Ariana | Blogger | X X

wtorek, 31 lipca 2018

Podsumowanie lipca!

Hej, hej! Wraz z końcem lipca mamy przyjemność przedstawić Wam kolejne podsumowanie punktów.

Riley - 80 L
Anaria - 15 L
Anastasia - 5 L
Bruno - 5 L
Jake - 35 L
Augustus - czas na napisanie opowiadania do 10 sierpnia
Siergiej - czas na napisanie opowiadania do 10 sierpnia
Maxine - 15 L
Claudia - 35 L
Genevieve - 10 L
Gabriel - 75 L
Holly - czas na napisanie opowiadania do 10 sierpnia
Aron - 5 L
Jerry - 30 L
Sebastian - 5 L
Lizzie - 5 L
Alecia - 20 L
Bella - 30 L
Syanna - 5 L
Taehyung - 5 L
Aubrey - nieobecność do 1 września
Courtney - 5 L

W tym miesiącu udało nam się uzbierać 66 postów, czyli o 14 więcej niż w czerwcu, z czego niezmiernie się cieszymy! :)

~ Administracja ZN

wtorek, 31 lipca 2018

Od Claudii CD Jerry'ego

Gniewnym wzrokiem spojrzałam na Jerry'ego. Miałam ochotę przywalić mu w łeb przy ludziach, jednak z trudem się powstrzymałam.
- Przepraszam za niego. Uciekł mi, i nie mogłam go znaleźć... - powiedziałam, ponownie kierując już nieco spokojniejszy wzrok na policjantów.
- Do rzeczy. - powiedział jeden z policjantów. - To będzie mandat w wysokości... 60 dolarów. Plus 5 dolarów za kiełbasę.
- Dobrze. - powiedziałam, i wyjęłam portfel z toberebki. Wyjęłam z niego 65 dolarów, i wręczyłam policjantowi.
- Proszę podać pełne imię i nazwisko. - odezwał się najmłodszy z nich.
- Claudia Camila Blue.
Policjant, który zapytał o pełne imię i nazwisko, wziął w ręce coś w rodzaju notesu, i zapisał je tam. Widocznie mieli już gotowy mandat, na którym brakowało tylko tego...
Po chwili wręczyli mi mandat, i odeszli. Schowałam mandat do torebki, i po raz kolejny zmierzyłam Jerry'ego gniewnym wzrokiem. Upewniłam się, że nikogo nie ma w pobliżu, po czym kucnęłam.
- To teraz jesteś mi winien 65 dolarów. - powiedziałam. - A teraz, wracamy do domu, bo mam już dość tego jak na jeden dzień.
Ruszyliśmy więc w dość długą drogę przez miasto, udając, że Jerry jest psem, a ja jego panią. Zaszliśmy nawet do zoologicznego po smycz i obrożę, jednak Jerry'emu założyłam tylko czerwoną obrożę, a smycz trzymałam w ręce. Kto wie, może te obie rzeczy jeszcze się przydadzą... W końcu kiedyś może skuszę się na psiego pupila...
***
Poszliśmy z Jerrym aż przed mój dom. Kucnęłam przy nim, i zdjęłam mu obrożę.
- Niegrzeczny z ciebie piesek, wiesz? - uśmiechnęłam się z satysfakcją, i pogłaskałam Jerry'ego po głowie. - A teraz mógłbyś się już łaskawie przemienić...
Po chwili obok mnie zamiast wilka stał już wysoki, ciemnowłosy chłopak.
Tia, widać że nie spodobało mu się noszenie obroży, i gwizdanie przy ludziach na zawołanie. Ale co poradzę, musiałam przecież jakoś udawać... Poza tym, nadal ma mi zwrócić aż 65 dolarów.

Jerry? Clau musiała się zemścić xD

wtorek, 31 lipca 2018

Od Jerry'ego CD Claudii

Oczywiście doskonale słyszałem co Claudia do mnie mówi. Dokładnie też wszystko to rozumiałem. Niestety pokusa zrobienia jej na złość była zbyt silna. Zamerdałem więc ogonem i wesoło szczeknąłem jakbym chciał ją właśnie wyśmiać. Zapowiadała się świetna zabawa. Nie pobiegłem w żadne krzaki tylko główną alejką parku.
Zza pleców słyszałem jeszcze głos dziewczyny.
 - JERRY!
Gdybym był człowiekiem już dawno zaniósłbym się śmiechem. Minąłem po drodze kilku ludzi, którzy dziwnie się na mnie patrzyli. Bo przecież widok wilka w parku to całkiem normalna sytuacja, prawda? Chociaż w sumie jakby się tak uprzeć to równie dobrze mogłem być trochę wyrośniętym wilczakiem saarloosa. Dzięki Bogu, że byłem trochę niższy niż inne wilki.
 - Jerry! - ponownie o uszy obił się znajomy głos.
Zatrzymałem się na chwilę, by sprawdzić czy idzie za mną. Niedługo potem stanęła przede mną opierając dłonie na kolanach.
Miałem ochotę się jej spytać czemu po prostu nie zamieni się w wilka razem ze mną, ale jakoś tak nie miałem za bardzo jak. Ponownie zamerdałem ogonem i wybiegłem z parku. Claudia chyba była już zmęczona... Ale ja nie kazałem jej za mną biec! Stwierdziłem, że skorzystam sobie z momentu kiedy jestem wilkiem i zrobiłem coś co wszystkie psy robią w kreskówkach. A mianowicie, zakradłem się do sklepu, gdzie sprzedawali mięso, bo akurat były otwarte drzwi. Sprzedawca zapewne udał się na zaplecze. Jak głupi musiał być żeby zostawić otwarte drzwi do lokalu, a przy okazji położyć kiełbasę w takim miejscu, że każdy mógł ją po prostu ukraść? Oparłem swoje przednie łapy o blat i pyskiem zgarnąłem pętno kiełbasy. W tym momencie zdenerwowany mężczyzna wynurzył się zza futryny z nożem w ręku. ŚWIETNIE. Czym prędzej zacząłem uciekać, a on krzyczał na mnie przy okazji rzucając pod mój adres kilka niezbyt miłych przekleństw. Przynajmniej nie rzucał we mnie nożem.
Wtedy ujrzałem Claudie siedzącą na ławeczce niedaleko. Chyba myślała, że mnie zgubiła, bo gdy tylko do niej podbiegłem z mięsem w pysku to zaczęła się śmiać.
 - Jesteś głupi! - powiedziała tylko i mógłbym przysiąc, iż gdybym był człowiekiem to uderzyłaby mnie w ramię. - Chodź do domu idioto, bo jak znowu zrobisz coś takiego to zabiję cię własnymi rękami. - Nagle spoważniała i podniosła się ze swojego siedzenia.
Polizałem ją po ręce na znak, że rozumiem i podniosłem z ziemi moją zdobycz. Zaczęliśmy kierować się w stronę naszego mieszkania, a ja przy okazji jadłem po drodze. Dziewczyna zrobiła mi po drodze kilka zdjęć. Musiał to być dość komiczny widok, bo nawet ludzie przechodzący obok dziwnie się na nas patrzyli. Byliśmy już prawie pod drzwiami gdy zatrzymali nas ludzie ubrani w strój policyjny. O nie.
 - Dzień dobry. - Przywitali się. - Czy to pani pies?
 - T...Tak... - powiedziała zdezorientowana.
 - Kilku ludzi złożyło na niego skargę. Między innymi za kradzież mięsa ze sklepu, kopanie dziur w parku i straszenie dzieci. - Na te słowa Clau posłała mi złowrogie spojrzenie, a ja przełknąłem ostatni kęs kiełbasy.
Zginę marnie... Już to czuję.

Claudia? xDDD STAŁO SIĘ 

wtorek, 31 lipca 2018

Od Genevieve CD Bruno [14+]

- Hmm... A mówiłem już, że masz śliczny głos? - zapytał wpatrując się w moje oczy.
- Właśnie to zrobiłeś. - mruknęłam gładząc jego dłoń palcami.
- A mówiłem...
- A mówiłam ci już, że za dużo mówisz. - roześmiałam się przerywając jednocześnie wypowiedź chłopaka.
- Wybacz. - bąknął Bruno nieco zmieszany.
- A mówiłam już, że i tak to kocham? - uśmiechnęłam się słodko, całując go w policzek. Rudowłosy odwzajemnił uśmiech i westchnął błogo. Położył się na plecach, wpatrując się jednocześnie w sufit, a ja ułożyłam głowę na jego piersi. Leżeliśmy kilka, kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt minut, w ciszy całym ciałem chłonąc tę wyjątkową chwilę bliskości. Wciąż nie mogłam przyswoić faktu, iż z siedmiu miliardów ludzi, w tym z około trzech i pół miliona kobiet Bruno wybrał właśnie mnie. Małą, szarą (a właściwie rudą) myszkę, dziewczynę z trudną przeszłością i zupełnie niepewną przyszłością, kogoś kto swoim pesymizmem i nieufnością potrafi odstraszyć nawet najbardziej zdeterminowanego delikwenta, niczym niewyróżniającą się z tłumu introwertyczkę... Mnie. Tylko czy ja naprawdę na to zasługiwałam?
- Wiem, że to nienajlepszy moment, ale mam ochotę na coś słodkiego. - powiedział Bruno, przerywając chwilę ciszy. Roześmiałam się i złożyłam na jego ustach szybki pocałunek.
- Lepiej? - spytałam z uśmiechem.
- No nie wiem... - mruknął chłopak, udając zamyślenie. Po raz kolejny przylgnęłam do jego ust, tym razem na nieco dłużej, ale wciąż krótko.
- A teraz? - szepnęłam, szukając swoją ręką dłoni rudzielca.
- Więcej. - wymruczał ukochany z ognikami w oczach, po czym bez zbędnych ceregieli przewrócił mnie na plecy i wpił się w moje usta, co zresztą bardzo mi się spodobało. Delikatnie przejechał językiem po moich wargach, na co ja zareagowałam cichym pomrukiem zadowolenia. Nagle oderwał się od moich ust i począł składać swoje pocałunki na mojej szyi. Odchyliłam ją nieco, aby dać rudowłosemu lepszy dostęp. Chłopak obsypywał pocałunkami każdy odsłonięty centymetr mojego ciała, począwszy od twarzy i szyi, skończywszy w miejscu, w którym kończyła się obnażona partia mojego biustu, a zaczynała się bluzka. W pewnym momencie Bruno podwinął bluzkę, odsłaniając fragment mojego brzucha. Moja ręka bezwiednie powędrowała pod koszulkę mężczyzny, bezkarnie muskając jego tors. Po chwili rudowłosy zdjął moją koszulkę jednym płynnym ruchem i uśmiechnął się szelmowsko. Swoją drogą nigdy nie wyobrażałam sobie Bruna z takim wyrazem twarzy, ale co dziwne uśmiech ten dodawał chłopakowi... Seksowności? Nigdy nie myślałam o nim w ten sposób, ale dziś miałam ochotę... Pożreć go! Szybkim ruchem zerwałam z niego koszulkę, a następnie przewróciłam go na plecy. Chłopak rzucił mi zdziwiony uśmiech, lecz ja zignorowałam to. Bez zastanowienia wpiłam się w jego usta, jednocześnie dłońmi majstrując przy klamrze od jego paska. W końcu nie wytrzymałam i jednym szybkim ruchem rozerwałam pasek na dwie części. Ahh ta wilcza siła.
- Gen... - jęknął chłopak, odsuwając mnie na chwilkę.
- Jakiś problem? - spytałam zaniepokojona. Chłopak lekko się zarumienił.
- Bo ja jeszcze nigdy... No wiesz. - wymruczał zawstydzony.
- Ja też nie. - odparłam od razu. Bruno odetchnął z ulgą, co ja potraktowałam jako pozwolenie na dalsze działanie. Niezwłocznie wpiłam się ponownie w jego wargi, rozpinając jego spodnie. A potem... Chyba każdy wie, co wydarzyło się później.

Bruno? Tak, możesz to pominąć :3

wtorek, 31 lipca 2018

Od Gabriela CD Riley

Podobno po stracie człowieka zaczynamy go doceniać. Czemu więc ja wciąż nie potrafiłem docenić ciotki Francesci? Czemu wciąż myślałem o niej jako o bezdusznej kobiecie, której zależało tylko na opinii innych? Dlaczego nawet po jej śmierci nie potrafiłem jej wybaczyć? Czemu w jej stracie najbardziej zabolał mnie fakt, iż zostałem sam? Czy jestem aż tak samolubny? Tyle pytań, żadnej odpowiedzi. Od chwili gdy dowiedziałem się o jej odejściu nie uroniłem ani jednej łzy. Może to i lepiej. Snując te przemyślenia wyszedłem na korytarz, gdzie napotkałem Riley sprzątającą po naszej ostatniej powodzi. Widząc mnie dziewczyna szybko złapała za telefon i zaczęła czegoś szukać.
- Co robisz? - spytałem nieco zdezorientowany.
- A jak myślisz? Dzwonię do szefowej żeby wziąć wolne. Przecież nie zostawię cię tu samego. - oznajmiła oczywistym tonem. W mgnieniu oka wyrwałem jej komórkę z dłoni.

- Hej! Co robisz!? - krzyknęła próbując odzyskać urządzenie, jednak zważywszy na jej i moj wzrost nie miała szans.
- A jak myślisz? - bąknąłem, lecz widząc wzrok dziewczyny mówiący *Uważaj, bo będziesz spał na kanapie!* westchnąłem głośno. - Skarbie, musisz iść do pracy. Poza tym ja i tak tutaj nie zostanę.
- Jak to?
- Jako jedyny członek rodziny ciotki to ja jestem odpowiedzialny za pogrzebiny. Chciałbym z tobą zostać ale nie mogę... - wymamrotałem oddając brunetce urządzenie i opierając głowę na jej ramieniu. Ukochana ujęła moją twarz w dłonie i złożyła na moich ustach delikatny pocałunek.
- Rozumiem. - wyszeptała, wpatrując się w moje oczy. - Czyli będę musiała wziąć cały tydzień. - dodała, ponownie próbując wybrać numer do swojej szefowej.
- Nie jedziesz ze mną. - powiedziałem, starając się wywołać jak najbardziej pewny i zdecydowany ton. W rzeczywistości bardzo chciałem, żeby Riley była przy tym razem ze mną.
- Jadę! Chcę być razem z tobą, chcę cię wspierać! - oznajmiła, cmokając mnie w policzek.
- Rozumiem, ale... Co z pracą? Wyleją cię na zbity pysk! - burknąłem, próbując przekonać brunetkę do pozostania w domu. Chyba muszę popracować nad szukaniem porządnych argumentów... Dziewczyna machnęła ręką.
- Ewentualnie będziesz mnie utrzymywał... - roześmiała się dziewczyna.
- Życie na zasiłku dla bezrobotnych nie jest kolorowe! - rzuciłem, próbując wywołać uśmiech. Ukochana spojrzała na mnie z rozbawieniem, a następnie przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała.
- Rób co chcesz, ja i tak jadę z tobą! - zakomunikowała wracając do ogarniania syfu, jaki wczoraj po sobie zostawiliśmy. Westchnąłem głośno i ruszyłem do garażu po narzędzia. W osatniej chwili, tuż przed drzwiami zatrzymałem się i skierowałem wzrok na Riley.
- Za dużo dla mnie poświęcasz... Nerwy, kran, majtki, tyle pieniędzy na motocykl, a teraz chcesz pozbyć się dobrej opinii szefowej. - powiedziałem, odtwarzając w myślach wydarzenia z ostatnich dwóch nocy.
- To się nazywa miłość skarbie. - odparła z najpiękniejszym odkąd ją poznałem uśmiechem, który napełnił moje skamieniałe serce ciepłem. "To się nazywa miłość" powtarzałem bezustannie grzebiąc w narzędziach i naprawiając zepsuty kran, kolejny zresztą w ciągu dwóch dni. To uczucie chyba zawsze będzie się opierało na powodziach.

Riley? Doczekałaś się! Tak jak obiecałam, przed końcem lipcaa :3

poniedziałek, 30 lipca 2018

Od Claudii CD Jerry'ego

Wybiegłam z męskiej toalety, starając się aby nikt mnie nie zauważył. Schowałam telefon Jerry'ego w bezpieczne miejsce, i pobiegłam w stronę wyjścia.
Jeżeli coś mu się stanie, lub zacznie siać panikę wśród ludzi... To się może źle skończyć. Oj, bardzo źle.
Musiałam go jak najszybciej odnaleźć, i przemówić mu do rozsądku. Najlepiej by było, gdyby udało mi się go namówić na powrót autobusem na Florestone... Wtedy moglibyśmy swobodnie zamienić się w wilki i pobiec do lasu... ZAMIAST BIEGAĆ PO MIEŚCIE I SIĘ NARAŻAĆ!
Serio, niech potem nie czepia się mnie, jeżeli będę musiała powiedzieć przy policji że to mój pies. Tia, mam nadzieję że do tego nie dojdzie... A jeżeli jednak dojdzie, to mam nadzieję, że będą głupkami i uwierzą... Chociaż wolę aby do tego nie doszło... Mniejsza!
Postanowiłam udać się w miejsce, w którym zazwyczaj jest mało ludzi. I tak, mowa tu oczywiście o parku.
***
Był tam... Przysiadł obok jednego z drzew... W zasięgu wzroku nie było tatalnie nikogo. No cóż, nie ma się co dziwić - w końcu większość ludzkiego społeczeństwa boi się wilków.
- Jerry! Co ty do jasnej chole*y wyczyniasz?! - krzyknęłam w jego stronę, i zbliżyłam się do niego. Gdy byłam już obok kucnęłam, i dodałam spokojniejszym tonem: - Lepiej schowaj się gdzieś między drzewami, i się przemień. Wrócimy autobusem do domu, a tam będziesz mógł pójść do lasu, zamienić się w wilka, i szaleć. Zgoda? - oatatnie słowo wypowiedziałam z naciskiem.

Jerry? Gniotowate i nudnawe, aczkolwiek fajny pomysł z pieskiem... xD

poniedziałek, 30 lipca 2018

Od Maxine CD Arona

Zawsze chciałam mieć dzieci więc byłam bardzo szczęśliwa. Aron też nie narzekał i również się cieszył. Dzięki temu bardzo mi ulżyło, gdyż spodziewałam się, że przyjmie to trochę gorzej...
 - Może powinniśmy powiedzieć twoim rodzicom, że spodziewamy się dzieci? - Zaproponowałam. - W końcu niedawno nas o to pytali... - Uśmiechnęłam się.
 - Chyba masz rację... Zadzwonię do nich dzisiaj i powiem, że wpadniemy na obiad. - Poklepał mnie po ramieniu, po czym wstał z kanapy, na której siedzieliśmy i poszedł po swój telefon.
Objęłam swój kubek z kawą i upiłam jej łyka, cały czas w głowie zastanawiając się jak maluszki będą wyglądać. Moje rozmyślania przerwał mój małżonek otwierający drzwi do salonu.
 - Za jakieś 2 godziny mamy być u nich. - Puścił mi oczko. - Czuję, że będą się cieszyć.
 - Miejmy nadzieję... - mruknęłam pod nosem.
 - Hej! Trochę optymizmu kochanie! - Zachichotał i ponownie ułożył się obok obejmując mnie.
Spojrzałam na niego z pobłażaniem i zassałam policzek od środka. Wszyscy wiemy, iż byłam typowym pesymistą i w najbliższym czasie nie miało prawa się to zmienić.
~*~*~*~
Lekko się pomalowałam i skromnie przygotowałam na dzisiejsze spotkanie. Dokonywałam właśnie ostatnich poprawek, by wyglądać idealnie i uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze.
 - Maxi! Chodź, już pora iść. - Krzyknął z korytarza.
 - Już idę! - wybiegłam z pomieszczenia i włożywszy buty wyszłam na zewnątrz. - Stresujesz się? - spytałam zrównując z nim krok.

Aron? Nah, serio już nie mam pomysłów na opka...

niedziela, 29 lipca 2018

Od Taehyunga CD Syanny

Wszedłem do pierwszej lepszej kwiaciarni jaką napotkałem na swojej drodze. Niedawno dostałem się do tego miasta w poszukiwaniu Maxine i chciałem jej jakoś wynagrodzić te wszystkie lata plus to jak zachowywałem się w przeszłości. Któż by się spodziewał, iż będę świadkiem tak osobliwej sytuacji? Otóż znalazłem się tam w idealnym momencie. Jakiś nieznajomy mi mężczyzna właśnie przykładał lufę pistoletu do głowy dziewczyny. Oh, jak miło! Jestem tu dopiero pierwszy dzień, a mój pobyt tutaj już zapowiada się bardzo ciekawie.
 - Chyba pojawiłem się w nieodpowiednim momencie... - Przekrzywiłem głowę lekko w bok.
 - Siedź cicho, bo ciebie też postrzelę. - Odwrócił się w moją stronę.
Lekki uśmiech wpełzł na moje usta. Praca informatora nauczyła mnie wielu rzeczy i mógłbym przysiąc, iż skądś kojarzyłem tę twarz, chociaż w tamtym momencie nie umiałem sobie przypomnieć do kogo należy. Schowałem ręce do kieszeni mojej bluzy i starałem się odnaleźć mój scyzoryk, który noszę ze sobą całe życie. Co prawda w porównaniu do pistoletu, to trochę marna broń, ale zawsze coś. A prócz tego, zawsze można wierzyć, iż wcale nie jest on naładowany, a facet chciał tylko nastraszyć dziewczynę. Ta z kolei wyglądała na przerażoną i od razu zrobiło mi się jej szkoda. Czyżby odezwały się we mnie moje resztki sumienia?
 - Czemu się szczerzysz? - warknął.
 - A czemu by nie? - Uniosłem jedną brew do góry i zrobiłem krok w jego stronę.
 - Nie ruszaj się bo strzelę.
 - Nie ładnie tak straszyć innych ludzi. - Zacmokałem z dezaprobatą. - Nie lepiej znaleźć sobie porządną robotę niż kraść? - obszedłem go dookoła, a on tylko przycisnął pistolet bardziej do skroni brązowowłosej.
 - Ostrzegałem! - Położył palec na spuście.
 - Ja ciebie też. - Wyciągnąłem moją marną broń z kieszeni na co on tylko zachichotał.
 - Myślisz, że tym czymś coś mi zrobisz?
 - Nie. - Zmarszczyłem brwi. - Aczkolwiek, nie przemyślałeś tego, że jeśli coś jej zrobisz to mogę na ciebie donieść, a mnie tak łatwo nie da się pozbyć przyjacielu.
 - Wiem Parys. Znam cię. Łatwo cię poznać w tłumie innych ludzi, wiesz? - Wymierzył lufą w moją stronę.
Coś mnie drgnęło, gdy zwrócił się do mnie moim prawdziwym imieniem i nagle przed oczami stanęły mi wszystkie scenki z przeszłości. Zachowywałem się podobnie do niego i niejeden raz w ten sposób pozbawiłem życia bezbronne osoby. Były to największe błędy w moim życiu, do których naprawdę nie chciałem powracać.
 - Ah, tak też myślałem, że skądś się znamy... Jednak maska zasłaniająca ci większość twarzy mi nie ułatwia więc... Wybacz, ale pewnie się jeszcze kiedyś spotkamy. A teraz łaskawie opuść tę kwiaciarnię, bo zaraz wyciągnę moją prawdziwą broń i naprawdę się wkurzę. - Posłałem mu uśmiech przepełniony nienawiścią. 
 - Powodzenia. - Puścił mi oczko, a ja drugą ręką wyciągnąłem z kieszeni gaz pieprzowy.
Czasem noszę go przy sobie tak na wszelki wypadek i najwyraźniej dzisiaj się przydał. Psiknąłem mu nim solidnie po jego ślepiach i korzystając z okazji podszedłem do niego i delikatnie dźgnąłem go nożem tak by go trochę nastraszyć, a jednocześnie nie uszkodzić i nie sprawić bardzo dużego bólu.
Mężczyzna upuścił swój pistolet na ziemię, który od razu podniosłem. Tryumfalny uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
  - Ostrzegałem. -  Zacytowałem go i zakręciłem bonią wokół palców po czym w niego wymierzyłem. - Spadaj stąd, inaczej źle to się dla ciebie skończy... 
I tak bym nie strzelił, ale przynajmniej facet się przestraszył i biegiem uciekł z kwiaciarni, krzycząc że jeszcze się na mnie zemści. Świetnie...
Schowałem broń do kieszeni spodni i podszedłem do dziewczyny, która osunęła się po ścianie chowając twarz w dłoniach i trochę popłakując.
 - Wszystko w porządku? - Dotknąłem jej ramienia, przez co odskoczyła speszona. - Przepraszam, nic ci nie zrobię spokojnie. - Posłałem jej przyjazny uśmiech. - Nie chcę żeby coś ci się stało... Może zamkniesz na dzisiaj kwiaciarnię, a ja odprowadzę cię do twojego domu żebyś czuła się bezpieczniej, hmm? - spytałem

Syanna? Wybacz jeśli cię tym zanudziłam c':

niedziela, 29 lipca 2018

Od Jerry'ego CD Claudii

 - Czemu się śmiejesz? - Spytałem niepewnie słysząc jej cichy chichot po raz któryś już
 - Nic... Po prostu... Coś sobie wyobraziłam. - po pomieszczeniu ponownie rozległ się jej śmiech. - Szkoda tylko, że to nigdy się nie spełni. - Westchnęła.
 - Skąd ta pewność? - bąknąłem. - Wszystko możliwe. - odparłem, chociaż tak naprawdę wcale w to nie wierzyłem. Cóż, byłem urodzonym pesymistą i nic na to nie poradzę...
 - Hah, wątpię... Musiałabym być gwiazdą na skalę światową, a to nie ma prawa się zdarzyć Jerry. - Pogłaskała mnie czule po głowie na co zamruczałem niczym kot.
 - Co to za marzenie w takim razie? - Uniosłem brew ku górze powstrzymując się od uśmiechu.
 - Zaśpiewanie z Camillą Cabello na scenie.
 - Ambitnie, nie powiem. Wiesz... Umiem grać na gitarze. - Spojrzałem na nią kątem oka.
 - Serio?
 - No. To mój jedyny, pożyteczny talent.
 - Pokażesz mi kiedyś co nie? - spytała z nadzieją w głosie.
 - Może... Nie wiem. Zobaczy się. - Wzruszyłem barkami z obojętnością w głosie.
Nie lubiłem, gdy ktoś słuchał jak gram, albo śpiewam. Uważałem to za coś bardzo osobistego i miałem dosłownego kręćka na tym punkcie.
Dziewczyna tylko westchnęła, mówiąc pod nosem tylko ciche Jak chcesz i miałem wrażenie, że zamknęła oczy. Musiałem przyznać, iż moje powieki również robiły się coraz cięższe, więc po prostu je zamknąłem.
 - Branoc. - Mruknąłem niewyraźnie, lecz nie doczekałem się odpowiedzi.
Następny dzień wcale nie zapowiadał się lepiej. Obudziłem się już o szóstej rano z niemałym kacem i nawet tabletki przeciwbólowe i woda nie pomagały.
 - I po co tyle piłeś? - Claudia cały dzień mi to powtarzała.
Ta to wiedziała jak pocieszyć człowieka...
 - Myślisz, że jak zamienię się w wilka to będę czuć się lepiej?
 - Nie wiem, możesz spróbować, aczkolwiek nie radzę w miejscu publicznym. - Rozejrzała się wokół, gdzie wręcz roiło się od ludzi, a później skierowała swój wzrok na mnie.
 - Pfff, walić konsekwencje. - Machnąłem pogardliwie ręką i udałem się do męskiej łazienki.
Nastolatka ze zdziwieniem na twarzy podążyła za mną.
 - Co zamierzasz zrobić?
 - Zobaczysz! - Uśmiechnąłem się zadziornie. - Ej! To męska łazienka! - krzyknąłem oburzony.
 - Ale muszę cię pilnować głupku zanim zrobisz coś dziwnego - odparła z pretensjami w głosie na co westchnąłem.
Wyjąłem szybko telefon z kieszeni i napisałem znajomym, że jakby czegoś potrzebowali to będę u siebie w domu.
 - Trzymaj. - Podałem Claudii telefon.
Otworzyłem sobie okno w łazience. Dzięki Bogu, że była na pierwszym piętrze!
 - Adios frajeros! - Uśmiechnąłem się salutując i wyskoczyłem przez okno w między czasie zamieniając się w wilka.
 - JERRY! TY IDIOTO! - Krzyknęła za mną a ja zamerdałem tylko ogonem i szczeknąłem w jej stronę biegnąc dalej przed siebie.

Claudia? Co zamierzasz? xD

piątek, 27 lipca 2018

Od Riley CD Lizzie

Usiadłam zadowolona za elegancko wyczyszczoną chwilę temu ladą, napawając oczy pustkowiem panującym w kawiarni. Tia, tak to mogłoby być codziennie. Po całym dniu latania w tą i z powrotem z tacką i użerania się z wybrednymi klientami, którzy wiecznie nie mogą się zdecydować jaką kawę czy herbatę najlepiej wybrać; moja cierpliwość, jak i sama siła do pracy zdążyła wyparować już po zaledwie kilku minutach. Z racji tego, iż w budynku nie było już praktycznie nikogo oprócz mnie i nie zapowiadało się aby takowy stan rzeczy uległ zmianie, w sumie mogłabym wcześniej urwać się pracy... Zerknęłam kątem oka na ścienny zegar. Wskazówka leniwie przesuwała się ku górze, jednak wciąż usilnie opierając się błogiej dziewiątce, będącej mym jedynym ratunkiem. Kurde. Została jeszcze grubo ponad godzina. Jedyne o czym teraz myślałam to wrócić do domu i walnąć się na łóżko, bo nawet cztery kawy wypite w ciągu dnia nie przyniosły żadnego efektu. Litanię rozmyślań nad mą nieszczęsną dolą, przerwał dopiero odgłos otwierających się drzwi. Nieco zaskoczona podniosłam wzrok na gościa, którym okazała się... Lizzie. Przyznaję, jej widok akurat mnie ucieszył.
- Miałam wpaść no to jestem - oznajmiła przekroczywszy próg z kawiarni - Wiem, że miałam być wcześniej, ale praca i...
- Dobrze, dobrze. Ważne że jesteś - odwzajemniłam jej uśmiech, wyjmując z szafki jedną z białych filiżanek - Czego się napijesz? Kawa, herbata, sok?
- Może być cappuccino - odparła blondwłosa przez moment odbiegając wzrokiem na ozdoby usytuowane nad ladą, po czym upiwszy łyk gorącego napoju, znów skierowała nieco przygnębione spojrzenie na mnie.
- A więc... - odstawiwszy obok talerzyk ze słynnym ciastem czekoladowym, które poniekąd koi wszelkie smutki (przynajmniej według klientów) podparłam się łokciem o blat - Chyba miałyśmy porozmawiać. Co się dzieje?

Lizzie? :3

czwartek, 26 lipca 2018

Od Arona CD Maxine

Wstawiłem kubek po kawie do zlewu, po czym odwróciłem się w kierunku rodziców.
- Mamo, tato... Nie obrazicie się, jeżeli już pójdę, prawda? - zapytałem z nadzieją.
- Jasne, że nie, synku. - uśmiechnęła się mama. - Ale pozdrów Max od nas.
Uśmiechnąłem się więc, przytuliłem rodziców, i udałem się do przedpokoju. Włożyłem swoje buty, jeszcze raz szybko się pożegnałem, i wyszedłem.
Od razu skierowałem się w stronę najbliższego super marketu. Musiałam przecież kupić chleb, masło, miód, mleko, jajka, mąkę, cukier, i coś słodkiego. Tia, bez słodkości i słoności się u nas nie obejdzie... Zwłaszcza, że Max ma ostatnio częstsze zachcianki...
***
Chwyciłem klamkę od domu, z zamiarem wejścia tam. Zatrzymałem się jednak na chwilę, słysząc dobiegający ze środka pisk radości. Gdy "chwila" minęła, otworzyłem drzwi, i wszedłem do środka, jak zwykle lekko się chyląc, aby pozostać bez siniaka na głowie. Odstawiłem szybko torbę z zakupami, i ściągnąłem buty.
Ostrożnie przeszedłem przez drzwi, i spojrzałem za skaczącą ze szczęścia żonę.
- A tobie co? - zapytałrm unosząc brew, a jadnocześnie powstrzymując śmiech.
- ARON! - wykrzyknęła rzucając mi się na szyję. - Ja... Jestem w ciąży... - po tych słowach otarła łzy szczęścia, i schowała głowę w "zagłębieniu" w mojej szyi.
Początkowo stałem w bezruchu, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Błagam, niech to będzie prawda, a nie sen!
- To... To... To super! - powiedziałem tuląc Max do siebie.
I pomyśleć, że dopiero co się dowiedziałem, a już chciałem kupować wszyściutkie potrzebne dzieciom rzeczy, i robić wszystko za Max. Już się nie mogłem doczekać...
Właściwie, to byłem też ciekaw, ile dzieci nam się urodzi... W końcu jesteśmy wilkołakami, a więc to może być o kilka więcej niż jeden...

Maxi? Sorka że tak mało się zadziało... Nie miałam pomysłu na resztę akcji XD

środa, 25 lipca 2018

Od Lizzie CD Riley

Westchnęłam w myślach, i spojrzałam za okno. Ponownie wzięłam słuchawki, i założyłam je na uszy. Chciałam tylko wsłuchać się w muzykę i odpłynąć w jakieś dobre myśli. No właśnie - chciałam, ale nie mogłam. Mogłam myśleć tylko i wyłącznie o tym, że nikt, nigdy mnie nie pokocha.
Ech, po co ja właściwie próbowałam? Żaden z nich mnie nie kochał... Ja żadnego z nich nie kochałam... Zero pocałunków, zero szczerych słów ,,Kocham cię"... Po co mi to? Po co mam się nadaremnie oszukiwać? Nikt nigdy mnie nie pokocha, nikt nigdy mnie nie zechce... Jestem dziwadłem...
Autobus zatrzymał się na przystanku całkiem blisko parku. Wysiadłam z niego jak najszybciej, i szybkim krokiem udałam się do parku, a dokładniej do małego "lasku", który się tam znajdował.
"Lasek" był zazwyczaj pusty, tak więc w nagłych wypadkach zawsze migłam się tam wypłakać. No, dzisiaj to nie musiałam się niczym martwić - park był zupełnie pusty. Czyżby taki ktoś jak ja miał minimalne szczęście?
Gdy dotarłam już na miejsce, rozsiadłam się na dużym kamieniu, i poarłam o drzewo. Przyciągnęłam do siebie kolana, i objęłam je rękoma, chowając w nich twarz. Zaczęłam cicho szlochać.
***
Był już wieczór. Udałam się do kawiarni w której pracowała Riley, prosto z pracy. Ach, jak to dobrze że w poniedziałki mam tylko kilka godzin, i czas dla siebie przed pracą...
Gdy dotarłam na miejsce nie pewnie chwyciłam klamkę, i rezejrzałam się na boki. W końcu jednak weszłam.
Riley stała za ladą z kubkiem kawy. Nie licząc jej, kawiarnia była pusta.
- Hej... - mruknęłam.

Riley? Suprise, opek xD

wtorek, 24 lipca 2018

Od Courtney

Wyszłam z pociągu na peron, i skierowałam się schodami w dół. Przeszłam szybko przez tunel aż do chwili gdy moim oczom pokazały się następne trochę krótsze schody. Teraz tylko muszę dotrzeć do nowego domu, który znajduje się niedaleko (i dobrze bo nie wiem jak bym sobie poradziła z przeniesieniem bagażu, jakby był daleko). Wielka szkoda, że nie mogłam teraz się przemienić i pobiec na czterech łapach. Byłoby pewnie szybciej. Tak szczerze lubię chodzić pieszo, ale nie jako człowiek. O niebo lepiej biega się po przemianie!
Robiło się coraz goręcej, temperatura skoczyła chyba do czterdziestu stopni a może jeszcze więcej.. Najchętniej położyłabym się w takiej chwili na leżaku na plaży razem z przyjaciółką. Bardzo żałowałam, że moja najlepsza przyjaciółka nie wyjechała razem ze mną, pewnie lepiej czułabym się w nowym mieście jakbym znała tutaj chociaż jedną osobę. Brat też nie pofatygował się żeby chociaż do mnie zadzwonić..
Poza gorącem dzień był nawet przyjemny. Postanowiłam przysiąść gdzieś żeby chwilę odpocząć, akurat dobrze się złożyło, ponieważ idąc prosto zobaczyłam dużą bramę która chyba była wejściem do parku. Było tam naprawdę pięknie! Przeszłam się po moście pod którym płynął spokojny strumyk a obok niego kwitło pełno kwiatów w klombach. Teraz to nawet ciągnięcie bagaży nie było już takie straszne, chociaż pewnie bym czyjąś pomocą nie pogardziła gdyby się trafiła okazja.. Usiadłam na ławce i popatrzyłam przed siebie. Chwila odpoczynku chyba dobrze mi zrobi. Nie mogłam się już doczekać aż dotrę do nowego domu. Na zdjęciach, które oglądałam sobie w internecie kilka dni temu to wyglądał nawet ładnie. Posiedziałam kilka minut jeszcze na ławce, i zdecydowałam ruszyć dalej, ponieważ im szybciej dojdę do domu tym chyba lepiej, nie? Poszłam dalej i starałam się ominąć tabuny ludzi przechodzących akurat obok, i przez przypadek jak chciałam ominąć przechodnia wpadłam na jakąś dziewczynę.
- Przepraszam! Nic ci nie jest? - spytałam szybko zdenerwowana, i podałam dziewczynie rękę żeby ułatwić jej podniesienie się z chodnika na który z mojej winy upadła.

Ktoś?

wtorek, 24 lipca 2018

Courtney!


Imię: Courtney
Nazwisko: Nei
Płeć: Stuprocentowa kobieta
Wiek: 21 lat
Data urodzenia: 20.10.1998
Orientacja: hetero
Głos: Zara Larrson - Uncover
Profesja: Nauczycielka matematyki - prawdziwy postrach wszystkich leniwych dzieci!
Miejsce zamieszkania: Miodowa Chatka
Charakter: Pewna siebie, towarzyska i miła (na swój odmienny sposób). Nie jest za bardzo lubiana wśród uczniów, ale to chyba powinno być oczywiste - matematyczka to matematyczka. Jak komuś zależy na dobrej ocenie, to musi się u mniej bardzo postarać, bo jest surowa. Lubi swoją pracę i wkłada w nią serce, bo wie, że dzięki niej chociaż garstka dzieci będzie w przyszłości korzystać z wiedzy, którą tu i teraz im przekazuje. Przy przyjaciołach Courtney zachowuje się absolutnie inaczej, ponieważ wie, że przy bliskich osobach może żartować i zachowywać się ogólnie jak nastolatka, która w jakimś stopniu nadal w niej jest. W jej serduszku jest bardzo dużo ciepła, ale potrafi też czasem się wściec nie na żarty, także lepiej nie mieć w Courtney wroga.
Zainteresowania: Jako mała dziewczynka bardzo chciała zostać wizażystką, ale rodzice postawili na jej ścisły umysł i nie pozwoli Courtney "marnować się" na robieniu makijażu. Lubi też muzykę, ale nigdy nie myślała o pójściu w tym kierunku.
Aparycja: Zwykła, nawet wysoka dziewczyna (170 cm). Długie włosy sięgają do biustu, i są w odcieniu ciemnego blondu, pomieszanego z orzechowymi pasemkami. Courtney jest zwolenniczką farbowania włosów, dlatego też jej włosy od czasu do czasu zmieniają kolor (najwięcej farbowała włosy, jak była jeszcze nastolatką). Ma żółto-zielone oczy, i ciemne brwi. Lubi różnie się ubierać, od czasu do czasu zakłada jakieś szalone kolory. Ma bardzo bogatą, i różnorodną garderobę, lubi zmieniać różne rzeczy w swoim wyglądzie, zwyczajnie ją to uszczęśliwia. Nigdy nie wychodzi z domu bez makijażu, ponieważ nie lubi swojej twarzy, kiedy jest nieumalowana. Nie lubi malować ust ciemną pomadką, ponieważ uważa, że to ją postarza.
Wygląd: Kolor sierści dużo nie różni się od koloru włosów. W wilczej postaci ma tylko niewiele jaśniejsze oczy. Ma krótką i sztywną sierść, i czarne plamy na grzbiecie w kształcie pręgów.
Rodzina:
Ojciec - Tom Nei
Matka - Lorianna Nei
Brat - Lucas Nei
Partner: Nie ma i nie chce. Sama potrafi o siebie zadbać.
Historia: Urodziła się w Nowym Yorku. Była drugim dzieckiem szczęśliwego małżeństwa - państwa Nei, którzy wspólnie zajmowali się prowadzeniem firmy modelarskiej. Tom i Lorianna od zawsze marzyli, o wysłaniu swojej córki do dobrej szkoły, żeby w przyszłości mogła mieć dobry zawód, i tak właśnie nasza Courtney została nauczycielką matematyki, mimo, że tak naprawdę nie zawsze tego chciała. Potem wyjechała za granicę
Ciekawostki:
* Ma ładny głos i potrafi fajnie śpiewać, ale nie mówi o tym nikomu, ponieważ uważa, że głosów takich jak jej jest wiele oraz boi się porażki.
* Ma ulubiony, złoty naszyjnik, który zakłada codziennie.
* Jej ulubione kolory to żółty i pomarańczowy.
* Je bardzo dużo, ale nigdy nie miała z tego powodu problemów z nadwagą.
* Zawsze ale to zawsze interesował ją bardzo modeling. Szkoda że ma za mało wiary w siebie.. Może kiedyś jeszcze odważy się zaryzykować..
* Uprawia jogging i bardzo to lubi.
Inne zdjęcia:

wtorek, 24 lipca 2018

Od Syanny do Taehyunga

Rozłożyłam przed sobą kilka róż, chwilę manipulując ich ułożeniem na drewnianym blacie, aby ostatecznie uznać, że najlepiej będzie, jeśli owinę ich łodygi wstążką, dopełniając wszystko giętką gałązką oraz papierem ozdobnym w kolorze pudrowego różu. To idealnie dopełni delikatność płatków tych kwiatów i, jak mam nadzieję, spełni oczekiwania klienta. Bo mimo wszystko, do tego się wszystko sprowadzało: czy osoba, która zleciła mi zrobienie tego bukietu, uzna, że moja praca jest godna zapłaty i być może poleci tę kwiaciarnię innym.
Zręcznie zaplotłam wstążkę wokół kwiatów, podniosłam gotowe dzieło do góry, aby obejrzeć je w lepszym świetle, po czym z uśmiechem odeszłam od swojego stanowiska z powrotem do kasy, aby tam przekazać klientowi róże. Starszy mężczyzna krytycznym wzrokiem zmierzył bukiet, dokładnie przyglądając się obiektowi w swoich dłoniach. W milczeniu, ogarnięta przez nerwy czekałam na werdykt, jakby od tego zależało moje życie. Z przerażeniem zauważałam drobne niedociągnięcia - za słabo zawiązana kokarda, papier, który pogniótł się przy brzegach, małe przebarwienie na płatku róży. Niby nic, ale w nerwach człowiek zauważa więcej niż powinien.
— Dziękuję — Mężczyzna położył na blacie pieniądze i tyle go widziałam. Odetchnęłam z ulgą, zbierając banknoty i chowając je w bezpieczne miejsce. Nie lubię takich sytuacji. Nie wiem, jak mam się zachować, aby nie rozzłościć drugiej osoby, przez co najczęściej milczę i jestem brana za dziwaka. Ale przyzwyczaiłam się do tego. Po kilku razach, człowiek przywyka do takich rzeczy.
Są jednak sytuacje, które nigdy nie będą "normalne" w każdym tego słowa znaczeniu.
Zrobiłam sobie akurat małą przerwę. Usiadłam na stołku za ladą, aby tam w spokoju wypić kubek letniej już herbaty i zjeść lunch, kiedy to usłyszałam, że ktoś wszedł do kwiaciarni. Podniosłam głowę, lecz jedyne, co zobaczyłam, to czyjeś plecy, pewnie kolejnego mężczyzny, który przeglądał gotowe wiązanki. Rzuciłam więc ciche "Dzień dobry", podniosłam się z miejsca i spojrzałam na potencjalnego klienta. Ten dłuższą chwilę krążył po sklepie, aby następnie podejść do kasy. Nim zdołałam spytać, czy szuka czegoś konkretnego, zobaczyłam ciemną lufę pistoletu przed swoją twarzą.
— Daj wszystkie pieniądze, jakie masz — powiedział nieznajomy, a kiedy nie otrzymał odpowiedzi, przycisnął broń do mojego czoła. Poczułam momentalnie, że po policzkach spływają mi łzy — Jeśli krzykniesz, zastrzelę cię, rozumiesz?
Dzwonek oznajmił przybycie jeszcze jednej osoby. Zerknęłam na lustro, powieszone na ścianie, chcąc zobaczyć, kto to jest. Przez ułamek sekundy zobaczyłam twarz chłopaka o widocznie azjatyckich korzeniach.

<Taehyung?>

wtorek, 24 lipca 2018

Od Sebastiana CD Holly

Liczyłem, że kiedy przyjdę do domu, wyczerpany po ostatnich zawodach w szkole, będę mógł spokojnie odpocząć w zaciszu własnego pokoju. Wiadomo, relaks w łóżku, może obejrzę kilka odcinków ulubionego serialu, typowe rzeczy, jakie robią osoby w moim wieku. Oczywiście w międzyczasie jakaś kąpiel, bo bez tego ani rusz. Podchodząc więc do drzwi domu, który dzieliłem z  dwiema dziewczynami (nie brzmi to zbyt dobrze, czyż nie?), w głowie układałem już odpowiedzi na możliwe zarzuty ze strony Alecii i Holly. A to syf w kuchni, a to moje włosy (chociaż patrząc na kolor, obstawiam raczej jedną z nich jako sprawczynię całego zamieszania) walają się gdzie popadnie, a to sprzęt leży na środku korytarza i "nikt nie może przejść". Przechodziłem przez to prawie codziennie, więc stopniowo przyzwyczajałem się do życia w takim, a nie innym stylu. Ale jak wiadomo, nie do wszystkiego można przywyknąć.
— Wróciłem — oznajmiłem od progu, pchając drzwi i zrzucając od razu torbę sportową z ramienia. Zajmę się tym rano, teraz nie mam ochoty. Zdziwiłem się, a za razem nieco zaniepokoiłem, nie słysząc niczyjej odpowiedzi. Szybko przeszedłem do salonu, układając w głowie najgorsze scenariusze, kiedy to zobaczyłem, że jak zwykle moje przypuszczenia odbiegają zbyt bardzo od rzeczywistości. Holly momentalnie spojrzała w kierunku, gdzie stałem, kiedy tylko przekroczyłem próg pokoju. Miałem się już odezwać, typową dla siebie manierą spytać, czy aby na pewno to odpowiednia pora na siedzenie i zasugerować, że powinna się położyć, kiedy ujrzałem to. Takie małe, jasne, puchate. No i oczywiście, słodkie.
— O mój Boże, skąd go masz? — klęknąłem na podłodze i wyciągnąłem dłoń w stronę szczeniaka, z szerokim, ciepłym uśmiechem na twarzy.

<Holly?>

poniedziałek, 23 lipca 2018

Od Claudii CD Jerry'ego

- Jeżeli chcesz... To jasne, że tak. - uśmiechnęłam się.
Na twarzy chłopaka namalował się lekki uśmiech, który zdawał się informować o uczuciu czegoś w rodzaju ulgi. Usiadłam więc na łóżku, opierając się o jego oparcie. Chłopak odwrócił się w moją stronę, odrobinę podkulił nogi, i położył swoją głowę na moich udach, a dokładniej tej ich części, znajdującej się obok kolan. Rozejrzałam się po pokoju, który rozświetlało światło dwóch lamp, które stały na dwóch szafkach, znajdujących się po dwóch stronach łóżka; następnie skierowałam wzrok na Jerry'ego. Zmęczony wyglądał tak spokojnie i niewinnie... Ba, nawet bezbronnie... Serio przydałby mu się sen, podobnie jak i mi. Jest już grubo po północy, a dodatkowo oboje piliśmy alkohol... O tym, że Jerry wypił ,,nieco" większą dawkę, już chyba nie muszę się rozpowiadać.
Powoli uniosłam rękę, i zaczęłam ,,głaskać'' przyjaciela po głowie. Chłopak mruknął tylko przeciągle, i przeciągnął się.
Starałam się ignorować głośną muzykę, gdyż zaczęła mnie już przyprawiać o nerwy. Pff, chyba zmienił się DJ, bo leciała sama gówniana muzyka... Szczęście, że cały czas miałam w głowie HAVANĘ, bo gdyby nie to, to już dawno zatkałabym sobie uszy nie wiem czym.
Wyobrażałam sobie nawet siebie, stojącą na dużej scenie, tuż obok Camili Cabello. Oczyma wyobraźni widziałam, jak tańczymy wspólnie w rytm muzyki, a tłum wyciąga do nas ręce. Słyszałam nawet, jak doskonale się uzupełniałyśmy, i wspólnie wzmacniałyśmy. W dodatku cały czas się uśmiechając...

Jerreł? Taaakie tam króciutkie, ale e tam XD

poniedziałek, 23 lipca 2018

Aubrey!

Imię: Aubrey. Lubi być jednak nazywana królową.
Nazwisko: Theama (Wymawia się ''Tijama'')
Płeć: Damska
Wiek: 21
Data urodzenia: 10.05.1997
Orientacja: Biseksualna
Głos: Rachel Platten - Fight Song
Profesja: Trenerka
Miejsce zamieszkania: Leśne Zacisze
Charakter: Aubrey to zimna, cyniczna, przebojowa i bezduszna przedstawicielka płci pięknej, która idzie samotnie przez życie jak burza. Kiedy Aubrey ma ochotę komuś wygarnąć co jej leży na sercu, bez zastanowienia robi to nie przejmując się uczuciami innych. Ma dobrą pamięć, a złe zachowanie przeciw niej zawsze pamięta do końca życia. Jeśli ktoś ją zrani, to ta nie ucieknie do kąta z płaczem. Rozpęta piekło i zniszczy swojego wroga. Zawsze czuje chore uczucie 'chęci zemsty'. Uwielbia pomiatać innymi i jest bardzo arogancka. Potrafi idealnie kłamać i jest niezwykle przekonująca. Trudno jej zdobyć prawdziwych przyjaciół. Pomimo swojego podłego charakteru sama także nienawidzi fałszywych osób, kiedy już się z kimś zadaje, to jest lojalna i oczekuje tego samego od drugiej osoby. Aubrey nigdy przed nikim nie udaje kogoś kim nie jest, zawsze jest do bólu szczera. Aubrey jest często złośliwa i dokuczliwa, nie cieszy się sympatią czy poważaniem. Choć wywołuje wiele negatywnych emocji, jej zdaje się jej to nie przeszkadzać. Aubrey po prostu lubi i być wredna - to sprawia jej przyjemność i chorą satysfakcję. Aubrey trzyma się mocno swoich postanowień i dokładnie planuje każdy dzień. Nigdy nie zmienia swoich planów ani przekonań, ciężko trenuje oraz jest mistrzynią sztuk walk. Czasami sama nie wie czego chce, ale nigdy nie przyzna się do błędu. Na imprezach jest duszą towarzystwa ale preferuje samotność. Nie lubi kiedy ktoś jej przeszkadza.
Zainteresowania: Aubrey interesuje się walkami, sama brała udział w kilku przez co ma teraz wiele blizn. Codziennie ostro trenuje. Interesuje się zdrowym odżywianiem i od lat dokładnie bada to, co je. Nie spożywa bowiem ''byle czego'', woli być głodna niż zjeść coś, co uważa za niezdrowe. Interesuje się także skokami w dal i z-wyż, w przyszłości chciałaby także zawodowo pływać teraz robi to tylko czasami dla przyjemności. Kiedy jest sobie spokojnymi wieczorami sama w domu potrafi pisać różnego rodzaju opowiadania, jeśli ma wenę. Nie jest to jednak hobby które ma zamiar rozwijać.
Aparycja: Jest przeciętnego wzrostu. Ma bardzo dobrze zbudowane ciało oraz sporo mięśni które tworzyła przez lata. Ponieważ dużo trenuje i zdrowo się odżywia, ma to duży wpływ na jej umysł i ciało. Jej oczy w ''środku'' są zielone, a ob-ramówki ma niebieskie. Ubiera się sportowo i na luzie. Posiada kilka tatuaży na rękach, oraz jeden największy na dużej części pleców. Aubrey rzadko kiedy robi sobie mocny makijaż gdyż jej zdaniem, nie chce uszkodzić swojej skóry.
Wygląd: W postaci wilka wygląda niemal jakby uciekła od trenera psów policyjnych. Jest przeciętnego wzrostu jednak może wydawać się nieco większa z powodu swoich wszystkich mięśni oraz puszystej sierści koloru szaro/czarno-białego. Miejscami i w dobrym świetle, można dostrzec także nutkę koloru brązowego jednak jej sierść jako taka nie jest brązowa.
Rodzina: Aubry zerwała wszelkie kontakty z rodziną więc nic jej nie wiadomo o jakimkolwiek rodzeństwie, jest w stanie tylko opisać swoich rodziców.
Matka: Lucy Theama
Ojciec: Mike Whitemore
Partner: Nie ma ale można powiedzieć, że kocha samą siebie. W poprzednim stadzie posiadała kilku...a nawet kilkunastu, ale była to dla niej jedynie zabawa i bardzo szybko się nudzi.
Historia: Aubrey urodziła się w bogatym domu, od zawsze była rozpieszczana. Jednak gdy jej rodzina zbankrutowała, byli zmuszeni się często przeprowadzać przez co dziewczyna straciła bardzo bliskich jej przyjaciół. Od tamtej pory stanowczo trzyma się zdania że nie warto się do nikogo przywiązywać, gdyż potem i tak się traci ukochane osoby. Postanowiła się więc skupić na sobie, i w wieku 18 lat się wyprowadziła. Chociaż rodzice bardzo się starali aby wychować ją dobrze, to podobno od urodzenia była dziwnym, takim wściekłym dzieckiem. Ciągle wrzeszczała, nie lubiła bliskości i dotyku. Może dlatego przyczyn swojego najeżonego nastawienia do ludzi i świata nie upatruję w wychowaniu.
Ciekawostki:
~ Gorzej słyszy na prawe ucho.
~ Chociaż może się wydawać że Aubrey uwielbia być w centrum uwagi, to gdy się ją lepiej pozna to się wie, że w rzeczywistości jest introwertyczką.
~ Uwielbia pływać, biegać i skakać
~ W postaci wilka potrafi skoczyć nawet powyżej 1,50 metra.
~ Nienawidzi lukrecji. Ale i tak bardzo rzadko je słodycze więc nie ma to większego znaczenia..
Inne zdjęcia:

niedziela, 22 lipca 2018

Od Jerry'ego CD Claudii

Skinąłem głową.
 - Dzięki. - Wziąłem do ręki butelkę z wodą i oparłem się wygodniej na łóżku.
Westchnąłem głęboko. Chciałbym bawić się dalej z moimi znajomymi ale jak widać życie mnie nienawidzi. Chociaż w sumie... Oni pewnie też gdzieś leżą schlani w trzy dupy.
 - Nie widziałaś czasem gdzieś chłopaków z klubu? - spytałem przekrzywiając głowę w bok.
 - Niezbyt... Aczkolwiek kilka z nich mignęło mi przed oczami. Powiem ci, że skończyli podobnie jak ty w tym momencie.
 - Przynajmniej siedzimy w tym razem. - Zaśmiałem się niewesoło.
 - No widzisz, zawsze jakiś plus.
 - Chyba pójdę spać. Czuję się okro...pnie... - Próbowałem wykrztusić z siebie jakieś sensowne słowa, lecz cały czas przerywała mi ta cholerna czkawka.
Claudia parsknęła cicho śmiechem.
 - Pfff... - Założyłem ramiona na piersi i odwróciłem głowę w bok niczym obrażona nastolatka i niedługo potem zanurkowałem pod kołdrą.
 - Co zamierzasz teraz zrobić? - spytałem szeptem słysząc jak się porusza.
 - Miałam zamiar iść dalej na parkiet do znajomych. Poznałam spoko dziewczyny więc, chciałam spędzić z nimi trochę czasu. A co?
 - Nic, idź już - powiedziałem lekko zawiedziony.
Było ciemno, więc nie widziałem jej wyrazu twarzy, aczkolwiek mogłem z łatwością dosłyszeć jak łapie za klamkę i otwiera drewniane drzwi, po to by chwilę później zamknąć je ze słowami Będę tu wpadać co jakiś czas, żeby sprawdzić jak się masz. Jakby coś się działo to dzwoń! Mógłbym przysiąc, iż uśmiechnęła się na odchodne.
Gdy tylko wyszła odetchnąłem zrezygnowany i przymknąłem lekko oczy. Szybko zaczęło mi się jednak nudzić, a głośna muzyka dochodząca z zewnątrz wcale mi nie pomagała. Podniosłem więc się do siadu i zapaliłem lampkę na stoliku. Wszyscy moi kumple pewnie bawią się w najlepsze, a ja siedzę sam w ciemnym pokoju i nie wiem co mam ze sobą zrobić. ŚWIETNIE. Może by tak zadzwonić do Claudii? Już ręką sięgałem po telefon by wystukać jej numer, ale w ostatniej chwili powstrzymałem się. Przecież nie będę przeszkadzał jej w imprezowaniu. W końcu jest tu po to by odpocząć prawda? A nie zadręczać się pijanym Jerrym, który nie zna umiaru.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwiczek. Muszę długo tu leżeć skoro ktoś raczył sprawdzić jak tam u mnie. W progu stanęła Claudia.
 - Śpisz? - spytała.
 - Nie... I szczerze, jakoś tak specjalnie mi się nie chce... Ale za to czuję się tak cholernie źleee. Ugh... - złapałem się za skroń.
 - Biedny Jerry... - Zacmokała z dezaprobatą.
 - Pomogłabyś jakoś a nie. - Znów zgrywałem naburmuszonego.
 - W jaki sposób mam ci pomóc? - spytała siadając na krańcu łóżka.
 - Zostaniesz ze mną? - spytałem patrząc na nią maślanymi oczami.

Clau? Jaka decyzja? xD

niedziela, 22 lipca 2018

Od Jake'a CD Belli

Zatrzymałem samochód na poboczu drogi, a gdy tylko zgasiłem silnik, bardzo szybko wybiegliśmy z pojazdu. Kliknąłem przycisk na kluczyku, aby zamknąć pojazd, aby potem schować go w bezpieczne miejsce. Oboje z Bellą zmieniliśmy się w wilki, i podbiegliśmy do strumienia. Tak, to musiał być ten sam... Takich rzeczy się nie zapomina i tyle!
- To powinno być w tamtą stronę... - powiedziałem, wskazując pyskiem odpowiedni kierunek.
- Więc... Chodźmy! - powiedziała Bella, ruszając pędem we wskazanym kierunku.
Popędziłem tuż za nią, aby po chwili znaleźć się tuż przy jej boku. Po jakimś czasie dotarliśmy już na polanę.
Aż mnie samemu przypomniało się nasze pierwsze, wspólne polowanie... To, jak zaproponowałem aby Bella zjadła pierwsza... To, jak szybko pochłonęliśmy zdobycz... To, jak zaproponowała aby częściej robić takie wypady... To, jak zapytała mnie, czy chcę z nią iść nad rzekę... Przypomniałem też, jak siedzieliśmy wtedy nad rzeką... To, jak Lary na mnie spojrzał, gdy się przywitaliśmy... To, jak wyruszyliśmy do rzecznej jaskini... Ha! To dopiero było! Pierwszo ciasny, wilgotny korytarz, potem duży korytarz z wrastającym coraz bardziej poziomem wody, potem piękna jaskinia z ,,wodospadem'', potem cień ,,niebieskiego wilka z łuskami i płetwami'' (jak to wtedy ująłem), potem wspinaczka ciasnymi korytarzami i półkami skalnymi, potem bitwa z Jasperem... No, nieźle wtedy go poturbowałem... A on mnie... Gdyby teraz odważył się tknąć Bellę, gorzko by pożałował... Oj, bardzo gorzko...
- Jake?... - z zamyślenia wyrwał mnie głos dziewczyny.
- Hm?

Bellełełeł? Wybacz, że tak długo czekałaś... Aczkolwiek ba dum, jest opek! :D

niedziela, 22 lipca 2018

Od Riley CD Anarii

Usiadłszy na kanapie obok cioci podniosłam ze stolika kubek, wciąż zastanawiając się nad tym jak mogłabym ją pocieszyć. Chcąc nie chcąc, zerknęłam kątem oka na fotografie wiszące w eleganckich oprawach na ścianie. Patrząc na nas wszystkich, takich roześmianych i radosnych, znów poczułam w środku coś dziwnego. Uczucie pustki. Niby nie powinno być dla mnie niczym dziwnym, w końcu tęsknota to chyba sprawa naturalna, czyż nie? Dopiero teraz uświadomiłam sobie, iż jedynym zdjęciem, które posiadam we własnym domu jest... to ze ślubu mamy i taty. Tylko to jedno, bo cała reszta pozostała w moim starym mieszkaniu (ugh, naszym, biorąc pod uwagę, że wynajmowałam je razem z moim byłym już na szczęście partnerem. Aż mnie zemdliło na myśl o tym porąbanym związku, o ile miesiące spędzone z tym palantem w ogóle można nazwać związkiem). Ale wracając do rodzinnych pamiątek; moją uwagę przykuła jedna, szczególna fotografia mianowicie cała nasza rodzina. Boże, przecież to było tak niedawno... Zaskakujące, że przez zaledwie dwa lata życie nas wszystkich uległo tak kolosalnej zmianie... Brakowało mi tego obrazka. Miałam wtedy wszystko. Po prostu wszystko, czego mi było trzeba do szczęścia. Nie żebym narzekała na swój los, bo szczerze powiedziawszy chyba wcale nie układa mi się teraz najgorzej, aczkolwiek chciałabym choć raz jeszcze zobaczyć rodzinę w komplecie.
Westchnęłam ciężko, biorąc łyk gorącej herbaty. Już miałam na końcu języka jakieś miłe wspomnienie dotyczące tamtych świąt, ale ciocia uprzedziła mnie w wypowiedzi.
- Pamiętam jeszcze jak ty, Claudia, Holly, Bella, Bruno i Harry postawiliście sobie za cel złapanie Świętego Mikołaja. Tak bardzo chcieliście się dowiedzieć jak właściwie wygląda i ile prezentów wam przyniósł... - uśmiechnęła się pod nosem, wskazując na wujka Lary'ego siedzącego na kanapie w czerwonym kostiumie, który chyba został obsypany... Mąką. Tia, trzeba przyznać, że nasze pułapki na wesolutkie dziadki wskakujące sobie przez kominek do chałupki okazały się niezawodne, choć sam Lary, któremu dane było się przebrać oczywiście nie wszedł przez komin (i całe szczęście, gdyby tylko wiedział ile sieci i bomb wodnych tam na niego czekało...), zamiast tego wszedł po prostu zwykłymi drzwiami kuchennymi z tyłu domu. Oczywiście ubezpieczyliśmy się na każdą ewentualność i zamontowaliśmy u sufitu worki z mąką, które przy każdym nawet delikatnym uchyleniu drzwi spadały potencjalnym gościom na głowę, dzięki czemu później byliśmy w stanie określić którędy i jak nasz kochany Mikołaj się wydostał.
- Wściekł się wtedy...? - zachichotałam z miną pod tytułem "Wiem, że chyba nie powinnam o to pytać".
- No trochę, ale koniec końców stwierdził, że macie wielki talent do łapania włamywaczy - odparła ciocia z rozbawionym uśmiechem na twarzy.

Anuś? ^-^

niedziela, 22 lipca 2018

Od Maxine CD Arona

Rodzice Arona, krótko mówiąc szybko się zmyli i zamieszkali niedaleko nas. Cieszyło mnie to, iż mój mąż był zadowolony. Długo też myślałam właśnie nad tematem dzieci, a gdy moi teściowie o nich wspomnieli szybko zdałam sobie sprawę że to najwyższa pora. Od zawsze chciałam mieć potomstwo i co ważniejsze - wychować je jak najlepiej. Czyli na pewno nie tak jak robił to dotychczas mój ojciec.
*time skip kilka miesięcy później*

Aron właśnie przebywał u swoich rodziców. Ja zdecydowałam się zostać i przy okazji posprzątać nasze mieszkanie. Była to jednak tylko wymówka, gdyż najzwyczajniej w świecie źle się czułam i wiedziałam, iż jakiekolwiek kontakty z ludźmi tylko pogorszą sprawę. Strasznie bolał mnie brzuch, a do tego od kilku dni zbierało mi się na wymioty, co swoją drogą skutecznie ukrywałam przed mężczyzną. Przez ten czas nawet o tym nie pomyślałam ale akurat dzisiaj coś mnie naszło. Skoczyłam więc czym prędzej do apteki i wymieniwszy kilka zdań z pracownikiem opuściłam ją wraz z mały pudełeczkiem. Będąc już w domu tylko je otworzyłam i wykonałam wszystko według instrukcji. Kilka minut później drżącymi rękami wzięłam test ciążowy, na którym widniały... Dwie kreski. Przez chwilę mrugałam w osłupieniu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Dopiero niedługo potem zaczęłam piszczeć i skakać ze szczęścia. Jak to dobrze, że nie mieszkamy w bloku, bo w tym momencie sąsiedzi by mnie znienawidzili. Akurat w tym momencie Aron wszedł do domu. Spojrzał na mnie jak na wariata, cóż... Chyba pierwszy raz widział mnie w takiej euforii. 
 - A tobie co? - spytał podnosząc brew ku górze.
 - ARON! - Zakrzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję z głośnym piskiem. - Ja... Jestem w ciąży... - Otarłam łzy szczęścia spływające po moich policzkach i ukryłam swoją twarz w zagłębieniu jego szyi. 

Aron? Jaka reakcja? *lenny*

sobota, 21 lipca 2018

Od Claudii CD Jerry'ego

Byłam nieco zawiedziona, że skończyła się już "Havana"... Nie było to takie samo rozczarowanie jak u większości innych, którym po prostu wpadła w ucho owa piosenka, o nie. Ja byłam po prostu naaaaajwiększą fanką Camili Cabello. Zupełnie przypadkowo bąknęłam coś zirytowana, a dokładniej pomyślałam na głos.
- Dziękuję za taniec o pani... - mówiąc to Jerry ukłonił się głęboko, i szeroko uśmiechnął. Na ten widok cicho zachichotałam.
- Claudia?... - zwrócił się po chwili.
- Hmm?
- Odprowadzisz mnie do pokoju? - powiedział, łapiąc mnie za ramiona, aby się nie przewrócić.
- Jasne, chodź... - powiedziałam, stając obok niego, i chwytając jego rękę. - Który masz numer pokoju?
- D... Dwadzieścia jeden... - wymruczał pod nosem. Było to jednak na tyle wyraźne, że zrozumiałam.
Z trudem przepchaliśmy się między tłumem ludzi aż do schodów. Ze względu na to, iż Jerry zaczynał chwiać się coraz bardziej, postanowiłam podeprzeć go na poręczy. Mimo tego, schody i tak stanowiły duży problem; Jerry musiał wyszukiwać każdy stopień po kolei, a dodatkowo stawiać na niego dwie nogi. Ja natomiast przez wypite wcześniej drinki, ciężar chłopaka, oraz padające co raz na schody kolorowe światełka, trochę się chwiałam.
Dopiero po parnastu minutach udręki udało nam się wejść na górę. No nareszcie!
Wlekliśmy się jak ślimaki, poszukując drzwi z odpowiednim numerem. Dopiero po jakimś czasie je znaleźliśmy.
Jerry wyjął z kieszeni klucz, i "walił" nim dookoła dziurki od klucza. Przytrzymałam więc trochę jego rękę, i nakierowałam w odpowiednie miejsce. Chłopak odkluczył drzwi, wyjął klucz z dziurki, i wszedł do pokoju. Pomogłam mu dojść do łóżka, na którym to już po chwili leżał sobie wygodnie. Podałam mu równierz dwie pół-litrowe buteleczki z wodą, aby mógł się napić.

Jerry? No problemo, trza się chwiać na schodach xD

sobota, 21 lipca 2018

Od Bruna CD Genevieve

Po jakimś czasie całkowicie rozłączyliśmy nasze usta. Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłem sobie, że Mefedron Zagiel Menopauza von Apap stoi teraz obok przebrany za Mariachi, i gra na mojej gitarze jakąś romantyczną melodię. Ach, oczywiście musiałem pomyśleć o tym w takim momencie. Oczywiście, Bruno, jakiś ty mądry normalnie no. Weż się skup na poważnie na zaistniałej sytuacji, a nie!
Złapałem ukochaną za rękę, i powoli zacząłem wstawać, delikatnie ciągnąc ją za sobą. Najpierw podszedłem tyłem aż do schodów, cały czas uśmiechając się o idącej ,,przede mną'' Gen, która to również się do mnie uśmiechała. Odwróciłem się, i ,,pozwoliłem'' Gen Stanąć mniej więcej obok mnie. Weszliśmy razem na górę, gdzie skierowaliśmy się do mojego pokoju. Jak można się domyślić, stało tam dwuosobowe (tak, dotychczas sam spałem na dwuosobowym łóżku), ładnie pościelone łóżko. Stanęliśmy tyłem tuż przy jego boku, i padliśmy na nie. Natychmiast obróciłem się na bok, kładąc jedną rękę na brzuchu Gen, a drugą podpierając się. Złożyłem też krótki pocałunek na jej gładziutkim policzku, aby zaraz po tym przybliżyć się do niej jeszcze bardziej.
- Mówiłem ci już, że jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie? - wyszeptałem jej na ucho, uśmiechając się.
- Teraz już tak... - zaśmiała się dziewczyna.
- Hmm... A mówiłem już, że masz śliczny głos? - dopytałem.

Genuśka? Soriii, tyle czekałaś... :<

piątek, 20 lipca 2018

Od Jerry'ego cd Claudii

W pierwszym momencie miałem ochotę się roześmiać. W końcu byłem facetem i to w dodatku bez żadnych zobowiązań... Tymczasem Claudia bawiła się w moją matkę i mówiła mi co mam robić, a co nie. Później natomiast po głębszym przemyśleniu sprawy, to może miała i rację... Nagle miałem ochotę porządnie zdezynfekować sobie usta. Fuj... Jakimś magicznym cudem alkohol wyparował z mojego organizmu i trochę zrobiło mi się głupio. Nie dałem tego jednak po sobie poznać i jak zwykle zrobiłem dobrą minę do złej gry. Wzruszyłem jedynie ramionami z cwaniackim uśmieszkiem, przy okazji wkładając ręce do kieszeni bluzy.
 - A teraz panie i panowie specjalnie coś dla was. Otóż, przed wami hit tego lata. HAVANAAA! - Krzyknął DJ na co tłum zapiszczał.
Momentalnie moja głowa powędrowała ku górze i zacząłem nucić słowa tak dobrze znanej piosenki...
Havana oh na na
Half on my heart is in Havana oh na na~

- Znasz to? - spytała Claudia. W odpowiedzi skinąłem głową.
 - Każdy to zna... Chcesz zatańczyć? - Wyciągnąłem rękę w jej stronę.
Z początku nie była zbyt chętna i byłem pewien, iż właśnie wyobraża sobie jak całowałem się z tą laską.
 - Zapomnij o tym. To przeszłość, nie zmienisz jej. - Uśmiechnąłem się zawadiacko i pociągnąłem ją na sam środek parkietu.
Ludzi wokół było pełno. Mógłbym przysiąc, że była to jedna z tych imprez stulecia. Wszędzie czuć było pot, papierosy a chwilami nawet narkotyki. Hałas był niemiłosierny i właśnie to mi się podobało najbardziej. Musiałem odreagować i najlepszym sposobem na to była właśnie impreza. Okręcałem Claudię wokół własnej osi po to by chwilę później złapać ją w talii i przyciągnąć do swojego torsu. Idealnie w rytm muzyki. Czułem się jak podczas meczu. Jakby czas się zatrzymał i wszystko stanęło w miejscu. Nie liczył się nikt poza nami. Ponownie uśmiechnąłem się. Czyżby wszystkie trunki, które dzisiaj wypiłem wróciły do mnie ze zdwojoną siłą? Bardzo możliwe. Nie wiem jak dziewczyna czuła się w tym momencie, ale muszę przyznać, iż osobiście byłem usatysfakcjonowany. Piosenka dobiegła końca i dźwięk rozczarowania rozbiegł się po całym pomieszczeniu. Również Clau, bąknęła coś zirytowana pod nosem. Ja w tym czasie ukłoniłem się niczym rycerz swojej damie serca kilka wieków temu.
 - Dziękuję za taniec o pani... - Wyszczerzyłem się wymachując moją ręką we wszystkie strony.
Zdecydowanie byłem pijany. ZBYT pijany. Jak to dobrze, że są tu jeszcze pokoje do wynajęcia... Analizowałem każdy kąt klubu, aby znaleźć moich przyjaciół, zapewne równie podchmielonych jak ja. Szybko zdałem sobie sprawę, iż musieli się rozejść i teraz siedzą pewnie ze swoimi laskami w jednym z pseudo mieszkanek piętro wyżej.
 - Claudia?
 - Hmm?
 - Odprowadzisz mnie do pokoju? - Czknąłem chwiejąc się na nogach i łapiąc ją za ramiona żeby się nie przewrócić.


Claudia? Przyszło ci się użerać z pijanym Jerrusiem xD

piątek, 20 lipca 2018

Taehyung!

Imię: Otóż jego prawdziwe imię to Parys, ze względu na niezbyt przyjemną przeszłość i kilka wydarzeń musiał zmienić swoją tożsamość. Od teraz wołają na niego Taehyung bądź, po prostu Tae.
Nazwisko: Arancia
Płeć: Jak widać - mężczyzna
Wiek: 22 lata
Data urodzenia: 30 grudnia 1995 r.
Orientacja: Zawsze wszystkim powtarzał, że jest bi, chociaż o wiele bardziej podoba mu się płeć piękna.
Głos: Kim Taehyung
Profesja: Tancerz
Miejsce zamieszkania: Słoneczna Oaza
Charakter: Taehyung to naprawdę miły i uczynny chłopak. Bardzo zmienił się od czasów swojego dzieciństwa, kiedy to opuścił swoje rodzinne strony i nawet Maxine przyznała, że kiedyś zachowywał się kompletnie inaczej. Czasami zachowuje się dziecinnie. Często się śmieje, opowiada żarty i jest bardzo beztroski. Uwielbia adrenalinę i dreszczyk emocji, toteż często spotykają go różne, dziwne sytuacje. Zazwyczaj jest słodki, uroczy i uwielbia się przytulać, lecz kiedy chce potrafi pokazać swoją drugą twarz. Tę bardziej niebezpieczną, arogancką, chamską i przebiegła. Jest inteligentny, sprytny oraz chytry, więc nie należy go lekceważyć, gdyż pozory mogą mylić. Są też takie chwile kiedy jest w 100% poważny. Wtedy uśmiech w ogólnie nie gości na jego twarzy, łatwo się irytuje i wpada w dość melancholijny nastrój. W stosunku do nowo poznanych zachowuje się kulturalnie oraz miło. Warto również wspomnieć, że jest on dość towarzyską osobą. Zdecydowaną wadą chłopaka jest jego naiwność. Cały czas ukrycie wierzy, że ludzie są bezgranicznie dobrzy i każdemu daje drugą szansę. Czasem jest chamski i często nadużywa sarkazmu. Nie wiedzieć czemu, uwielbia ludziom wytykać ich wady i błędy, a przy tym często naśmiewa się z wszelkich niedoskonałości. Zazwyczaj jest szczery, chodź jest urodzonym kłamcą. Uwielbia mieszać, kręcić i stawiać innych w dziwnych i trudnych sytuacjach. Można też dodać, iż jest trochę obrażalski niczym małe dziecko. Często bierze za bardzo do siebie słowa innych. Zwłaszcza jeśli chodzi o jego wygląd...
Zainteresowania: Szczególnie ubóstwia tańczyć i śpiewać. Szczerze to mógłby zamieszkać na swojej sali treningowej i w wytwórni, w której pracuje. Oprócz tego uwielbia dobrze się bawić, a co za tym idzie jest częstym gościem we wszelkiego rodzaju klubach i na imprezach. Mimo to czasem woli posiedzieć w ciszy i spokoju. Wtedy zazwyczaj pisze teksty piosenek i wiersze. Jego nieodłączną przyjaciółką stała się również muzyka, wokół której kręci się cały jego świat. Lubuje się także we wszelkiego rodzaju sporcie, a między innymi jeździe konnej i piłce nożnej.
Aparycja: Cóż, jak na Koreańczyka to jest dość wysoki. A mianowicie mierzy 178 cm. Nie jest jakoś specjalnie umięśniony, aczkolwiek ma ładną figurę, którą zdecydowanie może się pochwalić. Dużo tańczy, więc jest wysportowany. Ma szczególne zamiłowanie do kolczyków i tatuaży, toteż ma przebite uszy w kilku miejscach, oraz kolczyk w wardze, lecz dość rzadko go nosi. Często farbuje włosy, więc ciężko opisać ich kolor na dłuższy czas... Raz są one szare, innym razem czarne, a czasem nawet niebieskie bądź blond. Oczy Tae są czarne, a większość mówi, iż jego spojrzenie jest w jakiś sposób puste i pozbawione emocji.
Wygląd: Jako wilk w sumie niezbyt wyróżnia się z tłumu. Jego futro jest szare z białymi przebłyskami, a do tego miękkie w dotyku i strasznie puszyste. Trzeba tutaj wspomnieć, iż bardzo dba on o swoją sierść i jest strasznym czyściochem. Nie jest jakoś bardzo wysoki, a i jego postawa jest taka sama jak innych wilkołaków. Jedyne co się zmienia w jego wyglądzie, to to że jego oczy z czarnych stają się błękitne co jest trochę dziwne...
Rodzina:
~Hunter Arancia
~Louise Arancia
~Maxine
Partner: Póki co nie myśli o tym zbytnio, ale czemu by nie?
Historia: Cóż, po ucieczce ze swojej rodzinnej watahy wpadł w bardzo złe towarzystwo. Nauczył się przemieniać w człowieka i w pełni wykorzystywać swoją umiejętność manipulacji oraz chytrość i spryt. Szybko jednak skończyły mu się ostatnie oszczędności, zaczął więc poszukiwania pracy, lecz wszystko poszło na marne. Po jakimś czasie po prostu się poddał i zaczął kraść. Pod idealną przykrywką i pseudonimem V. Napadał okolicznościowe sklepy i banki. W między czasie stał się najlepszym informatorem w mieście. Polegało to na tym, iż sprzedawał różnym gangom i grupom informacje o ich przeciwnikach i nieprzyjaciołach. Nie zawsze robił to uczciwie, lecz policja często przymykała oko na jego małe wybryki. Miarka się przebrała, gdy w pewnym momencie zaszedł za skórę pewnym przedsiębiorcom oraz bardzo wpływowym ludziom. Tamci od razu zlecili policji i innym służbą uciszenie Taehyunga, gdyż wiedział o nich za dużo i zagrażał ich firmie. A ze względu na to, że chłopak wręcz ubóstwiał adrenalinę to czerpał z tego niemałą radochę i dobrą zabawę. Sprawa zaszła jednak za daleko i gdy wówczas dziewiętnastolatek o mało nie przypłacił życiem - dał sobie spokój. Mimo to owy biznesmen obiecał, iż nastolatek jeszcze go popamięta, a zemsta nadejdzie już niedługo. Dlatego Parys zmienił tożsamość i oficjalnie stał się Taehyungiem. Postanowił również oddać się swojej pasji - muzyce. Zaczął tańczyć na ulicy, a później w szkółce tańca, gdzie zauważyła go pewna wytwórnia. Od tamtego czasu właśnie w niej pracuje jako tancerz.
Inne zdjęcia:

piątek, 20 lipca 2018

Od Anastasii do Jerry'ego

- Lucek! - krzyknęłam wsypując jedzenie do miski. Na zawołanie przy moim boku zjawił się gruby, rudy kocur. Czasami zastanawiałam się jak ten tłusty futrzak wciąż daje radę biegać, a raczej truchtać, bo prawdziwym kocim biegiem nie da się tego nazwać. Przy jego rozmiarach chyba łatwiej byłoby mu się toczyć. Delikatnie pogłaskałam sierściucha, po czym wstałam i ruszyłam do kuchni. Przede mną druga z rzędu i chyba ostatnia wolna sobota w całym najbliższym miesiącu, sobota kończąca mój dwutygodniowy letni urlop, sobota opierająca się tylko i wyłącznie na słodkim lenistwie. Jeszcze poprzedniego dnia sporządziłam dość ambitny grafik sobotnich zajęć, wiążący się ze sporą dawką aktywności fizycznej, jednak wszystkie plany spaliły na panewce przez mojego największego wroga - pogodę. Od rana niemiłosiernie lało, a do tego było strasznie zimno. W dni takie jak ten jedyne na co miałam ochotę to ciepły koc, gorąca herbata, dobra książka i ogień kominka. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Już po chwili w kominku buchał wesoły ogień, wspaniale oświetlając pomieszczenie i jednocześnie tworząc cudowną, bajkową atmosferę. Ze schowka, ukrytego pod jedną z puf wygrzebałam malinowo-imbirową herbatę, po czym zaparzyłam ją w dużym, różowym kubku. Na moim ulubionym fotelu rozłożyłam koc, a obok niego, na stoliku położyłam napar. Jedyne czego mi brakowało to książka i tu czekał na mnie najtrudniejszy wybór. Po dłuższej chwili stwierdziłam, iż nie mam odpowiedniego nastroju aby bawić się w książki przygodowe czy kryminalne, tylko jak każda singielka po czterdziestce lub mówiąc kolokwialnie stara panna sięgnę po jakieś tanie romansidło. Ostatecznie zdecydowałam się na klasyk, jakim były "Wichrowe Wzgórza". Nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Czyli z czytania nici... Westchnęłam głośno i otworzyłam drzwi. Na werandzie ujrzałam Jerry'ego.
- Musisz mi pomóc ciociu.

Jerry? Ciocia Nastia powraca!

czwartek, 19 lipca 2018

Od Riley CD Gabriela

- Nie idź! - stęknęłam, kiedy Leith nieoczekiwanie przerwał pocałunki, by odebrać drący się z sąsiedniego pokoju telefon. Kurde. Jak Boga kocham, kiedyś rozp*eprzę te cho*lerne urządzenie na kilkaset maleńkich kawałeczków. Jak się ma czas i ochotę na rozmowę to nikt nie jest łaskaw zadzwonić, a kiedy już trafi się ta jedna wyjątkowa chwila nagle wszyscy mają jakiś interes. Eh, a było tak przyjemnie...
- Zaraz wrócę skarbie - padło w odpowiedzi, a potem nastała wyjątkowo irytująca cisza. Woda stopniowo zaczynała stygnąć, a Gabriel rozmawiał już przez dobre parę minut, więc stwierdziłam, że najsensowniej byłoby wyjść już z wanny, czego nie ułatwiał fakt, iż mój ukochany postanowił przykuć mnie do kranu. Kurde. Znowu kran. Szarpnęłam ręką z całej siły, wyzwalając dłoń z paska i... przy okazji nieopatrznie wyrywając uszczelkę, przez co na ścianę obok poleciał elegancki strumień wody. No super. Szybko narzuciłam na siebie szlafrok przelatując wzrokiem po pomieszczeniu, które z każdą minutą coraz bardziej zaczynało przypominać basen. Zawór, zawór, zawór, zawór... Gdzie on właściwie jest?
- Ash, pomożesz? - wysyczałam ściągając wszystko, co aktualnie znajdywało się na kamiennych płytkach, aby uchronić przed powodzią choć część swoich rzeczy; jednak ukochany wciąż nie dawał żadnych znaków życia. Na szczęście nawet taka kaleka hydrauliczna jak ja czasem z pomocą losu i odrobiny spostrzegawczości mogła wypatrzeć zawór znajdujący się przy rurze zamontowanej koło wanny. Szybko zakręciłam wodę i ignorując już powódź w pomieszczeniu poszłam sprawdzić co mój chłopak robi przez tyle czasu. Ku memu zaskoczeniu zastałam go siedzącego na łóżku z komórką ściśniętą w jednej ręce.
- Gabiriel... - spojrzałam na mężczyznę zmieszana. Wydawał się taki... smutny, bez życia. Nigdy dotąd nie widziałam go w takim stanie - Kochanie, co się stało?
- Nic... - mruknął ciemnooki wciąż nie odrywając wzroku od drewnianej posadzki.
- Jak to nic? Przecież widzę, że coś jest nie tak... - usiadłam obok kładąc dłoń na jego ramieniu - Co się dzieje?
- Moja ciotka, Francesca, ona... - zacisnął pięści nabierając powietrza i westchnął ciężko - Zmarła.
Przez moment zupełnie nie wiedziałam co powinnam powiedzieć. Wiem co to znaczy stracić kogoś bliskiego, ale jeszcze nikt z mojej rodziny nigdy nie umarł. Bez słowa objęłam chłopaka i przez pewien czas siedzieliśmy w zupełnej ciszy.
- Nie byliśmy sobie zbyt bliscy... - wyszeptał przez ułamek sekundy odciągając spojrzenie od ciemnych, dębowych paneli, po czym zerknąwszy na mnie kontynuował - Ja i Avril zawsze byliśmy jej obcy i raczej nie próbowała nawiązać z nami żadnej bliższej relacji, aczkolwiek babcia mogła na nią liczyć, kiedy zaszła taka potrzeba... - stwierdził odkładając telefon na szafkę nocną i znów spuścił wzrok.
- Hej, wszystko będzie dobrze... - ujęłam jego rękę, spoglądając na twarz bruneta - Przejdziemy przez to razem, rozumiesz?
- Chyba nie wyszła nam randka - zauważył siląc się na lekki uśmiech, który mimo wielkich starań chłopaka wciąż przysłaniało przygnębienie.
- Aj, walić randkę! Jeszcze będziemy mieć nie jedną okazję - machnęłam dłonią, wyjmując z szafy jeden ze szlafroków i podałam go Ashley'owi, całując go w policzek - Pójdę zaparzyć nam herbatę, a ty się ubierz. Nie wchodź tylko na razie do łazienki, przed chwilą zakręciłam zawór...
W odpowiedzi na mój niezbyt stosowny w obecnej sytuacji komentarz mężczyzna uniósł brwi odrobinę zaskoczony - Zawór?
- No tak... Chyba kolejny kran będzie do wymiany... - wzruszyłam ramionami z zakłopotaniem podając mu kawałek oderwanego, metalowego uchwytu z pięknymi śladami pazurów, po czym skierowałam się szybkim krokiem w stronę kuchni. Było mi żal Gabriela, a nie miałam pojęcia jak mu pomóc... Chyba nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić co w tej chwili przeżywał.
Westchnąwszy cicho dolałam gorącej wody do czekającej już w kubkach esencji, aby po chwili powędrować z powrotem do sypialni. Odstawiwszy naczynia na stolik obok przeskanowałam ukochanego wzrokiem od góry do dołu.
- Kładź się - rozkazałam w końcu.
- Riley, przepraszam cię, ale nie mam teraz... - zaczął ściszonym głosem lecz przerwałam mu nim zdążył dokończyć zdanie.
- Kładź się i nie dyskutuj. Chcę ci zrobić masaż, głuptasie - przewróciwszy oczyma pchnęłam mocniej ciemnowłosego, który mimowolnie wylądował na łóżku (a może zrobił to specjalnie? Sama już nie wiem).
Wbiłam opuszki palców w plecy Gabriela, sentymentalnie gładząc poszczególne mięśnie, a następnie zataczając koła, przesunęłam dłonie wyżej, mocniej uciskając barki, przy czym chłopak cicho syknął; więc na moment znów wróciłam do niższych partii kręgosłupa.
- Zrelaksuj się... - uśmiechnęłam się, składając pocałunek na ramieniu wybranka, który choć wciąż pogrążony w rozmyślaniach zdawał się być już nieco spokojniejszy aby niedługo potem odpłynąć gdzieś we śnie.
Zgasiwszy lampkę nocną, ostrożnie nakryłam go kołdrą, a sama powędrowałam jeszcze na chwilę do łazienki żeby ogarnąć to domowe jezioro, jednak po wielominutowych staraniach doprowadzenia tego całego bałaganu do ładu wszystkie ścierki oraz papierowe ręczniki się pokończyły, a ja straciłam siłę i ochotę na sprzątanie, więc po prostu dałam sobie spokój i padłam na łóżko obok Gabriela.
~•~●~•~
Budzik rozwył się strzelając głupawą melodyjką na wszystkie możliwe strony. Nie do wiary że kiedyś lubiłam ten utwór. Cóż, w sumie jak cię coś na co dzień wyrywa brutalnie ze snu nie trudno to znienawidzić... Riley, czym ty sobie zawracasz głowę o tej porze? Przekręciłam się na drugi bok zerkając na chłopaka, którego na szczęście nie zbudził sygnał alarmu. Leniwie zwlokłam się z łóżka, powolnym krokiem kierując się w stronę drzwi kuchennych. W głowie miałam tylko jeden cel - kawa. Tak, tego mi było potrzeba. Usadowiłam się wygodnie na krzesełku z kubkiem gorącego napoju w dłoni, przez pewien czas przypatrując się widokom za oknem. W zasadzie to nie było specjalnie czego tam podziwiać. Bure chmury przysłoniły niebo, by niedługo potem zgotować roślinom solidną letnią ulewę. Eh, znając moje szczęście deszcz będzie towarzyszyć mi całą długą drogę i odpuści dopiero kiedy dotrę już do pracy. Z racji tego, że zostało mi jeszcze ponad pół godziny do wyjścia, ogarnęłam się szybko i postanowiłam dokończyć porządki w łazience, z której to woda zdążyła już elegancko wypłynąć na korytarz.
Nieoczekiwanie usłyszałam ciche kroki za plecami i odwróciwszy się przez ramię ujrzałam stojącego w drzwiach Gabriela. Z wyrazu jego twarzy wyczytałam, że chyba nie czuje się ani trochę lepiej.
- Co robisz? - zerknął na mnie zmieszany, gdy zgarnęłam ze stołu komórkę wybijając szybko numer.
- A jak myślisz? Dzwonię do szefowej żeby wziąć wolne. Przecież nie zostawię cię tu samego - mruknęłam szperając w kontaktach, jednak brunet wyrwał mi telefon bezpośrednio z dłoni.

Gabryś? Troszku nudnawo wyszło :<

czwartek, 19 lipca 2018

Od Claudii CD Jerry'ego

Przyznam szczerze, iż widok owej sytuacji wyjątkowo mnie zniesmaczył. Może to i dziwne, ale dla mnie widok całujących się w klubach ludzi jest obrzydliwy... zwłaszcza teraz, gdy jedno z nich to mój przyjaciel. Poza tym, mam złe wspomnienia z tym związane... Ech, dobrze że to już minęło.
Po jakimś czasie rozmyślań (o ile to można nazwać rozmyślaniami) zdałam sobie sprawy z tego, że Jerry stoi przede mną.
- Em... Coś nie tak? - zapytał, patrząc na mnie jakbym właśnie powiedziała coś bardzo dziwnego.
- Wszystko ok, tylko... - powiedziałam, nerwowo przygryzając część dolnej wargi. W moim głosie słychać było nutę... Odrazy? Obrzydzenia? A może po prostu niepewności? - Co to było, tam na górze? - wskazałam mały ,,balkon'', znajdujący się w strefie VIP.
- E... Mówisz o?... - powiedział, a widząc moje skinięcie głową niepewnie wskazując kciukiem balkon na którym to niedawno jeszcze siedział. - To tylko...
Westchnęłam cicho. - Znasz ją chociaż? Jest jakąś bliżej znaną ci osobą, czy coś? Co najmniej koleżanką?
- No, w sumie jakby nie ale...
- No i w tym problem. - po raz kolejny westchnęłam. - Wiesz, że to tak trochę... No, nawet bardzo... Niegrzecznie, no nie? - zmierzyłam chłopaka pytającym wzrokiem. - Wiesz, nie żebym miała coś do ciebie, ale nie chcę, abyś zachowywał się jak totalny prostak, pustak, i takie tam inne... Byłam kiedyś w podobnej sytuacji, tak więc teraz wiem, jakie to obleśne...

Jerry? Lekcja na przyszłość od Camzi-V2 XD

środa, 18 lipca 2018

Od Jerry'ego CD Claudii

 - Przepraszam... Nie chciałam cię w to mieszać... - powiedziała, a kilka samotnych łez spłynęło po jej policzkach.
Spojrzałem na nią w lustrze i przyznam, iż nie wiedziałem co zrobić. Nie należałem raczej do typów, którzy chętnie okazują uczucia i są dobrzy w pocieszaniu... Westchnąłem więc tylko i zakręciłem wodę w kranie po czym podszedłem bliżej dziewczyny i delikatnie ją do siebie przytuliłem, przy okazji głaszcząc jej włosy. Nie wiem skąd wzięło mi się na takie pieszczoty, no ale nie zostawię tutaj zdruzgotanej dziewczyny, o którą się niedawno biłem prawda?
 - To nie twoja wina. - bąknąłem pod nosem, chodź nie wiem czy w ogóle mnie usłyszała. - Musiałem stanąć w twojej obronie, inaczej moja duma by ucierpiała hah... - Próbowałem zmusić się do krótkiego uśmiechu ale... coś nie wyszło.
Claudia jeszcze kilka razy pociągnęła nosem, a przy okazji trwaliśmy tak w  uścisku kilka minut.
 - Chyba trochę pomoczyłam ci koszulę... - Wskazała palcem na mokre plamy na moim ubraniu.
 - Trudno... Koszula w tym momencie jest bez znaczenia Clau. - Poklepałem ją jeszcze po ramieniu. - A teraz wybacz, ale muszę sobie to trochę przemyć. - Odparłem dotykając dłonią mojej rozciętej wargi.
Claudia bez słowa urwała trochę chusteczek z uchwytu do papieru i delikatnie namoczyła materiał.
 - Daj. - Odsunęła moją rękę od twarzy i przyłożyła zimny okład do moich ust. To samo zrobiła chwilę później z policzkiem, łukiem brwiowym i moim okiem.
Dobra, muszę przyznać, że trochę ucierpiałem... Pocieszałem się jedynie tym, iż mój przeciwnik skończył o wiele gorzej niż ja iii... chyba na przyszłość zapamięta, że takich rzeczy się po prostu nie robi.
 - Skończone! - Klasnęła radośnie w dłonie a resztki papieru wyrzuciła do kosza. Jeszcze tylko wzięła jeden kawałek z tego w co na jakimś filmiku z fifth harmony camila cabello walła ręką i to tak odpadło. (musiałam xd)
Wtem w mojej kieszeni coś zawibrowało. Wyciągnąłem więc telefon z kieszeni i ujrzałem wiadomość od Jimina - mojego znajomego.

00:48
Od: Jiminie <333

Jerry? Gdzie ty żeś polazł? Nie widziałem cię od czasu tej twojej bójki, a minęło już dobre pół godziny... Wracaj bo chłopaki się martwią! ><

Uśmiechnąłem się na widok sms-a. Cóż, Jimin był moim najlepszym przyjacielem, więc pochlebiało mi to jak się o mnie martwił.
 - Chodźmy już. - powiedziałem machając głową, tym samym dając jej znak by podążyła za mną. - Martwią się.
*~*~*~*
Było już grubo po drugiej w nocy, a impreza trwała w najlepsze. Siedzieliśmy z kumplami z klubu w loży VIP. Oczywiście gdzieś tam obok mnie znajdował się Jimin żywo rozmawiając i nakręcając całą rozmową. Większość chłopaków poznajdywało sobie już jakieś panie do towarzystwa. W sumie to tylko ja zostałem bez jakiejś laski. Nie mogłem wyhaczyć nigdzie Claudii, więc całą swoją uwagę skierowałem na siedzącą obok brunetkę. Kilka razy wymienialiśmy się spojrzeniami i uśmiechami czym dała mi do znaczenia, że również jest mną zainteresowana. Jednak alkohol robi swoje z człowiekiem i wtedy nie myśli się dość racjonalnie. Koszykarzom powoli zaczynało się nudzić, więc padła propozycja gry w butelkę. Wyzwania i pytania nie były zbyt... normalne dla trzeźwego człowieka, toteż gdy trafiło na mnie, miałem za zadanie pocałować właśnie ową brunetkę. Uśmiechnąłem się tylko zadziornie i bez większych przeciwwskazań złożyłem delikatny pocałunek na jej wargach. Po chwili przemieniło się to jednak w coś głębszego. Wszyscy wokół zaczęli wiwatować i klepać mnie po plecach w wyrazie uznania. Wtedy poczułem na sobie czyiś wzrok. Mimowolnie odwróciłem głowę w lewo gdzie stała Claudia uważnie mi się przyglądając.

Claudia? Jaka reakcja? ;3

wtorek, 17 lipca 2018

Syanna Elvira!

Imię: Syanna Elvira. Nie przeszkadzają jej wszelkie zdrobnienia, a sama używa najczęściej takich skrótów jak Ann czy Elvi. Jej pobratymcy zwykli również określać ją mianem "La Loba", nawiązując tym do starej opowieści.
Nazwisko: Navarro. Przejęte po ojcu, gdyż te matki zbytnio zwracałoby uwagę ludzi.
Płeć: Żeńska
Wiek: Niedawno skończyła 19 lat.
Data urodzenia: 1 lipca 1999 roku
Orientacja: Heteroseksualna
GłosWondra
Profesja: Kwiaciarka
Miejsce zamieszkania: Po Bratersku
Charakter: Wystarczy spojrzeć na twarz Syanny, na której zawsze gości delikatny uśmiech, aby poznać w dużym stopniu jej charakter. Dziewczynę można śmiało określić mianem dziecka szczęścia, ponieważ od samego początku, kiedy tylko pojawiła się na tym świecie, cieszyła się nawet najmniejszymi rzeczami, swoją radością zarażając innych wokół. Z tego powodu, babka Syanny zwykła mówić, że jej wnuczka musi być jakąś czarownicą, gdyż żaden człowiek nie posiada takiej aury wokół siebie. Młodej Elvi spodobało się to do tego stopnia, że zaczęła interesować się wszelkimi kultami z pogranicza magii, co zostało jej do teraz, dlatego zdarza się jej mówić tajemnicze formułki, kiedy nie wie, co odpowiedzieć. A taki stan rzeczy pojawia się stosunkowo często, gdyż ta niepoprawna optymistka jest nieśmiałą osóbką, która rzadko odezwie się pierwsza, a na każdy komplement reaguje słabym uśmiechem, spuszczeniem głowy i cichym "Dziękuję". Kiedy jednak polubi kogoś bardziej, staje się niezwykle ciepłą i opiekuńczą osobą, gotową zrobić wszystko, aby pomóc przyjacielowi w nawet najciemniejszych chwilach jego życia.  W kwestii opieki nad drugim człowiekiem, ma tendencję do "matkowania": czy to pilnuje, aby nie było za zimno w pokoju, czy aby zimą czapka znajduje się na głowie, czy przestrzegane są godziny posiłków. A jeśli tylko usłyszy, że ktoś kaszle, od razu pojawi się obok, zaopatrzona w koc i głowę pełną ludowych, sprawdzonych przepisów na leki. Tylko nie próbuj mówić, że jej syrop z buraków jest niedobry Syanna długo chowa urazę, nawet jeśli tego nie okazuje.
Zainteresowania: Découpage, wyszywanie oraz układanie kwiatów, czyli głównie zajęcia związane z kreatywnością. Pielęgnuje również swój ukryty w lesie ogródek.
Aparycja: Dziewczę te nie jest specjalnie wysokie, głównie za sprawą genów ze strony matki. Ot, zaledwie sto sześćdziesiąt siedem centymetrów wzrostu, licząc od ziemi do czubka głowy. Do tego jej ciało jest stosunkowo chude i niezbyt umięśnione. Wystarczy powiedzieć, że nadgarstek Syanny można z łatwością objąć palcami, a i przy talii wystarczy użyć tylko swoich obu dłoni. Z tego powodu, panienka Navarro była nazywana przez niektórych członków dużej familii lalką, gdyż po dodaniu do ogólnego wyglądu Elvira jej jasnej jak na hiszpańskie standardy skóry, można rzeczywiście odnieść wrażenie, że spogląda się na większą wersję tej właśnie zabawki. Jednak w prawdziwym świecie nic nie jest idealne, a każdy ma jakieś wady czy skazy. W przypadku dziewczyny, są to ciemne przebarwienia na ciele, widoczne najbardziej na twarzy i rękach, będące swoistą odmianą bielactwa. Te największe są najczęściej zakrywane przez jasnobrązowe proste włosy, posiadające w sobie rudawe kosmyki. Na szczęście dziewczyny, jej oczy w odcieniu złocistego karmelu otoczone gęstymi rzęsami odciągają uwagę ludzi od tego defektu.
Wygląd: Z racji tego, że Syanna należy do gatunku kojotołaków, w przeciwieństwie do innych mieszkańców tych okolic przemienia się właśnie w to mniejsze od wilka, lecz równie niebezpieczne zwierzę. Zaczynając od cech ogólnych, w kłębie mierzy niecałe pół metra, a chude, gibkie ciało, przyzwyczajone do przemierzania kilometrów na preriach, waży około dwunastu kilogramów. Puchaty ogon, zazwyczaj wyprostowany, dodaje kilkadziesiąt centymetrów jej ciału, przez co te w sumie mierzy prawie półtora metra. Pysk, równie chudy co reszta kojota, jest o wiele ostrzejszy niż u wilka, a w dodatku zwieńczony dużymi uszami. Zęby mimo wszystko są ostre i zdolne z precyzją drapieżnika powalić mniejsze sarny. Całe zwierzę porasta szorstkie futro, będące mieszanką kremowej, brązowej i czarnej barwy, układając w wzór, który pomagało samicy przeżyć w dawnym domu.
Rodzina:
~ Chus Navarro - Ojciec, kojotołak, a co za tym idzie, mentor dziewczyny w kwestii jej "daru". Urodzony w Hiszpanii, lecz po narodzinach najmłodszego z braci Syanny, przeniósł się z rodziną do Meksyku
~ Anne - Marie Lacroix - Matka, rodowita Francuzka, będąca wilkołakiem. Prawdopodobnie dzięki niej dziewczyna ma talent do kreatywnych działań.
~ Matilde Navarro - Babka Syanne, blisko związana z wnuczką, nauczyła ją wielu przydatnych, ludowych przepisów i tradycji
~ Carmen Navarro - Starsza siostra dziewczyny, również kojotołak
~ Remigio Navarro - Brat bliźniak Syanny, będący wilkołakiem
~ Etienne Navarro - Najmłodszy z rodzeństwa, jedyny człowiek w rodzinie
Partner: Chętnie znajdzie osobę, z kim mogłaby spędzić resztę swojego życia.
Historia: Całe życie dziewczyny było szczęśliwe. Oczywiście, były w nim wzloty i upadki, lecz zawsze, najczęściej przy pomocy całkiem sporej rodziny, wszystko wracało do normalności, a Syanna mogła cieszyć się ze swojego losu. Dlatego dziwnym było, że Elizabeth postanowiła po swoich osiemnastych urodzinach opuścić rodzinne gospodarstwo, gdzie się wychowywała, aby następnie wyruszyć w nieznane, szukając swego miejsca na świecie. Po wielu przeprowadzkach, udało jej się trafić na tereny w pobliżu Puszczy Liberos, a kiedy tylko znalazła się w leżącej obok mieścinie, uznała, że to tutaj osiedli się na stałe i rozpocznie nowe życie. Bojąc się jednak, że nie będzie mile widziana z racji swojej rasy, ukrywa fakt, że nie pasuje nieco do innych, nie pokazując się nikomu po przemianie. W duchu liczy jednak, że spotka kogoś, kto zaakceptuje ją taką, jaka jest, nie patrząc na różnice.
Ciekawostki:
~ Nigdy w życiu nie piła kawy
~ Uwielbia marcepan i migdały, najlepiej w formie słodyczy
~ Posiada sporą kolekcję książek o wicca i białej magii
~ Chciałaby nauczyć się jeździć konno
Inne zdjęcia: