Ariana | Blogger | X X

środa, 29 sierpnia 2018

Od Jimina do Andrewa

Cholera, cholera, cholera, cholera.
Biegnąc tak sobie ciemną ulicą doszedłem do wniosku, że jestem cholernym pechowcem. Wypadek jedynych najbliższych mi ludzi? Ciężka i przewlekła depresja? To było dawno. Teraz największym problemem było to, iż od jakiejś pół godziny policjanci gonili mnie po tym jakże przytulnym osiedlu. Ojć, mama nie byłaby dumna...
Tak więc przemieszczałem się ciemnymi, wąskimi uliczkami. Przeciskałem się między koszami na śmieci i przeskakiwałem przez duże ogrodzenia drąc przy tym niedawno kupiony, pastelowo-różowy sweterek. Myślami byłem w swoim domu popijając gorące kakłko z kawałkami malutkich pianek w środku. Warto również wspomnieć, iż było około 3 nad ranem, a każdy gospodarz jakiegokolwiek bloku lub domu wydzierał się na mnie, a jedna starsza pani nawet nie zdzieliła mnie wieszakiem, gdy kulturalnie spytałem, czy mógłbym u niej przenocować.
Może to nie był dobry pomysł by nachodzić ludzi o tej godzinie?
Dodatkowo gdyby moje ulubione pieski zapukały do drzwi jakiegoś randomowego człowieka pytając o Parka Jimina, aka Arancię to na pewno nikt nie skapnął by się o kogo chodzi. Chyba właśnie psuję sobie opinie na osiedlu.
Mężczyźni w mundurach zbliżali się coraz bardziej, a je już nie miałem gdzie się chować i szukać zakamarków by jakoś ich wykiwać. Warto również wspomnieć, iż nie bez powodu był cały ten głupi pościg. Otóż dosłownie przed chwilą, na chatę mojego znajomego wpakowali się policjanci, przerywając trwającą domówkę. Plus można dodać, iż od dawna buszuję po tym mieście i nie pierwszy raz szukają mojej osoby. Ale prócz moich znajomych, z którymi zawsze imprezuję, ludźmi z gangu, gdzie czasem sobie dorabiam no i oczywiście pieskami gończymi to nikt nie znał moich zapędów i wciągania kokainy od czasu do czasu. Wszyscy mięli o mnie dobre zdanie, bo rzadko wychodziłem z domu, a jeśli już to starałem się być miły dla sąsiadów i starszych pań proszących mnie o pomoc. A teraz te małe gnidy, nie chcą mi się odpłacić... W trakcie moich rozmyślań nieco zwolniłem i właśnie wtedy jeden z mężczyzn zdążył mnie złapać. Przycisnął mnie policzkiem do ściany jakiegoś bloku, a ręce złapał z tyłu i złączył ze sobą. W tym czasie jego ,,koledzy" zdążyli do nas dołączyć. Usiłowałem się jakoś wyrwać, ale cóż... Nie należałem do najsilniejszych. Mimo to, byłem dość zwinny i stosunkowo mały, a do tego potrafiłem używać swojego mózgu (czego oni swoją drogą najwyraźniej nie posiadali). Tak więc gdy sięgali po kajdanki, schyliłem się nieco i przebiegłem jednemu pomiędzy nogami. Ponownie włączyłem turbo przyspieszenie.
 - Cholera! - warknąłem.
Noc była stosunkowo zimna i zaczynałem marznąć.
Zgubiłem ich dosłownie na sekundę. Dobra, pukam do ostatniego już domu dzisiaj. Jeśli znowu ktoś mnie zezwie too... Nie wiem co zrobię, ale coś na pewno.
Zacząłem walić w te pieprzone drzwi. Najchętniej bym je wyważył. Po kilku dłużących się minutach otworzył mi jakiś facet.
 - Proszę, daj mi zostać u siebie na noc. Na godzinę chociaż! Proszę, proszę, proszę, proszę! - Złożyłem ręce jak do modlitwy, uginając przy tym kolana.
Cholera, żeby aż tak się upokarzać? Niepodobne do mnie... Ale cóż, typek był moją ostatnią nadzieją.

Andrew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz