Wiedziałam, że rozjeżdża ludzi swoją bmką, ale nie że byłby w stanie ukręcić mu kark.
- Serio jesteś jakiś nienormalny. - Krzyknęłam. Czy to oznacza, że niedługo mnie też zabije?
- Wolałabyś skończyć podobnie jak oni, tylko że z dziurą w głowie? - Uniósł brwi i posłał mi zdziwione spojrzenie.
- N...Nie... - powiedziałam lekko skrępowana i spuściłam wzrok.
- Przecież cię nie zabiję. - Roześmiał się niewesoło.
- Mam nadzieję. W każdym razie wiedz, że zawsze noszę przy sobie scyzoryk. - I na potwierdzenie tych słów z kieszeni bluzy wyciągnęłam wyżej wspomniane urządzenie i uśmiechnęłam się nieco pewniej.
Zakręciłam nim na palcu i wycelowałam w jego stronę.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że tym raczej nikogo nie zabijesz prawda?
- Ale przynajmniej nieco odstraszę, albo jakoś poszkoduję. - Puściłam mu oczko, choć była to tylko gra, bo szczerze dalej z tyłu głowy bałam się, iż skończę tak jak tamci ludzie z mafii.
Zastanawiało mnie tylko z tymi ciałami.
- Nie przejmuj się tym. Później się to załatwi. - I zaczął kompletnie zmieniać temat i zagadywać mnie rozmową.
- Oh, okej. - I po tym zamilkłam wsłuchując się tylko w to jak nawijał bez celu wyraźnie próbując odwrócić moją uwagę od wcześniejszego wydarzenia.
Mimo to czułam, iż atmosfera ponownie jest napięta. Co prawda radio grało same wesołe pieśni, a Austin wyglądał tak jakby kompletnie nic się przed chwilą nie stało, ale to nie pomagało w żadnym stopniu.
Szczerze mówiąc, to nie wiem czemu tak przerażało mnie pozbawienie życia innego człowieka. Strzelam, że mój ojciec zrobił to nieraz. W horrorach często widziałam zwłoki walające się po domach, sama zabijałam inne zwierzęta by zaspokoić swój głód, gdy znajdowałam się pod postacią lisa i nie raz krew znajdowała się na moim szarym pyszczku, a jednak cholernie mnie to przerażało.
Tak więc, pan Kalif gadał od rzeczy co tylko ślina mu na język przyniosła, a ja nawet nie udawałam, że go słucham tylko patrzyłam na kropelki deszczu obijające się o szybę samochodu.
Gdy dojechaliśmy, bez żadnego słowa pożegnania dosłownie wybiegłam z auta i trzasnęłam drzwiami. Ponownie tego dnia przejrzałam się w lusterku i wyglądałam nawet gorzej niż dzisiejszego ranka.
- Cholera. - Zaklęłam pod nosem.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było solidne umycie się by zmyć z siebie ślad dzisiejszego dnia. Nie miałam ochoty w najbliższym czasie widzieć tego patafiana. Z tego co słyszałam to wszedł na chwilę do swojego pokoju, a później chyba z niego wyszedł bo trzaskanie drzwiami się powtórzyło. Bo to wcale nie tak, że ja go stalkuję czy coś. Po prostu ściany są cienkie. Po raz kolejny wychyliłam się ze swojego pokoju i zrobiłam sobie gorącą herbatę by lepiej mi się spało. Założyłam jakąś grubą bluzę i wygodne spodnie do spania po czym starannie otuliłam się miękkim kocykiem. Byłam zmęczona, ale nijak nie mogłam zasnąć, toteż równo do drugiej w nocy na wpół przytomna rysowałam sobie i kreśliłam jakieś bazgroły, nie mające większego sensu. Rysowanie zawsze mi pomagało, jednak tym razem nieświadomie narysowałam scenę morderstwa i mnóstwo ciał leżących na zakrwawionej trawie. Miła wizja przed spaniem, prawda?
Usłyszawszy warkot ślinika od razu w pewien sposób ożyłam, lecz nadal wyglądałam nie najlepiej.
A gdyby tak pójść do niego? Może by ze mną porozmawiał? Albo posiedział chociaż ze mną.
Jeszcze tylko skończyłam wyżej wspomniane dzieło sztuki i dopiłam zimną herbatkę, po czym powoli zwlekłam się z łóżka. Miałam mieszane uczucia i głupio tak było pytać się prawie obcego faceta, czy mogę z nim posiedzieć o 2 w nocy. Nieśmiało zapukałam do jego drzwi i usłyszawszy ciche proszę weszłam.
- Em... - Zaczęłam patrząc na niego. - Cześć.
Leżał sobie kulturalnie w samych spodniach bez koszulki i głowę miał opartą na swoich dłoniach.
- Co tam? - spytał wyjątkowo miło jak na niego.
- Bo... Tak jakby... Nie mogę spać... - Zaczęłam lekko się rumieniąc widząc jego idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową.
Przynajmniej było ciemno i nie mógł tego zauważyć.
- Chcesz ze mną spać? - zaśmiał się soczyście.
- N...Nie... To znaczy, ugh chciałam tylko z kimś posiedzieć, bo sama się boję.
- Przecież nikt ci nie wbije przez okno do pokoju i nie zadźga cię nożem, ale chodź. - Poklepał miejsce obok siebie na łóżku i odkrył kołdrę.
Pewnym krokiem podeszłam do niego i opatuliłam się pościelą, bo co jak co, ale było strasznie zimno. W sumie to nie rozmawialiśmy za dużo o tym co stało się kilka godzin temu, w ogóle to o niczym nie rozmawialiśmy. Po prostu potrzebowałam czyjejś obecności. Moje powieki stawały się coraz cięższe, a ostatnią rzeczą jaką poczułam był Austin wsuwający się delikatnie pod kołdrę i obejmujący mnie w pasie.
Austin? romantico *lenny*