sali, a ja zarzuciłem mu ręce na szyję i mimowolnie złożyłem na jego wargach motyli pocałunek. Szybko został on odwzajemniony i zdecydowanie pogłębiony. Właśnie wtedy pierwszy raz bez większej walki pozwoliłem mu dominować i oddałem się przyjemności. Zduszony jęk opuścił moje usta na co brunet uniósł zdziwiony brew.
 - Zdajesz sobie sprawę, że czeka cię kara za lizanie się z kolegą wcześniej, tak?
 - Mhm. - Wspiąłem się na palcach i przejechałem językiem po jego szyi, a następnie musnąłem kącik jego warg.
Po tym akcja działa się szybko. Pociągnąłem mężczyznę za koszulę i zaprowadziłem go na górę, gdzie znajdowało się mnóstwo pokoi. Otworzyłem drzwi jednego z nich i spojrzałem na Andrewa. I dokładnie w tamtym momencie film postanowił się urwać. Mam tylko nadzieję, że nie zrobiłem nic głupiego.

Andy? 

wtorek, 30 października 2018

Od Margaret CD Cassie

- A co jeśli coś nas zaatakuje i porwie? - zapytała drżącym głosem dziewczyna, kurczowo przytrzymując się mej ręki, tak jakby wyżej wspomniana obawa miała lada moment się ziścić.
- Nic ci nie będzie, jesteśmy bezpieczne! - zapewniłam, starając się dodać jej otuchy, co chyba niezbyt mi wyszło, bo po upływie zaledwie paręnastu sekund znów zaczęła panikować.
- Słyszysz to?! Nikogo nie ma wokół a słyszę jakby ktoś za nami chodził. - obejrzała się raptownie lustrując oczyma ciemną wąską alejkę, którą właśnie przemierzałyśmy. W zasadzie to jedynym co udało mi się wysłyszeć był cichy szelest suchych liści pod nogami.
Popatrzyłam na towarzyszkę z rozbawieniem, na co ta tylko przewróciła oczyma z lekkim oburzeniem.
- Bawi cię to?
- Odrobinkę - posłałam jej szeroki uśmiech, którego chyba nie zanotowała, bądź po prostu nie miała zamiaru odwzajemniać. Dobra, przyznaję, pewnie powinnam była w obecnej sytuacji zachować trochę więcej powagi, ale widok zaczerwienionych z zimna policzków rudowłosej i jej rozbieganego, spłoszonego spojrzenia po prostu mnie rozbroił. Ku memu rozczarowaniu, humor niestety nie udzielił się pannie La Mettrie i nim zdążyłam powiedzieć cokolwiek więcej, ona już ścięła mnie wzrokiem. Kurde, może przesadziłam? W sumie nie powinnam się jej dziwić - też pewnie miałabym cykora, gdyby podczas drogi do domu ktoś ni z tego, ni z owego wciągnął mnie w jakiś parszywy zaułek. Chociaż... Nie. Raczej kombinowałabym jak się na owym draniu odegrać, a niżeli unikać tego typu miejsc. Eh, duma to jednak zbyt przytłaczające słowo, zwłaszcza gdy stawia się je nad zdrowym rozsądkiem, a nie na odwrót, lecz cóż poradzić?
- Nie martw się. Obronię cię. - powiedziałam spokojnym, choć zdecydowanym tonem, starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie i mimo, iż ma wypowiedź została przez Cassie odebrana raczej jako żart i tak odczuwałam teraz przyjemną satysfakcję. Sama nie wiem czemu, ale w pewnym sensie poczuwałam się do obowiązku zapewnienia jej ochrony, jakkolwiek beznadziejnie miałoby to zabrzmieć. Nie myśląc już zbyt wiele nad konsekwencjami swych czynów, objęłam zielonooką ramieniem, co początkowo chyba nawet ją trochę zaskoczyło, ale jak widać postanowiła tego nie komentować. Nie minęło nawet pół godziny, a już znalazłyśmy się u progu jej domu. Nie chciałam jej się narzucać, więc stwierdziłam, że nie będę wchodzić, jednak ruda nie przyjęła odmowy i siłą rzeczy tak czy siak wciągnęła mnie do środka, z czego nie byłam zbytnio zadowolona, bo chyba wystarczająco dużo czasu jej dziś zabrałam. Swoją drogą zdziwiło mnie odrobinę, że żaden ze współlokatorów La Mettrie jeszcze nie wrócił do domu. Co oni robią o tej porze? Cóż, na pewno więcej niż ja.
- Mogę liczyć na pyszną kawę tak jak ostatnio? - wysunęłam pytanie, wszedłszy za dziewczyną do kuchni.
Przyjaciółka spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy - Kawę? Wieczorem? - uniosła brwi z rozbawionym wyrazem twarzy.
- A czemu by nie? Kawa jest dobra o każdej porze dnia i nocy - stwierdziłam bez dłuższego namysłu.
Skinąwszy głową rudowłosa zajęła się przygotowaniem napoju. Znudzona chwilową ciszą, postanowiłam nawiązać kolejny dialog.
- Ten film był naprawdę dobry, mogłybyśmy jeszcze kiedyś zrobić sobie taki wypad.
- Tak, dobry... - uniosła kąciki ust ku górze, lecz mimo wielkich starań właścicielki uśmiech i tak sprawiał wrażenie nieco wysilonego - Obejrzałabym jakąś komedię. - dodała po chwili.
- Wiesz, jeśli nie masz jeszcze dość na dziś filmów i mojego towarzystwa, bodajże około dwudziestej na TVN będzie leciał fajny... - przerwała mi nim zdążyłam dokończyć zdanie.
- Pewnie że nie mam! Zostaniesz? - spytała z nadzieją w głosie, co nawet mnie zaskoczyło. Bała się zostać sama w domu czy jak?
- Mogę, jeśli chcesz - wzruszyłam ramionami, a na twarzy rudej znów wykwitł piękny, szeroki uśmiech.
Większa część wieczoru upłynęła nam całkiem przyjemnie i w zasadzie nawet nie wiem kiedy wybiła godzina seansu.
~•~●~•~
Nieoczekiwanie od oglądanego filmu, a raczej usilnego starania się by nie zamknąć oczu, ponieważ mniej więcej od drugiej połowy komedia zrobiła się wyjątkowo nudna; wyrwało mnie dość nietypowe, acz całkiem przyjemne uczucie ciepła na ramieniu. Oparłszy się o mnie Cassie wymruczała tylko coś pod nosem, ale byłam niemalże na sto procent pewna, iż mówi to przez sen. Spuściłam wzrok przez dłuższą chwilę spoglądając na rudowłosą. Z tej perspektywy wyglądała ślicznie, znaczy się, zawsze uważałam, że jest bardzo ładna... Aj, dziewczyno, przestań! Chyba naprawdę wypiłam dziś za dużo kawy...
Powoli i ostrożnie okryłam przyjaciółkę kocem, jednocześnie zastanawiając się, czy powinnam teraz wstać, czy raczej zostać i nie ryzykować budzeniem jej. Przyznam szczerze, że bardziej uśmiechała mi się ta pierwsza opcja.

Cassie? ^-^

poniedziałek, 29 października 2018

Od Andrewa CD Jimina

Użytkownik AranciaChimmy jest offline.

Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w ekran telefonu, przeskakując od jednego zdjęcia do drugiego. Nadal nie mogłem się nadziwić jak udało mi się trafić tak niezłego kochanka. Co prawda jego chęć dominacji była dla mnie wręcz śmieszna, ale w jakimś sensie na pewno urocza. Jego pyskowanie również niezmiernie mnie irytowało, lecz wszystkie małe wady rekompensowało mi jego ciało. Tak. Pod względem fizycznym był niemal idealny. Pod względem psychicznym niekoniecznie. Nie zmienia to faktu, że miałem dziwne wrażenie, że decyzja o wyborze Jimina była jedną z lepszych jakie podjąłem. Andrew! To głupie! Pokręciłem głową, po czym ostatni raz zerknąłem na zdjęcia.

time skip

Istnieje wiele powodów dla których nie lubię piątków. Dzień postrzegany przez większość jako wolność i idealny pretekst, żeby kolokwialnie mówiąc "iść i się na*ebać", mi kojarzył się raczej z dniem pełnym udawania, że świetnie się czuję w towarzystwie moich podchmielonych, czy raczej nawalonych znajomych. Co prawda zawsze można ograniczyć kontakty z koleszkami, ale póki co wolałem zgrywać dobrego kumpla. Tak na wypadek gdyby kiedykolwiek mogli mi się do czegoś przydać. Oczywiście jak co tydzień czekało mnie ostre chlanie. Szkoda tylko, że ja byłem zazwyczaj szoferem.
Każdy piątek niósł ze sobą jeden scenariusz. Długie i nudne wykłady o historii prawa, tabun dzikich koni, czy raczej studentów uciekających z sali i oczywiście on - George Holland, król parkietu, pies na baby i istny champion w grze "kto pierwszy będzie żygał".
- To co? Wieczorem do klubu! Balujesz z kolegami co nie? Haha! To nie było pytanie!
I tak co tydzień. Zmieniało się zawsze tylko ostatnie zdanie.
"Dzisiaj ty prowadzisz" lub zbawienne dla mojego auta, a niekoniecznie dla mnie "Dzisiaj możesz się na*ebać". Każdy je*any piątek to samo. O bogowie, za jakie grzechy?!
Wystrojony w jedną z mniej prestiżowych koszul (bo przecież kto na libacje zakłada koszule od Armaniego), o barwie kości słoniowej i czarne, jeansowe spodnie jak co tydzien stawiłem się pod klubem Black Angel. Ktoś powinien założyć nam karty stałych klientów. Jak to zazwyczaj na miejscu byłem pierwszy,  bo przecież kto wśród głodnych procentów studentów pamiętałby o czasie. Standardowo cała grupa imprezowiczów zebrała się dopiero pół godziny później. Na końcu przybył rzecz jasna George, którego czas nie obowiązuje, jak to każdego zwierza melanżu i samca alfa wśród stulejarzy. Nie ma co, przyszłość prawa. Czasem zastanawiałem się jak tacy idioci dostali się na te studia.
Do klubu wkraczamy oczywiście za panem Hollandem, który jako lider paczki nieudaczników prowadzi przydupasów do odpowiednich miejsc. Zawsze wkraczam kilkanaście kroków za nimi, aby w razie jakiejś żenującej akcji móc odsunąć się od ekipy, udając że przyszedłem oddzielnie. Nie inaczej było dziś. George od razu skierował się na kanapy, tak jak i jego świta, a ja ruszyłem w kierunku baru. Przede mną kolejny długi wieczór, trzeba go uczcić. Barman widząc mnie od razu podał mi szklaneczkę z whiskey. Nie każdy bohater nosi pelerynę, prawda? Za jednym razem opróżniłem naczynie, po czym odstawiłem je na stół, wyciągając z tylnej kieszeni spodni kilkadziesiąt dolców i nawet nie sprawdzając kładąc obok. Pewnie znów zostawiłem mu o kilkanaśie dolarów za dużo. Minimalnie bardziej rozluźniony dzięki procentom ruszyłem w kierunku moich znajomych. Któryś z nich znów opowiada jakieś niestworzone historie o ilości lasek, które wyrwał i hektolitrach alkoholu jakie w siebie wtedy wlał. Standard. Jak zwykle usiadłem nieopodal, obserwując parkiet i stwarzając wrażenie pełnego podziwu wyczynom znajomego. Ciekawe kogo dziś przywiało do tego przeuroczego miejsca. Kilka pijanych dziewczyn krzywo bujających się na parkiecie, równie pijani faceci obok nich, jeszcze jedna grupka stulejarzy na imprezie, czterdziestolatki na babskim wieczorze... Nuda! Nagle mój wzrok przykuła ruda czupryna bujająca się gdzieś przy barze. Czyżby? Nie. Niemożliwe. Jimin? Rzuciłem wzrokiem na Georga. Ku mojemu zadowoleniu wszyscy zapomnieli o moim istnieniu. Wciąż obserwując czerwone włosy zerwałem się z miejsca i ruszyłem w kierunku baru. Im znajdowałem się bliżej mojego celu, tym bardziej utwierdzałem się w moim przypuszczeniu. Jimin Arancia we własnej osobie. Chłopak siedział przy barze, wpatrując się w pełną trunków gablotę za barmanem. Wypadałoby się ładnie przywitać, prawda? Powoli podszedłem do mężczyzny, a gdy znajdowałem się już tuż za nim przysunąłem się i wyszeptałem wprost do jego ucha:
- Proszę, proszę... Moja ulubiona dziwka.

Jimin? Chu*owe ale jestem w jakimś stopniu z tego dumna... Rekordy szybkości!

poniedziałek, 29 października 2018

Od Gabriela CD Riley

Nieco zdezorientowany strzepywałem szary proszek z ubrania. Faktycznie bardzo zabawne. Nie ma to jak pożądnie się u*ebać.
- Z czego kiśniesz wiedźmo? - bąknałem chwytając garść "sufitu" opadłą na fortpian, ciskając nią w brunetkę. Dziewczyna pisnęła, lecz z łatwością uniknęła pocisku z pyłu. W odwecie również chwyciła proszek i rzuciła w moją stronę, lecz fragmenty farby sięgnęły jedynie małego kawałka mojej koszulki.
- Dziecinada. - prychnąłem kręcąc głową. Pomińmy fakt, że wyszedłem na hipokrytę.
- Ty zacząłeś! - odparła Riley wytykając język. A prawie zapomniałem jaka ona jest irytująca. W każdym razie nie zapomniałem jak bardzo to lubię.
- I ja skończę. - krzyknąłem, w mgnieniu oka stając tuż przed brunetką i z dziecięcą łatwością przerzucając ją przez ramię. Tradycja to tradycja.
- To już robi się nudne. - wymruczała panna Black, bezwładnie zwisając głową w dół.
- A ty nadal nie umiesz tego przewidzieć. - zauważyłem, drugą ręką zarzucając grzywkę do tyłu. Kobieta w akcie irytacji uderzyła mnie w tyłek.
- Nie prowokuj. - zacmokałem ruszając w kierunku piętra. W innych okolicznościach bardzo chętnie, ale nie tu i nie teraz.
- A niby dlaczego? - spytała zadziornie, wymierzając cios w drugi pośladek. (czy jak woli kolega Michał w udo górne) Ta to ma wyczucie czasu. Powoli wkroczyłem na schody, starając się nie połamać ich po drodze. Pierwszy stopień, jak i każdy następny sprawiał, iż w całym domu brzmiało echo dźwięku podobnego do zażynanego kota. Ruby, czyżby? Ten dom należał chyba do tych,w których należy znać każdą ukrytą pułapkę.
- Bo ciotka przyjdzie w nocy i dojedzie cię za beszczeszczenie jej domu. - uśmiechnąłem się przewracając oczyma. Szczerze mówiąc "seks w domu zmarłej niedawno ciotki" nie brzmiał zbyt romantycznie... Poza tym co jeśli łóżko skrzypi równie mocno co schody, to ja raczej podziękuję. A tak przy okazji to czy te schody kiedyś się kończą?
- Och skarbie! Stęskniłam się za tobą. W szpitalu byłam taka samotna. Tak dużo ludzi, zero prywatności, a tutaj jesteśmy sami... - mruczała dziewczyna, muskając moje plecy opuszkami palców.
- Kusisz maleńka. - powiedziałem, starając się zabrzmieć równie uwodzicielsko co brunetka.
- Ach tak? I co teraz z tym zrobisz? - spytała z nadzieją. Ahh te naiwne baby.
- Przeczekam. - roześmiałem pokonując ostatni stopień i odstawiając ukochaną na ziemię.


Riley? Coś specjalnego na przeproszenie! (krótkie i chu*owe ale jest!)

poniedziałek, 29 października 2018

Od Bruna CD Genevieve

- Poza tym, jeżeli szczerze chcesz roztrzaskać mi auto, to śmiało, bo i tak mam zamiar kupić nowe. - puściłem dziewczynie oczko.
- Ale...
- Żadnego ale! - roześmiałem się.
Dziewczyna zapięła pasy, i włożyła do odpowiedniej dziurki kluczyk, po czym niepewnie go przekręciła. Pokazałem jej dokładnie, co gdzie jest, i co zrobić, aby to działało. Powiedziałem też kiedy czego używać, i takie tam. Genevieve udało się ruszyć samochód, i podjechać aż do szosy. Widać było, że trochę bała się wyjechać z terenu ,,Po Bratersku''. Po jakiejś minucie zdecydowała się jednak wyjechać na drogę.
Szczerze, jak na początek, szło jej świetnie. Przynajmniej do momentu wyjechania, bo skręcając zapomniała, że nie powinna cały czas trzymać kierownicy przekręconej do skrętu. Jak można się domyślić, nastąpiło dosyć ostre hamowanie.
- Nie mogę... - stęknęła.
- Możesz, dobrze ci idzie! - położyłem rękę na ramieniu partnerki.
- Możemy odłożyć to na jutro? Proooszę! - dziewczyna wlepiła we mnie spojrzenie kota ze Shreka.
- No dobrze, skoro chcesz. - westchnąłem. - Nie będę cię zmuszać, wszystko krok po kroku...
Zamieniliśmy się więc miejscami - ja zasiadłem na siedzeniu kierowcy, a Gen a miejscu pasażera obok kierowcy.
- Aleee, pojedziemy sobie na miasto, prawda? - uśmiechnąłem się zadziornie, zawracając auto do odpowiedniej pozycji.
- Hmm... - mruknęła, udając zamyślenie. - Jasne!
Ruszyłem więc drogą w stronę centrum Elmo. Kątem oka udało mi się nawet zauważyć, że Gen bacznie przyglądała się mojemu operowaniu pojazdem. To dobrze, może dizęki temu szybciej się nauczy... Plus, mam stuprocentową pewność, że nie ogląda się za nikim (chociaż to oczywiste, heh...).

niedziela, 28 października 2018

Od Riley CD Courtney

Dość wysoka, długowłosa dziewczyna o jasnych oczach - dałabym sobie rękę odciąć, że gdzieś się już spotkałyśmy. Co prawda nie wiem gdzie, ale niemożliwym byłoby jej nie zapamiętać. Los chciał, by oglądane przez nią obuwie wylądowało bezpośrednio u mych nóg. Swoją drogą ma całkiem niezły gust.
- Proszę - wyszczerzyłam się od ucha do ucha, podnosząc but z podłogi, po czym podałam go dziewczynie.
- Dziękuję - nieśmiało odwzajemniła uśmiech, nim jednak zdążyła powiedzieć coś więcej wysunęłam pytanie:
- Mogę się mylić, ale czy to ty jesteś siostrą Lucasa? - zagaiłam w głębi serca mając nadzieję, iż moja skleroza jeszcze nie zdążyła całkowicie pochłonąć informacji sprzed ostatnich kilku miesięcy, kiedy to miałam przyjemność poznać wyżej wspomnianego chłopaka.
- Tak, to ja. - odparła wyciągnąwszy dłoń w mym kierunku - Courtney. Courtney Nei.
- Riley Black. Miło cię w końcu poznać, Lucas sporo o tobie mówił, wspominał też, że zamierzasz przeprowadzić się do Elmo. Czy to prawda? - wraz z ostatnim zdaniem, blondynka spojrzała na mnie odrobinę zmieszana. Ach, chyba znów zadaję za dużo pytań...
- Taak... Właściwie to mieszkam tu od pewnego czasu - rzekła przeciągle zaplatając kosmyk włosów na palcach - Brat opowiadał mi o waszej watasze. - dodała po chwili podnosząc ze sklepowej półki jedno z kartonowych pudełek, uprzednio sprawdzając numerację z boku opakowania.
Po krótkiej wymianie zdań udałyśmy się w stronę kasy, a że całkiem przyjemnie nam się gawędziło, wysunęłam propozycję żebyśmy odwiedziły pobliską kawiarnię.

Courtney? ^-^

niedziela, 28 października 2018

Od Riley CD Claudii

Zapewne gdyby nie dobry refleks Clau, Minevra już dawno zatopiłaby zęby w karku przeciwniczki. Dobrze, że przynajmniej Santa darowała sobie kolejny atak.
- Nie będę ignorować tego, co mi zrobiła! - wysyczała przez zęby brunetka, a po jej policzkach spłynęły słone łzy. Choć nie jesteśmy sobie zbyt bliskie, zabolał mnie ten widok. Nie od dziś wiadomo, że Santa ma już na koncie parę występków, aczkolwiek nie przypuszczałabym, iż mogłaby mieć porachunki akurat z Minevrą. Ciekawe ilu rzeczy jeszcze nie wiemy...
Kobiety wciąż mierzyły się wzrokiem i wszystko wskazywało na to, że lada moment rzucą się sobie do gardeł. W chwili gdy wilcze instynkty trzymanej przeze mnie wówczas dziewczyny wzięły górę, momentalnie przygwoździłam ją do gleby. Gdyby nie fakt, iż może jeszcze nam się do czegoś przydać, prawdopodobnie wbiłabym pazury znacznie głębiej. Dla takich jak ona nie mam litości.
- Riley, wystarczy! - krzyknęła kuzynka, patrząc z przerażeniem na krztuszącą się już Santę. Z rany na jej szyi wypłynął cienki strumyczek krwi. Ojoj. Ależ mi przykro.
- Do wesela się zagoi - prychnęłam uwalniając blondwłosą.
- To wszystko na co cię stać? - podniósłszy się z gleby, zwróciła wzrok w mym kierunku. Wow. Cóż za determinacja. Dusisz ją, a ona prosi o więcej. Ciekawy przypadek, nie powiem. Chyba byłam zbyt delikatna.
- A co? Wolałabyś żebym od razu podcięła ci gardło? - rzuciłam oschle odchodząc od kobiety. W zasadzie wypadałoby ją jeszcze trochę przetrzymać, ale w obecnej sytuacji nie miałam do tego ani głowy, ani siły (no dobra, bardziej tego pierwszego). Wciąż nie byłam w stanie zrozumieć kim są intruzi i czego tak naprawdę chcą. Przejąć Elmo? Zniewolić pozostałe watahy? A może tworzą armię? Tyle myśli krzątało się teraz po mojej głowie.

~•~Następnego dnia~•~

Lodowate powietrze wdarło się do mych płuc, wywołując w ciele nieprzyjemne dreszcze. Powoli uchyliwszy powieki, kątem oka dostrzegłam leżącą obok Clau, a kawałek dalej również Minevrę. Tylko nasza ulubiona sadystka postanowiła ułożyć się w drugim kącie pomieszczenia. Hm, słusznie. Swoją drogą ciekawe ile czasu jeszcze mają zamiar nas tutaj trzymać. Przez pewien czas siedziałam oparta plecami o mur, smętnym wzrokiem lustrując bure pustkowie sufitu, który z bliżej nieznanych przyczyn zdawał się być w obecnej chwili jedynym dobrym punktem do zaczepienia wzroku. Może dlatego, że nie było tu nic poza czterema ścianami i twardą, zimną posadzką? Westchnęłam ciężko zaciskając powieki. Boże, proszę żeby ten przeklęty koszmar wreszcie się skończył. Gdybym chociaż wiedziała co się dzieje z Gabrielem i Jerry'm, czy żyją...
Ze stanu głębokich rozmyślań wyrwał mnie dopiero odgłos otwierających się drzwi, który zbudził także pozostałych więźniów. Podniósłszy wzrok ujrzałam dość młodego, ciemnowłosego chłopaka padającego bezpośrednio przede mną na twardą podłogę. Aj, to musiało boleć...
- Nic... nic ci nie jest? - szepnęłam wyciągnąwszy rękę w jego stronę. Chłopak popatrzył na mnie z wyraźną nieufnością, jednak po krótkim namyśle zdecydował się przyjąć pomoc.
- Nie - burknął cicho, acz wyraźnie, odwracając wzrok w kierunku przeciwnym niż moja twarz. Dziwny osobnik.
- Z jakiej watahy pochodzisz? - wysunęła pytanie Claudia bardzo powoli podnosząc się z podłogi. Chyba też nie służy jej spanie na kamiennej posadzce.
- Watahy? - skrzywił się z wyraźnym oburzeniem. Czyżbyśmy miały do czynienia z wyrzutkiem? Cóż, nawet jeśli to chyba powinien zachować trochę więcej kultury.
- Kolejny do kolekcji. Ciekawe kto będzie następny. - skwitowała Minevra, przypatrując się uważnie nowemu, na co ten przewrócił tylko ostentacyjnie oczyma z wymownym westchnieniem.

Clau? Przepraszam, że tak krótko :<

niedziela, 28 października 2018

Od Claudii CD Jerry'ego

Gdy tylko usłyszałam prośbę przyjaciela, ułożyłam odpowiednio palce na instrumencie, i zaczęłam grać moje cudne dzieło. Po jakimś czasie (dokładniej, to w refrenie), dołączyło również nucenie.
- I'm just lookin' for some real friends
All they ever do is let me down
Every time I let somebody in
Then I find out what they're all about
Zerknęłam na przyjaciela, przestając tym samym grać.
- I... I jak? - zapytałam.
- To jest... Super! - uśmiechnął się. - A tekst...
- Pisałam go z myślą o przeszłości. - przerwałam mu wypowiedź. - Wiesz, kiedy byłam młoda i chodziłam do szkoły. Kiedy już prawie się nie widywaliśmy... - wymawiając ostatnie zdanie oderwałam wzrok od przyjaciela, i skierowałam go na gitarę. - Plus myślałam o ludziach którzy na serio odczuwają to, o czym pisałam w tekście.
Między nami zapanowała nieco niezręczna ciszą. Tia, ,,nieco'', to za słabe słowo.
- Tooo... Może zagramy coś razem? Coś co oboje znamy? - zaproponowałam.
- Dobry pomysł. - odparł szybko Jerry, a na jego ślicznej buźce zawitał mały uśmieszek.
- Co powiesz na ,,I know what you did last summer''? - wymawiając tytuł piosenki uśmiechnęłam się szerzej.
- Mi pasuje. - po tych słowach ułożył odpowiednio palce na gitarze. - Gotowa?
- Ja ZAWSZE jestem gotowa! - zaśmiałam się, i ułożyłam odpowiednio palce na gitarze.
- Trzy, czte-ry!
Oboje zaczęliśmy grać, jak i śpiewać. Nie powiem, wychodziło nam to świetnie. Zwłaszcza, że brzmieliśmy dokładnie jak Shawn Mendes i Camila Cabello, plus praca zespołowa wychodziła nam su-pe-ro-wo.

Jerruś? 😏

niedziela, 28 października 2018

Od Jake'a CD Belli

Otworzyłem schowek na płyty, i wyjąłem z niego opakowanie od płyty Adele ,,19'', aby następnie wyciągnąć płytę z radia, i schować do opakowania. Odłożyłem opakowanie do schowka na płyty, i wyjąłem z niego następne opakowanie na płytę, nie zwracając nawet uwagi, jaką płytę jakiego wykonawcy wybieram. Włożyłem ją w odpowiednie miejsce, a pudełko odłożyłem do schowka na płyty. Jak się już po chwili okazało, moim wyborem okazała się płyta ,,25'' autorstwa Adele. W sumie to bardzo dobrze, bo jak mi wiadomo, Bella uwielbia tę piosenkarkę; w dodatku ta muzyka pasowała do obecnej sytuacji.
Ostrożnie zjechałem ze zbocza drogi, i skierowałem samochód w stronę Elmo.
***
Na sygnalizacji świetlnej zaświeciło się czerwone światło. Mimo, że obecnie nikogo nie było ani na chodniku, ani na drodze, zatrzymałem się.
- Bella? - odezwałem się, i skierowałem wzrok na dziewczynę siedzącą obok.
- Tak? - odparła dziewczyna, spoglądając mi głęboko w oczy. Widząc jej spojrzenie zrobiłem się cały jak z waty...
- Może... Może mogłabyś zostać ze mną na noc? Wiesz, w moim pokoju, dotrzymać mi towarzystwa i w ogóle...
- Jake... - uśmiechnęła się dziewczyna. - Przecież wiesz, że z tobą zawsze zostanę, prawda? - pogładziła mnie ręką po policzku.
- Wiem... Tak samo ja z tobą. - odwzajemniłem uśmiech, i złożyłem na ustach Belli krótki pocałunek.
Ponownie skierowałem wzrok na drogę, zmieniając przy tym bieg, i ruszając auto.
***
Po wzięciu prysznica i dokładnym wytarciu się, włożyłem na siebie bokserki. W końcu Gabriel był u Riley, a Jerry jeszcze nie wrócił (i zapewne był gdzieś z siostrą mojej Belli). Podszedłem do lustra, i wysuszyłem oraz uczesałem włosy, oraz użyłem balsamu. Tia, może i to rzadko się zdarza, aby facet tak dbał o skórę, ale ja tam się tego nie wstydzę.
Wyszedłem z łazienki, i udałem się prosto do mojego pokoju, gdzie czekała na mnie Bella.
- A tobie nie za gorąco? - zaśmiała się, gdy tyko przekroczyłem próg pokoju.
- Kiedy na ciebie patrzę, owszem. - pomachałem brwiami, i usiadłem obok niej.
Dziewczyna roześmiała się, i poczochrała mi włosy. W zamian za to, położyłem się, przyciągnąłem dziewczynę do siebie, i wpiłem się w jej usta.

Belluś? Zła jakość początku opka, wiem... Ale tak wygląda grzebanie się w płytach X'D

niedziela, 28 października 2018

Od Jimina CD Andrewa

 - Za dwadzieścia minut masz być u mnie i nie radzę się spóźnić. - I rozłączył się.
Czy ten debil myślał, że przemierzę całe miasto w niecałe pół godziny? Pomińmy fakt, że nie mam własnego auta, więc chcąc nie chcąc byłem zdany na komunikację miejską. W mgnieniu oka nieco założyłem buty i biegiem podążyłem na najbliższy przystanek. Nie zwróciłem nawet uwagi na to co mam na sobie, a wyglądałem jakbym dopiero zerwał się z łóżka pod wpływem złego snu.
 - Cholera. - Przekląłem jeszcze marznąc na przystanku, a jakaś staruszka zmierzyła mnie karygodnym spojrzeniem.
 - Co się pani gapi?! - fuknąłem na nią, a ona zdezorientowana odwróciła wzrok.
17 minut.
Nadjechał autobus, oczywiście nieco spóźniony, a do domu mojego sponsora zostało ponad piętnaście minut drogi. W tamtym momencie żałowałem, że Elmo jest tak cholernie duże, a z drugiej strony cieszyłem się, bowiem ten autobus rzadko kiedy się spóźniał i jeździł w miarę szybko, toteż jest duże prawdopodobieństwo, że przybędę do Andrewa równo z końcem mojego czasu.
~*~*~*~*~
Wielokrotne uciekanie przed policją nareszcie w czymś się przydało. Z przystanku do domu mężczyzny został zaledwie kilometr a ja miałem jakieś dobre 3 minuty. Przechodnie obdarzali mnie zirytowanym spojrzeniem, gdy na kogoś wpadałem i jeszcze nie miałem czelności przeprosić, ale w końcu dotarłem do celu. Bez większych zobowiązań prawie wyważyłem drzwi i zdyszany oparłem ręce na kolanach, gdy tylko zauważyłem bruneta.
Po jakże interesującej wymianie zdań, która zakończyła się tym, że wypiłem trochę whiskey, a jednocześnie mini sporem między mną a chłopakiem, ten zaczął do mnie podchodzić patrząc na mnie spod byka.
Dalej nie przyzwyczaiłem się do tego, że robiłem tylko za płatnego kochanka, albo jak kto woli dziwkę. Zazwyczaj to inni ludzie byli na moje skinienie, kobiety, mężczyźni... Wielu robiło wszystko bym tylko oddał się w ich ramiona i pozwolił spędzić ze sobą noc. Wiedziałem, że ich pociągam i czułem się niesamowicie pewny siebie. Bawiłem się ich uczuciami i manipulowałem tak bardzo jak tylko mogłem. Teraz nieco mojej odwagi uleciało, ponieważ tym razem to nie ja dyktowałem zasady, a o głowę wyższy ode mnie mężczyzna. Mogło być gorzej?
Momentalnie przyszpilił mnie do kuchennego aneksu zdecydowanie naruszając moją przestrzeń osobistą. Mój oddech zdecydowanie przyspieszył. Emerson zniżył się do mojego poziomu.
 - I co teraz? - wyszeptał prosto w moje usta, a ja wyczułem zapach papierosów, które swoją drogą ubóstwiałem nie mniej niż kokainę.
Chwycił mój podbródek, a ja toczyłem ze sobą wewnętrzną walkę. Stawiać mu się i całe życie robić na złość, czy być grzecznym i potulnym barankiem?  Niepotrzebne skreślić. Pierwsza opcja wydawała się mniej bezpieczna, a jednocześnie niosła za sobą pewne ryzyko i dreszczyk emocji. 
Jedno lekkie muśnięcie. Miał strasznie spierzchnięte wargi. Z początku czułem lekkie obrzydzenie. Z iloma facetami przede mną już się całował? Szybko do nich jednak przywykłem i starałem się znaleźć w tym jakąś pozytywną stronę. Może będzie całkiem przyjemnie?
Całował mnie bez większych uczuć, później nieco bardziej namiętnie przez co zaczęliśmy toczyć swego rodzaju walkę o dominację. Z góry było wiadome kto wygra, lecz mimo to dalej próbowałem się jakoś przeciwstawić. Oddawałem pieszczoty z ogromną zaciętością raz po raz uśmiechając się z tryumfem. Moja pewność siebie nagle, całkiem przypadkiem do mnie powróciła. Próbowałem więc robić mu na przekór, to przygryzając mu wargę, to ciągnąc trochę mocno za włosy. Oczywiście nie szczędząc mu przy tym ironicznych komentarzy, na które Andy odpowiadał tylko uśmiechem i kontynuował swoją pracę. Szczerze mówiąc, nawet odczuwałem swego rodzaju przyjemność, więc nie zniosłem tego jakoś bardzo źle.
 - Nawet nie wiesz jak dobry mam gust, że ciebie wybrałem. - Przejechał językiem po mojej szyi.
 - Nie musisz mi tego mówić. - Wywróciłem teatralnie oczami. - Nie ty pierwszy i nie ostatni mi to mówisz. Wiesz ilu ludzi chciałoby mnie mieć teraz tylko na wyłączność? - Zdecydowanie moja pewność siebie powróciła...
 - Od teraz masz być tylko na moje zawołanie. To kolejna zasada, o której ci chyba nie wspomniałem. Chce cię mieć na własność. - Przejechał ręką po wewnętrznej części mojego uda.
 - Nie wiem czy to będzie możliwe... Musisz się bardziej postarać skarbie. - Zarzuciłem ramię na szyję bruneta i powróciłem do poprzedniej czynności. 
W mgnieniu oka pozbawiliśmy się ubrań i wylądowaliśmy na niezwykle miękkim materacu Emersona.
~*~*~*~*~
Leżeliśmy obok siebie na ogromnym łóżku mężczyzny. Dosłownie przed chwilą wszystko dobiegło końca, a jedyne czym byliśmy owinięci to szara pościel. Spoglądałem tylko w sufit nie odzywając się ani słowem.
 - Możesz już wyjść. - bąknął podnosząc się i zakładając swoje ciuchy.
Dobra, nieco mnie wmurowało. Nie tego się spodziewałem. Gdzie słowo dziękuję, albo chociaż miło było spędzić z tobą czas? Nie dałem tego jednak po sobie poznać i poszedłem w jego ślady.
 - A pieniądze? - prychnąłem od niechcenia.
 - Aż tak ci na nich zależy? - Fuknął z dezaprobatą. - Prześlij mi dzisiaj swój numer konta, a dostaniesz obiecaną sumkę, a teraz spadaj.
 - Do nie zobaczenia. Było miło. - Uśmiechnąłem się cynicznie tak jak to miałem w zwyczaju i zamknąłem drzwi z głośnym trzaskiem.
Tym razem już zdecydowanie wolniej szedłem do swojego mieszkanka. Co prawda dom mężczyzny wyglądał o wiele lepiej niż mój, aczkolwiek cieszyłem się niemiłosiernie z powrotu. Nie żeby nie podobało mi się to co przed chwilą między nami zaszło, bowiem Andrew nie był taki zły jak mi się wydawało, co nie zmienia faktu, że dalej zamierzam robić mu na złość.

 - Gdzie byłeś? - To było jedne z pytań mojego rodzeństwa, gdy tylko przekroczyłem próg domostwa. Oczywiście nie zdradziłem im mojej nowej pracy. Wymyśliłem jakąś beznadziejną wymówkę i udałem, że mam jakąś bardzo ważną sprawę do załatwienia. Pierwsze co zrobiłem oprócz ułożenia się wygodnie na łóżku to odpaliłem telefon i podałem mój numer konta po czym zająłem się wymyślania choreografii na jutrzejszą próbę.

*time skip kilka dni później* 

Handsome_Andy: Taki jesteś zapracowany, że nie masz czasu dla jednego z bogatszych ludzi w tym przeklętym mieście?

AranciaChimmy: Ty się nie prosisz, a ja nie siedzę w twojej głowie dzbanie, zresztą widzieliśmy się kilka dni temu :v

Handsome_Andy: Cóż, przykro mi. Niedługo znowu będziesz zmuszony mnie zobaczyć

AranciaChimmy: Jeśli wypłacisz mi tyle pieniędzy co ostatnio to jestem w stanie znieść nawet twoją parszywą twarz

Handsome_Andy: Na to trzeba sobie zasłużyć, póki co jedyne co zrobiłeś dobrze to ostatnia noc

AranciaChimmy: Czemu nie dziwi mnie fakt, że ci się podobało? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Handsome_Andy: Nie bądź taki pewny siebie, w każdej chwili mogę cię zastąpić kimś sto razy lepszym 

AranciaChimmy: Mnie się nie da zastąpić, musisz zdać sobie w końcu z tego sprawę :c

Handsome_Andy: Zakończmy ten temat. W ramach rekompensaty możesz wysłać mi jakieś swoje zdjęcie, bo umowa też je zawierała

AranciaChimmy: Jakoś mi się nie chce :v

Handsome_Andy: To nie była prośba tylko polecenie

AranciaChimmy: Ajć, po co te nerwy? Łap na uspokojenie, bo ci jeszcze żyłka pęknie :(

*Użytkownik AranciaChimmy wysłał załącznik*

AranciaChimmy: Na więcej, dzisiaj nie licz
AranciaChimmy: Chociaż wiesz co, masz jeszcze jedno z teraz

*Użytkownik AranciaChimmy wysłał załącznik*

Handsome_Andy: Chcesz żebym był zazdrosny? Zresztą umowa była jasna - jesteś mój
AranciaChimmy: Właśnie BYŁA, powiedziałem że nic nie obiecuję
AranciaChimmy: Spadam papa :*

*Użytkownik AranciaChimmy jest offline*

Andrew? Nie mogłam sie powstrzymać wybacz xD

sobota, 27 października 2018

Od Austina CD Naomi

     Wieczór minął nam bardzo przyjemnie w luźnej atmosferze. Zakupione przeze mnie wino było faktycznie dobre, lecz szybko się skończyło. Może to i dobrze, przynajmniej oby dwoje byliśmy w stanie jeszcze "trzeźwo" myśleć. Podczas naszej konwersacji dowiedziałem się co nie co o brunetce, jednak bardziej zapamiętałem informację odnośnie motocykla. Od jakiegoś czasu sam myślałem nad takową maszyną i chyba w końcu dokonam zakupu, wcześniej biorąc jakąś pożyczkę.Oczywiście  rodzinne pieniądze nie skończyły się i nadal widnieje tam niezła suma, lecz wolę zachować większość z nich w razie czegoś. Może kiedyś faktycznie będą na coś potrzebne.
Gdy skończyły się tematy do rozmowy, brunetka postanowiła włączyć jakiś film akcji, lecz zamiast skupić się na jego oglądaniu, komentowaliśmy prawie każdą akcję w nim zawartą. Z czasem jednak poczułem się senny. Syty posiłek, wino i ciepłe pomieszczenie doprowadzały mnie do snu, przez co zasnąłem. Z drugiej strony byłem też od rana na nogach i chyba się po prostu nie wyspałem.
    Zostałem obudzony przez również zaspanego Argo, który ciumkał moją dłoń i trzymał na mnie spojrzenie trolla. Mrugnąłem kilka razy by wzrok się przyzwyczaił do panującej ciemności.
- Co Ty robisz? - szepnąłem odwracając się do niego - Jest noc jeszcze.. - mruknąłem zabierając od niego dłoń.
Pies przekręcił łeb na bok i cicho pisnął, co instynktownie kazało mi skierować wzrok na zegarek. Niby ciemno, a było koło siódmej rano. Nie ma opcji, abym zasnął, więc złożyłem delikatny pocałunek na czole Nao i wstałem bezszelestnie wychodząc z jej pokoju. Wróciłem do siebie i od razu zacząłem się ogarniać, co nie zajęło mi dużo czasu. Prysznic, ubranie świeżych ubrań i przyszykowanie innych ciuchów do prania, które póki co złożyłem na swoim krześle. Nie miałem jednak zamiaru jechać teraz gdziekolwiek, a raczej pobiegać z Argo po okolicy. Dla tego też miałem na sobie ciemne spodnie dresowe, czarną bluzkę i ciemną bluzę na zamek oraz oczywiście buty do biegania. W dłoń wziąłem butelkę z wodą i mogłem wraz z towarzyszem udać się na trening. Tyle dobrego, że dzisiaj jest weekend i nie mam obowiązku dzisiaj pracować. W sumie gdybym miał dzisiaj pracę, to wczoraj nie sięgałbym za wino czy siedział do późnych godzin nocnych.
Wszelkie parki i lasy zostały sprawnie sprawdzone, co zajęło dość sporo czasu. Argo oczywiście nie miał dosyć i te dwie godziny biegania było dla niego rozgrzewką, lecz ja zdecydowanie zastopuje. Wróciliśmy akurat w momencie gdy Cassie przygotowywała śniadanie dla lokatorów, zaś reszta krzątała się z kąta do kąta. Oczywiście przywitałem się z nimi i wskoczyłem pod orzeźwiający prysznic. Gdy tylko woda dotknęła rozgrzanego ciała, mięśnie mocno się napięły i uwidoczniły. Muszę częściej biegać i ćwiczyć. Przynajmniej teraz mam do tego motywację.
Gdy przebrałem się w dziennie ubrania i nastawiłem swoje pranie w tutejszej pralni, zszedłem do jadalni na śniadanie. Argo z Toby zaczęli się wygłupiać w salonie i nie widziałem przejawów agresji, więc mogłem kontynuować posiłek. Widziałem jak Lucas zerka na nich od czasu do czasu i oczywiście nie irytowało mnie to czy coś. Mam jednak nadzieje, że nie knuje jakiegoś głupiego plany przeciwko czworonogowi.
- Fajny pies - przyznał mężczyzna wracając spojrzeniem na swój talerz - Skąd go masz? - spytał szybko. Od początku nie mogłem się dogadać z Lucasem..
- Został mi przypisany w jednostce - odpowiedziałem spokojnie - Pracuje w policji - dodałem widząc jego niepewne spojrzenie.
Mężczyzna przytaknął i nie powiedział nic więcej, co w sumie było lepszą opcją. Lepiej mi się go słucha, gdy nic nie mówi.
- Tylko przez to nie znikaj na tydzień - powiedziała lekkim śmiechem rudowłosa.
- Nie będę - rzekłem z uśmiechem - Chyba - dodałem ciszej, przez co zostałem kopnięty przez siedzącą naprzeciwko mnie Naomi. Puściłem jej oczko, przez co ta nie mogła powstrzymać uśmiechu. Staje się piękniejsza w tym momencie.
Posiłek jednak dobiegł końca i po wspólnych porządkach jadalni oraz salonu, każdy zajął się swoją sprawą. Wywiesiłem wybrane już ubrania i zacząłem sprzątać swój pokój. Róże rzeczy musiały być na swoim miejscu, a kurz musiał zniknąć z każdej półki. Na szczęście nie miałem wielu szafek, więc samo sprzątanie trwało kilka minut. Sięgnąłem za laptopa i siadłem wygodnie na łóżku, po czym zacząłem przeszukiwać ogłoszenia motocykli. Serio chciałbym mieć jednoślada. Tak długo nie jeździłem i chyba po rozmowie z Nao powróciła chęć jazdy.
Koło południa dostałem sms'a od Victora, że za chwilę będzie pod posiadłością. Ta chwila jednak szybko minęła i nim zdążyłem odłożyć laptop, ten był już na miejscu. Cicho westchnąłem i po ubraniu się, zszedłem do niego. Przekazał mi trzy koperty, z czego dwie były do mnie, a jedna do Naomi. Gdy spytałem się o ich zawartość, ten uśmiechnął się i odjechał. Wyzwałem go od kretyna i wróciłem do swoich czterech ścian. Otworzyłem koperty i w jednej była informacja odnośnie sporego przelewu na konto za awans, zaś druga informowała o dwudniowym wyjeździe do Los Angeles z osobą towarzyszącą. Uśmiechnąłem się pod nosem na myśl o Naomi i że miałem również kopertę dla niej, udałem się do jej pokoju. Akurat coś szkicowała i nie wyglądała na złą, że jej przeszkadzam.
- Mam coś dla Ciebie - rzekłem podchodząc do jej osoby i wręczyłem jej kopertę.
- Co to jest? - spytała otwierając ją.
- Zobaczysz - usiadłem na boku łóżka.
Kartka będąca w środku wyglądała tak samo jak moja odnośnie wyjazdu, więc to Naomi jest moją osobą towarzyszącą. Lekko się uśmiechnąłem.
- Pięciogwiazdkowy hotel i dwie restauracje są w pełni opłacone. Tak samo przelot w obie strony i ubezpieczenie nawet za złamanego paznokcia - wyjaśniłem pokrótce - Masz też wolne od pracy, a psy będą w najlepszym psim hotelu - dodałem - Ah i nawet jest tam Chinatown - zerknąłem na brunetkę, która nagle spojrzała na mnie.

Naomi? Chińciki będą ( ͡° ͜ʖ ͡°)

sobota, 27 października 2018

Od Naomi CD Austina

Dobra. Tego się kompletnie nie spodziewałam. Liczyłam na cichy i monotonny wieczór, podczas którego znowu zasnę z głową na laptopie oglądając seriale. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy bez pukania do mojego pokoju wszedł Austin z dwoma pudełkami wielkiej pizzy i butelką wina. A za nim wiernie kroczył jego nowy towarzysz z bukietem kwiatów w pysku. Toby popatrzył na swojego gigantycznego odpowiednika, lecz nie miał zamiaru ruszać się z miejsca. Uniosłam tylko brew w geście zdziwienia. Nie często ludzie dają podobne prezenty. Toteż było to miłą odmianą.
 - Dawno... Nie było luźnej atmosfery i pomyślałem, że czas się jakoś zrelaksować. - W międzyczasie zamknął drzwi nogą i spojrzał się na swojego psa.
W końcu mops postanowił dogłębniej poznać nowego czworonoga i oba zwierzaki zaczęły się wąchać co obserwowałam gotowa zerwać się do biegu, gdy zaczną się gryźć co na szczęście nie nadeszło. Dopiero wtedy utkwiłam moje spojrzenie w mężczyźnie i uśmiechnęłam się do niego ciepło.
 - Czekaj. - Uniosłam palec ku górze, a następnie przesunęłam stolik z kąta pokoju na jego środek, szybko udałam się do kuchni po jakiś wazon na kwiaty, talerzyki na pizzę oraz jakieś kieliszki. - Nie spodziewałam się ciebie. - Mruknęłam zadowolona z czyjejś obecności.
 - No widzisz. Dawno cię nie widziałem. - Puścił mi oczko. - Wieki minęły.
 - Bardzo możliwe. - Zaśmiałam się. - Dziękuję za... to wszystko. - Wzrokiem przejechałam po wszystkich rzeczach, które mężczyzna kupił, po czym przejęłam od niego znaczną część i postawiłam na stoliku.
 - Do usług. - Udał, że się kłania po czym wygodnie rozsiadł się na moim łóżku.
Toby zaraz poszedł w jego ślady, a następnie zwierzak Austina zrobił to samo.
Skończyło się na tym, że zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy nie dotyczące mafii (co było jakąś nowością) i stwierdziłam, że właśnie takiej pogawędki mi brakowało.
 - Dawno się tu przeprowadziłaś? - zagadnął nagle.
 - Myślę, że będzie już z rok... Mieszkałam na wsi i szczerze tego nienawidziłam no i zaczynałam mieć powoli dosyć moich rodziców, więc stwierdziłam, że potrzebny mi zgiełk miasta. Ale szybko się tu odnalazłam, znalazłam pracę i znajomych, więc było fajnie. - Powiedziałam biorąc kolejny kawałek pizzy. Nie zdziwię się jeśli po dzisiejszym wieczorze przytyję o co najmniej kilka kilogramów. - Przez ciebie będę gruba. - Skrzywiłam się nieznacznie i uderzyłam Austina w ramię.
Mężczyzna tylko udał, że go to zabolało i zaczął rozprowadzać sos po swoim kawałku.
 - Tobie to raczej nie grozi. - Zaśmiał się. - Ewentualnie trochę pobiegasz i będzie po sprawie. W najgorszym wypadku mogę cię kiedyś zabrać na siłownie. Może się nie zabijesz.
 - Sugerujesz coś? Prędzej ty zginiesz przeze mnie! - Wycelowałam w niego palcem,
 - To się okaże. - mruknął pod nosem.
Dopiero później zeszliśmy na zainteresowania i wszelkiego rodzaju pasje. Jones oczywiście wymienił motoryzację, sporty i inne rzeczy w sumie pasujące do Austina.
 - No to jaaa... oczywiście kocham języki. - Tutaj posłał mi coś co wyglądało jak uśmiech pedofila. - Uwielbiam Azję, chciałabym tam jeszcze kiedyś pojechać. - Rozmarzyłam się. - Na łyżwach lubię jeździć, ale jeszcze sezon się nie zaczął... Swego czasu podróżowałam dość dużo i w sumie chciałabym to kiedyś powtórzyć. I ogólnie to kocham motocykle! Kiedyś mnie kuzyn woził swoim i strasznie mi się to spodobało. Motocykle to życie okej? - W tym momencie moje oczy niebezpiecznie zabłyszczały. - Chciałabym mieć kiedyś swój.
A później poleciała moja bezsensowna gadka, która nie miała żadnej spójności ani sensu. Dziwne, że brunet jeszcze nie zwiał.
To pewnie przez ten alkohol, co prawda nie piłam go w aż tak dużych ilościach, aczkolwiek rzadko kiedy spożywałam jakiekolwiek trunki, toteż nie byłam do tego przyzwyczajona.
Później, gdy już było kilka minut po północy, a nam nieco skończyły się tematy do rozmowy, stwierdziliśmy, że obejrzymy jakiś film. Oczywiście nie tolerowałam żadnych romansideł, więc wspólnie wybraliśmy jakiś film akcji. Oparliśmy się wygodnie o ścianę pokrytą poduszkami, a moja głowa spoczęła na ramieniu Austina. Co jakiś czas  oczywiście komentowaliśmy działania bohaterów i tak dalej. Gdzieś pod koniec filmu oddech mężczyzny się uspokoił, a ja zdałam sobie sprawę, że ten właśnie zasną. Dokończyłam więc seans w samotności kończąc ostatni kawałek pizzy, po czym odłożyłam laptopa i jakimś cudem umościłam Jonesa na mojej poduszce przykrywając go w między czasie kołdrą. Nieco jeszcze tylko ogarnęłam cały ten bajzel, który razem stworzyliśmy i ułożyłam się obok mężczyzny kładąc swoją głowę na jego klatce piersiowej.
 - Dobranoc. - Szepnęłam dając mu przelotnego buziaka w policzek, choć wiedziałam że i tak tego nie usłyszał, ani nie poczuł.


Austin? Widzisz jak romantic? *lenny*

wtorek, 23 października 2018

Od Austina CD Naomi

Trochę skarciłem sam siebie za takie naskoczenie na brunetkę. W końcu oby dwoje przeszliśmy przez piekło tracąc przyjaciół, a zarazem ich ratując. Zadziałałem zbyt impulsywnie, lecz ciemnowłosa chyba zrozumiała i wyjaśniła też swoje zachowanie. Nie miałem jej aż tak za złe, jakoś nie potrafię się na nią długo gniewać. Przyjemnym uczuciem było ją raz jeszcze objąć i wtulić w siebie. Jednak po głowie chodziły mi jej słowa odnośnie mamy. Raczej nie powinno mnie to interesować, ale może jest jakaś możliwość pomocy czy coś. W końcu rodzic osoba ważna.
- Chyba... Um, powinnam już iść. - odsunęła się nagle zerkając na moją osobę - Nie chcę przeszkadzać ani nic w ten deseń. - zaśmiała się z lekka nerwowo.
- Nie przeszkadzasz - odparłem typowym tekstem - Mogę Cię o coś spytać? - spytałem zerkając na łóżko, aby na nim usiąść oczywiście..
- Jasne - odparła i usiadła na łóżko opierając się o ścianę. Uczyniłem to samo siadając po drugiej stronie, w dolnej części łóżka.
- Bo wspomniałaś coś o swojej mamie - zacząłem i obserwowałem reakcję brunetki, która od razu spuściła wzrok - Wiem, że nie powinno mnie to interesować, ale może mogę jakoś pomóc - dodałem wyjaśniając.
- Nie.. nie trzeba - rzekła szybko - Niedługo się polepszy, to takie tymczasowe - dodała wstając i tak jakby się uśmiechnęła. No cóż, najwidoczniej nie powinienem o tym wiedzieć - To.. ja już faktycznie pójdę - skierowała się do drzwi.
- Jak coś, wiesz gdzie mnie znaleźć - rzuciłem w jej stronę i posłałem lekki uśmiech.
Gdy brunetka wyszła, ciężko westchnąłem i pogładziłem obok leżącego Argo, który o dziwo nie przejął się za bardzo obecnością dziewczyny. Pomimo iż jest dla niego obca i na dodatek sama posiada psa, wiadomo, inny zapach. W sumie dobrze wyszkolony pies nie zaatakuje bez powodu. To jednak nie było moim obecnym powodem rozmyślania, a raczej, jak poprawić znajomość pomiędzy mną, a ciemnowłosą. Długo jednak myśleć nie musiałem i po chwili byłem już po za domem. Najpierw jednak poszedłem do parku z psem, aby mógł się wybiegać, a następnie udałem się do auta i razem pojechaliśmy do miasta. Pogoda zdecydowanie działała na nerwy, gdyż wiało i zaczynało padać, przez co zrobiło się zimno. Plusem jednak było to, że znalazłem czynną jeszcze kwiaciarnie i zamówiłem bukiet najładniejszych kwiatów, które również będą ładnie pachnieć. Przez ten czas, gdy florystka tworzyła swoje dzieło, skoczyłem do pizzeri i kupiłem oczywiście dwa pudełka dużej pizzy z czterema smakami oraz jakieś sosy. Oczywiście na to też musiałem czekać, więc wróciłem do kwiaciarni i odebrałem bukiet, a następnie wróciłem się po jedzenie. Trochę krążenia, ale co to dla mnie. Gdy skierowałem się już w stronę domku, zahaczyłem o sklep z winem i zakupiłem jedno z najlepszych, które rozpuszcza duszę swoim smakiem. Na samą myśl lekko się uśmiechnąłem po czym wróciłem do auta. Argo cierpliwie znosił przejażdżkę i nie wyglądał na znudzonego czy zmęczonego. Nos miał przy szybie i obserwował okolice. Jak chyba typowy pies.
Dość szybko pojawiłem się pod domem i wjechałem bawarką do garażu, żeby jakaś gałąź nie spadła na nią czy coś. Wysiadłem z auta, złożyłem siedzenie by pies mógł wyjść z tylnej części pojazdu, a następnie spojrzałem na moje zakupy. No tak, kwiaty, butelka wina i dwa duże opakowania pizzy. Na pewno sobie poradzę.. Na pewno.. Wtem zerknąłem na czworonoga, a następnie na kwiaty.
- Pomożesz mi - mruknąłem łapiąc za bukiet - Trzymaj je i nie obśliń za bardzo - dodałem kierując dolną część kwiatów w kierunku Argo, który o dziwo zrozumiał swoje zadanie i delikatnie chwycił kwiaty w pysk. Mądry piesek.
Pogłaskałem go po głowie i wziąłem resztę rzeczy. Zamknąłem pojazd i udałem się do wnętrza posiadłości poprzez drzwi garażowe. Pozbyłem się butów, jednakże skórzanej kurtki nie mogłem ściągnąć, więc od razu skierowałem się do pokoju Naomi. Na szczęście była tylko jedna rudowłosa lokatorka, której imienia oczywiście nie pamiętam, lecz na nad widok lekko pokręciła głową z uśmiechem na twarzy. Teraz jednak miałem lepsze wyzwanie.. zapukać do drzwi. W jednej dłoni butelka, w drugiej zaś pudełka. Nao! Wchodzę bez pukania! Hyhy. Nacisnąłem łokciem klamkę i otworzyłem drzwi. Brunetka siedziała na swoim łóżku i przeglądała coś na laptopie, zaś na mój widok, uniosła zdziwioną brew. Toby zaś leżał obok niej i obserwował mojego czworonoga.
- Dawno.. - zamknąłem drzwi nogą, bo jakby inaczej - ...Nie było luźnej atmosfery i pomyślałem, że chyba czas się jakoś zrelaksować - dodałem i zerknąłem na Argo, który podszedł do łóżka brunetki i położyłem delikatnie bukiet na kocu, po czym spojrzał na mopsa i wrócił koło mojej osoby. Mały psiak jednak wolał zawalczyć o terytorium i podszedł do Argo, po czym poznali swoje zapachy i zostawili siebie w spokoju. Tyle dobrego.

Naomi? Austin romantyk ( ͡° ͜ʖ ͡°) A ten gif wcale nie jest dwuznaczny ( ͡° ͜ʖ ͡°)

wtorek, 23 października 2018

Od Naomi CD Austina

Dobra, dalsze leżenie bez większego sensu bądź krzątanie się po domu w poszukiwaniu jakiegokolwiek zajęcia chyba nie pomoże. Chcąc nie chcąc byłam nędznym człowiekiem i od jakiegoś czasu nękało mnie poczucie winy oraz wyrzuty sumienia. Plus było mi strasznie ciężko, bowiem czułam się jakbym została sama ze wszystkimi problemami świata. Ewentualnie Toby rozbawiał mnie swoim szczenięcym zachowaniem i dziwnymi reakcjami na niektóre rzeczy.
W każdym razie, cały dzisiejszy dzień spędziłam  w gronie przyjaciół i znajomych, zostawiając mopsa pod opieką współlokatorów. Co prawda ciałem byłam tam z nimi, aczkolwiek w mojej głowie od kilkunastu godzin stale pojawiał się Austin pieprzony Jones. Mimo to zręcznie wszystko tuszowałam i prawdopodobnie nikt nie zorientował się, że jestem trochę nieobecna na dzisiejszym spotkaniu. Wyjątkowo wymknęłam się jako pierwsza tłumacząc się bałaganem w domu oraz pracą, po czym powolnym krokiem udałam się do Zimowego Poranka. Z jednej strony liczyłam, na to że zastanę tam bruneta i będę mogła z nim porozmawiać, aczkolwiek z drugiej (typowa kobieta...) nie miałam najmniejszej ochoty na jakąkolwiek konfrontację z mężczyzną.
W końcu jednak nadszedł ten jakże piękny moment. Przekroczyłam próg mieszkania i na samym początku udałam się coś zjeść, a dopiero później zapukałam w drzwi dzielące mnie od pokoju Austina i usłyszawszy proszę weszłam i zamknęłam je za sobą.. Mój wzrok od razu powędrował na dość sporego psa leżącego na łóżku Jonesa. 
Hmm... Najwyraźniej co nieco mnie ominęło.
Po krótkim i jakże miłym przywitaniu zadecydowałam wszystko mu wyjaśnić no i... Przeprosić.
 - Daj mi więc dojść do słowa. 
 - Ależ proszę. - Powiedział spokojnie i rozłożył ręce na bok.
Z początku odetchnęłam głośno, chcąc wymazać ostatnie dni z mojej pamięci.
 - Od momentu, gdy postanowiłeś spaść sobie z tego budynku tak jakby zostałam sama. Zginął mój przyjaciel, Lisa była strasznie ranna... W między czasie musiałam się pozbierać w garść by jakoś wyglądać na jego pogrzebie i zajmować się przyjaciółką. Odwiedzałam ją codziennie w szpitalu, dostawałam coraz więcej zleceń i pracy, z niczym się nie wyrabiałam... Mama zaczęła częściej dzwonić i skarżyć się na wszystko i czułam się jakbym dźwigała wszystkie problemy najbliższych mi osób. Przy okazji każdy pytał się mnie o twoją śmierć. Ja za to cały czas kłamałam, dusiłam to wszystko w sobie... Gdzieś z tyłu głowy pozostał też JiYong. Cole na klatce piersiowej miał wyryte jakimś nożem jego imię i nazwisko, chyba był torturowany. Gdzieś po drodze obiecałam sobie, że jeśli moi przyjaciele zginą to on tego pożałuje. Tak więc pojechałam do więzienia i po krótkiej rozmowie... Ja... Cholera zabiłam go. Rozumiesz? To było okropne! A w przeciągu tyle ludzi ginęło z moich rąk. Gdyby nie Victor pewnie też siedziałabym teraz za kratkami. - Wydusiłam na praktycznie jednym wdechu w międzyczasie siadając na łóżku Austina i chowając twarz w dłoniach.
Plusem było to, że w ostatnim czasie wypłakałam już tyle łez, że teraz nie miałam na to najzwyczajniej siły, toteż po prostu tak siedziałam czekając na jego reakcje.
Między nami zapadła cisza przerywana tylko krzątaniem się innych domowników po korytarzu.
 - Ja... Chciałam cię przeprosić Austin. Zachowałam się nie w porządku. Tylko... To wszystko mnie przerosło i obwiniałam o to ciebie, bo cię zabrakło kiedy tak bardzo potrzebowałam czyjegoś towarzystwa. Przepraszam. - Spojrzałam mu tylko w oczy na co brunet uśmiechnął się ciepło. Najwyraźniej już się nie gniewał. Może nawet wcale nie był na mnie zły? 
 - Rozumiem... Musiało być ci ciężko, wiesz... mnie w tym czasie uratowała siostra i gdyby nie ona, to pewnie bym już nie żył. - Podrapał się po karku lekko zakłopotany i zaczął opowiadać całą swoją historię z ostatniego tygodnia. - Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale tak było. - Zakończył monolog.
 - Brzmi dość dziwnie, ale przynajmniej żyjesz. Jakbyś umarł to Lisa nie miałaby z kim mnie swatać. - Skrzywiłam się lekko. - Jeszcze raz przepraszam. - Bąknęłam pod nosem. Ile razy jeszcze naruszę własną dumę?
Następnie przytuliłam Austina by potwierdzić przed chwilą wypowiedziane słowa. Z początku był nieco zdezorientowany, ale później również mnie objął. Trwaliśmy w takim uścisku dość długo, bowiem w miedzy czasie pogrążyłam się we własnych myślach (co notabene ostatnio zdarzało mi się dość często) i przy okazji chciałam się nacieszyć obecnością przyjaciela, na wypadek jakby zachciało mu się znowu umierać i robić głupie rzeczy. 
Przynajmniej teraz już mafia na nas nie polowała.
 - Chyba... Um, powinnam już iść. - Odsunęłam się trochę chaotycznie zdając sobie sprawę jak długo tkwiliśmy w takiej pozycji. - Nie chcę przeszkadzać ani nic w ten deseń. - Zaśmiałam się nerwowo.

Austin? Ciulowo wyszło mi tooo >.<

poniedziałek, 22 października 2018

Od Jerry'ego CD Claudii

- Jeszcze się pytasz? - Odłożyłem gitarę na bok. - Jasne.
- W takim razie będzie ciekawie! - Uśmiechnęła się.
Skończyło na tym, że wypiliśmy po jeszcze jednym kubku gorącej czekolady przy okazji nieco rozmawiając, po czym Claudia zmyła się do swojego pokoju. Ja w tym czasie odłożyłem moje cudeńko na swoje miejsce i ułożyłem się spać. W końcu jutro czekał mnie dość ciekawy dzień.
~*~*~*~*~
Nasza piękna akcja rozpoczęła się po południu. Zgarnąłem pokrowiec wraz z moim skarbem i ruszyłem po brunetkę, by już po chwili spacerować razem po żwirowanej ścieżce tutejszego parku.
Przyznam, że miny ludzi przechodzących obok wyglądały dość ciekawie, zwłaszcza że tłum dzisiaj był dość duży. Okazało się jednak, iż na skraju jednej z alejek nie ma praktycznie nikogo. Oczywiście poza kilkoma gołębiami. Nie przeszkodziło nam to jednak i już po chwili usiedliśmy wygodnie na jednej z ławeczek rzucając gdzieś w kąt futerały od instrumentów. Co prawda było trochę zimno, aczkolwiek ciepła bluza i długie spodnie załatwiły sprawę i było nawet przyjemnie.
Zarówno Claudia jak i ja zaczęliśmy grać. Przy okazji zacząłem nucić tekst jedynej póki co napisanej przeze mnie piosenki.
 - Got a feeling that I'm going under
But I know that I'll make it out alive
If I quit calling you my lover
Move on. 
Robiłem to dość cicho i bardziej skupiałem się na akordach, toteż właśnie w tym miejscu zakończyłem i spojrzałem nieco zażenowany na dziewczynę.
 - Co sądzisz?
 - Jest świetna! Myślałeś kiedyś o tym, żeby zacząć karierę muzyczną czy coś? Masz śliczny głos! - Uśmiechnęła się przyjaźnie. - O kim jest ta piosenka?
 - Hmm... Pisałem ją ostatnio z myślą o Maxine, ale dalsza część nawiązuje bardziej do miłości typu chłopak-dziewczyna, więc lekko to zmieniłem... Aczkolwiek mimo wszystko oficjalną dedykację posiada Maxi. - Powiedziałem na jednym wdechu. - Teraz ty coś zagraj! - Pstryknąłem palcami w jej gitarę, a moja towarzyszka od razu ułożyła odpowiednio palce i zaczęła szarpać struny.

Claudia? Jaką piosenkę mi zagrasz? hyhy

poniedziałek, 22 października 2018

Od Taehyunga CD Iry

Cóż, noc była piękna i grzechem byłoby jej nie wykorzystać. Nawet mimo, iż cały dzień praktycznie spacerowaliśmy, a ja dodatkowo byłem po treningu. Odruchowo założyłem okulary oraz maskę. Co prawda nie była to Korea, aczkolwiek i tak mało ludzi zwracało tu na to uwagę, co jak co ale było tutaj dość sporo Azjatów, a na ulicach można było spotkać ludzi ubranych podobnie do mnie.
Przedzieraliśmy się przez ludzi, bowiem było ich o tej porze pełno.
Ogólnie w naszym mieście od kilku tygodni krążyła pogłoska o jednym z większych cyrków w naszym kraju. Wszystkie dzieci na różnorakie sposoby myślały jak zbierać pieniądze i kupować bilety oraz przekonać rodziców, by zabrali je na wielkie trybuny by pooglądać rozmaite zwierzęta i śmiesznych ludzi. Korzystając więc z przywileju informatora i umiejętności jakże świetnego manipulowania ludźmi oraz całkiem sporej sumki pieniędzy jakimś niebywałym cudem udało mi się zdobyć wyprzedane już bilety. Cicho liczyłem na to, że Ira zgodzi się tam ze mną pójść, wypada pominąć tylko fakt, iż nieco zapomniałem o jej niecodziennych przeżyciach i wielkim gepardzie u boku dziewczyny.
Hmm, ciekawe skąd mógł się tam wziąć panie Taehyung... Ciekawe... Do tego całkiem pominąłem fakt, iż niekiedy brunetka wspominała o jakimś cyrku. Po prostu miałem lekkie zaćmienie okej?
Skończyło się na tym, że już z daleka zauważyliśmy mieniące się na wszystkie kolory światła i nieznośne dzieci ciągnące rodziców w pośpiechu w owym kierunku. Co prawda dziewczyna trochę zesztywniała i w jej głosie dało się wyczuć chwilowe zakłopotanie, ale kulturalnie udawałem, że tylko mi się wydaje. Dopiero jak dotarliśmy pod ogromny namiot mocniej ścisnąłem jej dłoń, ażeby nie przepadła mi w tłumie, lecz ona miała chyba inny plan bo mi się wyrwała. Nim się obejrzałem, po jej rumianych policzkach zaczęły spływać łzy, a Ira w pośpiechu je ocierała. Nie powiem, na mojej twarzy wykwitło zdziwienie i wtedy dopiero doznałem olśnienia. Brawo ja!
 - Co się stało? Dlaczego płaczesz? - Sięgnąłem w jej stronę i usiłowałem się zbliżyć, lecz ona się odsunęła.
Czy to oznacza, że spieprzyłem sprawę po całości? Właśnie dlatego powinienem być izolowany od ludzi.
Brunetka schowała się za swoim czworonogim obrońcą, a ten począł na mnie warczeć.
Ludzie przechodzący obok omijali nas i rzucali dziwne spojrzenia. Może to przez wielkiego kota?
Wkrótce jednak Ira wszystko mi wyjaśniła. Przynajmniej tak myślałem. Dowiedziałem się o bezdusznym traktowaniu zarówno jej jak i zwierząt, torturowaniu, biczowaniu i o innych rzeczach o których raczej wolałbym nie wiedzieć.
 - Mimo wszystko może chodźmy tam co? Wiesz, przezwyciężyć strach i tak dalej. Przysięgam, że nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić. - Przyłożyłem teatralnie rękę do serca, a drugą złapałem Irę. - Plus chcę sprać twarz temu dzbanowi. - Puściłem jej oczko.
Po długich namowach udało mi się przekonać brunetkę co do mojego pomysłu. Niestety nie brała na poważnie moich słów, a to się zdziwi. Teraz czekać tylko na przerwę.
Siedzieliśmy w najdalszym sektorze, żeby ludzie nie zwracali zbytnio uwagi na naszego zwierzaka, mimo to i tak świetnie wszystko było widać.
Przerwa miała się niedługo zacząć, a mój misterny plan miał dobiec do końca. Biedne zwierzęta, na pierwszy rzut oka było widać zmęczenie oraz blizny na ich ciałach. Czy wszyscy inni ludzie byli ślepi? Ira nie wyglądała na zachwyconą... Cóż...
~*~*~*~
Prowadzący ogłosili przerwę. Ja w tym czasie zawiadomiłem brunetkę, że przyniosę nam picie i popcorn. Wyglądała na nieco przestraszoną, ale przytuliłem ją na odchodne co chyba nieco dodało jej otuchy. W rzeczywistości naciągnąłem bardziej maskę na twarz i udałem się w stronę dyrektora cyrku - niskiego, grubego, łysego i niesamowicie obleśnego typa. Zapukałem kulturalnie do drzwi i usłyszawszy ciche ,,Proszę" wszedłem do środka.
 - Dobry wieczór. - Uśmiechnąłem się. - Mam do pana sprawę.
 - Jaką? - Oblizał usta. Ohyda.
 - Mam pewną znajomą iii... Hmm... Ona pracowała w tym cyrku. I wie pan co? Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. - Oparłem się o framugę drzwi z zawadiackim uśmiechem.
 - Zapewniam, że to wszystko nie prawda. Nasz cyrk ma bardzo dobrą opinię i wszyscy są świetnie traktowani. - Zaczął nerwowo rozglądać się na boki.
 - Ah tak? Ciekawe... - Zacząłem zbliżać się do niego powolnym krokiem, a ona wstał od biurka i zaczął wzywać ochronę przez mini mikrofon.
 - Halo! Pomocy! - krzyczał.
 - Przyszedłem się tylko zemścić. - Uniosłem go w powietrze ciągnąc za koszulkę i nieco poddusiłem uderzając jego ciałem o ścianę. Dobra, trochę go pobiłem. Trochę krew mu leciała z nosa... Może będzie mieć szwy czy coś i dość duuuże siniaki, ale wtedy przybiegła wyżej wspomniana ochrona. 
Odciągnęli mnie siłą od mężczyzny i skuli kajdankami. Wokół zaczęli zbierać się ludzie w tym Ira z Dakotą, do której uśmiechnąłem się przepraszająco. Grubasek zaczął na mnie wrzeszczeć, że napadłem go bez powodu, jestem jakiś nienormalny i takie tam... I takim oto sposobem mądry Kim Taehyung wylądował na komendzie wśród niezbyt miłych policjantów, z którymi nie sposób było normalnie pogadać.
Duchem byłem jednak w kompletnie innym miejscu, a w głowie miałem tylko jedno pytanie.
Ira? Jak bardzo nienawidzisz mnie za to co zrobiłem?

Ira? widzisz jak taeś się poświęca? QuQ

sobota, 20 października 2018

Od Andrewa CD Jimina

Beznamiętnym wzrokiem wpatrywałem się to w drzwi, za którymi przed chwilą zniknął chłopak, to na staruszkę patrzącą na mnie z wyraźną złością i czymś w rodzaju współczucia. Chyba nie słyszała tego co mu proponowałem bądź po prostu się nie domyśliła. Chyba... Nie ten to inny. Poza tym ten dzieciak i tak miał u mnie dług, który bądź co bądź miałem zamiar wykorzystać jak nie w ten, to w inny sposób. Stracił dobry sposób zarobku. Chyba nie uświadomił sobie jak dużo chciałem mu zapłacić za praktycznie nic. No cóż. Trudno. Niechlujnie rzuciłem na stół kilka banknotów i opuściłem kawiarnie. Do zobaczenia nigdy "babciu Lauro", robi pani całkiem znośną tą kawę, ale śmierdzi tu szczęśliwymi, zakochanymi ludźmi. Przykro mi.
 
***
 
Cóż może robić student w spokojne poniedziałkowe popołudnie? Relaksować się brakiem wykładów oczywiście. Spokojnie siedziałem na tarasie przeglądając notatki i wypalając jednego papierosa za drugim. Jak kiedyś wykituję to będę chociaż wiedział przez co. Miejmy tylko nadzieję, że to kiedyś przyjdzie szybko, bo znudziły mi się już "uroki życia". Relaks podczas myślenia o śmierci... To idiotyczne. Nagle usłyszałem wesołą melodyjkę, sygnalizującą przychodzące połączenie. Kogo niesie w czasie mojej sjesty? Jimin? Nie pamiętam żebyśmy wymieniali się numerami telefonów. Czyżbym już chorował na sklerozę? Swoją drogą w jakim celu mógł dzwonić? Wytknąć mi jeszcze raz jakim chorym zboczeńcem jestem? Niechętnie nacisnąłem zielona słuchawkę.
- Tak? - mruknąłem, przystawiając telefon do ucha.
- Zmieniłem zdanie. - bąknął Jimin. Co? Jak to? Jeszcze niedawno nie chciał mnie znać...
- A cóż to sie stało, że jednak chcesz pobawić się w dziwkę? - powiedziałem głosem pełnym pogardy i złośliwości.
- Nie w dziwkę, a w płatnego kochanka. Oferta jeszcze aktualna?
- Ależ oczywiście. - wymamrotałem pod nosem. - Wolisz ustalać warunki telefonicznie czy na żywo?
- Po co się męczyć? Gadaj, jak to ma wyglądać, a ja udam, że będę tego przestrzegał. - rzucił Arancia.
- Pomińmy gadkę o szacunku i tym, że masz być posłuszny swojemu szefowi. - zacząłem pełnym powagi tonem.
- Zachowujesz się, jakbyś mówił o normalnej pracy, a nie o pieprzeniu za pieniądze. - zaśmiał się chłopak. Nie ma co, żart na poziomie.
- Nie narzekaj. - burknąłem stukając palcami o ogrodowy stolik. - Od dziś masz być na każde zawołanie. Zdjęcia mile widziane. Mam wspominać o moich fetyszach czy wolisz sobie tego oszczędzić?
- Oszczędź. Moje fetysze też wchodzą w grę? - spytał z nadzieją.
- Zastanowię się. Pewny jest fakt, że jesteś na dole i to nie podlega żadnej dyskusji.
- Jeszcze zmienisz zdanie. - oznajmił, lecz ja puściłem to mimo uszu.
- Masz jeszcze jakieś pytania?
- Raczej nie. - odparł Azjata.
- Za dwadzieścia minut masz być u mnie i radzę się nie spóźnić. - zakomunikowałem wciskając czerwoną słuchawkę i z chytrym uśmiechem odkładając telefon. To się chłopiec zdziwi. Nieco ospale opuściłem ukochany fotel i ruszyłem do domu, w celu przygotowania siebie i domu na wizytę kochanka.
 
19 minut później
   
Godzina 17:04. Minuta dzieliła mnie od spotkania z Jiminem. A co jeśli nie przyjdzie? Oczywiście, że przyjdzie... Prawda? Przecież nie protestował. Nie miał szans. Na pewno przyjdzie! Miejmy nadzieję. Niecierpliwie spoglądałem na zegarek. Trzydzieści sekund. Spóźni się. Andy! Nie wariuj. Usiadłem na barowym stołku, stojącym przed wyspą kuchenną i wpatrując się w blat odliczałem sekundy, nerwowo stukając przy tym palcami. Po około minucie drzwi domu wreszcie się otworzyły, wpuszczając zdyszanego Jimina.
- Ty idioto! - wysapał opierając dłonie na kolanach.
- Spóźniłeś się o trzydzieści dwie sekundy. - przewróciłem oczami, puszczając mimo uszu słowa czerwonowłosego. - Jako iż mam dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt to nie spotka cię kara. - dodałem wkładając ręce do kieszeni. Niech się chłopak ucieszy. W końcu to jego pierwszy dzień.
- A próbowałeś kiedyś dotrzeć na drugi koniec miasta w dwadzieścia minut?! - wykrzyczał opierając się plecami o framugę.
- Zdążyłbyś gdybyś się postarał. - bąknąłem kierując się do kuchni. Chłopak ruszył tuż za mną.
- Whiskey? - spytałem chwytając butelkę i wlewając bursztynowy płyn do jednej z dwóch szklaneczek. Na rozluźnienie. Co prawda ja nie potrzebowałem procentów, ale Arancia wyglądał na strasznie spiętego. Jimin skinął głową, moszcząc się na sofie.  Ahh jaka szkoda, że nie był tak pewny siebie jak wtedy, gdy wylewał mi naleśniki na spodnie. Czyżby mój atak ochłodził jego zapał?
- Zachowujesz się jakbyś przyszedł na ścięcie, a nie do pracy. Więcej entuzjazmu, mój drogi. - mruknąłem grobowym głosem, siląc się na złośliwy uśmieszek, przez co zabrzmiało to strasznie ironicznie.
- Wiem, że dla ciebie to nic nowego, ale uszanuj fakt, że jestem początkującą dziwką. - nie wiedzieć czemu zabrzmiało to strasznie żałośnie. Co mam zrobić, żeby nie był taki zdenerwowany?
- Potraktuj mnie jak przypadkowego typa z kluby, który zaciągnął cię do łóżka. - wzruszyłem ramionami podając mu trunek. Jimin parsknął pobłażliwie.
- Wybacz, ale nie mam w zwyczaju pieprzyć się z nieznajomymi z klubu.
- Powinieneś spróbować. Nie wiesz co tracisz. - odparłem opierając się o blat wyspy kuchennej. Chłopak podniósł literatkę do ust, po czym krzywiąc się niemiłosiernie opróżnił jej zawartość.
- Kolejne gorzkie cholerstwo! Czy ty nie pijesz nic normalnego? - sapnął Azjata.
- Lepsze to, niż twoje słodkie mleko z kawą, dzieciaku. - zripostowałem.
- Zapomniałem, że takie stare zgredy piją tylko gorzkie kurestwa. - bąknął, kierując się w stronę zlewu, aby odłożyć szklankę. Stare zgredy, tak? Zerwałem się z miejsca i ruszyłem do chłopaka. Z wrogim wyrazem twarzy przyszpiliłem go do kuchennych szafek. Przedstawienie czas zacząć. Przestraszony chłopak oparł się o szafkę, jednocześnie bardzo ciężko oddychając.
- I co teraz? - wyszeptałem w jego usta. Czerwonowłosy przełknął nerwowo ślinę. Wyglądał cholernie pociągająco. Niepewny, a jednocześnie zadziorny. Mieszanka wybuchowa. Dłonią chwyciłem podbródek chłopaka, kciukiem przejeżdżając po dolnej wardze, jednocześnie przysuwając się bliżej niego. Lekko musnąłem jego usta swoimi, nie zamykając przy tym oczu nawet na chwilę. Chciałem widzieć jego reakcję. Móc dostrzec jak chłopak powoli zaczyna prosić o więcej, oddając swoje ciało pod moją opiekę. Z początku starałem się być delikatny, lecz już po chwili zaczęło mnie to nudzić, więc wdarłem się głębiej dołączając język. Chłopak z początku zdawał się być zszokowanym, jednakże po kilkunastu sekundach zaczął oddawać pocałunek, dłońmi błądząc po moim torsie. Nasz biedny przestraszony Koreańczyk zaczyna się rozkręcać. To mi się podoba.

Jimin?

sobota, 20 października 2018

Od Austina CD Naomi

   Spodziewałem się takiej reakcji brunetki, choć z drugiej strony liczyłem na coś milszego. W tym momencie miałem mieszane uczucia. Chciałem powiedzieć jej coś chamskiego, lecz moja milsza strona nie pozwalała na to. Ugryzłem się w język i skierowałem się w przeciwnym kierunku, chcąc się jakoś uspokoić. Wtem ponownie przybrałem wilczą postać i zawędrowałem gdzieś przed siebie.
Sam spacer jednak nie pomagał i przypomniałem sobie o bawarce, która samotnie stoi w garażu. Mając klucze przy sobie, podszedłem do garażu i po otwarciu bramy, ujrzałem z lekka zakurzone, czarne auto. Niby tylko tydzień, a zdążyła się zastać. Wsiadłem do wozu i przygotowałem się do jazdy. Na początku ciężko zakręciła rozrusznikiem, w końcu to ponad dwudziestoletnie auto; lecz następnie odpaliła pozostawiając za sobą jasną chmurę dymu z wydechu. Wyjechałem z pomieszczenia, zamknąłem drzwi garażu i ruszyłem na główną drogę. Zająłem się czarną na czynnej myjni samochodowej, zatankowałem do pełna lepszego paliwa i upewniłem się co do kondycji silnika. Gdy wszystko było na swoim miejscu, mogłem szaleć na mieście do woli.
Nie widziałem żadnych przeszkód w moich nielegalnych czynnościach, zaś chyba całe miasto słyszało ten przeraźliwy warkot silnika bawarki, a sam dym spod opon unosił się ponad domki. Ja zaś czułem szybko skok adrenaliny i uczucie wyluzowania, uspokojenia ducha. Może dziwnie to brzmi, ale taka jazda mnie zdecydowanie uspokaja i pozwala wrócić do logicznego myślenia. Sama przyjemność. Muzyka, która mi towarzyszyła, jeszcze bardziej rozluźniała atmosferę, a uśmiech z twarzy nie mógł zniknąć. Jednak co za dużo, to nie zdrowo i po jakiejś godzinie upalania, zajechałem na duży parking i pozwoliłem ostygnąć oponom, które teraz nadają się do wymiany. Obejrzałem auto, czy nie zostało gdzieś zahaczone lub guma nie osadziła się na nadkolach, lecz wszystko było dobrze. Odetchnąłem spokojnie i czując nadal zapach palonej gumy, uśmiechnąłem się jak jakiś psychopata. W międzyczasie z wnętrza pojazdu wylatywał dym, który często powstaje przy takiej zabawie. Rozglądnąłem się po okolicy i chyba każde miasto nocą wygląda dobrze, nawet to.
Gdy auto było gotowe do dalszej jazdy, a ja w pewnym stopniu się uspokoiłem, wróciłem do auta i zasiadłem wygodnie za kierownicą. Nagle dostałem wiadomość od Victora, który poprosił mnie o zjawienie się jutro rano na komendzie. Co znów wymyślił? Nie mam pojęcia. Zgodziłem się na to i mogłem w spokoju wrócić do domu.
Będąc na miejscu, wszyscy lokatorzy już spali. Nie chciałem ich budzić czy coś, więc od razu wszedłem do swojego pokoju, ogarnąłem się w miarę możliwości i położyłem się spać.. znaczy położyłem się do łóżka, gdyż sen przyszedł znacznie później. Adrenalina nadal krążyła we krwi, lecz z czasem odpuściła i pozwoziła oddać się w objęcia morfeusza.
   Rano zastałem niemalże pusty dom, co było mi na rękę. Zjadłem coś lekkiego i szybkiego, po czym skoczyłem pod prysznic i wróciłem do swojego pokoju. Wyjąłem dobrze wyglądające ciuchy i ubrałem je na siebie. Poprawiłem jeszcze włosy i po założeniu butów oraz skórzanej kurtki, skierowałem się do wyjścia. Opuściłem posiadłość swoim pojazdem i udałem się na komendę, gdyż o to poprosił mnie Victor.
Przy budynku zastałem auto głównego szefa policji kryminalnej, co z lekka mnie zdziwiło. On w takim mieście? Musiało coś poważnego się stać, że się tutaj zjawił. Po zamknięciu bawarki, wszedłem do budynku i skierowałem się do bura przyjaciela. Tam zaś zastałem nie tylko jego, ale i wcześniej wspomnianego szefa. Przywitałem się z mężczyznami i przeszliśmy do rozmowy.
- Doszły mnie słuchy, że Pan jako cywil został pomocnikiem Victora, a następnie przystąpił Pan do rozbicia japońskiej mafii - rzekł trzymając na mnie pewne spojrzenie, zaś Victor wyglądał na wyluzowanego.
- Wiem, że nie powinienem, jednakże mam za sobą odpowiednią szkołę oraz szkolenia. Musiałem się tym zająć ze względu na przyjaciół - wyjaśniłem spokojnie.
- Nie musi Pan się przede mną tłumaczyć - zaśmiał się przyjaźnie - Wiem to wszystko - zerknąłem na Victora, który uciekł ode mnie wzrokiem - I chciałbym mieć Pana w swoim składzie - dodał mężczyzna z miłym uśmiechem - Wykonał Pan to zadanie idealnie, choć czasem działał pomimo zakazu.
- Rozumiem.. Ale jest jakiś haczyk w tym? - spytałem próbując podejść mężczyznę.
- Nie ma żadnego - odpowiedział krótko.
- W takim razie przyjmuję Pańską ofertę - uniosłem lekko kąciki ust.
Reszta formalności została załatwiona w luźniejszej atmosferze przy mocnej kawie i kilku żartach. Że Victor był pewny mojego wyboru, wręczył mi gotową legitymację policjanta kryminalnego z moimi danymi, pozwolenie na broń, kaburę z czarnym glockiem oraz kajdanki.
Gdy wszystko było już gotowe, szef opuścił biuro i sam miałem też to uczynić, gdyż chciałem załatwić jeszcze kilka spraw, jak np. złożyć wypowiedzenie w klubie czy sprawdzić co u Davida.
- Nim wyjdziesz, mam coś jeszcze dla Ciebie - odparł przyjaciel wyjmując coś z szuflady. - A raczej kogoś - dodał wręczając mi książeczkę psa policyjnego.
- Co mam przez co rozumieć? - spytałem zerkając na niego.
- Podczas tej akcji, zginął nam jeden policjant, który opiekował się psem.. Jeśli nie masz nic przeciwko, przypisze tego czworonoga do Ciebie - wyjaśnił wstając z krzesła.
- Słyszałem o tym policjancie.. przykra sprawa - westchnąłem ciężko - I jasne, mogę zająć się tym psem - dodałem po chwili z lekka unosząc kąciki ust.
- W takim razie chodź - rzekł i wyszliśmy z biura.
Zaszliśmy do tylnej części komendy, gdzie znajdowało się kilka kojców dla psów policyjny, zaś nie przesiadują tutaj codziennie, a tylko podczas szkoleń. W jednej z klatek znajdował się wcześniej wspomniany pies, Argo rasy Malinois, który nie wyglądał na zadowolonego.
- Ilu osobą próbowałem go wcisnąć? - spytałem kucając przy drzwiczkach kojca.
- Pogryzł ze cztery osoby. Nie daje kompletnie siebie dotknąć - wyjaśnił niechętnie - Jednak Ty.. wiesz.. rozumiesz czworonogi.. - dodał nie mogąc ułożyć logicznie słów.
- Wiem, dogadam się z nim - odparłem otwierając spokojnie kojec.
Pies faktycznie był agresywnie nastawiony, gdyż po minięciu progu klatki, usłyszałem ostrzegawcze warknięcie w moim kierunku. Zignorowałem ten fakt i siadłem obok drzwiczek, zaś Victor oddalił się na bezpieczną odległość. Nie można od razu kierować rąk do psa, trzeba dać mu czas na oswojenie i zapoznanie się z zapachem. Właśnie, zapach.. Argo nie opuszczał ze mnie wzroku i czujnie węszył.
- Znajomy zapach, co? - mruknąłem spokojnie nie kierując wzroku na psa - Wiem, że straciłeś swojego przyjaciela, przykro mi z tego powodu - kontynuowałem - I wiem też, że pogryzłeś cztery osoby przede mną. Dobry jesteś - zerknąłem na czworonoga, który prawdopodobnie słuchał moich słów - Jednak nie musisz przejawiać agresji wobec mnie. Na pewno się dogadamy.. jak facet z facetem - rzekłem spokojnie patrząc już na psa.
Nie miał już agresywnego nastawienia, lecz blisko neutralnego. Wstał z kąta kojca i węsząc podszedł do mnie. Siedziałem spokojnie ze zgiętymi nogami i opartymi rękoma na kolanach. Malinois wsadził nagle pysk między opartą rękę, a brzuch, po czym położył się na mnie jakby znał mnie od lat.
- Widzę, że będzie ciekawie - westchnąłem i ostrożnie pogładziłem czworonoga po głowie, zjeżdżając stopniowo na kręgosłup.
Czułem, jakby minęło kilka minuta, zaś zegarek wskazywał prawie godzinę później. Pies pozwolił podnieść mi się z chłodniej posadzki, po czym sięgnąłem za smycz, którą przypiąłem do jego obroży i w spokoju mogliśmy opuścić ten nieszczęsny kojec. Mimo tego, Argo nie ufał mi do końca, więc musiałem uważać na większości wykonywanym przeze mnie czynności. Victor pogratulował mi oswojeniu psa i mogliśmy udać się do auta. Może i bawarka nie posiada bagażnika dla zwierząt, lecz przednie siedzenie czy też tylna kanapa jest dobrym miejscem dla psiaka.
   Udało mi się załatwić sprawę z klubem i zwolniłem się za porozumieniem stron. Czas zacząć żyć jak mężczyzna, choć z drugiej strony będę tęsknić za stanowiskiem barmana. Oczywiście były szef powiedział, że jestem tutaj mile widziany, nawet za ladą.. lecz nie wiem, czy skorzystam.
Zajechałem do domu Davida, lecz niestety go tam nie zastałem. Jego warsztat nadal był zamknięty, więc zostało mi czekać do wieczora. Wtem pomyślałem o Lunie, która powinna być już w domu. Tam też ją zastałem. Wstąpiłem do niej oczywiście wraz czworonogiem, który trzymał dystans od blondynki. Upewniłem się co do jej stanu po utracie narzeczonego i przyznam, że wyglądała dobrze. Nie była radosna i pełna szczęścia, lecz czuła się dobrze.
  Po prawie dwóch godzinach opuściłem jej dom. Zastałem ją smutną, a opuściłem uśmiechniętą. Oczywiście przez moją obecność, teoretyczny sposób pocieszania i dobry humor. Gdy jednak wsiadłem do auta, przypomniałem sobie wieczorną rozmowę z Nao. Teraz to mi się smutno zrobiło. Przez ten tydzień tak bardzo chciałem ją zobaczyć, przytulić, pogadać.. a zostałem zje*any od góry do dołu. Był to trochę taki cios, lecz nie w duszę, a w serce. Z drugiej strony trochę ją rozumiem, lecz nie miałem możliwości szybszego pojawienia się w mieście. Chyba, że Nao tak naprawdę chciałby się mnie pozbyć.. Gdy ją widzę, czuję jakby była wypełnieniem mojego serca, jakby Ona była tym ostatnim elementem układanki mojego życia. To jednak nie czas na takie przemyślenia i zajechałem do sklepu zoologicznego, gdzie zakupiłem potrzebne artykuły dla czworonoga, po czym udałem się do domu na jakiś zdrowy posiłek.
  Była już pora po obiadowa, przez co każdy odpoczywał w swoim pokoju lub w salonie. Ja wolałem zamknąć się w swoich czterech ścianach i ogarnąć owe pomieszczenie. Musiałem co nie co poprzestawiać, poukładać, przełożyć czy też wyrzucić. W sumie nie zajęło mi to dużo czasu, gdyż dużo rzeczy nie miałem i mogłem w spokoju walnąć się na łóżko. Argo podniósł się z podłogi i spojrzał na moją osobę. Niby nie powinienem, lecz musiałem. Poklepałem miejsce obok mnie, przez co pies wskoczył na łóżko i wygodnie się ułożył.
Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi, przez co Argo skierował wzrok owym kierunku. Pozwoliłem na wejście, a w progu pojawiła się Naomi. Podniosłem się do siadu i zerknąłem na brunetkę, która zamknęła za sobą drzwi.
- Przyszłaś znów mnie zje*ać za powrót do życia? - spytałem spokojnie i wstałem - Choć w sumie.. rozumiem Twoją reakcję. Typowa kobieta, nic nowego - dodałem nie mając na celu jej obrazić.
- Daj mi więc dojść do słowa..
- Ależ proszę - uniosłem lekko ręce na bok, gdyż nie chcę kolejnej kłótni z brunetką.


Naomi? Austin chyba nie potrafi być na nią zły ( ͡° ͜ʖ ͡°)