Strony

piątek, 31 sierpnia 2018

Od Jimina CD Andrewa

- Andrew - Mruknął pod nosem.
Cóż... Chyba nie był zbyt zadowolony z mojej wizyty. Szczerze to nawet się nie dziwię.
Ja - Jimin Arancia ponownie wpakowałem się w cholerne kłopoty. Mam nadzieję, że policja mnie nie znajdzie. Jeśli rodzeństwo, albo chociaż Jerry, usłyszą, że znowu coś przeskrobałem, to przysięgam, iż jeszcze dzisiaj kopnę w kalendarz i skończę dwa metry pod ziemią. Nie powiem, ciekawa inicjatywa. Nie chciałem zbytnio zagłębiać się w rozmowie z nowym znajomym. Co jak co, ale wolałem otaczać się zaufanymi ludźmi. Mimo wszystko i tak mam u niego dług. Może kiedyś go spłacę, nie żebym się chwalił, ale miałem na koncie całkiem sporą sumkę pieniędzy. Jednak krążenie między gangami i dorabianie sobie na boku przynosi oczekiwane skutki. Rozejrzałem się po łazience. Mała, schludna i przejrzysta. W środku stał jedynie niewielki brodzik, a obok niego wanna, sedes i gdzieś w między czasie jeszcze zlew i lustro. Szczerze, to mógłbym tu zamieszkać. Lubię małe i czyste mieszkanka... Tymczasem ja zamieszkałem w czymś tak wielkim, że sam nie mam zielonego pojęcia gdzie powinienem się podziać...
Wybrałem tę szybszą opcję i rozebrawszy się, wszedłem prosto pod prysznic. Oczywiście jak to miałem w zwyczaju, ciuchy rzuciłem na podłogę. Krótko mówiąc umyłem całe swoje ciało oraz włosy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, iż w połowie tej czynności brunet dosłownie wbił do mojej łazienki.
Zapomniałem przekręcić klucza. Brawo ja!
 - Przyniosłem ci ciuchy. - Powiedział beznamiętnie, tak jakby naturalną rzeczą było to, że wchodzi komuś do pomieszczenia, gdy ten bierze prysznic. Normalka!
Miałem ochotę się na niego wydrzeć i wygonić z łazienki, ale jakby nie patrzeć to powinienem być mu wdzięczny,że jeszcze mnie nie wygonił.
Gdy wychodziłem z brodzika chyba trochę zmoczyłem mu podłogę. Ojć, wybacz kochany. Możliwe też, iż zostawiłem wcale nieduży bałagan w jego szafce szukając ręczników. Może tak naprawdę nigdy się nie zorientuje, że to moja sprawka? Pozostało się tylko modlić.
Założyłem na siebie spodnie, gdyż Andrew nie dał mi żadnej koszulki. Super, skończyłem w domu nieznajomego fagasa w jego spodniach, plus chyba mnie nie polubił... Zresztą z wzajemnością. Ze względu na to iż również myłem włosy, to teraz kropelki wody spływały mi po nich i skapywały na nagą klatkę piersiową. Otworzyłem z buta drzwi nieco hałasując. Nie moja wina - wyglądał na tak znudzonego życiem, a ja wręcz musiałem zrobić mu na złość. Zresztą, trochę odmiany mu nie zaszkodzi. I tak już nad ranem zmyję się i nie mamy prawa ponownie się spotkać, zwłaszcza nie w tak wielkim mieście.
 - Mógłbyś być ciszej? - wysyczał przez zęby. - Nie dość, że nawiedzasz mnie o trzeciej nad ranem to jeszcze błocisz w korytarzu i robisz syf z łazienki? Liczę, że to wszystko rano zostanie posprzątane. - Zdecydowanie moja obecność nie przypadła mu do gustu.
Przeczesałem dłonią wilgotne włosy i podszedłem do niego. Niestety pech chciał, iż byłem od niego o wiele niższy co zdecydowanie mi nie pasowało.
 - Ogarnij się staruchu, do jutra wszystko będzie czyste. - Wyszczerzyłem się do niego i wyprostowałem by wyglądać na wyższego.
 - Skąd pewność że jestem stary? - Uniósł brew w geście zdziwienia.
 - Biorąc pod uwagę to jak wyglądasz to spokojnie dałbym ci dwadzieścia siedem lat. - Chyba miałem się z nim nie kłócić... Ojć, przepraszam?
Nie odpowiedział nic na moją zaczepkę, tylko prychnął coś pod nosem. Widać że był jeszcze większym leniem niż ja i stwierdził, że ta wymiana zdań jest bezsensowna. Czy to oznacza, że wygrałem?
Dosłownie rzuciłem się na rozłożoną kanapę, tak że aż zaskrzypiała pod moim naciskiem. Okryłem się szczelnie kocem i założyłem nogi na podłokietnik delektując się ciszą i spokojem. Westchnąłem głęboko i przymknąłem oczy.
 - JIMIN! - Głośny krzyk wydobył się z łazienki. Czyżby odkrył mały bałagan, który po sobie zostawiłem? 
*~*~*
Nie wiedzieć jakim cudem ja - Park Jimin skończyłem ze ścierą w dłoniach, jednorazowymi rękawiczkami i płynem do czyszczenia. Na kolanach szorowałem bałagan jaki po sobie zostawiłem.
Cholera! Żeby upaść tak nisko? Jeszcze się zemszczę na tym sukinsynie i mam gdzieś to, iż wybawił mnie z rąk tej psiarni. W głowie obmyślałem już niecny plan mojej zemsty, gdy ten idiota stał nade mną i wytykał mi moje błędy.
 - Mówił ci ktoś że jesteś debilem? - Spytałem rzucając w niego ścierką, rękawiczkami i płynem gdy już skończyłem.

Andrew? Aż mi szkoda Jiminka normalnie :c

Podsumowanie sierpnia!

Ello kochani! Wraz z końcem miesiąca nadeszła pora na podsumowanie punktów. Nie przedłużając, tak przedstawia się sierpień:

Riley - 55 L
Anaria - nieobecność
Anastasia - czas na napisanie opowiadania do 10 września
Bruno - nieobecność
Jake - 5 L
Augustus - nieobecność
Siergiej - nieobecność
Claudia - 50 L
Genevieve - 10 L
Gabriel - 20 L
Jerry - 25 L
Sebastian - nieobecność
Lizzie - 10 L
Alecia - nieobecność
Bella - 5 L
Syanna - nieobecność
Taehyung - 20 L
Aubrey - czas na napisanie opowiadania do 10 września
Courtney - czas na napisanie opowiadania do 10 września
Lucas - 10 L
Leandre - 10 L
Ira - 15 L
Jimin - 10 L
Kylie - nieobecność
Charles - 5 L
Andrew - 20 L

W tym miesiącu uzbieraliśmy 60 postów :)

~ Administracja ZN

Od Riley CD Claudii

Prawdę mówiąc miałam nadzieję, że uda nam się uniknąć bezpośredniej konfrontacji, ale Santa aż sama prosiła się, by spuścić jej łomot. Claudia w jednej chwili zerwała się z miejsca, jednym, długim susem powalając intruza na glebę. Nie czekając na ciąg dalszy wydarzeń, również przypuściłam atak i zatopiwszy kły w łapie wadery, przyciągnęłam ją do siebie, zaciskając zęby jeszcze mocniej, przy czym samica cicho zaskamlała. Cóż, powiedzmy, że też dałam się trochę ponieść emocjom. Ale tylko trochę. Właściwie nie wiem, czy był to naturalny odruch obrony bliskich, czy też zasługa potwornej niechęci do samej Santy.
- Dwie na jedną? No brawo! To chyba niezbyt fair. - skomentowała wilczyca, mimowolnie kuląc uszy.
- I tak lepiej niż ostatnio, kiedy to wezwałaś na pomoc całą swoją bandę... - wyszczerzyłam się złośliwie oblizując pysk z kropli krwi - Następnym razem dobrze się zastanów zanim palniesz coś głupiego, bo bardzo chętnie pozbawiłabym cię teraz języka, wiesz?
Wadera kłapnęła ostrzegawczo szczęką, jeżąc sierść na karku.
- Proszę, co za agresja! - na pysku Clau wykwitł rozbawiony uśmieszek - Serio nie wolałabyś z nami normalnie porozmawiać? - Nie mamy o czym - odwarknęła żółtooka, jednocześnie biegając wzrokiem po pobliskich krzewach. Czyżby naszą Santę obleciał właśnie strach? To takie... hm, urocze? No, może odrobinkę, ale mniejsza z tym.
- Czego chciałaś od tych ludzi? - stanęłam tuż przed nią, przez cały czas nie odrywając wzroku od jej jasnych ślepi, o nieco spłoszonym spojrzeniu. Tak, to zdecydowanie cykor. Najwyraźniej bez swojej kochanej rodzinki nie czuje się już taka silna.
- Chciałam się zabawić, a zresztą, od kiedy to chronicie mieszkańców tej mieściny, hę? - prychnęła ironicznie odsuwając się kawałek dalej, po czym dodała - Nie zapominajcie o tym, że ludzie ludźmi pozostaną i jeśli któremuś z was przyjdzie do głowy ujawnienie im swojej wspaniałej natury, skończycie za kratkami w jakimś laboratorium z rurkami powtykanymi nie powiem gdzie; a w najlepszym wypadku zawiśniecie jako trofeum nad kominkiem - wypowiadając ostatnie słowa wyszczerzyła się złośliwie, ukazując rząd ostrych iście rekinich zębów. Ugh, paskudny widok.
- Och, rozumiemy, wobec tego lepiej żyć gdzieś w dziczy w jakiejś ciasnej, ciemnej norze z pchłami w pakiecie i raz na jakiś czas ubijać sobie kogoś dla zabawy. Ciekawy pomysł na życie, nie powiem. - mruknęła kuzynka patrząc na intruza z politowaniem.
Santa przewróciła oczyma znudzona.
- Będziemy tak gadać na temat naszych osobistych poglądów, czy w końcu któraś katarynka oszczędzi mi tych wywodów i przejdziemy do walki? - mruknęła strzygąc nerwowo uszami. Kurde, ona naprawdę chyba powinna iść na jakąś terapię... Chociaż w sumie wątpię czy to by cokolwiek dało, zważywszy na ilość jadu, jaki ma w sobie. Zadziwiające, że jeszcze nie wypalił jej od środka. Eh, takie ścierwa to są odporne na wszystko.
- Słoneczko ty moje, jedyną rzeczą, której teraz pragnę jest poturbowanie cię i rzucenie na pożarcie jakimś biednym padlinożercom, ale jesteś nam potrzebna, więc takowa opcja niestety nie wchodzi w grę - parsknęłam ironicznym śmiechem, co najwyraźniej trochę rozsierdziło Santę, bo wbiła pazury w glebę znów obnażając kły - Ale oczywiście, jeśli tak bardzo tego pragniesz, możemy cię później troszkę uszkodzić. - puściłam jej oczko ze złośliwym uśmieszkiem. Tia, wkurzanie tej małej sadystki nigdy nie przestanie sprawiać mi radości.
- Chyba nie sądzicie, że z wami pójdę?!
- A masz jakiś wybór? - Camzie chwyciła waderę za kark, znów przygniatając ją do ziemi.

~•~Po dotarciu do domu~•~

Z racji tego, iż jeszcze nie dorobiłam się solidnej celi w domu, byłyśmy zmuszone chwilowo umieścić naszego więźnia w piwnicy, gdzie z pomocą Gabriela i Jerry'ego zabiliśmy okna deskami. Zaraz po przygotowaniu odpowiedniej kwatery dla Santy, mogliśmy w końcu rozsiąść się spokojnie na kanapie. Rzecz jasna, raz na jakiś czas któreś z nas sprawdzało jak się sprawuje jeniec. Lepiej dmuchać na zimne. Znając Santę nie spocznie, póki nie wymyśli dobrego planu jak się stąd wydostać. Hah, płonne nadzieje.
- Dobra, jutro z samego rana zrobimy sobie małą wycieczkę - powiedziałam przekręcając kluczyk w zamku - Odwiedzimy naszych kochanych Yenvan, niech zabierają to dziwadło z powrotem do siebie. Nikt nie będzie jej tutaj gościć.
- Zostaniemy u was na noc. Mogę pełnić wartę do trzeciej, potem wymienię się z Gabrielem - zaproponował Jerry dopijając herbatę.
- Dziękuję, bez was nie dalibyśmy rady - uśmiechnęłam się powoli podnosząc się z siedzenia. Zmęczenie jednak zaczęło dawać mi się we znaki i jedyne o czym teraz marzyłam to paść na łóżko. Coś czuję, że zapowiada się dłuuuuga noc, biorąc pod uwagę jeszcze pełnię księżyca, która chcąc nie chcąc bardzo wpływa na agresywność likantropów (zwłaszcza tych tak zdziczałych jak Santa) może być całkiem ciekawie.

~•~Następnego dnia~•~

- Pilnuj jej - poprosiłam całując Gabriela w policzek.
- Spokojnie, damy sobie radę - zapewnił Jerry obejmując Clau.
Niechętnie opuściłyśmy dom i przemieniwszy się w wilki pomknęłyśmy w leśne gęstwiny.
- Myślisz, że Yenvan nas nie ukatrupią, gdy tylko pojawimy się na ich terenach? - zagaiła przyjaciółka przyspieszając nieco.
- To się okaże, ale módlmy się, by Xavier i Ismena mieli dziś dobry humor.
Kuzynka przewróciła oczyma z niewesołym uśmiechem.
- Czy my zawsze musimy się w coś wpakować? - stęknęła cicho.
- Naprawdę chcesz znać odpowiedź?
Nieoczekiwanie coś przeszyło mą wąchaczkę niczym pocisk. To było... Dziwne. Nawet bardzo dziwne. Zatrzymałam się raptownie rozglądając się dookoła.
- Czekaj, czujesz ten zapach? - uniosłam pysk ku górze, starając się zlokalizować źródło owej woni. Jeżeli mój nos mnie nie myli, gdzieś tutaj musi być ktoś z...
- Hostis? - potrząsnęłam łbem zaskoczona. Niuchu, błagam, nie płataj mi już figli!
Kątem oka dostrzegłam Camzie, która zatrzymała się parę metrów dalej.
- Na to wygląda - stwierdziła kuzynka przypatrując się śladom pozostawionym na piasku - To chyba jedna z wader, spójrz na wielkość odcisków. Prowadzą w stronę miasta...
- Czyli Santa nie jest jedyną, która ucieka od swojego stada. Gdzie tutaj logika? - zmarszczyłam brwi zastanawiając się co może łączyć te dwa przypadki. Jedna i druga opuszcza rodzinkę w tym samym czasie i każda z nich idzie do ludzi. Czego one od nich chcą? Odkąd pamiętam, zarówno Hostis jak i Yenvan trzymali się z daleka od ich siedlisk. Dlaczego teraz nagle odczuwają potrzebę bycia w centrum tego wszystkiego? Eh, jak zwykle zbyt wiele pytań i ani jednej odpowiedzi.
Podążając tropem wadery dotarłyśmy nie tyle do centrum miasteczka, co do starej, opuszczonej fabryki. W zasadzie to nie mam zielonego pojęcia czego ona może tutaj właściwie szukać, ale mam złe przeczucia. Niestety, wszystkie drzwi i okna były szczelnie zamknięte, a jak na złość tutaj ślad się urywał.
- Riley, patrz - Clau wskazała na duży otwór wentylacyjny - Może dostała się tędy?
Nie tracąc czasu, powolutku przeczołgałyśmy się do metalowej rury, która ku naszemu nieszczęściu okazała się być istnym labiryntem. Szczerze powiedziawszy, nawet nie wiem ile czasu spędziłyśmy na pokonaniu tych wszystkich wąskich korytarzy. Momentami miałyśmy wrażenie, że błądzimy w kółko, aż do chwili, gdy któraś z nas znów zwęszyła znajomy zapach. Przechodząc nad jednym z pomieszczeń nieoczekiwanie usłyszałam czyjeś kroki tuż pod nami. Nachyliwszy się nad kratą ujrzałam... Minevrę. No nie! Ona akurat wydawała mi się najbardziej normalna z tego całego towarzystwa (o ile Hostis można w ogóle nazwać normalnymi, ale mniejsza z tym). Jednak nie to przeraziło mnie najbardziej, bowiem jej sierść, ogon... dosłownie znikały z minuty na minutę, a po chwili stała już na... Dwóch nogach! O, bogowie! Czy to się dzieje naprawdę? Błagam, oby nie.
- Clau... Trzepnij mnie.
- Że co słucham?!
- Trzepnij mnie, bo chyba mam omamy. - oznajmiłam drżącym głosem.
- Ale co do... - nim zdążyła dokończyć zdanie, przycisnęłam jej pysk do kraty. Otwarłszy szerzej oczy, kuzynka zaniemówiła nie odrywając spojrzenia od kobiety. - Czy ona właśnie...? - po dłuższej chwili milczenia zwróciła wzrok z powrotem na mnie, na co jedynie skinęłam głową - Ale... jak?
- A ja wiem? Sądziłam, że Hostis zatracili już zdolność przemiany, ale jak widać mamy tu do czynienia z pewnym wyjątkiem...
- Raczej nowym początkiem wielkiej katastrofy - dorzuciła Camzie, wciąż jakby nie wierząc własnym oczom - Myślisz, że od zawsze to potrafiła, czy po prostu wyćwiczyła tę zdolność? Wiesz, samo zapanowanie nad przemianą w zwierzę to już nie lada wyczyn, a co dopiero wskoczenie w ludzką skórę, w której nigdy wcześniej się nie było...
- Nie mam pojęcia, ale chyba wiem, kto może nam pomóc. Subaru zna się na wilkołactwie jak nikt inny, będzie wiedział co zrobić - oznajmiłam ostrożnie ruszając w kierunku wyjścia, jednak wadera mnie powstrzymała.
- On? - położyła uszy po sobie ze zmieszaniem w głosie - Pewna jesteś?
- Zaufaj mi. Ojciec zawsze zwracał się w tych sprawach do niego, pomoże nam.
- Pff, no dobra, tylko nie siedźmy w tej jego bibliotece za długo. Liczy się każda chwila - westchnęła z zamiarem odejścia - Czekaj, a co z Minevrą?
- Na razie nic nie możemy zrobić. Najpierw trzeba się dowiedzieć jak się tutaj znalazła i czego właściwie szuka...
- Albo kogo - dopowiedziała po raz kolejny trafnie ciemnooka. Miała rację. W końcu po co Minevra miałaby wałęsać się po mieście? Gdyby faktycznie chciała uniknąć kłopotów, zaszyłaby się gdzieś w lesie, zamiast robić zamieszanie w okolicznym miasteczku, chyba że byłaby tak głupia jak ta zapchlona sadystka.
Wpierw udałyśmy się oczywiście do domu, by poinformować o wszystkim chłopaków, jednak ku naszemu zaskoczeniu, dotarłszy na miejsce zastałyśmy wyważone drzwi i liczne ślady pazurów na ścianach. Santa zniknęła, a co gorsza po Gabrielu i Jerrym też nie było śladu.

Clau? :3

czwartek, 30 sierpnia 2018

Od Andrewa CD Jimina

Ciotka kiedyś wspominała, że wraz z dniem, w którym zaczęła się jej dorosłość i odpowiedzialność, zaczęły się również problemy ze snem. Twierdziła, że bezsenność to uzależnienie od myśli, nakłaniające do refleksji i zmuszające do wpatrywania się w bezkresną ciemność nocy, a w ciemności słychać i widać najwięcej. Odpowiedziałem jej cichym prychnięciem i zapewniłem, że nie grozi to osobie, która potrafi przespać ponad piętnaście godzin. Jak bardzo się myliłem... Wtedy wydawało mi się to idiotyczne, teraz brutalnie prawdziwe. Razem z powrotem na studia rozpoczęło się odkrywanie uroków maksymalnie czterogodzinnego snu oraz nauki o drugiej nad ranem. Co dziwne miało to swoje zalety. Cisza na ulicach, z czym wiązały się idealne warunki do skupienia, niesamowity klimat ciemnych "poranków"... A tak szczerze, to jak niegdyś stwierdził jeden z moich licealnych znajomych "Dno i wodorosty". Wspomiana wyżej cisza, na pewnym etapie doprowadzała do szału, a mrok budził mało przyjemny lęk i uczucie senności.
Z cichym westchnięciem nalałem wody do uroczego błękitnego kubka, z równie uroczym wykaligrafowanym napisem "Mąż", który swoją drogą był jedną z niewielu pamiątek, zabranych z rodzinnego domu. Pochodził on jeszcze z czasów liceum i niósł za sobą dość ciekawą historię.
Były to czasy, w których otaczałem się dość niewielką, lecz i tak niezbyt zgraną paczką. Grupa istniała tylko dlatego, że nikt inny nie chciał się z nami zadawać, a los pozostawionego na uboczu outsidera nikomu nie odpowiadał. Grupa wzajemnej adoracji kilku outsider'ów brzmiała zdecydowanie lepiej. Tak więc "pedałek", "grubas", "waplizator", "zjarana" i "debil" zawsze trzymali się razem. Nie wiązała nas przyjaźń, a zwykłe przyzwyczajenie i co dziwne bardzo nam to odpowiadało. Pewnego razu Roland, czyli ściślej mówiąc "waplizator" (do dziś nie wiem jak powstało to przezwisko) wręczył mi na mikołajki zestaw kubków z kolekcji "Mąż&Żona zawsze w cenie", w środku których można było znaleźć kilka prezerwatyw. Na szczęście nieużywanych.
- Jak kiedyś ty i któryś z twoich fagasów się hajtniecie, a potem dogadacie się który którego... no... to będzie jak znalazł. - wyjaśnił wówczas, z uśmiechem wciskając mi prezent w dłonie. Do dziś nie wiem, co nim kierowało lecz wiem napewno, że "waplizator" i "debil" nie bez powodu dażyli się największą przyjaźnią w całej paczce. W każdym razie kubków używam do dzisiaj, a zarówno po Rolandzie, jak i reszcie grupy słuch zaginął. Może to i lepiej?
Z rozmyślań wyrwało mnie energiczne walenie do drzwi. Kto normalny biega po ludziach o tej porze? W ogóle kto normalny robi cokolwiek poza spaniem o trzeciej rano? Z nadzieją czekałem, aż natręt sobie odpuści, ale hałas wciąż nie ustawał. Mogłem czekać, ale ze strachu o swoje drzwi postanowiłem jednak otworzyć. Za nimi stał różowowłosy mężczyzna o azjatyckich rysach twarzy. Widząc mnie prawie rzucił się na kolana i złożył ręce w błagalnym geście.
- Proszę, daj mi zostać u siebie na noc. Na godzinę chociaż! Proszę, proszę, proszę, proszę! - rzucił mężczyzna, wprawiając mnie w osłupienie. Byłem w takim szoku, że odsunąłem się i totalnie nie zastanawiając się nad tym co robię skinąłem głową, zapraszając go do środka. Mężczyzna uśmiechnął się i wbiegł do mojego domu. Chwila. Przemyślmy to! Nieznajomy mężczyzna, o trzeciej rano prawie rozwala ci drzwi, płaszczy się jak debil, a ty jak gdyby nigdy nic zapraszasz go do środka... Logiczne!
- Buty. - bąknąłem krótko, patrząc jak chłopak wnosi błoto do mojego mieszkania. Azjata spojrzał na mnie dziwnie, lecz po chwili skinął głową, zupełnie jak pod wpływem jakiegoś olśnienia i pozbył się obuwia. - Widzę, że się rozgościłeś... - mruknąłem z wyrzutem, obserwując biegającego od okna do okna mężcznę.
- Wybacz... Obiecuję, że potem posprzątam. - odparł, nie przerywając czynności. Potem? Czyli ma zamiar zostać tu na dłużej? Brawo Purdy! Właśnie pozwoliłeś obcemu typowi naruszać swoją strefę prywatną! Godne pogratulowania. Zacisnąłem usta w dość cienką kreskę i wróciłem do kuchni, gdzie od kilku minut stygła świeżo zaparzona jaśminowa herbata. Bez słowa usiadłem na krześle, z zamiarem zatopienia się w lekturze notatek z kilku ostatnich wykładów, lecz biegający w tę i we w tę intruz skutecznie mnie rozpraszał. W końcu poddałem się i skupiłem swoją uwagę na obserwowaniu sufitu. Po kilku, a może kilkunastu minutach, chłopak wszedł do kuchni i z uśmiechem oznajmił:
- Psiarnia poszła dalej.
- Proszę? - bąknąłem zdezorientowany.
- No policja ominęła twój dom i zapukała do sąsiadów. - wyjaśnił zajmując miejsce naprzeciwko mnie. Nie dość, że obcy to jeszcze kryminalista. Order przezorności wędruje dzisiaj do... Swoją drogą ciekawe dlaczego był poszukiwany. Zabił kogoś, pobił, terroryzował, a może "tylko" coś ukradł.
- Mogę się u ciebię kimnąć? - spytał chłopak, z totalnie poważnym wyrazem twarzy. Omal nie zakrztusiłem się herbatą.
- Co proszę? - burknąłem, mając nadzieję, że Azjata wybuchnie śmiechem, po czym stwierdzi, że miło się gadało i opuści mój teren. Tak się nie stało.
- Mógłbym u ciebie spędzić noc? Zostać do rana? Zdrzemnąć się? - powtórzył, z iskierkami nadziei w oczach. Gość, którego nie znam wtargnął do mojego domu, nabłocił, a teraz jeszcze chce się przenocować... Czy ja jestem w ukrytej kamerze? A może to jakiś kiepski żart sąsiadów? Nie od dzisiaj wiem, że nie pałają do mnie sympatią, więc w sumie bym się nie zdziwił.
- No błagam! Inaczej mnie zgarną! Nic nie ukradnę, obiecuje.
- Doprawdy? Jaką mam gwarancję, że wszystko pozostanie na swoim miejscu. - wymamrotałem, starając się przybrać groźny, podejrzliwy, lub jakikolwiek byle nie zdezorientowany wyraz twarzy.
- Mam u ciebie dług wdzięczności. - zasugerował, wciąż nie ustępując, na co ja zareagowałem cichym prychnięciem.
- Kiepski powód, nieprawdaż. - powiedziałem, ze złośliwym uśmieszkiem.
- Chcesz mieć człowieka na sumieniu. - spytał chłopak, usmiechając się równie złośliwie co ja. Trafił.
- Pomińmy fakt, że nie wiem jak się nazywasz... Śpisz na kanapie. Będę miał na ciebie oko. - oznajmiłem nieco niepewnie. Na twarzy chłopaka wykwitł urocz... słod... ład... żałosny dla mnie uśmiech pełen wdzięczności. - Łazienka jest naprzeciwko wejścia. - dodałem wstając i podchodząc do szafy, stojącej nieopodal drzwi do wspomnianej wyżej łazienki, szukając w niej jakiegoś koca. Chłopak skinął głową i ruszył w kierunku toalety. Tuż przed drzwiami zatrzymał się i bąknął:
- Dziękuję. A tak na marginesie to jestem Jimin. Jimin Arancia.

Jimin? Równo 1000 słów!

Od Jake'a CD Belli

- Hmm... Pomyślmy... - mruknąłem, udając zamyślenie. - Dobrze, powiem. 
- Zamieniam się w słuch. - uśmiechnęła się, i usiadła obok mnie.
- A więc tak... Jakiś czas po tym, jak wróciliśmy z ,,wycieczki'' po górach, rozmawialiśmy o tym, co tam przeżyliśmy. W końcu padł temat wodospadu w którym... W którym widzieliśmy swoje ludzkie formy... Oboje zechcieliśmy stać się ludźmi i... Poczułem dziwne uczucie, takie, które wtedy nie towarzyszyło mi jeszcze nigdy. Wyszedłem do innego pomieszczenia w mojej norze, do schowka na jedzenie, prosząc cię, abyś została w ,,salonie''. Zrobiłem to dlatego, że czułem, że za chwilę coś się stanie, o dziwo, coś dobrego. To było uczucie zbliżającej się pierwszej przemiany w człowieka, gdyż po chwili ,,dziwnie urosłem'', i stanąłem na dwóch kończynach. Na sobie miałem całe czarne, eleganckie ubranie. Czułem się bardzo dziwnie, jak nigdy wcześniej... Ale nie chcę się na temat przemiany rozpowiadać, a więc do sedna. - wziąłem głęboki wdech, i wydech. - Gdy wróciłem do ciebie, byłaś w ludzkiej postaci, ubrana w białe ubrania. Oboje postanowiliśmy przejść się do innych, aby sprawdzić, czy też się zamienili, albo czy mogą się zamieniać. Wszyscy początkowo się nas bali, więc udowodniliśmy że to my, zmieniając się w wilki. W tym dniu okazało się, że każde z nas jest w stanie się przemieniać. Po jakimś czasie przyzwyczailiśmy się już do życia w ludzkiej formie i... 
- I?...
- Pewnego dnia trochę się pokłóciliśmy... A następnego dnia zniknęłaś, nikt nie wiedział gdzie. Szukałem cię wszędzie, gdzie tylko mogłem... Chodziłem nawet na granice z Hostis i Yenvan, aby zapytać ich o ciebie...  Ale cię nie znalazłem... Nie wiem co się działo z tobą potem, ale co się działo przez ostatnie kilka dni, na pewno sama wiesz...
Nagle poczułem, że telefon znajdujący się w mojej kieszeni wibruje. No błagam, nie w takim momencie!
- Przepraszam, już wyłączam... - wyjąłem urządzenie z kieszeni, jednak gdy już miałem nacisnąć czerwoną słuchawkę, Bella złapała mnie za rękę.
- Odbierz. Może to coś ważnego... - uśmiechnęła się.
Westchnąłem więc, i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Rozmawiam z Jake'em Jacksonem? - zapytał od razu nieznany mi głos.
- Tak. O co chodzi?
- Otóż na obrzeżach miasta, w którym pan mieszka, doszło do śmiertelnego wypadku, w którym zginęły trzy osoby. Wypadek został spowodowany przez kierowcę pod wpływem alkoholu. - ciągnął mężczyzna. - Jak się okazuje, dwie pozostałe osoby, to Aron Jackson i Maxine Arancia. Z ich dokumentów wynika, że są pana przybranymi rodzicami. Informujemy pana jako pierwszego zaraz po ich biologicznych potomkach, gdyż jest pan ich najstarszym dzieckiem. Prosimy o przekazanie wiadomości dla reszty rodziny. Ciała są w zakładzie pogrzebowym ,,Game Over'', także prosimy też o zgłoszenie się tam, i zrobienia co trzeba. - po tych słowach rozłączył się.
Drżącą ręką schowałem telefon do kieszeni. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem. Już nie mam zamiaru rozpowiadać się o tym, w jakim momencie się o tym dowiedziałem...
- Coś się stało? - zapytała nieco zdziwiona dziewczyna, na co pokiwałem głową.
- Moi rodzice, oni... - szepnąłem. - Nie żyją...

Bella? :3
Przepraszam że tak długo i prawie same dialogi...

środa, 29 sierpnia 2018

Od Jimina do Andrewa

Cholera, cholera, cholera, cholera.
Biegnąc tak sobie ciemną ulicą doszedłem do wniosku, że jestem cholernym pechowcem. Wypadek jedynych najbliższych mi ludzi? Ciężka i przewlekła depresja? To było dawno. Teraz największym problemem było to, iż od jakiejś pół godziny policjanci gonili mnie po tym jakże przytulnym osiedlu. Ojć, mama nie byłaby dumna...
Tak więc przemieszczałem się ciemnymi, wąskimi uliczkami. Przeciskałem się między koszami na śmieci i przeskakiwałem przez duże ogrodzenia drąc przy tym niedawno kupiony, pastelowo-różowy sweterek. Myślami byłem w swoim domu popijając gorące kakłko z kawałkami malutkich pianek w środku. Warto również wspomnieć, iż było około 3 nad ranem, a każdy gospodarz jakiegokolwiek bloku lub domu wydzierał się na mnie, a jedna starsza pani nawet nie zdzieliła mnie wieszakiem, gdy kulturalnie spytałem, czy mógłbym u niej przenocować.
Może to nie był dobry pomysł by nachodzić ludzi o tej godzinie?
Dodatkowo gdyby moje ulubione pieski zapukały do drzwi jakiegoś randomowego człowieka pytając o Parka Jimina, aka Arancię to na pewno nikt nie skapnął by się o kogo chodzi. Chyba właśnie psuję sobie opinie na osiedlu.
Mężczyźni w mundurach zbliżali się coraz bardziej, a je już nie miałem gdzie się chować i szukać zakamarków by jakoś ich wykiwać. Warto również wspomnieć, iż nie bez powodu był cały ten głupi pościg. Otóż dosłownie przed chwilą, na chatę mojego znajomego wpakowali się policjanci, przerywając trwającą domówkę. Plus można dodać, iż od dawna buszuję po tym mieście i nie pierwszy raz szukają mojej osoby. Ale prócz moich znajomych, z którymi zawsze imprezuję, ludźmi z gangu, gdzie czasem sobie dorabiam no i oczywiście pieskami gończymi to nikt nie znał moich zapędów i wciągania kokainy od czasu do czasu. Wszyscy mięli o mnie dobre zdanie, bo rzadko wychodziłem z domu, a jeśli już to starałem się być miły dla sąsiadów i starszych pań proszących mnie o pomoc. A teraz te małe gnidy, nie chcą mi się odpłacić... W trakcie moich rozmyślań nieco zwolniłem i właśnie wtedy jeden z mężczyzn zdążył mnie złapać. Przycisnął mnie policzkiem do ściany jakiegoś bloku, a ręce złapał z tyłu i złączył ze sobą. W tym czasie jego ,,koledzy" zdążyli do nas dołączyć. Usiłowałem się jakoś wyrwać, ale cóż... Nie należałem do najsilniejszych. Mimo to, byłem dość zwinny i stosunkowo mały, a do tego potrafiłem używać swojego mózgu (czego oni swoją drogą najwyraźniej nie posiadali). Tak więc gdy sięgali po kajdanki, schyliłem się nieco i przebiegłem jednemu pomiędzy nogami. Ponownie włączyłem turbo przyspieszenie.
 - Cholera! - warknąłem.
Noc była stosunkowo zimna i zaczynałem marznąć.
Zgubiłem ich dosłownie na sekundę. Dobra, pukam do ostatniego już domu dzisiaj. Jeśli znowu ktoś mnie zezwie too... Nie wiem co zrobię, ale coś na pewno.
Zacząłem walić w te pieprzone drzwi. Najchętniej bym je wyważył. Po kilku dłużących się minutach otworzył mi jakiś facet.
 - Proszę, daj mi zostać u siebie na noc. Na godzinę chociaż! Proszę, proszę, proszę, proszę! - Złożyłem ręce jak do modlitwy, uginając przy tym kolana.
Cholera, żeby aż tak się upokarzać? Niepodobne do mnie... Ale cóż, typek był moją ostatnią nadzieją.

Andrew?

wtorek, 28 sierpnia 2018

Od Claudii CD Jerry'ego

Podniosłam się z łóżka, i stanęłam obok Jerry'ego, z miną mówiącą samą za siebie - ,,Spierdalać stare dupki". No, tak na serio, to teraz już przesadzili... Jakiś typek zagroził nam obojgu, że umrzemy tu w męczarniach, wcześniej czepiając się o jakiś krzyk, który był niezaprzeczalnie zpowofowany strachem. Nie mogli już nawet sprawdzić w tych całych kamerach co się dzieje? Żenada z takimi...
Nagle w głośniku rozbrzmiał irytujący głos ich szefa:
- Chłopaki, nie róbcie cyrków. Peter, Felix, Ethan, Justin, zamieńcie się w wilki, i zaorowadźcie ich na salę, na przesłuchanie. Reszta, możecie zrobić sobie przerwę. A, i... Justin... Zaraz się zregenerujesz, także przestań tak trzymać rękę na nosie.
Ja, Jerry, i czwórka innych, przemieniliśmy się w wilki, i ruszuliśmy w stronę sali, w której nas przesłuchiwano. Gdy byliśmy z parę metrów przed wejściem, gwałtownie się zatrzymałam. Nie, nie mam zamiaru tam iść...
- Idziesz czy będziesz tak stać? - bąknął jeden z nich.
- Nigdzie nie idę. - prychnęłam, i usiadłam na ziemi. Ha! Myśleli, że ze mną tak łatwo? Na serio? Żal.
- Idziesz, i to zaraz. - warknął kolejny.
- Bo co? - po raz kolejny prychnęłam, tym bardziej z większą pewnością siebie.
- Bo to! - warknął ten sam osobnik, i zbliżył się do mnie, aby pazurem zadrapać bok mojego pyska.
Nie była to głęboka rana, aczkolwiek bardzo mnie piekła. Poczułam chęć uderzenia go sto razy mocniej, z rozpędu jak Kawasaki ZRR 1400.

Jerruś^^?

Andrew Emerson!

Imię: Andrew Emerson. Znajomi najczęściej używają skróconej wersji pierwszego imienia czyli Andy, bądź utworzonych od drugiego imienia pseudonimu Emerdrew oraz Eme.
Nazwisko: Purdy
Płeć: Niewątpliwie mężczyzna.
Wiek: 24 lata
Data urodzenia: 21.08.1994
Orientacja: Homoseksualna
Głos: Palyae Royale
Profesja: Student Prawa
Miejsce zamieszkania: Na Bogato
Charakter: Andrew jest typowym melancholikiem, z małą domieszką flegmatyka, który czasem wygląda jakby stracił chęci do życia. Nie ma w nawyku okazywać uczyć - wręcz przeciwnie, na jego twarzy goszczą jedynie smutek, wściekłość lub zwykła obojętność. Niekiedy pojawia się na nich cień uśmiechu, lecz zazwyczaj jest on ironiczny lub zdarza się tylko wtedy, gdy chłopak przypomina sobie beztroskie życie jako prawdziwy człowiek. Nie lubi imprez i większych zbiorowisk ludzi, za to ubóstwia spokój i ciszę. Wygląda na sztywnego i w rzeczywistości może i taki jest. Bardzo odpowiedzialny i dojrzały jak na swój wiek.  Zdecydowanie należy do pesymistów i wszędzie widzi tylko wady i złe strony. Traktuje życie z powagą. Ciężko jest mu żyć chwilą i wszystko skrupulatnie planuje. Bywa nieufny i przewrażliwiony na swoim punkcie, odbiera uwagi personalnie i doszukuje się krytyki. Jest perfekcjonistą, swoje wygórowane oczekiwania wobec siebie przenosi na innych. Stara się być dobrym słuchaczem, lecz nie potrafi być wrażliwy na problemy innych, przez co nie umie udzielać rad. Nie lubi być w centrum uwagi. Przyjaciół dobiera ostrożnie i powoli, Ciężko zaskarbić sobie zaufanie chłopaka. Raz na jakiś czas budzi się w nim cząstka Andy'ego jakim był przed ugryzieniem, a wraz z nią empatia i jakaś część utraconej radości z życia. Jest bardzo ambitny i posiada wiele celów, do których dąży. Niczym małe dziecko uwielbia być doceniany i chwalony za swoją pracę, gdyż przyjemnie łechcze to jego nieco wybujałe ego.Gdy coś mu nie wychodzi bardzo się denerwuje, ale nigdy nie odpuszcza. W głębi serca marzy o osobie, która pocieszyłaby go w trudnych chwilach i dała "kopa w dupę" mówiąc, że wszystko będzie dobrze.
Zainteresowania: Bez wątpienia największą pasją Andy'ego jest grzebanie w ziemi... Tak! Chłopak uprawia malutki kwiatowy ogród, ukryty na tyłach domu, ze strachu przed opinią znajomych. Emerson uwielbia także czytać oraz co czasami zadziwia jego rówieśników, lubi się uczyć. Jak każdy prawdziwy melancholik, często zaszywa się w odosobnionych miejscach i prowadzi różnej maści przemyślenia. Czasami w celu odstresowania wyrusza w dość szybkie, spontaniczne samochodowe przejażdżki.
Aparycja: Andrew jest prawie dwumetrowym mężczyzną, o dość wątłej budowie, która jak mówi sam Purdy jest kwestią genów. Nie zmienia to faktu, że jak każdy wysoki facet odznacza się dość dużą siłą i bądź co bądź gdy obserwuje swoich przeciwników z góry, budzi postrach. Ciało chłopaka ozdobione jest tatuażami na rękach, torsie oraz podbrzuszu. Swoje brązowe, zawsze seksownie zmrużone oczy często chowa za ciemnymi okularami. Jego włosy zawsze sterczą we wszystkie strony układając się w "artystyczny nieład". Nigdy ich nie układa, bo sądzi, że ulizane włosy są synonimem sztywnych, zgorzkniałych, wysoko postawionych dżentelmenów. Cóż za ironia... Jako student prawa powoli przyzwyczaja się do noszenia eleganckich garniturów, pomimo iż szczerze tego nienawidzi. Ot, wady pracy prawników. "Po domu" uwielbia chodzić w koszulkach, różnego rodzaju kurtkach oraz rurkach.
Wygląd: Ktoś kiedyś stwierdził, że Andrew jest całkiem przystojnym wilkiem. Słysząc to chłopak zaśmiał się ironicznie, aby potem z pokerową twarzą rzucić szybkie "No chyba nie". Patrząc w swoje odbicie Emerson widzi chuderlawego, wysokiego potwora. Jedyne co mu się w sobie podoba to... Żartuję! Szczerze nienawidzi swojego wilczego wyglądu. Nigdy nie powiedział, że cokolwiek w jego wyglądzie mu się podoba. Jedyne na co go stać to "w granicach tolerancji" i określa tak kolor swojej sierści. Istnieje jeszcze jedna cecha wyglądu, która nie zadawała chłopaka, ale też nie irytuje. Jest to barwa jego oczu, które w wilczej postaci są nieco jaśniejsze od tych w postaci ludzkiej.
Rodzina:
Vee Aurelia Purdy - oschła i bardzo wymagająca matka.
Bruce Hudson - ojciec Andy'ego, chłopak nigdy go nie poznał, gdyż mężczyzna odszedł od Vee gdy dowiedział się o jej ciąży.
Valentina Purdy - opiekuńcza i troskliwa ciotka Andy'ego, pomagała swojej siostrze Vee przy wychowywaniu chłopaka, zmarła nieoczekiwanie na zawał gdy chłopak miał 15 lat.
Partner: Jak głoszą legendy nigdy nie był w poważniejszym związku. Wszystkie jego doświadczenia miłosne były raczej krótkimi, przelotnymi romansami. Aktualnie ma na oku jednego niegrzecznego chłopca, ale jest przekonany, że nie wyjdzie z tego nic dobrego.
Historia: Andrew urodził się w burzowy, sierpniowy dzień w miasteczku Forest Lake. Był dość dużą niespodzianką dla rodziny, gdyż wszyscy oczekiwali narodzin dziewczynki, niemniej jednak wszyscy od razu go pokochali. Wychowywał się bez ojca, pod opieką wymagającej matki i ciotki. Zgodnie z marzeniem rodzicielki zajął się studiowaniem prawa. W wieku szesnastu lat ukrywał przed matką swoja orientację, lecz wraz z nadejściem pełnoletności postanowił "wyjść z szafy". Jego matka nie była w stanie przyjąć tej informacji, więc pomiędzy matką a synem narodził się dość spory konflikt. Chłopak, ku niezadowoleniu rodzicielki prowadził dość "rozwiązłe" życie seksualne, wymieniając partnerów jak zabawki. Jeden z jego "jednonocnych" kochanków wyznał mu miłość. Andrew krótko i dosadnie poinformował chłopaka, iż nie jest nim zainteresowany. Mężczyzna wpadł w szał. Wtedy też okazało się, iż jest on likantropem, który co gorsza nie potrafił panować nad swoją przemianą. Przyjął postać wilka, po czym ugryzł Andrewa. Purdy nie miał pojęcia co się dzieje. Jego ciałem zawładnął ogromny ból, który nie dawał mu spokoju przez kilka dni. Po kilku dobach mężczyzna zaczął niekontrolowanie przemieniać się to w wilka, to w człowieka. Ból ustał, lecz Andy dalej nie umiał poradzić sobie z przemianami. Przestraszony wyznał matce co się z nim dzieje. Z początku kobieta nie wierzyła, przez co chłopak mocno się zdenerwował, co zaowocowało ponownymi niekontrolowanymi zmianami. Przerażona pani Purdy jeszcze tego samego dnia wystawiła walizki chłopaka za drzwi, pozostawiając go na pastwę losu. Emerson przerwał naukę i uciekł do lasu, gdzie uczył się kontrolować swoją wilczą stronę. W dziczy zaczął tracić siebie. Stał się nieufnym i zgorzkniałym introwertykiem. Prawdopodobnie nigdy nie opuściłby lasu, gdyby nie informacja o śmierci jego matki, przez która zmuszony był opuścić leśny azyl i wrócić do normalnego świata. Po zmarłej matce otrzymał mieszkanie oraz dość spory spadek. Andrew postanowił wziąć się w garść i osiągnąć coś w swoim beznadziejnym życiu. Mieszkanie wynajął przyjaznej trójce studentów a sam zainwestował w dom na ulicy Free Year. Postanowił również powrócić na wcześniej porzucone studia i żyć tak, aby jego zmarła matka była z niego dumna.
Ciekawostki:
~ Jest leworęczny.
~ Ma wadę wzroku, a konkretnie jest krótkowidzem.
~ Korzysta wyłącznie z soczewek, gdyż uważa, że w przeciwieństwie do ciemnych okularów, zwykłe sprawiają, że wygląda jak idiota.
~ Zarówno jego matka, jak i lekarze byli przekonani, że urodzi się dziewczynka, więc pani Purdy zainwestowała w dużo różowych ubranek oraz powiesiła na ścianie pokoju maluszka piękny napis "Andrea", bo właśnie tak miała się nazywać jej córka. Gdy urodził się chłopiec, kobieta zdecydowała nie kombinować z imieniem i nadała dziecku męski odpowiednik imienia Andrea, czyli Andrew.
~ Urodził się w Dzień Optymisty i jak na ironię jest jednym z największych pesymistów na ziemi.
~ Ubóstwia auta z okrągłymi światłami. Sam jest właścicielem gustownego BMW z serii 5, rocznik 1992.
Inne zdjęcia:

Od Jerry'ego CD Claudii

 - Preferuję ten prestiżowy dywanik obok. Łóżko odstąpię tobie! - Puściłem jej oczko. - A teraz rzuć mi jakąś poduszkę i wybacz, ale jestem zmęczony więc będę kładł się spać. - Ziewnąłem teatralnie by nadać wiarygodności moim słowom.
 - W takim razie dobranoc.
 - Dobranoc.
Oboje ułożyliśmy się wygodnie na naszych poduszkach. Claudia przekręcała się z boku na bok, lecz w końcu poddała się pokusie i spokojnie usnęła, zapominając o tym w jakim piekle właśnie się znajdujemy.
Ja za to leżałem nieruchomo na plecach spoglądając beznamiętnie w sufit. Coś czuję, że szykuje się piękna, bezsenna noc. Było już coś w okolicach drugiej w nocy, a zegarek tykający na ścianie niczym bomba, powoli zaczął mnie już irytować. Usłyszałem jak dziewczyna szamota się na swoim łóżku i przewraca z boku na bok. Z początku kulturalnie to zignorowałem, lecz później słysząc jak coś mamrocze pod nosem wstałem i usiadłem na skraju jej łóżka. Słone łzy zaczęły powoli spływać po jej twarzy, a ciche szepty przemieniły się w jeden głośny pisk. Poderwała się do siadu, a widząc mnie znieruchomiała całkowicie zdezorientowana.
 - Wszystko dobrze, to tylko koszmar. - Pogłaskałem ją po policzku w przyjacielskim geście i uśmiechnąłem się niewesoło.
Brunetka jeszcze kilka razy pociągnęła nosem, po czym już całkowicie się uspokoiła i ponownie rozłożyła wygodniej na swoim łożu. Niepewnie umościłem się w nogach, opierając plecami o ścianę i spojrzałem w sufit.
Tik tak, tik tak.
Cholera, ile można? Jak długo można znosić tę monotonię? Przecież to idzie zwariować.
Westchnąłem przeciągle. Nagle ni stąd ni zowąd do naszej celi wbiegł jakiś randomowy, uzbrojony człek, którego nigdy w życiu nie widziałem na oczy.
 - Co to był za krzyk? - spoglądał to na mnie, to na nią biorąc dłoń do ręki.
Odruchowo przysunąłem się bliżej przyjaciółki i zastawiłem ją swoim ciałem, tak na wszelki wypadek.
 - Nic co powinno cię interesować. - Warknąłem.
 - Trochę grzeczniej proszę, bo niedługo tego pożałujesz. Im mniej problemów będziesz sprawiał, tym lepiej będziesz traktowany. Chociaż i tak zginiecie tu w męczarniach... - Uśmiechnął się cynicznie w moją stronę. - Nawet nie zdołasz ochronić tej swojej dziewczyny, chłopczyku. - Podszedł bliżej i zaśmiał mi się prosto w twarz.
Wtedy dosłownie nie wytrzymałem i rzuciłem się na niego z pięściami. Pistolet wypadł mu z ręki, ale nie pomyślałem żeby go wziąć. Toteż zacząłem zadawać mu ciosy w twarz, przy okazji turlając się z nim po podłodze. Szybko zbiegli się jego ,,koledzy" z warty i odciągnęli mnie od niego.
 - No to niezłe zamieszanie zrobiłeś mały. - Bąknął pod nosem jeden z nich patrząc na mnie i na mężczyznę z krwawiącym nosem.
Uśmiechnąłem się tylko tryumfalnie. Jeszcze nie wiedzą z kim właśnie zadarli.

Claudia? Jerry'ego troszku poniosło

niedziela, 26 sierpnia 2018

Od Taehyunga CD Iry

Zauważyłem bliznę Iry, lecz wolałem nie pytać. Jestem informatorem kiedyś i tak znając życie wszystkiego się dowiem. Podobno im mniej się wie tym lepiej się śpi. Ja tymczasem miałem pojęcie o wszystkim co dzieje się w tym chorym mieście, a nawet i dalej. Tak jakoś wyszło, że się zamyśliłem machając beztrosko nogami nad taflą wody niczym dziecko. Przy okazji nuciłem sobie pod nosem tylko mi znaną melodię i obserwowałem odbijający się w wodzie, piękny księżyc. Całkowicie zapomniałem o tym, iż niedaleko obok mnie po rusztowaniach przechadza się dziewczyna. Z zamyślenia wybudził mnie jej śmiech. Z niezwykłą gracją i zwinnością przesuwała się po ciężkich rurkach z rozłożonymi rękami.
 - Chodź tuu! Nie powinno się pod tobą zarwać! - Zeskoczyła na bardziej stabilny element i tupnęła w ,,podłoże".
 - Hmm, może jednak nie... Będę cię łapać w razie jakbyś spadła i przy okazji będę się zaprzyjaźniać z  Dakotą.
 - Nie wiesz co tracisz! Wiesz jakie to fajne uczucie kiedy jesteś ponad wszystkimi? Nawet od ciebie jestem wyższa! - Wskazała na mnie tryumfalnie palcem i uśmiechnęła się.
 - Pfff, jeszcze się okaże jak będę musiał cię łapać! - Schowałem ręce do kieszeni i rozsiadłem się wygodniej.
Ira cały czas bawiła się rusztowaniami udając, iż spada, a później śmiała się ze mnie gdy już miałem zrywać się do biegu i ją ratować.
 - Łatwo cię nabrać
 - Wiem, życie - Wzruszyłem barkami.
Po chwili znudziło mi się bezczynne wpatrywanie w gwiazdy, więc jednym zwinnym ruchem podciągnąłem się na rurce i usiadłem na jednym z bardziej stabilnych elementów.
 - I tak jestem wyżej! - Oparła się o moje ramie dalej stojąc.
 - Ten jeden raz ci pozwalam być lepszą - Puściłem jej oczko.
Ze względu na to, iż nie mogłem długo wysiedzieć w jednym miejscu wpatrując się jak Ira dobrze się bawi balansując na metalowej rurze. Zeskoczyłem więc i ponownie usiłowałem zdobyć zaufanie wielkiego kota, co swoją drogą nie wychodziło mi najlepiej. Szatynka zaśmiała się, gdy gepard ponownie ode mnie uciekł.
 - Źle to robisz... Patrz pokażę ci. - Próbowała zeskoczyć.
Zanim jednak wybiła się by móc bezpiecznie wylądować, poślizgnęła się, a co za tym idzie straciła władzę nad swoim ciałem. Dosłownie zawisła w powietrzu. Spoglądałem na to ze zdezorientowaniem, jednak w porę się ocknąłem i złapałem moją towarzyszkę na ręce tak jak robią to nowożeńcy. Powietrze rozciął jej cichy pisk.
 - A mówiłem, że spadniesz! - Wyszczerzyłem się w jej stronę.

Ira? Wybacz musiałam xD

Od Charlesa do Aubrey

- Powtarzam po raz kolejny, że nie wpuszczamy nietrzeźwych. - powiedziałem spokojnym tonem.
- Panie, no da pan te dwa złote. Na rower trzeba. - zachwiał się i zamrugał energicznie jednym okiem.
Upewniłem się, czy nikt nie idzie w stronę klubu, po czyl wziąłem obie ręce pijaka za jego plecy, i wyprowadziłem kawałek dalej. No, a tak szczerze, to usadziłem go na ławce, i wróciłem na stanowisko.
- Gdzie ten Marcus... - burknąłem do siebie pod nosem. - Powinien już przyjechać na zmianę.
Po chwili usłyszałem dzwonek swojego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni czarnej kamizelki ochroniarza, i odebrałem połączenie. Co dziwne, dzwonił do mnie szef, co raczej rzadko się zdarza...
- Halo?
- Charles, Marcus dzisiaj nie może przyjechać. Wolisz wziąć za niego nadgodziny, czy mam zadzwonić po kogoś innego?
- Mogę jeszcze zostać. Żaden problem.
- Dobrze, a więc dziękuję. - po tych słowach rozłączył się.
Westchnąłem ciążko, i napisałem SMS'a do Kylie, informując że zostanę dziś w pracy dłużej, i żeby się nie martwiła. Gdy tylko schowałem telefon, przed wejściem pojawiła się dziewczyna, która o dziwo wyglądała znajomo. Tylko... Gdybym faktycznie ją znał, wiedziałbym, kim jest... Chociaż, może po prostu znal ją tylko z widoku?
- Można jeszcze wejść? - zapytała.
Przyjżałem się jej, aby upewnić się jak najdokładniej, czy aby na pewno nic nieodpowiedniego ze sobą nie przynosi. Jej mała, czarna torebka, i fakt, że miała na sobie sukienkę, powiedziały mi, że nie. Na osobę nietrzeźwą, lub poniżej 18 lat też nie wyglądała.
- Można. - powiedziałem, i pozwoliłem jej wejść do środka.
Właśnie wtedy przypomniałem sobie, skąd ją znam. Otóż jest w pewnym sensie... jedną z członkiń watahy.

Aubrey? :3

Meghan Kylie Adelade!

Imię: Meghan Kylie Adelade. Na co dzień wystarczy jej jednak Kylie.
Nazwisko: Jackson
Płeć: 100% kobiecości!
Wiek: 18 lat
Data urodzenia: 17.08.2000r.
Orientacja: Hetero
Głos: Habits
Profesja: Makijażysta. Wybrała taki zawód, ze względu na to że najbardziej jej się podobał. W końcu po co ma robić to, czego nie lubi?
Miejsce zamieszkania: Dębowa Przystań, w której mieszka razem z dwójką braci.
Charakter: Cóż by tu dużo mówić o Kylie? Przyjaźnie nastawiona do innych, miła dziewczyna, na której twarzy zawsze gości mały, słodki uśmieszek. Jest typowym wesołkiem, który roztacza wokół siebie spokojną, wesołą aurę. Bardzo trudno wyprowadzić ją z równowagi, toteż bardzo rzadko się denerwuje. Potrafi (chociaż w małym stopniu) pocieszyć każdego. Jest też dobrą przyjaciółką, gdyż zawsze trzyma się przyjaciół, pomaga im, i co najważniejsze - nie zdradza ich sekretów, obraz ich broni. Nie toleruje żadnych kłamstw, złośliwych plotek, lub nawet najzwyklejszego dokuczania (chyba, że chodzi o osobę do której żywi szczerą urazę). Uważa, że jest to po prostu bezsensowne. Wbrew pozorom, jest też strasznie wrażliwą osobą. Przyczynia się to do tego, że nigdy nie zabija zwierzyny. Jeżeli komuś z bliskich stanie się coś złego, nie opuści go, i będzie nad nim czuwać; jeżeli jednak chodzi o coś znacznie poważniejszego, będzie płakać i siedzieć w żałobie... bardzo długo.
Zainteresowania: Moda, i rzeczy związane z makijażem. Poza tym interesuje się też zwierzętami, i muzyką.
Aparycja: Jasna cera... Ciemno-brązowe, cudowne, przyciągające uwagę oczy... Duże, zadbane usta (naturalne, bez obaw)... Włosy odcieniu bardzo ciemnego brązu, sięgające do ramiom... Kobieca figura... Uroczy uśmiech... 179cm wzrostu... Tak, to Kylie.
Wygląd: Wysoka wilczyca o dobrej, ładnej budowie ciała... Srebrna, miękka, delikatna sierść, posiadająca nutę brązu, z białą plamką na klatce piersiowej... Jasno-migdałowe oczy, szary nos... Puchaty ogon... Tak, to Kylie.
Rodzina:
Ojciec (-|-) - Aron Jackson
Matka (-|-) - Maxine Arancia
Brat - Charles Daniel Jackson. Najstarszy z trójki. Jest nieco nadopiekuńczy w stosunku do Kylie, jednakże dziewczyna wie, że jeżeli będzie trzeba będą mogli pogadać jak typowe, solidarne rodzeństwo. Poza tym, Charles często pomaga Kylie w problemach.
Jimin Jackson - Również nieco nadopiekuńczy, i nieco starszy braciszek. Równierz często pomaga Kylie w problemach.
Siostra - Lizzie Jackson. Traktuje ją jak wspaniały przykład, i uwielbia spędzać z nią czas. Są najlepszymi przyjaciółkami.
Brat - Jake Jackson
Babcia - Diana Jackson
Dziadek - Chris Jackson
Babcia (-|-) - Louise Arancia
Dziadek - Hunter Arancia
Wujek - Parys Taehyung Arancia
Brat - Jerry Arancia
Wujek - ,,Snow'' Jackson
Partner: Póki co jest ,,wolna''. Ale kto wie, może miłość jej życia gdzieś tu jest?
Historia: Urodziła się jako ostatnia z trójki rodzeństwa, w Meksyku na Jukatanie, kiedy jej rodzice byli na wakacjach. Gdy miała zaledwie 8 lat, jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Ona, i jej dwaj kilka minut starsi bracia, wychowywani byli przed dziadków - Chrisa i Dianę, z pomocą starszego rodzeństwa - Jake'a, Lizzie, i Jerry'ego. Gdy wraz z rodzeństwem osiągnęli odpowiedni wiek, przeprowadzili się do domu, który niegdyś należał do ich rodziców.
Ciekawostki:
- Potrafi grać na gitarze, skrzypcach, oraz instrumentach klawiszowych, a dokładniej na keyboardzie i fortepianie.
- Jest dumną posiadaczką mitsubishi outlandera, o kolorze bardzo jasnego (prawie białego) różu.

Inne zdjęcia:

Charles Daniel!

Imię: Charles Daniel. Na co dzień jednak, używa tylko pierwszego imienia.
Nazwisko: Jackson
Płeć: 100% męskości!
Wiek: 18 lat
Data urodzenia: 17.08.2000r.
Orientacja: Hetero
Głos: Faydee
Profesja: Ochroniarz
Miejsce zamieszkania: Dębowa Przystań, zamieszkiwana z bratem i siostrą. Odziedziczona po rodzicach.
Charakter: Cóż... Charakter chłopaka nie jest znany do końca nawet jemu samemu. Jedna wielka zagadka, wypełniona po brzegi adrenaliną, ryzykiem i energią. No właśnie, warto to zaznaczyć - chłopak ten uwielbia przypływy adrenaliny, często związane ze swojego rodzaju ryzykiem. Bardzo często gada jak najęty, nie mogąc się powstrzymać. Nie usiedzi w jednym miejscu dłużej niż kilka minut, chyba że ma naprawdę dobry powód aby w nim zostać. Czasami jednak, a nawet dość często, miewa takie dni, w których jest raczej... spokojny. Wbrew pozorom, potrafi być bardzo odpowiedzialny. Bardzo odpowiedzialny, na serio! Zna wiele technik walki, tak więc jeżeli z nim zadzierasz - bój się (jeżeli jesteś piekielnie szybki, uciekaj jak najdalej. Nie licz jednak, że nie wyrówna z tobą rachunków). No, ogółem, jeżeli jesteś dobrze do niego nastawiony, i zajdziesz mu za skórę przypadkowo, oszczędzi cię - o wiele łatwiej jest go wkurzyć, gdy jest się kimś obcym, jednak zwykłe zaczepki i tego typu rzeczy nawet go nie ruszą. Jego cięta riposta i pewność siebie mogą zmiażdżyć twoje chęci zajścia mu za skórę. Nie boi się wyzwań, nowości, ciemności, burzy, innych wilków, i podobnych; jego jedynym lękiem jest strata czegoś, co kocha, i do czego jest przywiązany. Zawsze stara się być jak najbardziej zorganizowanym.
Zainteresowania: Interesują go różne rzeczy, przykładowo natura, sporty, lub języki obce.
Aparycja: 195cm wzrostu to nie mało, co? No właśnie, chłopak ten do małych nie należy, co jest swojego rodzaju plusem. Kolejną jego zaletą są piękne, srebrzysto-niebieskie oczy, które mimowolnie zahipnotyzowały już nie jedną dziewczynę. Włosy ma w kolorze brązu, zawsze ładnie uczesane. Rzadkie ,,wąsy, i rzadka ,,broda'' dodają mu jeszcze więcej uroku.
Wygląd: Gdy spojrzysz na Charlesa w wilczej postaci, ujrzysz wysokiego, umięśnionego basiora, o czekoladowym futrze, które w niektórych miejscach jest jaśniejsze, a w niektórych ciemniejsze. Jego futro można porównać do kawy - ciemniejszy napój, jaśniejsza pianka. Jego klatkę piersiową zdobi jasna plamka, przypominająca trochę gwiazdę. Uwagę przyciągają piękne, złote oczy, które podobnie jak w ludzkiej postaci, mogą mimowolnie zahipnotyzować przedstawicielki płci pięknej.
Rodzina:
Ojciec (-|-) - Aron Jackson
Matka (-|-) - Maxine Arancia
Siostra - Meghan Kylie Adelade Jackson. Młodsza o ,,kilka minut'' siostrzyczka, którą stara się chronić przed potencjalnymi zagrożeniami. Nie pozwoli NIKOMU zrobić jej krzywdy - czy to fizycznie, czy psychicznie. Można by nawet powiedzieć, że nieco jej ,,tatusiuje'', jednakże jeżeli przyjdzie potrzeba, potrafią pogadać ze sobą jak solidarne rodzeństwo.
Brat - Jimin Jackson. Także młodszy o ,,kilka minut'' braciszek. Są dla siebie bardziej jak najlepsi przyjaciele, aczkolwiek braterska solidarność zawsze się ich trzyma. Mimo wszystko, Charles lubi od czasu do czasu rzucić do brata tekst w stylu ,,Gdy byłem w twoim wieku...''.
Siostra - Lizzie Jackson
Brat - Jake Jackson. Jest dla niego kimś w rodzaju dobrego przykładu, którego zawsze może się poradzić.
Babcia - Diana Jackson
Dziadek - Chris Jackson
Babcia (-|-) - Louise Arancia
Dziadek - Hunter Arancia
Brat - Jerry Arancia
Wujek - Parys Arancia
Wujek - ,,Snow'' Jackson
Partner: A która wolna kobitka lubi adrenalinę, potrafiąc przy tym być poważną? No właśnie, taka jeszcze do niego nie dotarła.
Historia: Urodził się jako najstarszy z trójki rodzeństwa, w Meksyku na Jukatanie, gdy jego rodzice byli na wakacjach. Gdy miał 8 lat, jego rodzice mieli wypadek i... zginęli. Przez pozostałe lata wychowywali go i jego rodzeństwo dziadkowie, z pomocą jego starszego rodzeństwa.
Ciekawostki: - Ma czarny motocykl marki jaguar. Poza tym posiada czarny samochód tej samej marki (model XJ). Oba pojazdy dostał od ojca...
- Opanował grę na gitarze, i fortepianie. Rzecz jasna problemu nie sprawia mu prosta gra na keyboardzie.

Inne zdjęcia:

Jimin!


Imię: Jimin, chociaż niektórzy nazywają go ChimChim czego strasznie nie lubi.
Nazwisko: Arancia
Płeć: Basior - mężczyzna
Wiek: 18 lat
Data urodzenia: 17.08.2000 r.
Orientacja: Demi
Głos: Jimin
Profesja: Trener
Miejsce zamieszkania: Odziedziczył po zmarłych rodzicach Dębową Przystań
Charakter: Jimin to typowy imprezowicz. Nie umie długo wytrzymać w jednym miejscu i wszędzie go pełno. Sarkazm i ironia to jego najlepsi przyjaciele. Jest wredny, nawet bardzo... A przy tym szczery do bólu i bardzo bezpośredni. Bardzo dumny i pewny siebie. Uwielbia być w centrum uwagi, kocha być chwalony i podziwiany. Czasami się bije, lecz nie zawsze wygrywa. Nie znosi porażki i zawsze daje z siebie 100% żeby zwyciężyć. Szczególnie niemiły jest dla kogoś kto jest niżej postawiony niż on. Zero w nim kultury. Tylko pogarda względem nawet tych lepszych od niego. Krótko mówiąc często fika innym. Lubi się kłócić i przechwalać, ciężko jest go zdominować i przegadać, gdyż często stawia na swoim. Gdy jednak to się stanie a on trochę oswoi się już z obecnością drugiej osoby to staje się bardziej spokojny i ufny. Częściej się uśmiecha, a chwilami jest nawet uroczy i rozkoszny. Czasami nawet jak mu bardziej zależy to pokazuje tą swoją bardziej romantyczną i kochaną stronę. W głębi duszy jest bardzo wrażliwy (zwłaszcza jeśli ktoś mówi o jego wyglądzie), bardzo przejmuje się opinią innych i łatwo go zranić. Zazwyczaj najpierw robi, a potem myśli co jest jego wadą. Jest strasznie punktualny i ceni sobie swój czas, więc nigdy się nie spóźnia i nienawidzi, gdy ktoś też to robi. Oprócz częstych imprez i wiecznie kręcących się wokół niego ludzi to niekiedy potrzebuje ciszy, spokoju i samotności. Wtedy też oddaje się swojej pasji, a jedno trzeba mu przyznać - jest znakomitym tancerzem. Gdy już sobie coś wymyśli to z reguły tak łatwo nie odpuści i zazwyczaj zawzięcie brnie do postawionego sobie celu.
Zainteresowania: Jimin ma duszę artysty, dlatego między innymi uwielbia tańczyć, a w internecie nawet publikuje swoje filmiki, które zgarniają całkiem ładne wyświetlenia i polubienia. Trochę śpiewa, lecz niezbyt często, o wiele bardziej kręci go ruch. Jest strasznym leniem i uwielbia spać. Najchętniej przespałby cały dzień i noc. Lubi długie spacery o zachodzie słońca i wręcz kocha pisać. Niekiedy są to opowiadania, innym razem wiersze, a nawet teksty piosenek. Prócz tego, lubi spotykać się ze swoimi znajomymi.
Aparycja: Jimin jest niski, bowiem ma niecałe 174 cm wzrostu, aczkolwiek ma całkiem ładną figurę i dobrze zbudowane ciało. Zawdzięcza to temu, iż bardzo dużo ćwiczy i w wolnych chwilach chodzi na siłownie. Jego oczy są czekoladowe. Ma jasną cerę i jest dość blady co uważa za swoją wadę. Ciężko określić jego kolor włosów, ponieważ bardzo często je farbuje. Niekiedy jest brunetem, a już tydzień później można go zobaczyć jako blondyna. Ma straszne zamiłowanie do tatuaży toteż posiada kilka na swoim ciele, do tego uwielbia kolczyki co skutkuje tym, że też ma ich dość sporo. Kilka w uszach, a jeden w dolnej wardze. 
Wygląd: Zamieniając się w basiora, ma sierść białą niczym śnieg. Oczy natomiast z ciemno-czekoladowych stają się o wiele jaśniejsze i przypominają złoto. Ma strasznie grube i miłe w dotyku futro co zdecydowanie mu pasuje, gdyż jest zmarzluchem i wiecznie mu zimno. Jest dość szczupły. Niektórzy posądzają go nawet o anoreksję, ale to już mniejsza. W ciele wilka praktycznie nie widać na nim mięśni i jakichkolwiek oznak siły. Ale to tylko pozory. 
Rodzina:
~Aron
~Maxine
~Jerry - jest osobą, którą Jimin wręcz ubóstwia. Traktuje go jako swojego przyjaciela i bardziej doświadczony autorytet.
~Charles - mają raczej przyjacielskie stosunki, lecz Charles często robi sobie z Jimina żarty i uważa się za starszego, mimo iż różnica wynosi tylko kilka minut.
~Kylie - siostra, dla której jest może trochę zbyt nadopiekuńczy? Ale kocha ją całym sercem i chce dla niej jak najlepiej.
Partner: Póki co nie spotkał nikogo kto zawładnął by jego sercem.
Historia: Urodził się w watasze.
Ciekawostki:
~Po śmierci rodziców miał depresję,
~Ma dość dużą wadę wzroku więc nosi okulary bądź soczewki.
~Czasami ma tiki nerwowe
~Bardzo dużą uwagę przykłada do swojego wyglądu i cały czas uważa, że jest za gruby.
~Czasami dorabia sobie na boku roznosząc narkotyki po całym mieście.
Inne:

Odejście

Wraz z dniem dzisiejszym jesteśmy zmuszeni pożegnać Holly.
Żegnaj...

sobota, 25 sierpnia 2018

Od Holly - ,,Porwana''

Pustka... Nic tylko pustka... Wszędzie, nie ważne ile rzeczy by tam stało, zawsze widziałam pustkę... Pff, nawet czułam pustkę... Już chyba nic nie byłoby w stanie wypełnić mojego zimnego serca... Miłość? Zapewne gdybym tylko się zakochała, ktoś złamałby mi serce... W końcu, kto mógłby pokochać jakąś odmienną, dziwną, bardzo brzydką dziewczynę, która w dodatku jest adoptowana i ma za sobą jakąś okropną historię? No właśnie, NIKT... Calutkiej tej pustki nie wypełni nawet Toffie... Nawet jeżeli zaprzyjaźniłabym się z Alecią, co jest chyba praktycznie nie możliwe, to też nie wypełniałoby tej całej pustki... Na pewno jakąś część, ale nie całą pustkę... Poza tym, to i tak i tak cała pustka nie wypełni się, dopóki ludzie nie zaczną spoglądać na mnie jak na zwykłego, normalnego człowieka... No, wiedziałam, że nigdy nikim takim nie będę, ze względu na moją wilczą naturę, ale no! Dlaczego nikt nie może tak na mnie patrzeć, tak jak na innych? Codziennie widzę tylko krzywe spojrzenia skierowane na mnie, a wśród dziewczyn słyszę (dzięki wyostrzonemu słuchowi wilkołaka) szepty, w stylu:
,,- Patrz jaki ryj!
- Noo! A jakie brzydkie włosy!
- Pewnie jakaś głupia dziewczyna ze wsi, co nie?
- Noo! A może to chłopak, gej? Nawet nie ma cycków!". Może i to nie powinno być zbyt dokuczliwe, aczkolwiek po prostu czuję, że to prawda. Ba! Nawet nie mogę się przez to rozpłakać. Po prostu czuję pustkę... Ogromną, bolącą, okrutną pustkę. Co ja zrobiłam, że zasłużyłam na taką karę? Aaa... No tak... W pewnym sensie zabiłam własną matkę... Pomyśleć, że gdyby nie moja szczenięca wtedy głupota na zabawy z łosiem, mama wciąż by żyła... No, niby wtedy nie byłabym spokrewniona z Crystal, Dylanem, Shine, Anarią, Claudią, Bellą, Brunem, i resztą, ale... Ale jednak moja matka by żyła, a ja nie miałabym takich wyrzutów sumienia, i nie byłabym tym, kim jestem. To wszystko moja wina! Moja chole*na wina!
Właśnie wtedy zdałam sobie sprawy z tego, że po mojej sierści spłynęła pojedyńcza łza. No proszę... Czyli gdzieś tam mam uczucia! Szkoda tylko, że aż tak głęboko.
- Holly? Co ty tu robisz, w Dolinie Sun? - zapytała Kora. Uniosłam wzrok na nią.
- Spaceruję... - mruknęłam. Chciałabym komuś powiedzieć ,,Nie wiem co zrobić ze swoim życiem, tracę nadzieję na wszystko... Pomóż mi, proszę!", ale po prostu nie mogłam. Nagle moją uwagę przykuł obiekt znajdujący się za Korą, gdzieś w krzakach. Człowiek, z czymś w rodzaju strzelby... Doskonale wiedziałam, że miał w niej pocisk usypiający.
- Kora... Uciekaj jak najdalej, już. - nałożyłam nacisk na ostatnie słowo.
- Ale...
- Już! - krzyknęłam, przez cały zaś nie odrywając wzroku od mężczyzny. Nawet nie celował w Korę... Celował we mnie... Mimo to nie chciałam, by jej coś zrobił. Ona nie była niczemu winna... A ja tak. Moje życie i tak było pozbawione sensu, także...
Usłyszałam ciche kliknięcie, a po chwili poczułam też, że mam wbitą w łapę igłę. Stałam spokojnie, wpatrując się w ludzi. Po jakimś czasie zrobiłam się senna... W końcu zamknęłam oczy i padłam na ziemię.
Jeszcze zanim całkowicie opadłam z sił, usłyszałam głos mężczyzny.
- Ha! Nie mamy tej białej, którą z dziesięć lat temu tu złapaliśmy, ale za to mamy tą tutaj. - zaśmiał się złowieszczo.
Białej, złapanej dziesięć lat temu?... Czy... Shine wróciła?!... Z resztą, teraz to nie ważne... I tak jej teraz nie zobaczę...

Możecie płakać... Holkę porwali!


Od Iry CD Taehyunga

Byłam zmęczona. I to nie tak, że cała ta praca była jakaś ciężka. Tutaj było za gorąco. I za tłoczno jak dla mnie. Zrobienie zdjęć przyszło zadziwiająco szybko. Widać, że cały zespół był już do tego przyzwyczajony, więc nawet nie próbowałam jakoś wymyślać im żadnych póz. Sami bardzo dobrze to potrafili.
Chwyciłam aparat, który podał mi Tae i delikatnie schowałam go do torby. Cóż, miałam własny, ale skoro dali mi swój własny sprzęt, nie zamierzałam narzekać.
- Jakie plany na wieczór? - jego głos odbił się echem w pustym pomieszczeniu.
Zamyśliłam się. Tak prawdę mówiąc jeszcze nie przyzwyczaiłam się do życia w mieście, nie wiedziałam co ciekawego można w nim robić. Do tej pory siedziałam w telewizorze i oglądałam non stop wiadomości. Bałam się, że ON zacznie mnie szukać. Dziwiło mnie to, że nikt jeszcze nie stanął w moich drzwiach, żądając mojego powrotu.
- Pewnie ogarnę od razu te zdjęcia, nie chcę by trwało to zbyt długo, bo i wy pewnie nie macie czasu. A tak to pewnie kolejny wieczór, kiedy będę sama ze sobą grać w karty i udawać, że oszukuje - mruknęłam, po chwili śmiejąc się z samej siebie. - Mam coś dla ciebie - z torby wyjęłam małe zawiniątko i podałam mu je, patrząc na jego reakcje. - Za watę cukrową.
Odwinął powoli papier ozdobny i spojrzał na mnie zaskoczony.
Malutki ząb, powieszony na rzemyku.
- Przepraszam, nie znam się zbytnio na prezentach. To jedyna rzecz jaką mam z mojej poprzedniej pracy. Nie wiedziałam co daje się jako prezent, ale myślę, że będzie ci to pasować, Tae.
Pod palcami wyczułam miękkie futro, gdy Dakota przycisnął swój łeb do mojej dłoni. Pogładziłam delikatnie miejsce pomiędzy jego uszami, gdy chłopak przyglądał się prezentowi,
- Czyj on jest?
- Sheri. Tygrysicy, która była moją poprzednią podopieczną, ale niestety... Nie podobała się mojemu szefowi.
Po chwili uśmiechnęłam się szeroko i uderzyłam go delikatnie w ramię.
- Twój lider powiedział, że zbyt często tutaj zostajesz. Nawet nie myśl, że dzisiaj ci na to pozwolę. Idziemy odpocząć po ciężkim dniu i nie chcę słyszeć sprzeciwu! - złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę wyjścia. Po drodze szybkim ruchem zgarną z krzesła jeden z plecaków, kręcąc rozbawiony głową. Dakota oczywiście chętnie rwał się do przodu.
Po chwili znaleźliśmy się na jednym z mostów, spojrzałam w górę na czerwone rusztowanie.
- Ciekawe czy zdołałabym tam wejść - przekręciłam głowę, omiatając wzrokiem metalowe rurki.
- Masz lęk wysokości? - V zaśmiał się ręką podciągając się na barierkę i przerzucając nogi na drugą stronę.
- Pracując w cyrku nie na takie rzeczy musiałam wchodzić - mruknęłam, gładząc palcem długą bliznę z tyłu szyi. Moja pierwsza kara od dyrektora.
< Tae?>

Od Taehyunga CD Iry

Od dawna mięliśmy zamiar kręcić nowy klip. Ostatnio nasza wytwórnia nie dawała nam ani krzty odpoczynku i cały czas pracowaliśmy nad nową płytą. Suma summarum nawet w nocy nie spałem tylko ćwiczyłem skomplikowane układy, sekwencje i kroki. Najczęściej zawsze miałem któregoś z chłopaków przy sobie, choć ostatnio lubiłem przebywać sam na sali, gdyż mało co mi wychodziło.
Proszę państwa, przed wami taniec od siedmiu boleści - Taehyung! 
Także dzisiaj kręciliśmy pierwszą scenę. Jeszcze tylko sesja i po sprawie. Wszystko jednak zaczęło się komplikować. Nasz fotograf nie przyszedł do pracy dlatego musieliśmy czekać na jakieś zastępstwo. Jakież było moje zdziwienie, gdy wychodząc z pomieszczenia do nagrań ujrzałem wielkiego geparda w towarzystwie jakieś dziewczyny. Sylwetka wydała mi się dziwnie znajoma, ale jeszcze nie wiedziałem kto to. Szczerze mówiąc i tak moja uwaga całkowicie skupiła się na drapieżniku stojącym obok. Chłopaki również wgapiali się w tajemniczą nieznajomą bojąc się do niej podejść na co zareagowałem lekkim śmiechem. Nagle znikąd przed nami pojawił się nasz menadżer.
 - Tak więc to jest Ira, zastępuje dzisiaj naszego fotografa. Przywitajcie się ładnie, nie zniechęćcie jej i nie zróbcie nam siary dobrze? Cieszę się że się rozumiemy, a teraz lećcie na sesję bo wszyscy jesteśmy już zmęczeni. - Powiedział próbując ukryć wycieńczenie.
Wyczułem na sobie jej wzrok i mimowolnie uśmiechnąłem się do niej machając. Po tym jakże krótkim wstępie naszego przełożonego, każdy z nas poszedł się przywitać. Dopiero gdy stanąłem centralnie przed nią doznałem tak zwanego olśnienia.
 - Więc nazywasz się Ira? - zaśmiałem się. - Kto by pomyślał, że tak szybko się spotkamy? Idiota ze mnie, że nie spytałem cię nawet o imię... - Podrapałem się po karku i posłałem jej przeprosinowy uśmiech.
 - Raczej nic się nie stało, w końcu też o tym nie pomyślałam.
 - W takim razie jestem Taehyung, mów mi Tae, V... Jak chcesz - Wzruszyłem ramionami i podałem jej rękę.
Następnie podeszła cała reszta chwilę z nią rozmawiając.
 - Dobra! Zaczynamy! - Ktoś ze staff'u klasnął w dłonie podchodząc do dziewczyny i wręczając jej do rąk aparat.
Jeszcze chwilę pogadała z chłopakami, podczas gdy ja zająłem się jej zwierzakiem próbując jakoś do niego podejść i go pogłaskać. Z początku trochę się bał, ale później nawet przez chwilę udało mi się dotknąć jego futra. Straciłem kompletnie poczucie czasu.
 - Taehyung. Twoja kolej. - Zawołała Ira, machając mi kamerą przed nosem.
I takim oto sposobem zaczęła się moja osobista sesja. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym trochę się nie powydurniał, co dziewczyna dzielnie znosiła i nawet uwieczniła kilka moich wygłupów. Później już trochę bardziej na poważnie, chociaż i tak na moich włosach została kiteczka, którą zrobiłem sobie żeby było śmiesznie. Później udało jej się uchwycić mnie w bardziej normalniejszych pozach z czego była wyraźnie dumna.
 - Skończone! - zagadnęła ocierając niewidzialny pot z czoła.
 - Skoro tak, to możecie wrócić do domu, czy coś... - Nasz przełożony zgarnął swoją torbę z krzesła i praktycznie wybiegł z wytwórni.
 - Tae, idziemy jeszcze coś zjeść na mieście. Idziesz z nami? - spytał RM.
 - Jeszcze chwilę poćwiczę, wrócę niedługo nie przejmujcie się mną - Uśmiechnąłem się do niego próbując ukryć zmęczenie.
 - Ostatnio często zostajesz... Ale jak chcesz, do zobaczenia.
Takim o to sposobem zostałem sam na sam z Irą. Podszedłem więc do niej chcąc jakoś zacząć rozmowę.
 - Jakieś plany na wieczór? - spytałem podając jej aparat leżący na stole, który menadżer kazał zabrać jej do domu i ogarnąć te najlepsze zdjęcia.

Ira? Troszku się rozpisałam xD mam nadzieję, że nie jest nudne :3

piątek, 24 sierpnia 2018

Od Claudii CD Jerry'ego

- Nie wiem... Zbyt ryzykownie jest zaatakować ich wszystkich, tunelu tu nie wykopiemy, a zwykła ucieczka po tym całym ,,przesłuchaniu" też odpada, bo będą nas ścigać. Znaczy się fakt, moglibyśmy dobiec do watahy, i zaatakować ich razem z resztą, tyle że nawet nie wiemy, którędy biec, a nawet jeżeli się dowiemy, to albo okaże się, że to za daleko aby tam dobiec, albo po prostu będą szybsi od ciebie i cię złapią. - mruknęłam.
- Ej! Taki wolny nie jestem!
- Wiem, Jerry. Ale oni mogą się okazać szybsi od ciebie. Szczerze wątpię, by ktokolwiek zdołał mnie prześcignąć, ale ciebie... Musiałbyś bardzo dużo ćwiczyć, żeby mieć tak dużą pewność. Wiesz, ja biegam od dziecka, a że tak samo jak ty jestem wilkołakiem, idzie mi to łatwiej i szybciej niż dla zwykłego wilka czy człowieka.
- A więc... Jeszcze jakaś opcja? - westchnął.
Zamyśliłam się. Cóż, ucieczka już odpadła. Ozniszczeniu zniszczeniu tego drewnianego domku, pełniącego rolę naszego więzienia nawet nie było co myśleć - odpadło. Pobicie i pogryzienie sobowtóra znanego aktora oraz jego paczki odpadło, ze względu na to że jest ich za dużo, a poza tym też są wilkołakami. Jeżeli zawyjemy z prośbą o pomoc, albo nam coś zrobią, albo przeniosą gdzieś indziej; jeżeli ktoś cudem nas usłyszy, to albo zamienią nas na jego, albo szybko nas wywiozą, albo nas zabiją- odpadło. A więc... co możemy zrobić?
- Totalnie nie wiem... - westchnęłam. - Coś czuję, że zbyt szybko się nie wydostaniemy... Poza tym, możemy popróbować coś wymyślić jutro. Słońce już zachodzi - spojrzałam na kraty, za którymi znajdowało się otwarte na mikro okno. - Chcesz spać na tym wąskim łóżku z samym materacem i przescieradłem, czy prezerujesz dywanik na którym teraz leżymy?

Jerruś? ^^ Nudnawo i krótko ale cóż... Raczej w tym opku akcji bym nie mogła wcisnąć xD

Od Iry CD Taehyunga

Czas z nieznajomym minął tak szybko. A nawet zbyt szybko. Gdy dotarłam do domu, nadal czułam ten słodki smak waty cukrowej. Choć gdyby się tam zastanowić to nie była to najlepsza rzecz jaka mnie dzisiaj spotkała. Nie wiem czemu, ale wciąż przed oczami widziałam jego uśmiech, gdy mnie przyłapał. Zamrugałam oczami i zdałam sobie sprawę, że od kilku minut stoję przed wejściem do swojego pokoju. Przekręciłam klucz i znalazłam się w moim królestwie.
- Dakotaaa - jęknęłam, widząc kolejną pogryzioną poduszkę. Złapałam go za obrożę i zmusiłam by patrzył na mnie - Wiem, że ty też nie dostosowałeś się do obecnej sytuacji, ale uwierz mi, że nie chciałbyś zostać w cyrku. Musisz mi zaufać. Od zawsze przecież musieliśmy na siebie liczyć, nie? - ucałowałam jego czoło, czemu towarzyszyło cichutkie mruczenie.
Dzisiejszego dnia nie miałam problemów z zaśnięciem. Zamiast kolejnego koszmaru, śnił mi się chłopak od waty. Właśnie. Jak on się nazywa?
~*~
Dzwonek telefonu obudził mnie kolejnego dnia. Z zamkniętymi oczami wymacałam telefon i przyłożyłam go do ucha wcześniej odbierając.
- Kogo mordują? - mruknęłam zaspana, nawet nie patrząc kto raczył mnie obudzić.
- Znalazłam ci pracę! - dźwięk głosu Sylvy rozbudził mnie od razu. Usiadłam powoli, analizując jej słowa. Pracę...?
Poderwałam się z łożka, strasząc przy tym kota, ktory zdezorientowany przybiegł do moich nóg.
- Jaką? Gdzie? Kiedy? - szczęście powoli ogarniało całe moje ciało i nie było już mowy o śnie.
- Moja koleżanka, która jest fotografką, robi zdjęcia różnych idoli, dzisiaj miała mieć kolejną sesję, ale niestety nie da razy dzisiaj przylecieć do nas, więc powiedziała, że przyślę kogoś innego i poprosiłam by wybrała siebie. Tylko musisz już się zacząć szykować, bo wszystko zaczyna się o 10:00 w tej dużej hali niedaleko parku. - Sylva była z siebie dumna, słyszałam to w jej głosie. Byłam jej strasznie wdzięczna. Odkąd ją poznałam i dowiedziała się, że nie mam pracy, próbowała znaleźć mi ją jak najszybciej. I chyba jej się udało.
- No, Dakota. Szykuj się, idziemy do pracy.
~*~
Ściskając w ręku smycz i sprawdzając czy kaganiec dobrze się trzyma, omiotłam wzrokiem wielką halę. Torba ze sprzętem zaczęła mi nagle ciążyć w ręku, niczym wielki kilof. Wzięłam głęboki oddech i pchnęłam jedne z drzwi bocznych. Do moich uszu nagle dotarły odgłosy setek rozmów, ogólnie, jeden wielki bałagan. Stanęłam w boku, przypatrując się temu wszystkiemu. Naprawdę musieli być sławni, robiąc aż tak drogi teledysk.
- Ty pewnie jesteś, Ira? - jeden z czarnowłosych panów podszedł do mnie i podał rękę, uważając by nie podejść za blisko smyczy. - Cóż, lepiej go pilnuj, nie wypłaciłabyś się gdyby coś zrobił chłopakom - mruknął, pokazując mi, żebym poszła za nim. Ruszyłam wolnym krokiem, wpatrując się w jego plecy. Weszliśmy do mniejszego pomieszczenia, gdzie urządzona była piękna sceneria. Odłożyłam torbę na bok.
- Tutaj jest twoje miejsce pracy. Chłopcy zaraz powinni się zjawić. Chyba nie będziesz miała z nimi problemu, ale liczę na piękne zdjęcia i owocną współpracę - powiedział i wyszedł. Tak po prostu. Zza drzwi usłyszałam muzykę, bardzo rytmiczną, wpadającą w ucho. Pewnie nakręcają kolejną scenę. Moje jedyne informacje jakie otrzymałam? Piosenka nosi tytuł "Idol" i ma kolorowe barwy. Usiadłam na środku podłogi, kiedy weszło do środka około siedmiu facetów. Powędrowałam wzrokiem po twarzach wszystkich. I wtedy ujrzałam mojego animowanego nieznajomego. Po chwili poczułam mocne pociągnięcie w dół.
- Spokój. - wzięłam go na ręce, wciąż przypatrując się mojemu dawcy waty cukrowej i uśmiechnęłam się promiennie, pomimo strachu przed tyloma obcymi ludźmi.

< Tae? > ^^

Od Taehyunga CD Iry

To był jeden z tych zdecydowanie ładniejszych, przyjemniejszych i przede wszystkim spokojnych dni. Mogłem go wykorzystać dokładnie tak jak chciałem co zdecydowanie mi odpowiadało. Dzisiaj nie musiałem nikogo śledzić, zdobywać informacji i z nikim rozmawiać co było miłą odmianą. Tak więc udałem się do pobliskiego parku. Oparłem się o barierkę przy jeziorku i obserwowałem to co dzieje się dookoła. Dokładnie przede mną ujrzałem człowieka, którego ostatnio szukałem po całym mieście. Czyli nawet dzisiaj nie będę mieć wolnego... Uparcie się w niego wpatrywałem, lecz z zamyślenia wyrwał mnie cichy dźwięk aparatu. Delikatny uśmiech wpełzł na moje usta, gdy zauważyłem dziewczynę robiącą mi zdjęcie.
Całkowicie straciłem z oczu mój wcześniejszy obiekt zainteresowań, kiedyś muszę w końcu odpocząć prawda? A na pracę będę miał jeszcze czas.
Zaczęliśmy rozmowę i gdy wkroczyliśmy na temat waty cukrowej, postanowiłem przeskoczyć dzielącą nas barierkę.
 - Nigdy nie jadłaś waty cukrowej? - przekrzywiłem lekko głowę w bok stając przed nią. - Rzeczywiście, wygląda jak chmurka. - Uśmiechnąłem się spoglądając w niebo.
 - Nie miałam okazji spróbować... - odrzekła nieco speszona.
 - W takim razie trzeba to zmienić! - Ruszyłem w stronę budki.
Z początku wyglądała na trochę zdezorientowaną, lecz później już podążała za mną. Możliwe, iż byłem zbyt bezpośrednim człowiekiem i trochę za bardzo łaknąłem towarzystwa innych ludzi, lecz na to niestety nic nie poradzę.
Przywitał nas staruszek z siwym wąsem i przyjął od nas zamówienie po czym wręczył mi do rąk dwie, duże waty cukrowe. Jedną oddałem mojej nowej towarzyszce i od razu zapłaciłem za nas dwóch. Odeszliśmy kawałek dalej i usiedliśmy wygodnie na pobliskiej ławce.
 - Nie musiałeś za mnie płacić. - bąknęła pod nosem.
 - Ale chciałem - Wzruszyłem ramionami. - Kiedyś mi się odwdzięczysz, spokooojnie.
Powoli pochłanialiśmy pyszną słodkość pogrążając się przy okazji w rozmowie.
 - I jak się czujesz po zjedzeniu waty? - zagadnąłem.
 - Żałuję, że nie mogłam spróbować tego wcześniej. Dużo mnie ominęło... - Uśmiechnęła się delikatnie.
 - Zjadłbym jeszcze jedną. - odparłem oblizując palce.
 - Coś czuję, że niedługo wrócę tu po więcej. - Podniosła się i zaczęła iść przed siebie.
Szybko ją dogoniłem, chcąc spędzić jeszcze trochę czasu w jej towarzystwie.
 - Gdzie idziemy? - spytałem z ciekawością.
 - Miałam zamiar jeszcze trochę się przespacerować i wrócić do domu.
Tak więc następne kilkanaście minut spędziliśmy na przechadzce, plus czarnowłosa co jakiś czas zatrzymywała się by robić zdjęcia różnym rzeczom. Wszystko byłoby dobrze, gdyby mój telefon nie rozdzwonił się.
 - Tae? Gdzie znowu jesteś? Trening zaczął się pięć minut temu, a ciebie wciąż nie ma. - Znajomy głos krzyknął mi prosto do ucha.
 - Wybacz, już tam biegnę, Niedługo będę, przepraszam! - Zaśmiałem się nerwowo i rozłączyłem się nie chcąc tracić czasu.
 - Przepraszam, jestem spóźniony, będę musiał już iść bo inaczej mnie wywalą. - Podrapałem się po karku lekko zażenowany. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy! - wykrzyknąłem w biegu i czym prędzej ruszyłem w stronę studia.
Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że praktycznie nic o niej nie wiem... Nawet nie znam jej imienia. Brawo ja! Pogratulowałem sobie w myślach za to jakże mądre posunięcie mając nadzieję, iż rzeczywiście nie było to nasze ostatnie spotkanie, a ja nie zrobiłem z siebie kompletnego idioty.

Ira? ^^