Ariana | Blogger | X X

czwartek, 27 września 2018

Od Margaret CD Cassie

Piątek. Ach, czy może być coś piękniejszego niż wolniuteńki przedweekendowy wieczór? Radosna niczym filmowy William B. Tensy zapalający swego papieroska, maszerowałam pewnym krokiem przez pokrytą licznymi kałużami ulicę, raz na jakiś czas zerkając tylko na wibrujący z każdym powiadomieniem ekran smartfona. Czy Sarah nic nie mówi standardowe "przepraszam, nie mogę teraz rozmawiać"? Cóż, najwyraźniej bardzo jej tęskno za moim towarzystwem, albo boi się, że zrobię coś głupiego, albo jedno i drugie... Nie wykluczam żadnej z tych opcji. Hah, nie ma to jak spragniona kontaktu siostra, która kiedy jesteś w domu ma cię głęboko tam gdzie światło nie dociera, a gdy tylko decydujesz się na kupno własnego mieszkania nagle zaczyna się o ciebie martwić. To takie... urocze? No, może trochę. Tak czy inaczej, jedynym o czym w obecnej chwili marzyłam to usadowić się przy stoliku w ciepłej, przytulnej pizzerii, która jak na złość musiała znajdować się całe chrzanione sześć ulic stąd. Nie żebym narzekała, ale po dzisiejszych ćwiczeniach na sali moje nogi zdecydowanie nie nadawały się na żadne dalsze wędrówki. Kiedy tak snułam sobie rozmyślania na temat swej nieszczęsnej doli (a raczej głośno kłóciłam się ze swoimi nogami, które stawiały coraz to większy opór); nieoczekiwanie rozległ się przeciągły, wysoki krzyk, najpewniej należący do kobiety. Słysząc to momentalnie zastygłam w bezruchu, starając się zlokalizować źródło owego dźwięku. Początkowo zdawało mi się, że to tylko jakaś wrzaskliwa młodzież wracająca do domu, jednak widok, który zastałam potem utwierdził mnie w przekonaniu, iż sprawa ma się znacznie gorzej niż przypuszczałam...

~Time skip~

Rudowłosa wciąż wyglądała na dość zdenerwowaną, mimo iż dyskretnie starała się tego po sobie nie pokazywać. Swoją drogą, to chyba niezbyt rozsądne włóczyć się o tej porze po mieście, ale to już nie moja sprawa. Grunt, że dziewczynie nic poważniejszego się nie stało, choć obrzęk na jej policzku pewnie będzie się jeszcze utrzymywał przez jakiś czas.
- Dz... Dziękuję... - wydukała nieco zachrypniętym głosem nieznajoma, spoglądając na mnie z wyraźnym zakłopotaniem - Przepraszam za kłopot, nie chciałam sprawiać problemu. - dodała po chwili. "Przepraszam?" No nie! Rozumiem, że może się czuć w tej sytuacji dość niekomfortowo, ale przepraszanie za to, że ktoś ją zaatakował...? Nie poujmuję tej logiki.
- Każdy by tak postąpił na moim miejscu. - stwierdziłam przyglądając się jej uważnie - Co taki ktoś jak ty robi tu o tak późnej porze? - dorzuciłam bez dłuższego namysłu. Dobra, przyznaję, to niezbyt uprzejmie wypytywać ludzi o takie sprawy na dzień dobry, ale cóż poradzić, skoro mój język żyje własnym życiem?
- Chyba trochę zbłądziłam. Ale spokojnie, radzę sobie. - odparła chwyciwszy rączkę walizki, jednak wyraz jej twarzy mówił zupełnie coś innego - Z tego co widzę tutaj jest przystanek, więc to już niedaleko. - wskazała na tabliczkę paręnaście metrów dalej.
Z racji tego, iż nie miałam dziś już praktycznie nic ciekawego do roboty, postanowiłam odstawić nową znajomą do domu. Tak na wszelki wypadek, gdyby niedoszłemu napastnikowi przyszło do głowy jeszcze ją śledzić, bądź na przystanku mieli się trafić kolejni adoratorzy. Na szczęście nowa znajoma nie miała nic przeciwko temu bym dotrzymała jej towarzystwa, tak więc spokojnym krokiem powędrowałyśmy w stronę pobliskiego przystanku.
Wsiadłszy do niemalże pustego autobusu, bo siedziały w nim raptem dwie, może ze trzy osoby; usadowiłyśmy się wygodnie na samym końcu pojazdu. Jak się później okazało, jej nowy dom znajdował się na drugim końcu miasta. No nieźle. Dopiero w chwili, kiedy miałam wysunąć kolejne pytanie (których zresztą zadałam jej już dzisiaj całą masę) uświadomiłam sobie, iż nawet się sobie nie przedstawiłyśmy. No brawo! Jak mogło mi to umknąć?
- Wiesz... - zaczęłam niepewnie, zerkając kątem oka na siedzącą obok zielonooką - Trochę głupia sprawa, ale miło byłoby móc mówić Ci po imieniu, tyle że... - wzruszyłam ramionami zakłopotana jeszcze bardziej niż przedtem.
- Cassie. Cassie La Mettrie - uśmiechnęła się delikatnie, choć zdecydowanie uściskując mą dłoń. Całkiem ładne imię.
Odwzajemniłam jej uśmiech - Margaret Argent. Miło mi.

Cassie? ^-^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz