Ariana | Blogger | X X

niedziela, 31 marca 2019

Od Andrewa CD Claudii

Spokojnie i bez żadnego pośpiechu wkroczyłem do kuchni, gdzie od razu zabrałem się za robienie kawy. Zaistniała sytuacja z Claudią niezwykle mnie śmieszyła. Przez chwilę nawet zastanawiałem się, jak bardzo zabawnie byłoby, gdybym nawciskał jej kompromitujących kłamstw na temat ubiegłej nocy, ale stwierdziłem, że pomimo wszystko nie będę aż taką świnią. Co prawda miałem jej za złe, że między innymi za jej zasługą nie skończyłem jeszcze w łóżku z tym chłopakiem z baru, ale w tym przypadku kluczowym słowem było "jeszcze", gdyż jego numer niczym kamień ciążył uporczywie w mojej kieszeni, kusząc aby w końcu wyjąć go i wykorzystać, co było jedynie kwestią czasu. Coś w głębi serca mówiło mi, że nie powinienem oglądać się za innymi, głównie ze względu na Jimina, jednkaże odpędzałem od siebie te myśli powtarzając sobie, iż niczego Arancii nie obiecywałem, a nasza relacja nigdy nie była prawdziwym związkiem, więc wyrzuty sumienia mogę odsunąć daleko na bok. W końcu rozmyślania i fantazje przerwała Claudia, która nareszcie opuściła moją sypialnię i ku mojej uldze była już ubrana.
- Kawa. - mruknąłem z uśmiechem, podsuwając jej kubek. Pomimo, iż dziewczyna odmówiła i tak zrobiłem dwie porcje tego napoju bogów. Tak profilaktycznie, na wypadek gdyby wcześniejsza odmowa była kopią polskiego zwyczaju.
- Dzięki. - odpowiedziała, siadając naprzeciwko mnie i obejmując naczynie dłońmi. Przez chwilę wpatrywaliśmy się to w siebie nawzajem, do w stół delektując się nieco niezręczną ciszą, którą brunetka w końcu postanowiła przerwać.
- Dzięki, że wczoraj się mną hmm... Zająłeś. - powiedziała, zaznaczając palcami cudzysłów przy słowie "zająłeś".
- Nie ma sprawy. Biorąc pod uwagę fakt, jaka byłaś nawalona, to nie zdziwiłbym się gdyby ktoś znalazł cię dzisiaj w jakimś rowie, więc to był zwykły akt człowieczeństwa. - odparłem, po czym pociągnąłem długi łyk kawy. Claudia wzruszyła ramionami.
- Niemniej jednak mam u ciebie dług wdzięczności. - uśmiechnęła się, również upijając trochę napoju.
- Och, nie omieszkam skorzystać. - odwzajemniłem uśmiech. - Ogarnę się i odwiozę cię do domu. - zakomunikowałem, odstawiając pusty już kubek do zlewu.
- Nie trzeba. Poradzę sobie. - odpowiedziała błyskawicznie.
- To nie było pytanie. - mruknąłem, wyciągając ubrania z szafy, a następnie kierując się do łazienki, by szybko się przebrać. Pozbyłem się tam również śladów jednodniowego zarostu, a potem spryskawszy się cholernie drogimi perfumami wróciłem do Claudii, która zdążyła wypić swoją kawę.
- Naprawdę sobie poradzę. Nie chcę robić ci problemu. - powiedziała jeszcze, stojąc przy drzwiach i czekając aż znajdę kluczyki do samochodu, które jak na złość zmieniły swoje położenie i zniknęły z haczyka na klucze, wiszącego w korytarzu.
- Zasada pierwsza - nigdy nie odmawiaj Andrewowi Purdy'emu. - powiedziałem, przetrząsając kuchenne szafki. - Poza tym muszę iść do sklepu, więc... Są! - krzyknąłem, gdy dojrzałem zgubę na stoliku kawowym w salonie. - ... więc mam po drodze. - dokończyłem, wracając do Claudii, cierpliwie czekającej przed drzwiami. Na miejscu uważnie zmierzyłem ją wzrokiem.
- Przeziębisz się. - mruknąłem, zdejmując z wieszaka jedną z moich cieplejszych bluz, a następnie podałem ją brunetce. Po chwili zawahania zmuszona moim naglącym wzrokiem przyjęła bluzę i założyła ją na siebie.
- Zachowujesz się jak babcia. - burknęła, gdy wyszliśmy przed dom.
- Zawsze do usług - odparłem, kierując się do czarnego BMW.

time skip

W końcu po kilkunastu minutach zaparkowałem przed dużym drewnianym domem, zewsząd otoczonym sporymi zielonymi terenami i wielkimi drzewami. Wyglądał jak żywo wyjęty z bajki dla dzieci, a przy tym idealnie pasował do właścicielki, choć odniosłem wrażenie, że dla mnie byłby zbyt hm... wesoły?
- Wejdziesz na chwilę? Muszę oddać ci pieniądze za tą wczorajszą popijawę. - uśmiechnęła się chwytając za klamkę.
- Nie trzeba. - odparłem szybko. - Uznajmy, że piliśmy na mój koszt.
- Uznajmy, że Claudii Blue się nie odmawia. - odbiła piłeczke, naśladując mnie sprzed kilkudziesięciu minut. Przewróciłem oczami i chwyciłem za klamkę, otwierając drzwi i wychodząc z samochodu. Z bliżej nieokreślonego powodu nie miałem ochoty się z nią kłócić. Nim zdążyliśmy dotrzeć do domu, w drzwiach mieszkania pojawił się dość wysoki brunet, który od razu zmierzył mnie czujnym, podejrzliwym wzrokiem. A przecież Claudia mówiła, że nie ma chłopaka.
- Miło że wróciłaś. - burknął w stronę brunetki, po czym nieoczekiwanie objął ją i zamknął w szczelnym uścisku. - A telefon się odbiera! Nawet nie wiesz jak się martwiłem. - dodał, przyciskając ją do siebie. Dziewczyna cicho zachichotała.
- Spokojnie Jerry. Telefon mi padł, ale poradziłam sobie. Przecież nie jestem małą dziewczynką. A ty poradziłeś sobie beze mnie? - mruknęła uśmiechając się do chłopaka.
- Chciał już dzwonić po policję... - usłyszałem znajomy głos dobiegający z wnętrza domu. - Co nie bracisz... - nagle w drzwiach, tuż za obściskującą się parą pojawił się... uwaga, uwaga... Jimin Arancia! - Andrew? - bąknął niewyraźnie, spoglądając na mnie ze szeroko roztwartymi oczyma. W sumie nie ma się co dziwić. Ja też nie kryłem swojego zdziwienia.
- Jak widać. - odparłem, ignorując pytające spojrzenie Claudii.
- Wy się znacie? - spytała po chwili krępującego milczenia. Przekląłem siarczyście w myślach. Co miałem jej powiedzieć? "Hej! Brat twojego niedoszłego chłopaka jest moją prywatną dziwką!" Nie brzmiało to korzystnie. Za wszelką cenę nie mogła się o tym dowiedzieć.
- Ymm... Tak... Poznaliśmy się kiedyś w... w klubie. - tłumaczył Jimin, nerwowo drapiąc się po głowie.
- Tak w klubie. W tym samym co my. - dokończyłem, brnąc w kłamstwo. - On też skończył ze mną w łóżku. - wypaliłem nagle, bez żadnego namysłu. Dopiero po chwili, gdy trzy pary zszokowanych oczu świdrowało mnie na wylot, zorientowałem się co właściwie powiedziałem. O kurwa!

843 słowa
Claudia?

sobota, 30 marca 2019

Od Iry CD Taehyunga

D l a c z e g o ?
Dlaczego to zawsze ja jestem taka słaba, wszyscy wokół muszą mnie ratować, narażając własne życie dla mojego dobra. I pomimo tego, że to bardzo miły gest ukazujący więź pomiędzy nami, dlaczego czuje w środku taką wściekłość? W naszym świecie chodzi tylko o siłę. Wszystko jest rozstrzygane za jej pomocą. I właśnie przez to, że jestem słaba, wciąż przegrywam raniąc innych. Gdyby nie ja Tae nie miałby tych wszystkich kłopotów, mógłby na spokojnie zając się swoją karierą, nie okłamując swoich przyjaciół.
- Przepraszam.
Jego niezrozumiały wzrok zatrzymał się na mojej twarzy, gdy powoli wypuścił mnie z objęć by na mnie spojrzeć. Ja tego nie zrobiłam. Patrzyłam uparcie na jeden punkt przed sobą, ścierając zły, które powoli przestały płynąć po moich policzkach,
- Ja już tak nie mogę, nie chcę być twoim p a s o ż y t e m.
Zacisnęłam dłonie w pięści, zaciskając przy tym zęby.
- Wiem, że ludzie nigdy nie rodzą się równi, a ci słabsi muszą trzymać się zasad tych silniejszych. Ale ja przez całe swoje życie, jedyną radość jaką czułam, to były oklaski za dobry występ i uśmiechy dzieci, które z fascynacją mi się przyglądały. Wtedy wyglądałam na taką potężną w ich oczach. Treserka wielkich kotów, ich pogromczyni. Choć wtedy czułam się bohaterem, wcale nim nie byłam. Prawdziwi bohaterzy nigdy nie przestają walczyć z przeciwnościami losu, a ja się poddałam. Nawet nie próbowałam walczyć, byłam zwykłym śmieciem, który miał gdzieś czy żyje i czy ma w sobie jakiekolwiek uczucia. Przez te lata byłam sparaliżowana, mówiłam rzeczy, których nie powinnam i nie odczuwałam nic co ludzkie. Ale ty jesteś prawdziwym bohaterem, wiesz? - uśmiechnęłam się, w końcu siadając przodem do niego, patrząc wprost  w jego czekoladowe oczy.
- Nie jestem bohaterem. - wyszeptał, choć jego słowa nie brzmiały zbyt pewnie.
- Jesteś nim. A wiesz dlaczego? Bo  "wtrącanie się" to jedna z podstawowych cech bohatera. A ty właśnie to zrobiłeś. Zagadałeś do obcej sobie dziewczynie, siedzącej w parku, która przez swoją nieznajomość świata powinna wydać ci się dziwna. Ale nawet jeśli tak się stało, nie poddałeś się. Wciąż próbowałeś mnie ratować, nie dając mi utonąć w osamotnieniu. I właśnie przez to nie mogę pozwolić na to co się teraz dzieje. Kiedyś obiecałam sobie, że będę silna, nauczę się dbać o siebie tak by inni nie musieli tego robić za mnie - Dakota polizał mnie po dłoni, gdy odłożyłam kociątko na bok i wstałam patrząc na Tae z zawziętością - Nie mogę pozwolić byś rujnował sobie życie przeze mnie, nie chciałam tego i nadal tego nie chcę. Nauczę się nie być kulą u nogi dla innych i nauczę się być potrzebna, pomocna. Dlatego przepraszam, że musiałeś się ze mną użerać, cierpieć przeze mnie i wciąż mnie ratować - łzy zaczęły ciurkiem płynąc po moich policzkach, gdy padłam na kolana, przykładając twarz do dłoni, a moje włosy zakryły moją buzię - Zrobię wszystko by to wynagrodzić, tylko naucz mnie tego.
< Tae? >

piątek, 29 marca 2019

Od Kate

Wieczór. Błogi, cudowny, wtorkowy wieczór. Jedynym o czym teraz myślałam, a raczej jedynym o czym byłam w stanie myśleć to miękka poduszka, koc i telewizor. Tia, gdy tylko uświadamiam sobie, że jutro od nowa mam klepać te same formułki tylko dlatego, że jednemu z aktorów nagle odjaniepawliło i zamiast przygotować się do próby jak najlepiej, jakby nigdy nic ulotnił się z planu wymyślając na poczekaniu jakąś beznadziejną wymówkę. Dziwi mnie czemu sam reżyser po tylu perypetiach z wyżej wspomnianym delikwentem, wciąż przymyka na to wszystko oko, aczkolwiek nie zamierzałam roztkliwiać się zbytnio nad czymś na co i tak nie mam żadnego wpływu. Miło byłoby jednak, gdyby szanowny Walter pofatygował się ten jeden raz w ustalone miejsce i odbębnił swoje rozbudowane do granic możliwości kwestie, pozwalając pozostałym w spokoju wrócić do domu o normalnej porze, bo prawdę mówiąc znudziło mnie (i nie tylko mnie) siedzenie w robocie do godziny 22:00, jak nie dłużej. Cóż, na idiotów niestety nic nie zaradzimy, nie dość, że mają przewagę liczebną, to na dodatek potrafią sprowadzić potencjalnego rozmówcę do swojego poziomu, w efekcie pokonując go doświadczeniem.
Jezu Chryste! Kate, jakimi pierdołami ty sobie w ogóle zaprzątasz umysł?
Podczas gdy w mojej przemęczonej łepetynie rozgrywały się przemyślenia mniej i bardziej adekwatne do zaistniałej sytuacji, nawet nie zauważyłam kiedy i jak, tuż u mych nóg znalazł się... pies. I to nawet całkiem ładny. Stworzonko przez dłuższą chwilę wlepiało we mnie swe okrągłe, ciemne patrzałki, aż do momentu, gdy zza zakrętu wyłoniła się jakaś ciemna, kobieca sylwetka, przywołując czworonoga do siebie.

Któraś psiara chętna na serię? XD

253 słowa

niedziela, 24 marca 2019

Od Bruna CD Genevieve

Nadeszła wielka chwila. Zapoznanie pani Menstruacji z panem Manopauzą... Trochę się obawiałem, aczkolwiek miałem nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie.
Na nasze szczęście, szop nie okazał się być agresywny. Zaczął wąchać suczkę i był wyraźnie zaciekawiony. Ta zaś podkuliła ogonek, i zaczęła cicho piszczeć. Tego chyba nikt się nie spodziewał... Żeby ten uroczy Apap był taki straszny? Zrozumiałbym go jeszcze w roli ,,postrach mebli'', ale to, co właśnie zobaczyłem totalnie mnie zdziwiło.
Po chwili suczka również zaczęła obwąchiwać szopa. Razem z Gen powoli, zgodnie wypuściliśmy zwierzęta z rąk. Zaczęli krążyć naokoło siebie, i się obwąchiwać. W końcu suczka zamerdała ogonem i przybrała pozycję gotową do zabawy, a szop zamachał łapą, tak jakby też chciał się bawić. Sukces!
- Aww, jakie to urocze... - stwierdziła Gen.
- Może mimo wszystko rozdzielmy ich na tę noc, tak dla bezpieczeństwa?
- Dobrze, jestem za. Lepiej żeby nie poturbowały się nagle w środku nocy...
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, i zgodnie stwierdziliśmy, że uśpimy oba zwierzaki. Szopa położyliśmy spać na kanapie w salonie, a wychodząc z pomieszczenia zamknęliśmy za sobą drzwi. Suczkę zaś położyliśmy spać na stercie kocyków, kilka metrów od naszego łóżka w sypialni.
- No, to teraz chyba pora na nasz prysznic, no nie? - zapytałem z niewinnym, lekkim uśmieszkiem na twarzy. Czyżbym zaczynał mieć dziwne pomysły?...
206 słów
Gen? Kisne XDD

niedziela, 24 marca 2019

Od Jake'a CD Gabriela

Kiedy Kazan odwrócił się w naszą stronę, po plecach przeszedł mnie dreszcz. No to chuj...
Basior zbliżył się do nas, ukazując rzędy żółtawych zębów. Trzeba mu będzie wytłumaczyć, kto to jest Shakira i w jakich reklamach występuje... Chyba miał zamiar przypuścić na nas atak, jednak powstrzymałem go najzwyklejszą w świecie wypowiedzią.
- Kazan, ty wiesz, że jesteś na terenach Zewu Natury, a nie Hostis, no nie? - uniosłem jedną ,,brew''.
- No i? - prychnął.
- No i to, że jeżeli nie masz żadnych ważnych interesów, to jest to zabronione?
- Ty nie mów mi, co jest zabronione, a co nie, bo źle to się dla ciebie skończy. - warknął.
- Hola, hola! I ja i ty wiemy, że przekraczanie granicy bez celu jest surowo zabronione. I nie obroni cię nawet twój zapchlony tatuś.
- Zapchlony to jesteście ty i twój kumpel. - zdenerwował się basior.
- Jak tak parzę na te twoje zęby, to nie wątpię w to, że masz jakieś pchły czy coś. - odezwał się Gabriel.
Kazan wykonał susa w jego kierunku.
- Stul ten pysk szmaciarzu, albo ci pomogę. - zjeżył kark.
Gabriel stał nieco za mną, toteż Kazan był mniej-więcej obok mnie. Wykorzystując zaistniałą sytuację, skoczyłem mu prosto na kark, a tym samym przewróciłem go i usiłowałem przytrzymać przy ziemi. Gabriel szybko załapał się w sytuacji, i pomógł mi unieszkodliwić następcę zapchlonego tronu Hostis.
- Gadaj, czego chciałeś albo co zrobiłeś?! - warknąłem.
Naszła mnie chęć wbicia mu pazurów w skórę nieco mocniej, aby na prawdę poczuł ból. Gniew za to wszystko czego dokonał w przeszłości, plus gniew za te jego wyzwiska... Był ogromny.
254 słowa
Gabriel? Kazan to serio zły pchlarz XDD

niedziela, 24 marca 2019

Od Claudii CD Andrewa

- Nie, dzięki... Ja tu jeszcze chwilę poleżę, jeśli zezwolisz, bo trochę dziwnie się czuję.
- Jak chcesz. - wzruszył ramionami, po czym zrobił kilka kroków w stronę drzwi. - A! I ubierz się, tak wiesz, żeby nie było.
Przytaknęłam, a Andrew wyszedł z pokoju. Ja zaś podniosłam z ziemi swoje nieszczęsne ubrania, założyłam je na siebie i ponownie padłam na łóżko.
Wewnętrznie niemal płonęłam ze wstydu. Uchlałam się, litościwy Andy zabrał mnie do swojego domu, pewnie zapłacił za całą masę drinków, zniósł mnie pod wpływem alkoholu... Jeszcze nie wiadomo dlaczego rozebrałam się do samej bielizny... A zazwyczaj największe wybryki po alkoholu miałam na imprezach z Jerry'm. Ten to już się chyba przyzwyczaił, ale Andsowi będę musiała podziękować... Kiedyś, bo teraz nie mam na to psychicznie siły.
Usiłowałam przypomnieć sobie wczorajsze wydarzenia, przynajmniej trochę. Tak... Najpierw siedziałam przy barze sama, a później przyszedł Andy. Wypiłam kilka drinków, poszłam na parkiet... Jakiś... typek usilnie chciał ze mną tańczyć... Nowy znajomy podszedł... udając mojego chłopaka... Poszliśmy do baru... Wypiłam jeszcze trochę (tak, no jasne, TROCHĘ) drinków... I co było dalej? Nie mogłam sobie nic więcej przypomnieć, chyba urwał mi się film. Wiem tylko, że znalazłam się tutaj i obnażyłam. A reszta? Za co mam jeszcze przepraszać? Obrzygałam coś? Zemdlałam? Powiedziałam coś nie tak?...
208 słów
Ands XD? Sorkiii że takie krótkie XD

niedziela, 24 marca 2019

Od Genevieve CD Bruna

- Dobrze panie miłośniku czerwonych potopów, teraz czeka nas najtrudniejsza część wieczoru. - zakomunikowałam, ruszając w kierunku wyjścia z łazienki. Rudowłosy zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem.
- Co masz na myśli? - spytał, wycierając suczkę różowym ręcznikiem, który niegdyś należał do mnie. Nie odpowiedziałam mu. Jedynie posłałam mu tajemnicze spojrzenie, poparte chytrym uśmieszkiem i zniknęłam za drzwiami.
Zaledwie kilkanaście minut później obaj klęczeliśmy na podłodze w salonie, wyposażeni w okulary (pseudo)ochronne, trzymając suczkę na kolanach.
- Myślisz, że obejdzie się bez trupów? - spytałam, gdy dotarło do mnie, przed jak trudnym zadaniem stoimy.
- Nie mam pojęcia, ale obiecuję ci, że jeśli twoja śliczna buźka na tym ucierpi, to i tak będę cię kochał. - oznajmił z rozbrajającym uśmiechem, przez co poczułam jak moje serduszko się rozpływa. Zawstydzona spuściłam głowę, pozwalając aby pukle rudych włosów zasłoniły moją twarz, a wraz z nią policzki, które zapewne płonęły już ognistą czerwienią. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tych spontanicznych wyznań i komplementów.
- Jesteś gotowy? - spytałam w końcu.
- Bardziej chyba nie będę. - odparł, biorąc Rosie w ramiona i mocno ją obejmując, aby mieć pewność, że nie ucieknie. Odetchnęłam ciężko i ruszyłam w kierunku sypialni, w której spokojnie czekał na mnie szop. Gdy dotarłam na miejsce chwyciłam zwierzaka w ramiona i przycisnęłam do siebie.
- Musisz kogoś poznać. - wyjaśniłam, a następnie wróciłam razem z pupilem do Bruna. Ostrożnie postawiłam Mefedrona naprzeciwko Amfetaminy(iksdeeeee), wciąż siedząc tuż przy nim, aby w razie negatywnej reakcji zwierzaków móc je od siebie odciągnąć.
- Hmm... A więc to jest Rosie - twoja nowa siostra. Rosie to Mefedron - twój nowy brat. Przywitajcie się czy coś. - powiedziałam, chcąc zachęcić zwierzęta do interakcji, choć w głębi serca wciąż bałam się, że wbrew naszym oczekiwaniom ta dwójka rzuci się sobie do gardeł.

Bruno?

niedziela, 24 marca 2019

Od Bruna CD Genevieve

Pokręciłem głową i po cichu się zaśmiałem.
- Chodź, umyjemy tą psinkę, bo biedna jest cała brudna.
Udaliśmy się więc do łazienki. Do wanny wlaliśmy trochę ciepłej wody, i ostrożnie wsadziliśmy tam suczkę. Z początku była trochę wystraszona, jednak po chwili uspokoiła się. Dolaliśmy jeszcze troszeczkę wody, a uradowana psina zaczęła skakać po calwj wannie i chlapać na wszystko co możliwe. Jakimś cudem udało nam się ją złapać, toteż ,,wyszorowaliśmy" jej futerko samą wodą, po czym wymieniliśmy wodę w wannie na czystą, żeby psina mogła się jeszcze trochę pobawić i ewentualnie lepiej wypłukać. W międzyczasie skończyła się burza, a tym samym prąd postanowił wrócić, dzięki czemu włączyły się światła.
W końcu uczkę było widać dokładnie. Faktycznie wyglądała jak owczarek australijski...
- Amfetamina idealnie do niej pasuje, nie sądzisz? - zapytała Gen, głaszcząc sunię po głowie.
- Aaa co powiesz na Rosie Amfetamina von Menstruacja?
Gen wytrzeszczyła oczy i parsknęła śmiechem.
- Widzę, że masz zamiłowanie do imion związanych z miesiączką. Szop Menopauza, pies Menstruacja...
- Ciekawe jaka piękna miłośniczka chemii nazwała szopa Mefedron, a psa Amfetamina... - odbiłem piłeczkę.
Akurat wtedy psina (aka Rosie aka Amfetamina) postanowila ochlapać naszą dwójkę z radosnym szczeknięciem. Obydwoje tylko się roześmialiśmy.
- Widzisz, takie imiona jej się podobają. - stwierdziłem.
Suczka powtórzyła czynność zwiazaną ze szczekaniem i chlapaniem.
205 słów
Gen? XD Ciulowo wyszło ale łeeetam xD

niedziela, 24 marca 2019

Od Genevieve CD Belli

- Herbatki? - spytałam retorycznie, wchodząc do domu, wcześniej wpuszczając do niego Bellę i Riley. Retorycznie, gdyż nawet gdyby odmówiły, siłą wepchnęłabym im napój w ręce.
- Jasne. - odparła Riley, moszcząc się na kanapie w salonie. W głębi duszy dziękowałam bogom za to, iż dziewczyny postanowiły, że ze mną zostaną, bo obawiałam się, że jeśli pozostawiłby mnie samej sobie, to do przyjazdu Bruna mój stan psychiczny mógłby znacznie się pogorszyć. Będąc z nimi moje myśli zaprzątnięte były innymi sprawami, choć echo słów Jaspera uporczywie tkwiło w mojej głowie.
- A gdzie Bruno? - zagadnęła starsza, gdy postawiłam przed nimi dwa kubki, z parującymi napojami.
- W studiu. - odpowiedziałam, siadając obok nich. - Ciągle pracuje nad nową płytą. Na dobrą sprawę częściej nie ma go w domu niż jest. - wyjaśniłam, uśmiechając się i czując jednocześnie jak moje policzki robią się delikatnie bardziej różowe. Czy zawsze tak reagowałam, mówiąc o nim?
- To tak jak mój, z tym że on, zamiast pracować bawi się w szpiega. - roześmiała się panna Black. Bella milczała. Myślała o tym, co usłyszała tam, w dziurze?
- Wybacz Gen, ale pokażesz mi, gdzie jest łazienka? - spytała Riley, a ja wskazałam jej drzwi, umiejscowione naprzeciwko drzwi wejściowych. Zostałam sama z Bellą.
- Ja... Nie wiem, jak mam wyjaśnić ci to, co tam usłyszałaś... - powiedziałam cicho, spuszczając wzrok.

Bella?

niedziela, 24 marca 2019

Od Gabriela CD Jake'a

Zapach... Zapach... Byleby tylko nie stracić tego zapachu. Tylko żeby go nie zgubić. Kwiaty, sarna, ludzie... Wilk! Nie mogę zgubić tego tropu. Nie pozwolę aby wilk, który bezkarnie i uporczywie przyglądał się mieszkaniu mojej ukochanej, prawdopodobnie mając pewność że nikt go nie widzi, uciekł. Raczej nie gapił się na ruderę bez celu. Przypuszczałem nawet, że może mieć on jakiś związek z Brianem. W każdym razie byłem prawie pewny, że jego intencje nie są dobre. Nagle dostrzegłem go. Kroczył dumnie wśród drzew w głąb lasu, nonszalancko unosząc przy tym głowę ku górze. Ja skradając się pobliskimi krzakami podąrzałem za nim. Kierował się w stronę rzeki, do granicy terenów naszych i Hostis, więc sprawiało to, że z każdą chwilą byłem bardziej nakręcony.
- No proszę, proszę! Od kiedy to pan Gabriel wychodzi z domu? - usłyszałem tuż za moimi plecami głos Jake'a. Cholera! Pieprzony Jackson znalazł sobie idealny czas na spacerek. Bez wahania zerwałem się z pozycji skradającej i rzuciłem się na basiora, przyciskając go do ziemi, a jednocześnie zatykając jego pysk swoją łapą. Śledzony przeze mnie basior jedynie uniósł głowę do góry, jednak ku mojej uldze nie zauważając niczego podejrzanego podążył dalej przed siebie. Gdy oddalił się na bezpieczną odległość wypuściłem Jake'a, uwalniając tym samym jego pysk, z którego wydobyło się pełne poirytowania warknięcie.
- Po*ebało cię? - burknął, otrzepując sierść z ziemi i różnej maści pyłów. Prychnąłem jedynie cicho i podszedłem bliżej krzaków, nie chcąc zgubić obiektu mojej misji.
- Ciebie też miło widzieć Jackson, ale bądź tak miły i zabierz stąd swoją dupę i daj mi pracować. Idź goń wiewiórki czy coś tam. - zasugerowałem, po czym wbiegłem w pobliskie krzaki, aby lepiej ocenić wzrost, wygląd, a także odległość nieznajomego.
- Tylko jeśli wytłumaczysz mi po ch*j leziesz za Kazanem. - odparł, przekrzywiając głowę. Gdy tylko Jake zakończył swoją wypowiedź nieznajomy wilk, odwrócił się błyskawicznie w naszą stronę, mierząc nas chłodnym spojrzeniem. Jesteśmy w dupie.

Jake?

sobota, 23 marca 2019

Od Andrewa CD Claudii

Gdy tylko brunetka oddaliła się ode mnie pod pretekstem udania się na parkiet, poczułem dziwny, delikatny powiew ulgi. Nie żebym nie lubił Claudii! Wręcz przeciwne! Zapałałem do niej rzadko u mnie spotykaną sympatią. Wydała mi się niezwykle ciekawą osobą, którą chciałem poznać bliżej, ale ta chęć nie była  na tyle silna, aby zmienić moje stare przyzwyczajenia. Dobrze czułem się w jej towarzystwie ale bez niej czułem się jeszcze lepiej. Ot, typowa przywara introwertyka.
Zamówiłem kolejną porcję whiskey, łapiąc przy tym ukradkowo rzucane, uwodzicielskie spojrzenia, nadane od barmana, który tak na dobrą sprawę był nie najbrzydszy. Nie na tyle ciekawy, aby wejść z nim w relacje, ale wystarczająco przystojny, aby dobrze wykorzystać jego zainteresowanie moją osobą. Milcząc podał mi szklaneczkę wypełnioną bursztynowym trunkiem i uśmiechnąwszy się zalotnie, oddalił się na drugi koniec baru, w celu obsłużenia reszty klientów. Wówczas zauważyłem niewielką karteczkę, niedbale wyrwaną z jakiegoś zeszytu, na której pochyłym pismem zapisany był numer telefonu. Uśmiechnąłem się pod nosem i schowałem "wizytówkę" w kieszeni kurtki, obiecując sobie, że nie omieszkam z niej skorzystać. Z namaszczeniem uniosłem szklankę, dokładnie analizując barwę znajdującej się w niej cieczy, a następnie bezceremonialnie przechyliłem ją, wlewając do gardła, a jednocześnie delektując się każdą kroplą, po czym westchnąwszy cicho odstawiłem szkło na blat. Claudia nie wracała już jakiś czas, więc odwróciłem się w stronę sali, uważnie analizując każdy jej fragment, by wypatrzyć moją nową przyjaciółkę. W końcu dostrzegłem ją na uboczu parkietu. Stała z jakimś mężczyzną, brunetem, który bezwstydnie się do niej przystawiał. Dziewczyna bez przerwy rzucała dookoła spojrzenia, w których ukryty był cały dyskomfort, odczuwany przez nią w obecnej chwili. Oburzony chamstwem nieznajomego wstałem i ruszyłem w ich stronę. Na miejscu stanąłem tuż obok dziewczyny, po czym objąwszy ją w pasie spytałem:
- Wszystko w porządku skarbie?
Dziewczyna spojrzała na mnie pytająco. "Graj" - rozkazałem jej wzrokiem, a ona przytaknęła prawie niewidocznie.
- Ten pan ci się naprzykrza? - dopytywałem, podczas gdy brunetka wtulała się w mój bok. Mężczyzna zmierzył mnie dokładnie wzrokiem. Ku mojemu zadowoleniu był o wiele niższy ode mnie, więc nie obawiałem się, że mnie zaatakuje. - Uprzejmie proszę, aby zawinął pan dupę w troki i łaskawie odpierdolił się od mojej partnerki. - powiedziałem, patrząc na niego z góry. Przeciwnik wytrzeszczył oczy i patrzył na mnie z szeroko otwartymi ustami. - Uwaga na muchy. - dodałem, po czym pociągnąłem Claudię w kierunku baru, wciąż trzymając dłoń na jej talii - dla bezpieczeństwa.
- Dziękuję. - westchnęła, siadając na stołku tuż obok mnie.
- Na przyszłość uważaj. - mruknąłem, kiwając do barmana, który w mgnieniu oka pojawił się przede mną. - Dwa razy whiskey, proszę.  - powiedziałem, unosząc jeden kącik ust do góry i spoglądając na niego uwodzicielsko. Chłopak odwzajemnił mój "uśmiech", a chwilę później postawił przede mną zamówienie. Podsunąłem jeden drink Claudii.
- Do dna przyjaciółko! - oznajmiłem, obserwując jednocześnie jak barman promienieje pod wpływem słowa "przyjaciółko". Dziewczyna bez zastanowienia chwyciła trunek i wlała do gardła, po czym w mgnieniu oka zamówiła kolejną porcję, która równie szybko pojawiła się tuż przed nią. Brunetka chwyciła ją, z zamiarem opróżnienia, jednak ja zatrzymałem jej rękę.
- Hola! Dziewczyno, powoli! - powiedziałem, lecz Claudia jedynie obrzuciła mnie lekceważącym spojrzeniem, po czym wypiła trunek i tak jak poprzednim razem zamówiła następny. Ta sama sytuacja wydarzyła się jeszcze kilka razy. Wiele razy próbowałem ją powstrzymać, rzucając ostrzegawcze "Będziesz rzygać" lub "Sama się będziesz czołgać do domu", lecz w końcu zwątpiłem i bez słowa obserwowałem poczynania mojej małej przyjaciółki, niekiedy sam towarzysząc jej w zerowaniu kolejnych szklanek. W końcu po kilku, a może kilkunastu takich kolejkach usłyszałem od niej:
- Chybbba... hik... bęfę... hik... umieeeraać.
- A nie mówiłem. - odparłem, śmiejąc się wewnętrznie z jej stanu. Sam także wypiłem sporo, ale dziewczyna pobiła mnie chyba dwukrotnie. Dziwiłem się również, jak mocną miała głowę, bo znając życie wielu facetów po takiej dawce alkoholu leżałaby gdzieś w rowie, nie mówiąc już o płci pięknej.
- Barmannn... - zakrzyknęła, zwracając na siebie uwagę przystojnego bruneta i zapewne kilku innych ludzi obecnych w barze. - Jeszcze... - mruknęła, wskazując kieliszek, jednak ja zabrałem jej go sprzed nosa, na co ona zareagowała jękiem niezadowolenia.
- Pani już chyba wystarczy. - oznajmiłem tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Przepraszam, za koleżankę. Poprosiłbym już rachunek. - uśmiechnąłem się, powodując rumieńce na twarzy barmana. W końcu po zmniejszeniu zasobów mojego konta o kilka stów opuściłem lokal, prowadząc pijaną Claudię i obejmując ją ramieniem w pasie, aby się nie przewróciła.
- Hhhejj.. hik... Gdzie mnie... hik... prowadzisz? - spytała, czkając co chwila.
- Mieszkam niedaleko, idziemy do mnie, bo wybacz, ale nie mam zamiaru nieść cię na drugi koniec miasta do... Gdziekolwiek w sumie mieszkasz. - wyjaśniłem cicho wzdychając.
- Ale ja sobie poooradze. - oznajmiła, stawiając opór. Niewiele myśląc chwyciłem ją i przerzuciłem przez ramię. Nie była ciężka, więc nie był to dla mnie żaden problem. Gorzej będzie tylko wtedy gdy stwierdzi, że odda wypite procenty razem z bigosem z komunii i Bóg wie jeszcze czym.
- Coo robisz? - spytała, bijąc mnie po plecach, jednak ja nie miałem już siły odpowiadać. W końcu dotarliśmy do mojego domu, a gdy już się tam znaleźliśmy, od razu ruszyłem do sypialni i bezceremonialnie rzuciłem brunetkę na łóżko.
- A teraz słuchaj mnie uważnie gałganie! - powiedziałem głośno. - Śpisz dzisiaj u mnie, jutro rano cię odwiozę, łazienka jest za tymi drzwiami, a jeśli zarzygasz łóżko to wywalę cię za drzwi w środku nocy. Zrozumiałaś? - upewniłem się, chcąc mieć pewność, że przekaz był wystarczająco prosty. Claudia pokiwała głową, po czym pozbyła się zarówno bluzki jak i spodni. Ma szczęście, że wolę facetów...
- Gdybyś miała pytania to będę w salonie na kanapie. - oznajmiłem, zdejmując koszulę oraz chcąc opuścić pokój i udać się spokojnie na kanapę.
- Przytuliiszz mnie? - wypaliła nagle. Zamrugałem zdezorientowany oczyma.
- Co proszę?
- Noo przytulisz mnie? Jak przyyyjaciele. Oni tak robioo... Chyba... - wyjaśniła, wyciągając do mnie ramiona. Westchnąłem głośno, po czym podszedłem do niej, usiadłem na łóżku i zamknąłem ją w uścisku. Czego się nie robi dla pijanej dziewczyny, poznanej zaledwie kilka godzin wcześniej. Nagle usłyszałem ciche, pojedyncze chrapnięcie. Czy ona... No nie... Czy ona zasnęła?! Zasnęła, co najgorsza dalej szczelnie i bardzo mocno mnie obejmując. Ugh... Przecież jej nie obudzę! Jak najdelikatniej chwyciłem kołdrę i ułożyłem się na poduszce tuż obok niej. Brunetka wydała tylko cichy pomruk i jeszcze mocniej się do mnie przycisnęła. To będzie długa noc...

time skip

- Andrew! Andy! Andy do cholery! - usłyszałem krzyk Claudii. Nie dość, że nie pozwoliła mi spać całą noc, to jeszcze gdy w końcu udało mi się zasnąć stwierdziła, że miło byłoby mnie obudzić.
- Czego? - burknąłem przewracając się na drugi bok.
- Cholera co tu się wczoraj stało?! Czy my... No wiesz... - panikowała brunetka, naciągając na siebie kołdrę.
- Po pierwsze nie odkrywaj mnie, bo mi zimno. - oznajmiłem, ściągając kawałek okrycia na siebie. - Po drugie to nie, nie uprawialiśmy seksu. Po trzecie upiłaś się i nie z litości zabrałem cię tutaj, bo nie wyobrażałem wypuścić cię samej w miasto. Po czwarte odwiozę cię jak się wyśpię, bo nie dałaś mi spać przez pół nocy. - zakończyłem swój wykład i zamknąłem oczy.
- Ale czemu jestem prawie naga? - dopytywała. Westchnąłem głośno, po czym podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Claudia... Słońce moje zaćmione... W tym towarzystwie wszyscy wolą penisy, więc twoje cycki nie robią na mnie wrażenia. - wyjaśniłem, wstając z łóżka. - Chcesz kawę? - spytałem kierując się do kuchni.

1167 słów
Claudia? Kisnęłam jak to pisałam okejj!

sobota, 23 marca 2019

Od Genevieve CD Bruno

Z uśmiechem przesuwałam palce po delikatnej sierści suczki. Pomimo, iż zdążyła ona już ubrudzić moje ubrania błotem i zostawić mokre ślady na całej podłodze, od razu pokochałam to małe stworzonko.
- A może ją przygarniemy, co? - zasugerował Bruno, również głaszcząc pieska.
- Chyba nie sądziłeś, że byłabym teraz w stanie komukolwiek ją oddać... - roześmiałam się, ciesząc się jak małe dziecko. Chłopak również zaśmiał się obserwując moją reakcję.
- Jak ją nazwiemy? - spytałam, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
- Nie mam pojęcia, ale jeśli skrzywdzimy ją tak jak szopa, to może lepiej, żeby ktoś inny wymyślał imię. - zaśmiał się, na co ja również zareagowałam cichym parsknięciem.
- Słuszna uwaga. - powiedziałam, po czym po chwili zastanowienia zasugerowałam: - A gdyby tak Amfetamina Estra?
Bruno spuścił głowę, tłumiąc śmiech.
- No co? - wydęłam policzki. Przecież to był genialny pomysł.
- Rozumiem, że masz chemiczne ciągoty, ale błagam nie każ mi gonić w parku za psem, wołając za nim "Amfetamina". - wyjaśnił z niemałym rozbawieniem. Spuściłam wzrok.
- Czyli imię Fenoloftaleina też odpada? - spytałam, mając nadzieję, że jego odpowiedź nie będzie twierdząca.
- Tak. - odparł krótko. Z naburmuszoną miną objęłam suczkę i podniosłam ją do góry tak, aby móc spojrzeć w jej ciemne oczka.
- Wiesz co? - zwróciłam się do niej. - I tak nazwę cię Amfetamina.

Bruno? Krótko i z żałosnym humorem miłośnika chemii, ale jest!

piątek, 22 marca 2019

Od Jake'a CD Belli

- To twój koń? - zapytałem znajomą Belli, zerkając na klacz.
- Nie. - westchnęła. - Na razie jest własnością właściciela stajni, ale tylko na tymczasowe przetrzymanie. Straszna z niej dzikuska, więc najprawdopowobniej pójdzie na ubój... - zasmuciła się. - No, chyba że ktoś ją kupi, ale to musiałby być cud...
Spojrzałem na Bellę. Później na klacz. Zrobiło mi się jej strasznie szkoda... Taki fajny koń na ubój?... To głupie, zwłaszcza, że każdego konia da się ogarnąć.
Wtedy do głowy przyszedł mi pomysł.
- Mogę porozmawiać z właścicielem stajni? - zapytałem.
- Jake, to nic nie da... - wtrąciła się Bella.
- Nie o to chodzi.
- Jasne, mogę was do niego zaprowadzić.
Takim oto sposobem udaliśmy się do właściciela stajni. Poprosiłem Bellę aby zaczekała przed gabinetem.
- Dzień dobry. Nie przeszkadzam? - zacząłem grzecznie.
- Dzień dobry. Nie, śmiało, możesz wejść. - wskazał krzesło przed sobą. - W jakiej sprawie przyszedłeś?
- No... Chodzi o tą Zero Two.
- Od razu mówię, pod żadnym pozorem nie zmienię zdania. Nie zostanie tu, jeżeli nikt jej nie kupi.
- Wiem. Dlatego chcę ją kupić.
Porozmawialiśmy chwilę i załatwiliśmy sprawy papierowe. W miejscu ,,właściciel" wpisałem Bellę. Miałem nadzieję, że się ucieszy, ale zdawałem sobie sprawy z tego, że może mi się dostać po łbie. Przy okazji zapłaciłem. Ogarnąlem też boks i inne sprawy.
- Gratulację, jest pańska.
- Dziękuję, do widzenia. - po tych słowach wyszedłem ze szerokim uśmiechem na ustach.
- I co? O co chodziło? - zapytała Bella.
- A o to, że właśnie kupiłem tę klacz. I oficjalnie jesteś właścicielką. Taki tam wiosenny prezent. - wyszczerzyłem się.
240 słów
Bella? X3

środa, 20 marca 2019

Dzień Lory!

Zapewne zastanawiacie się cóż to za okazja, prawda? Wiedzieć Wam trzeba, iż wraz z końcem marca obchodzimy dziś... Dzień Lory!
Lora - bogini natury, patronka wszystkiego co żywe, a także opiekunka oczyszczonych z grzechów dusz, kolejny raz zaszczyciła nas swą obecnością, odpędzając mroźną zimę gdzieś hen daleko za szczyty gór.
Z tejże właśnie okazji każdy członek bloga otrzymuje dziś 20 L :>
Szczęśliwego Dnia Lory kochani!

~Administracja ZN

wtorek, 19 marca 2019

Od Belli CD Jake'a

Choć bardzo nalegałam, aby Jake zabrał mnie ze sobą, chłopak stanowczo odmówił twierdząc, iż chce to załatwić jak najszybciej, a ja powinnam już dawno być na zajęciach, co swoją drogą było prawdą, ale szczerze powiedziawszy bardziej zależało mi na tym, by być teraz z przyjacielem i go wspierać, nawet jeśli miałabym zawalić semestr. Niestety, mój chłopak był innego zdania i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, jakby nigdy nic wyemigrował z domu pozostawiając mnie z kubkiem herbaty i patelnią jajecznicy, uprzednio prosząc mnie bym po zajęciach zajrzała jeszcze do jego wierzchowca - Shadow. Tym oto sposobem już niecałą godzinę po lekcjach byłam w drodze do stadniny, w której to pupil mojego partnera się znajduje. Nietrudno się domyślić, że zarówno ja, jak i kochany karosz bardzo ucieszyliśmy się na swój widok i nim udaliśmy się na przejażdżkę, zwierzak pochłonął kilka końskich smakołyków z mojej torby. Tia, nic się przed nim nie ukryje.
Zaraz po powrocie z jazdy, odprowadzając czarnego do boksu spotkałam Inę która... O dziwo zdawała się być dziś jakaś zmęczona, a może i przygnębiona? Z racji tego, iż nie miałam żadnych konkretnych planów na resztę dnia, postanowiłam zaproponować jej pomoc. Zgodnie z prośbą przyjaciółki, zabrałam Coco na lonżownik. Muszę przyznać, siwek sprawował się znakomicie, zwłaszcza, że wsiadłam na niego pierwszy raz i z teoretycznego punktu widzenia wcale nie musiałby wykazywać chęci do współpracy, a mimo to spisał się naprawdę znakomicie. Co prawda ze dwa, no może trzy razy zignorował moje polecenie, niemniej jednak jestem przekonana, iż Ina byłaby z niego zadowolona.
- Wybacz, że to mówię, ale nie wyglądasz najlepiej - powiedziałam, spoglądając na przyjaciółkę ze współczuciem, na co ta tylko przewróciła oczyma z lekka rozbawiona.
- Dobra, dobra, bez przesady, jeszcze żyję. - zaśmiała się, odłożywszy rzeczy na krzesło.
- "Jeszcze"? - uniosłam brwi kręcąc głową. Kocham Inę, ale nawet jej optymizm bywa czasem przytłaczający - Okay, mów co jest grane, kto Cię tak urządził?
Szatynka rzuciła mi przesycone pobłażliwością spojrzenie, przewracając oczyma, by niedługo potem zniknąć za ścianką boksu i zabrała się za czyszczenie sierści pupila. Przez krótką chwilę obserwowałam uważnie jej poczynania.
- Chodzi o Zero Two - odparła w końcu, nie przerywając wykonywanej czynności.
- "Zero Two"? - wycedziłam w zasadzie nie wiedząc o czym właściwie mowa.
Ciemnowłosa pokiwała głową i odłożywszy szczotkę na bok okryła Coco niebieską derką. Trzeba przyznać, wyglądał w niej naprawdę uroczo.
- Tak, nowa podopieczna stajni. Właściwie to nikt nie wie na jak długo zagrzeje tutaj miejsce, straszny z niej dzikus... - wyjaśniła naprędce - Chcesz ją zobaczyć?
Oczywiście, długo nie musiała czekać na odpowiedź. Już parę minut później znalazłyśmy się przed boksem niejakiej Zero Two - pięknej, wysokiej klaczy, niedługo potem zjawił się również...
- Jake? - popatrzyłam na chłopaka zdezorientowana - Co Ty tu robisz? Miałeś być w...
- Tak, tak, wszystko już załatwione, spokojnie - uśmiechnął się, kładąc dłoń na mym ramieniu.

Jake? Kupujemy kunia? XD

452 słowa

niedziela, 10 marca 2019

Od Taehyunga CD Iry

Gdy policjant zaczął celować w moją przyjaciółkę do tego osłaniając mnie swoim ciałem coś we mnie pękło.
- Nie podchodź kundlu. - Syknął trzymając już palec na spuście.
Cholera, cholera, cholera. Co ja miałem zrobić?  Gdybym się ujawnił moja kariera i wszystko to na co tak ciężko pracowałem runęłoby w gruzach. Pozostało mi tylko patrzeć na to wszystko z niedowierzaniem. Czułem się bezsilny. Zaróżowiałe policzki dziewczyny zalały się łzami.
- Proszę ją zostawić! - syknąłem.
- Ona jest niebezpieczna, oszalał pan?! - spojrzał na mnie jak na skończonego idiotę, którym swoją drogą najwyraźniej byłem.
- Nikt tu nie jest niebezpieczny! - pokręciłem głową chcąc jakoś złagodzić sytuację.
 - A może ty też?! Też jesteś wilkołakiem i dlatego jej bronisz? Kto by się spodziewał. - Prychnął sam do siebie. - Kim Taehyung, światowa gwiazda tak naprawdę nie jest człowiekiem... - Zaśmiał się ironicznie. - Wiesz jak te wszystkie informacje genialnie by się sprzedały?! Byłbyś skończony.
 - Zamknij się. - Warknąłem i z całej siły uderzyłem go w kark czego najwyraźniej się nie spodziewał.
 Ciało mężczyzny bezwładnie osunęło się na podłogę, a pistolet, który tak kurczowo przed chwilą ściskał nagle znalazł się po drugiej stronie pokoju.
- Ira! - krzyknąłem zrywając się do niej. - Wszystko w porządku? - Brunetka cofnęła się do ściany i również osunęła się po niej na podłogę jeszcze cicho płacząc.
Ukucnąłem przy niej by jakoś ją wspomóc i zamknąłem ją w szczelnym uścisku.
- Ira, kochanie... Wszystko będzie dobrze. - Pogłaskałem ją po włosach, a ona po prostu się we mnie wtuliła cały czas pociągając nosem. - Słyszysz? Będzie dobrze...
Dziewczyna tylko nieznacznie skinęła głową wyraźnie nie wierząc w moje słowa. Zresztą... Nawet jej się nie dziwiłem, bowiem sam uważałem, że trochę, tak minimalnie za to uderzenie policjanta może mi się trochę oberwać... Ale czego się nie robi dla przyjaciół.
 - Chodź, idziemy stąd. - Złapałem ją stanowczo za rękę, a ona tylko zgarnęła ze sobą swoje tygrysiątko i posłusznie podążyła za mną.
 - Co z nim? - spytała niepewnie.  - Później tu wrócę i załatwię to, okej? Zaufaj mi. - Jeszcze raz zamknąłem ją w szczelnym uścisku.
Wyszliśmy na zewnątrz, było chłodno, ale na szczęście na parkingu stało sobie moje auto. (Pomińmy fakt, iż nie mam prawo jazdy i policja spokojnie mogłaby mnie za to zgarnąć). Szybko do niego wsiedliśmy i w mgnieniu oka znajdowaliśmy się w drodze do mojego małego mieszkania na obrzeżach Elmo, w którym ostatni raz byłem... Dawno temu. Droga minęła nam w kompletnej ciszy. Ira głaskała tygrysa, a ja posyłałem jej ukradkowe spojrzenia chcąc upewnić się, czy aby na pewno wszystko w porządku.  Po jakiejś pół godzinie byliśmy na miejscu. Puściłem ją przodem i usadziłem na kanapie w salonie, a sam włączyłem ogrzewanie by ciemnowłosa nie zmarzła. Dziewczyna cały czas ocierała ostatki łez i tuliła się to zwierzaka. Ja tylko bez słowa usiadłem zaraz obok niej i nic nie mówiąc objąłem ją czule chcąc przy okazji ochronić ją przed całym złem tego świata.

Ira? chyba się wyrobiłam hah

sobota, 9 marca 2019

Od Gabriela CD Riley

Nieco poirytowany opuściłem przebieralnie i zrezygnowany zająłem miejsce na jednej z kanap, stojących tuż przed przebieralnią. Właśnie zacząłem dostrzegać pierwsze minusy zarówno bycia bogatym, jak i posiadania partnerki. Rozejrzałem się znudzony po sklepie. Kilku samców w podobnej sytuacji rzuciło mi pełne zrozumienia i udręczenia spojrzenia. Czyli wszystkie baby tak mają... Jakoś nie pociesza mnie fakt, że nie jestem sam. Co prawda Riley ma rację, mówiąc, że sam się tu pchałem, ale w obliczu sytuacji z kilku poprzednich dni, wypuszczenie jej tu samej byłoby karygodne.
- Na miłość boską! Ile razy można przebierać się w to samo? - westchnąłem, unosząc wzrok i szukając pomocy w niebiosach.
- Dużo. Nie pojmiesz, co siedzi pod tą burzą babskich kłaków. - usłyszałem męski głos, dochodzący z kanapy obok. Odwróciłem się w tamtym kierunku i napotkałem wzrokiem blondwłosego mężczyznę, który wyglądał na kogoś w moim wieku. Na jego kolanach spokojnie spała około pięcioletnia dziewczynka, o równie jasnych włosach co jej opiekun. Jej spokojna, delikatna twarzyczka była istną kopią ojca, tyle że w wersji damskiej i dużo ładniejszej. Co dziwne bardzo rozczulił mnie ten widok. Moja słabość do dzieci ponownie dawała się we znaki.
- Możliwe. - odparłem, wymuszając uśmiech, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od dziewczynki.
- Jestem. - usłyszałem nagle głos Riley. Uśmiechnąłem się z ulgą, lecz mój entuzjazm umknął wraz z chwilą, w której dostrzegłem stos ciuchów, spoczywających spokojnie w jej dłoniach.
- Bierzesz to wszystko? - spytałem, modląc się aby odpowiedź była przecząca. Jak można było się domyślić tak się nie stało, a brunetka ochoczo i radośnie pokiwała głową. - Chyba cię je... - zacząłem, jednak w porę ugryzłem się w język. - ...jeeesteś naprawdę wspaniałą, rozrzutną kobietą. - dokończyłem z sarkazmem, ignorując piorunujący wzrok mojej partnerki.
- A ty bardzo czarującym, skąpym gburem. - odburknęła, wydymając policzki. Przewróciłem oczyma i chwyciłem w dłonie stos ubrań, po czym skierowałem się w kierunku kasy.
- Gdzieś już to słyszałem... Idziesz skrzacie czy mam ci wysłać zaproszenie? - mruknąłem. Skoro to ją uszczęśliwi to niech już stracę te kilka stów. W końcu mógłbym się kąpać w forsie, nie?
- Zmieniam zdanie! Jesteś cudowny! - rzuciła, cmokając mnie w policzek.
- A to jakaś nowość. - powiedziałem, starając się przypomnieć ostatni raz, kiedy uraczyła mnie tak uroczym określeniem.
- Nie narzekaj. - odparła z uśmiechem. Z cichym westchnieniem ulgi rzuciłem stos ciuchów na ladę. Kasjerka wybałuszyła na mnie oczy, a przez jej twarz przebiegł dziwny grymas, ale nie skomentowała ilości ubrań, jaką moja luba postanowiła przygarnąć do swojej szafy. Z małym ukłuciem w sercu wyłożyłem na ladę trzycyfrową sumę, po czym obładowany stertą reklamówek opuściłem sklep, błagając wszystkie bóstwa, żeby Riley nie wypatrzyła sobie już żadnej "perełki".
- Wiesz, że będziesz musiała mi to wynagrodzić, nie? - spytałem, gdy dotarliśmy do ogromnego podziemnego parkingu.
- Buziaczek? - zaśmiała się, wypatrując czerwonego mustanga.
- Myślałem nad czymś lepszym? - powiedziałem, zagryzając dolną wargę.
- Mamy całą noc do dyspozycji. - rzuciła, podążając w kierunku Forda.
- To przy okazji. - uśmiechnąłem się, otwierając bagażnik i pakując do niego torby.
- Przy okazji? - spytała, posyłając mi podejrzliwe spojrzenie gdy wsiedliśmy już do samochodu. Wówczas objąłem jej dłonie i z zupełnie poważnym wzrokiem zadałem pytanie, które nurtowało mnie już długi czas.
- Riley... - zacząłem wpatrując się w jej ciemne tęczówki. - Co ty na to żeby zrobić sobie bobaska? - spytałem, co wywołało salwę śmiechu. Obrażony założyłem ręce na piersiach i zrobiłem obrażoną minę.
- Jeśli sam je urodzisz to proszę bardzo. - powiedziała, starając się pohamować śmiech. Spojrzałem na nią wilkiem (cóż za cudny podtekst się tu ukrył), po czym odpaliłem auto.
- Za następne zakupy płacisz sama. - burknąłem, opuszczając parking. Po drodze do domu brunetka jeszcze kilka razy parsknęła śmiechem, próbowała się ze mną pogodzić, a nawet składała pojedyncze cmoknięcia na moim policzku, na co ja zawsze reagowałem perfekcyjnie skrojonym poker face'm. I muszę przyznać, że za ten aktorski popis powinienem dostać Oscara, gdyż w głębi duszy śmiałem się razem z nią.

time skip

Florestone, Summer Paradise, Cleveland Street, Silverstone, Sunset... Czy w tym zapchlonym mieście nikt nie chce sprzedać jakiegoś ładnego domu?! Budowanie całego domu od podstaw niezbyt mi się uśmiechało, zwłaszcza że mieszkanie z Jerrym ostatnio zaczęło mnie nieco irytować. Nie, żebym miał jakiekolwiek zastrzeżenia do chłopaka. Absolutnie! Był dla mnie jak młodszy brat, ale i bracia muszą się kiedyś rozstać, tak? Poza tym do szału doprowadzało mnie ciągłe przedzieranie się przez leśne chaszcze, aby dostać się do domu Riley. A przecież w lesie powinienem czuć się jak w domu.
Przeglądając już czwartą stronę z ogłoszeniami sprzedaży nieruchomości zaczynałem powoli tracić nadzieję. A może nadszedł czas, aby opuścić tę kanadyjską dziurę i wyruszyć w świat... No chociażby do innego miasta!
- Co powiesz na przeprowadzkę do innego miasta? - rzuciłem do Hadesa, leżącego na kanapie. Pies w odpowiedzi opuścił lekko głowę i nakrył ją łapą. To chyba oznacza nie. Przez tyle lat posiadania psa, doszedłem do wniosku, iż daje on lepsze rady niż ktokolwiek inny z mojego otoczenia, przez co był on stworzeniem z którego zdaniem liczyłem się najbardziej. No może była przed nim tylko...
- A ja jestem za.
... Riley. Słysząc jej głos tuż za mną, szybko zamknąłem laptopa, lecz ona zdążyła mi go wyrwać.
- Aaa... Nie ładnie jest mieć tajemnice przed swoją dziewczyną. - uśmiechnęła się do mnie, siadając obok Hadesa i przeglądając rzeczone "tajemnice".
- Ciebie też miło widzieć kochanie. - mruknąłem.
- Przeprowadzasz się?
- Nie. - odparłem. - Odpowiedź brzmiałaby "przeprowadzamy się", ale nie mamy dokąd. - wyjaśniłem markotnie.
- Przez chwilę miałam wrażenie, że chcesz zwiać razem z Hadesem. W sumie to nie zdziwiłabym się. - wzruszyła ramionami, posyłając mi zadziorne spojrzenie.
- Proszę, proszę! Panna Black zazdrosna o psa. - uniosłem brew, zmieniając swoje położenie z krzesła na kanapę. W odpowiedzi brunetka tylko prychnęła, dając mi kuksańca w bok.
- To wygląda ciekawie. - powiedziała, wskazując na malutki domek, znajdujący się na ulicy Rivershine, czyli gdzieś niedaleko jej rudery.
- Za mały. - pokręciłem głową. - Jak już będziemy mieli gromadkę dzieci, to nie będziemy dla nich dobudowywać pokoi.
- Gromadkę dzieci pff... Jeśli sam sobie je urodzisz. - parsknęła, przeglądając dalej. Chwila! Co? W mgnieniu oka wyrwałem jej komputer z rąk.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie dasz mi potomstwa? - bąknąłem, przypominając sobie wczorajszą rozmowę.
- Daj spokój! Pewnie z Hadesem spałeś więcej razy w jednym łóżku niż ze mną. Poza tym jak już urodzę dzieci to będę gruba i brzydka, a przecież chcesz żebym była seksowna, prawda? - brunetka przewróciła oczami. - A teraz nie zachowuj się jak dziecko i oddaj mi komputer! - dodała, próbując odebrać mi urządzenie, jednak ja przełożyłem je do drugiej ręki i uniosłem do góry, aby krótkie rączki mojej partnerki nie były w stanie go dosięgnąć.
- Riley Jane Black! Nigdy nie będziesz gruba i brzydka, a nawet jeśli to i tak będę cię kochał... - zacząłem słodko. - A teraz łaskawie przestań machać łapskami, bo zaraz wybijesz mi oko. - warknąłem przesuwając się w stronę Hadesa. Na szczęście dziewczyna zaprzestała walki, odsuwając się na drugi koniec kanapy.
- Palant. I do tego niedorobiony romantyk. - burknęła, zakładając ręce na piersiach.
- Ameba. I do tego z krótkimi rączkami. - odparłem, uśmiechając się złośliwie. Na kilka minut w pomieszczeniu zapanowała cisza, przerywana tylko cichymi uderzeniami klawiszy na klawiatury.
Już miałem zamykać kolejną witrynę z ogłoszeniami, gdy nagle w oczy rzuciło mi się jedno zdjęcie.
- Hej! Złośnico! - mruknąłem, chcąc zwrócić na siebie uwagę brunetki. - Znalazłem coś i mam wrażenie, że mogłoby ci się spodobać. - dodałem, przeglądając ogłoszenie.
- Po prostu Amor? - parsknęła dziewczyna. - Urocza nazwa... Dla jakiegoś zgodnego, starego małżeństwa.
- Czyli idealnie! - oznajmiłem, po czym zerwałem się z krzesła i założyłem kurtkę.
- Na co czekasz? Jedziemy na oględziny!

1199 słów
Riley?

czwartek, 7 marca 2019

Od Ethana CD Lisy

- Poproszę sypaną kawę z miodem bądź syropem klonowym jak jest - odparłem.
Lisa spojrzała na mnie dziwnie.
- Próbowałaś? - spytałem.
- Nigdy ale brzmi ciekawie. - odparła, po czy dodała - poproszę to samo.
- Dobrze więc zaraz przyniosę. - odparła przyjaciółka Lisy i odeszła.
- Droga Liso - złapałem ją za dłoń.
Dziewczyna nie wiedziała co się dzieje. Ale widać było że się czerwieni.
Uśmiechnąłem się.
- Jakie masz zainteresowania i gdzie pracujesz? - odparłem.
Dziewczyna westchnęła.
- Jestem Aktorką i dorabiam jako opiekuna do dzieci. Uwielbiam filmy.Bardzo dobrze tańczę oraz lubię biegać - odparła.
- Również biegam zawsze rano przed pracą by nie zgubić kondycji. - odparłem.
- A ty gdzie pracujesz i jakie masz zainteresowania ?- uśmiechnęła się.
W tym samym momencie kelnerka przyniosła kawę. Pomieszałem łyżką i napiłem się łyka. Smak miała przepyszny. Dziewczyn również wzięła łyka po czym zrobiła oczy jak pięć złotych.
- Coś się stało? - zapytałem
- To jest mega dobre! - uśmiechnęła się- Skąd wziąłeś taki pomysł by kawa z syropem klonowym łączyć? -odparła.
- Uwielbiam zagraniczną kuchnie. Wziąłem to akurat z Islandii.
- Przepyszne! No ale opowiadaj teraz ty.
- Więc teraz pracuje jako Ochroniarz w klubie nocnym. Kiedyś byłem komandosem. Uwielbiam jak już wiesz kuchnie zagraniczne. Także uwielbiam gotować. Jestem molem książkowym. Interesuje się językami obcymi. Trenuje sztuki walki. Uwielbiam starocie nie ważne czy to auto czy mebel po prostu kocham. Bardzo dobrze strzelam z broni planem jak i posługuje się bronią białą. - odparłem aż musiałem złapać tlen.
- Ciekawie się zapowiada. - odparła.
Podniosłem brew.
- Niby co takiego? - zapytała.
- No przyjaźń z tobą głuptasie. - uśmiechnęła się.
Uśmiechnąłem się. Pogadaliśmy jeszcze trochę o swoich pracach. Później zapłaciłem za nas i poszliśmy do mojego auta. Odwiozłem ją pod jej dom.
- O nie teraz i wiesz gdzie mieszkam nie będziesz mnie prześladować? - zapytała
- No może troszkę - uśmiechnąłem się dla żartu.
Nagle w mojej kieszeni uaktywnił się budzik.
- Musze lecieć nakarmić zwierzaka - odparłem.
- Dobra to widzimy się w sobotę? - odparła.
- Gdzie mnie zabierzesz? - zapytałem.
- To się okaże - uśmiechnęła się i weszła do domu.
Pojechałem do domu. Gdy wszedłem do domu Sarabi udawała martwą.
- Przepraszam Sarabi ale zagadaliśmy się .
Ona dalej ani drgnęła.
- Czyli nie chcesz mięsa? - zapytałem.
Od razu się podniosła i mruknęła. Nakarmiłem ją i sam poszedłem coś sobie zrobić. Po czym poszedłem się umyć i spać.

Lisa?

poniedziałek, 4 marca 2019

Od Naomi CD Harvi'ego

Spacerek z Tobym to była nasza codzienna tradycja. Już od godziny 9 byłam na wylocie i spacerowałam parkowymi alejkami. W końcu jednak aby dać się wybiegać mojemu mopsowi - odpięłam mu smycz i po prostu maszerowałam za nim próbując przy okazji dotrzymać mu tępa.
Oczywiście psiak nie byłby sobą, gdyby nie zaczął szwędać się po jakichś krzakach i przy okazji przeszkadzać wszystkim wokół.
 - Toby, nie chodź po krzakach! - warknęłam zirytowana musząc iść tam razem z nim.
Trafiliśmy tam na mężczyznę który leżał sobie w cieniu drzewa. Mops porwał jedną z jego kartek na której znajdował się jakiś rysunek i chyba troszkę ją nadgryzł... Miejmy na dzieję, że kolega obok nie będzie miał mi tego za złe. Oddałam mu kartkę i przy okazji dosiadłam się nie pytając o pozwolenie.
 - Przepraszam za niego... Lubi rozrabiać. - Zaśmiałam się zażenowana.
 - Spokojnie, słodki jest. - Zapatrzył się na niego.
Nieco mnie to ucieszyło.
Przez chwilę trwaliśmy w ciszy ciesząc się nadchodzącą wiosną, a później pogrążyliśmy się w miłej pogawędce.
 - Mogę go narysować? - spytał nagle.
 - Kogo? Toby'ego? Przecież to coś jest tak nie proporcjonalne że aż śmieszne. - Parsknęłam śmiechem.
 - Oj, zdziwiłabyś się. - Zaśmiał się.
 - Mogę ci go nawet oddać na zawsze hah, będziesz mógł się na niego patrzeć do woli. - uśmiechnęłam się szeroko.
 - Zobaczymy, a teraz mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
 - A mianowicie?
 - Dasz zaprosić się na kawę?
 - Hmm... Niech no pomyślę... Okej! - wykrzyknęłam. - Tylko musimy wpaść na chwilę do mnie do domu, żeby zostawić Toby'ego.
 Tak więc on zebrał przybory do rysowania i odprowadził mnie pod same drzwi, tak więc zadowolona zostawiłam mojego  maluszka w domu, po czym udaliśmy się do mojej ulubionej kawiarni.

Harvi?

sobota, 2 marca 2019

Od Lisy CD Ethana

Spotkanie przebiegało według mnie bardzo dobrze. Ethan opowiadał dużo żartów, dzięki czemu rozmowa była niezwykle wesoła. I pomyśleć, że z początku wzięłam go za zboczeńca... Ostatecznie dotarliśmy wspólnie do kawiarenki, w której pracowała moja przyjaciółka - Riley, którą poznałam już pierwszego dnia w Elmo. Uśmiechnęłam się mając nadzieję, że uda mi się trafić w godziny jej pracy.  Usiedliśmy z Ethanem przy stoliku, stojącym w pobliżu wyjścia, oczekując na kelnerkę. Ku mojemu zadowoleniu za barem, dostrzegłam bujną ciemną czuprynę, należącą do panny Black. Brunetka radośnie zamachała, gdy tylko mnie zauważyła i ruszyła od razu do mojego stolika.
- Hej Ruda! - uśmiechnęła się, witając się ze mną krótkim przytuleniem, po czym patrząc znacząco na mojego towarzysza dodała. - A ten przystojniak to...?
- Ethan Evans. - powiedział chłopak, zrywając się z krzesła i całując jej dłoń. Riley uśmiechnęła się do niego, starając się ukryć swoje zdziwienie. Czyżby Gabriel nie przyzwyczaił jej do takich zachowań.
- Riley Black. - odparła, posyłając mu przyjazny uśmiech. - Miło poznać. - dodała. - Uważaj. Mój chłopak życzy ci teraz śmierci. - szepnęła, przybliżając się do nas lekko. Dyskretnie rozejrzałam się po kawiarni, szukając znajomej twarzy Gabriela, którą udało mi się znaleźć przy stoliku, stojącym tuż przy barze. Jego mina nie wróżyła nic dobrego, więc chcąc rozładować emocje, posłałam mu promienny uśmiech, lecz niestety jego wzrok stał się jeszcze bardziej morderczy.
- Co mu jest? - spytałam, ukrywając rozbawienie. Kelnerka odpowiedziała mi cichym westchnięciem.
- Przez ostatnią akcję z liścikiem od tajemniczego wielbiciela stał się jeszcze bardziej zaborczy i zazdrosny. Każdy samiec na jego drodze jest jego potencjalnym wrogiem, którego najlepiej byłoby zlikwidować. To trochę męczące. - wyznała, spuszczając wzrok. Spojrzałam na nią współczująco. Liścik? Wielbiciel? To naprawdę troszeczkę podejrzane.
- Nieistotne... Co podać? - mruknęła, a na jej twarz powrócił uśmiech.

Ethan? Wybacz, że tak długo czekałeś.

piątek, 1 marca 2019

Podsumowanie lutego!

Cześć kochani! Luty dobiegł już końca, więc nadeszła pora na podsumowanie. Niestety aktywność na naszym blogu znacząco spadła, co bardzo nas smuci. Szkoła, praca, inne obowiązki... każdy z nas je ma i to zrozumiałe, że nie zawsze potrafimy znaleźć czas na blogi. Mając na uwadze ten fakt postanowiliśmy chwilowo nie usuwać postaci, których właściciele chcieliby pozostać na blogu, a nie zdążyli nadrobić zaległych opowiadań.
Dlatego też wszystkim postaciom, które nie napisały żadnego opowiadania w ciągu ubiegłego miesiąca odejmujemy 10 L oraz dajemy czas na wysłanie opowiadania do 20 marca. Jeżeli do tego czasu nic się nie zmieni, zostaną one usunięte.

Riley - 5 L
Bruno - czas na napisanie opowiadania do 10 marca
Jake - czas na napisanie opowiadania do 10 marca
Claudia - 5 L
Genevieve - czas na napisanie opowiadania do 20 marca
Gabriel - czas na napisanie opowiadania do 20 marca
Jerry - 5 L
Lizzie - czas na napisanie opowiadania do 10 marca
Bella - czas na napisanie opowiadania do 20 marca
Taehyung - czas na napisanie opowiadania do 10 marca
Ira - czas na napisanie opowiadania do 10 marca
Jimin - czas na napisanie opowiadania do 10 marca
Andrew - czas na napisanie opowiadania do 10 marca
Beyoncé - odejście
Cassie - czas na napisanie opowiadania do 10 marca
Margaret - 5 L
Naomi - 20 L
Lisa - czas na napisanie opowiadania do 10 marca
Kate - 20 L
Minerva - czas na napisanie opowiadania do 20 marca
Levinn - czas na napisanie opowiadania do 20 marca
Louise - odejście
Esmeralda - czas na napisanie opowiadania do 10 marca
Ethan - czas na napisanie opowiadania do 10 marca
Harvi - 5 L

W tym miesiącu napisaliśmy 12 postów, jednak nie tracimy nadziei i mamy nadzieję, że marzec będzie dużo lepszy!

~Administracja ZN