Prawdę mówiąc miałam nadzieję, że uda nam się uniknąć bezpośredniej konfrontacji, ale Santa aż sama prosiła się, by spuścić jej łomot. Claudia w jednej chwili zerwała się z miejsca, jednym, długim susem powalając intruza na glebę. Nie czekając na ciąg dalszy wydarzeń, również przypuściłam atak i zatopiwszy kły w łapie wadery, przyciągnęłam ją do siebie, zaciskając zęby jeszcze mocniej, przy czym samica cicho zaskamlała. Cóż, powiedzmy, że też dałam się trochę ponieść emocjom. Ale tylko trochę. Właściwie nie wiem, czy był to naturalny odruch obrony bliskich, czy też zasługa potwornej niechęci do samej Santy.
- Dwie na jedną? No brawo! To chyba niezbyt fair. - skomentowała wilczyca, mimowolnie kuląc uszy.
- I tak lepiej niż ostatnio, kiedy to wezwałaś na pomoc całą swoją bandę... - wyszczerzyłam się złośliwie oblizując pysk z kropli krwi - Następnym razem dobrze się zastanów zanim palniesz coś głupiego, bo bardzo chętnie pozbawiłabym cię teraz języka, wiesz?
Wadera kłapnęła ostrzegawczo szczęką, jeżąc sierść na karku.
- Proszę, co za agresja! - na pysku Clau wykwitł rozbawiony uśmieszek - Serio nie wolałabyś z nami normalnie porozmawiać? - Nie mamy o czym - odwarknęła żółtooka, jednocześnie biegając wzrokiem po pobliskich krzewach. Czyżby naszą Santę obleciał właśnie strach? To takie... hm, urocze? No, może odrobinkę, ale mniejsza z tym.
- Czego chciałaś od tych ludzi? - stanęłam tuż przed nią, przez cały czas nie odrywając wzroku od jej jasnych ślepi, o nieco spłoszonym spojrzeniu. Tak, to zdecydowanie cykor. Najwyraźniej bez swojej kochanej rodzinki nie czuje się już taka silna.
- Chciałam się zabawić, a zresztą, od kiedy to chronicie mieszkańców tej mieściny, hę? - prychnęła ironicznie odsuwając się kawałek dalej, po czym dodała - Nie zapominajcie o tym, że ludzie ludźmi pozostaną i jeśli któremuś z was przyjdzie do głowy ujawnienie im swojej wspaniałej natury, skończycie za kratkami w jakimś laboratorium z rurkami powtykanymi nie powiem gdzie; a w najlepszym wypadku zawiśniecie jako trofeum nad kominkiem - wypowiadając ostatnie słowa wyszczerzyła się złośliwie, ukazując rząd ostrych iście rekinich zębów. Ugh, paskudny widok.
- Och, rozumiemy, wobec tego lepiej żyć gdzieś w dziczy w jakiejś ciasnej, ciemnej norze z pchłami w pakiecie i raz na jakiś czas ubijać sobie kogoś dla zabawy. Ciekawy pomysł na życie, nie powiem. - mruknęła kuzynka patrząc na intruza z politowaniem.
Santa przewróciła oczyma znudzona.
- Będziemy tak gadać na temat naszych osobistych poglądów, czy w końcu któraś katarynka oszczędzi mi tych wywodów i przejdziemy do walki? - mruknęła strzygąc nerwowo uszami. Kurde, ona naprawdę chyba powinna iść na jakąś terapię... Chociaż w sumie wątpię czy to by cokolwiek dało, zważywszy na ilość jadu, jaki ma w sobie. Zadziwiające, że jeszcze nie wypalił jej od środka. Eh, takie ścierwa to są odporne na wszystko.
- Słoneczko ty moje, jedyną rzeczą, której teraz pragnę jest poturbowanie cię i rzucenie na pożarcie jakimś biednym padlinożercom, ale jesteś nam potrzebna, więc takowa opcja niestety nie wchodzi w grę - parsknęłam ironicznym śmiechem, co najwyraźniej trochę rozsierdziło Santę, bo wbiła pazury w glebę znów obnażając kły - Ale oczywiście, jeśli tak bardzo tego pragniesz, możemy cię później troszkę uszkodzić. - puściłam jej oczko ze złośliwym uśmieszkiem. Tia, wkurzanie tej małej sadystki nigdy nie przestanie sprawiać mi radości.
- Chyba nie sądzicie, że z wami pójdę?!
- A masz jakiś wybór? - Camzie chwyciła waderę za kark, znów przygniatając ją do ziemi.
~•~Po dotarciu do domu~•~
Z racji tego, iż jeszcze nie dorobiłam się solidnej celi w domu, byłyśmy zmuszone chwilowo umieścić naszego więźnia w piwnicy, gdzie z pomocą Gabriela i Jerry'ego zabiliśmy okna deskami. Zaraz po przygotowaniu odpowiedniej kwatery dla Santy, mogliśmy w końcu rozsiąść się spokojnie na kanapie. Rzecz jasna, raz na jakiś czas któreś z nas sprawdzało jak się sprawuje jeniec. Lepiej dmuchać na zimne. Znając Santę nie spocznie, póki nie wymyśli dobrego planu jak się stąd wydostać. Hah, płonne nadzieje.
- Dobra, jutro z samego rana zrobimy sobie małą wycieczkę - powiedziałam przekręcając kluczyk w zamku - Odwiedzimy naszych kochanych Yenvan, niech zabierają to dziwadło z powrotem do siebie. Nikt nie będzie jej tutaj gościć.
- Zostaniemy u was na noc. Mogę pełnić wartę do trzeciej, potem wymienię się z Gabrielem - zaproponował Jerry dopijając herbatę.
- Dziękuję, bez was nie dalibyśmy rady - uśmiechnęłam się powoli podnosząc się z siedzenia. Zmęczenie jednak zaczęło dawać mi się we znaki i jedyne o czym teraz marzyłam to paść na łóżko. Coś czuję, że zapowiada się dłuuuuga noc, biorąc pod uwagę jeszcze pełnię księżyca, która chcąc nie chcąc bardzo wpływa na agresywność likantropów (zwłaszcza tych tak zdziczałych jak Santa) może być całkiem ciekawie.
~•~Następnego dnia~•~
- Pilnuj jej - poprosiłam całując Gabriela w policzek.
- Spokojnie, damy sobie radę - zapewnił Jerry obejmując Clau.
Niechętnie opuściłyśmy dom i przemieniwszy się w wilki pomknęłyśmy w leśne gęstwiny.
- Myślisz, że Yenvan nas nie ukatrupią, gdy tylko pojawimy się na ich terenach? - zagaiła przyjaciółka przyspieszając nieco.
- To się okaże, ale módlmy się, by Xavier i Ismena mieli dziś dobry humor.
Kuzynka przewróciła oczyma z niewesołym uśmiechem.
- Czy my zawsze musimy się w coś wpakować? - stęknęła cicho.
- Naprawdę chcesz znać odpowiedź?
Nieoczekiwanie coś przeszyło mą wąchaczkę niczym pocisk. To było... Dziwne. Nawet bardzo dziwne. Zatrzymałam się raptownie rozglądając się dookoła.
- Czekaj, czujesz ten zapach? - uniosłam pysk ku górze, starając się zlokalizować źródło owej woni. Jeżeli mój nos mnie nie myli, gdzieś tutaj musi być ktoś z...
- Hostis? - potrząsnęłam łbem zaskoczona. Niuchu, błagam, nie płataj mi już figli!
Kątem oka dostrzegłam Camzie, która zatrzymała się parę metrów dalej.
- Na to wygląda - stwierdziła kuzynka przypatrując się śladom pozostawionym na piasku - To chyba jedna z wader, spójrz na wielkość odcisków. Prowadzą w stronę miasta...
- Czyli Santa nie jest jedyną, która ucieka od swojego stada. Gdzie tutaj logika? - zmarszczyłam brwi zastanawiając się co może łączyć te dwa przypadki. Jedna i druga opuszcza rodzinkę w tym samym czasie i każda z nich idzie do ludzi. Czego one od nich chcą? Odkąd pamiętam, zarówno Hostis jak i Yenvan trzymali się z daleka od ich siedlisk. Dlaczego teraz nagle odczuwają potrzebę bycia w centrum tego wszystkiego? Eh, jak zwykle zbyt wiele pytań i ani jednej odpowiedzi.
Podążając tropem wadery dotarłyśmy nie tyle do centrum miasteczka, co do starej, opuszczonej fabryki. W zasadzie to nie mam zielonego pojęcia czego ona może tutaj właściwie szukać, ale mam złe przeczucia. Niestety, wszystkie drzwi i okna były szczelnie zamknięte, a jak na złość tutaj ślad się urywał.
- Riley, patrz - Clau wskazała na duży otwór wentylacyjny - Może dostała się tędy?
Nie tracąc czasu, powolutku przeczołgałyśmy się do metalowej rury, która ku naszemu nieszczęściu okazała się być istnym labiryntem. Szczerze powiedziawszy, nawet nie wiem ile czasu spędziłyśmy na pokonaniu tych wszystkich wąskich korytarzy. Momentami miałyśmy wrażenie, że błądzimy w kółko, aż do chwili, gdy któraś z nas znów zwęszyła znajomy zapach. Przechodząc nad jednym z pomieszczeń nieoczekiwanie usłyszałam czyjeś kroki tuż pod nami. Nachyliwszy się nad kratą ujrzałam... Minevrę. No nie! Ona akurat wydawała mi się najbardziej normalna z tego całego towarzystwa (o ile Hostis można w ogóle nazwać
normalnymi, ale mniejsza z tym). Jednak nie to przeraziło mnie najbardziej, bowiem jej sierść, ogon... dosłownie znikały z minuty na minutę, a po chwili stała już na... Dwóch nogach! O, bogowie! Czy to się dzieje naprawdę? Błagam, oby nie.
- Clau... Trzepnij mnie.
- Że co słucham?!
- Trzepnij mnie, bo chyba mam omamy. - oznajmiłam drżącym głosem.
- Ale co do... - nim zdążyła dokończyć zdanie, przycisnęłam jej pysk do kraty. Otwarłszy szerzej oczy, kuzynka zaniemówiła nie odrywając spojrzenia od kobiety. - Czy ona właśnie...? - po dłuższej chwili milczenia zwróciła wzrok z powrotem na mnie, na co jedynie skinęłam głową - Ale... jak?
- A ja wiem? Sądziłam, że Hostis zatracili już zdolność przemiany, ale jak widać mamy tu do czynienia z pewnym wyjątkiem...
- Raczej nowym początkiem wielkiej katastrofy - dorzuciła Camzie, wciąż jakby nie wierząc własnym oczom - Myślisz, że od zawsze to potrafiła, czy po prostu wyćwiczyła tę zdolność? Wiesz, samo zapanowanie nad przemianą w zwierzę to już nie lada wyczyn, a co dopiero wskoczenie w ludzką skórę, w której nigdy wcześniej się nie było...
- Nie mam pojęcia, ale chyba wiem, kto może nam pomóc. Subaru zna się na wilkołactwie jak nikt inny, będzie wiedział co zrobić - oznajmiłam ostrożnie ruszając w kierunku wyjścia, jednak wadera mnie powstrzymała.
- On? - położyła uszy po sobie ze zmieszaniem w głosie - Pewna jesteś?
- Zaufaj mi. Ojciec zawsze zwracał się w tych sprawach do niego, pomoże nam.
- Pff, no dobra, tylko nie siedźmy w tej jego bibliotece za długo. Liczy się każda chwila - westchnęła z zamiarem odejścia - Czekaj, a co z Minevrą?
- Na razie nic nie możemy zrobić. Najpierw trzeba się dowiedzieć jak się tutaj znalazła i czego właściwie szuka...
- Albo kogo - dopowiedziała po raz kolejny trafnie ciemnooka. Miała rację. W końcu po co Minevra miałaby wałęsać się po mieście? Gdyby faktycznie chciała uniknąć kłopotów, zaszyłaby się gdzieś w lesie, zamiast robić zamieszanie w okolicznym miasteczku, chyba że byłaby tak głupia jak ta zapchlona sadystka.
Wpierw udałyśmy się oczywiście do domu, by poinformować o wszystkim chłopaków, jednak ku naszemu zaskoczeniu, dotarłszy na miejsce zastałyśmy wyważone drzwi i liczne ślady pazurów na ścianach. Santa zniknęła, a co gorsza po Gabrielu i Jerrym też nie było śladu.
Clau? :3