Ariana | Blogger | X X

czwartek, 24 grudnia 2020

Od Andrewa CD Jimina

 Gdy tylko ujrzałem tę idealną, niemalże białą skórę, wręcz proszącą się o dobrą opiekę, temat pierścionka stał się nieistotny. Szczerze to mógł mi nawet zgnić razem z palcem, dopóki ten chłopiec był w zasięgu mojego pragnienia, dopóty nie liczyło się dla mnie nic innego. Zaśmiałem się w duchu, choć dla oczu Jimina ograniczyłem się jedynie do triumfalnego uśmieszku. A więc mnie pragnął... Nie chciał tego przyznać i skutecznie mnie zwodził, lecz ostatecznie nie mógł zaprzeczyć, że wbrew wszystkim słowom był więźniem swej pokusy, zupełnie tak jak ja. 
Nie ruszyłem się jednak o krok. Napawałem się tym widokiem, by jak najlepiej go zapamiętać, bo okazja równa tej mogłaby nie zdarzyć się zbyt szybko. Blondyn sunął delikatnymi dłońmi po swym boskim ciele, uwodząc mnie spojrzeniem. Wręcz pożerałem go wzrokiem, dobrze wiedząc, że właśnie taki jest jego cel.
- Pozwolisz, bym się rozmyślił? - mruknął uwodzicielsko, przeszywając mnie wręcz swym prowokującym wzrokiem. Byłem w tym momencie dla niego niczym boska pokusa, więc jak mógłbym odmówić. Ruszyłem z wolna w jego kierunku, nie kwapiąc się nawet, by wcześniej zamknąć dokładnie drzwi. Szum wody i gardłowe jęki skutecznie zniechęcą potencjalnych gości. Gdy tylko przekroczyłem próg prysznica, blondyn z miejsca zamknął moje usta w pocałunku. Zdziwiło mnie to, zwłaszcza, iż nie było to typowe dla niego zachowanie, jednakże jak mógłbym na to narzekać. Szczerze mi tego brakowało. Zniecierpliwiony od razu podążył dłońmi w kierunku mojego krocza, co niezmiernie mnie rozbawiło, jednak powstrzymałem go w połowie drogi. Miałem zupełnie inny plan. Jeśli takowe sytuacje miały zdarzać się tak rzadko, to musiałem zadbać o to, by Jimin jak najlepiej to zapamiętał i mimowolnie wracał do tego wspomnienia. Schowawszy dumę do kieszeni, zdecydowałem zaserwować mu niezapomniane wrażenia. Popchnąłem go delikatnie, by rozpalonymi plecami oparł się o zimne kafelki na ścianie, a jego drobne nadgarstki przytwierdziłem dłonią do ściany. Ustami przylgnąłem do jego wilgotnej szyi, zostawiając na niej purpurowe ślady, a słodki zapach jego skóry odurzył mnie bardziej, niż pite zeszłej nocy whiskey. Ciche westchnięcie, które wówczas wyrwało się z jego piers,i było dla mnie najlepszą możliwą zachętą. Wolną dłonią objąłem jego na wpół pobudzone przyrodzenie, pieszcząc je posuwistymi ruchami. Zdziwiony otworzył szeroko oczy, zaskoczony takim obrotem sprawy, który bądź co bądź nie zdarzał się często, lecz kilka sekund później zmrużył je pod wpływem podniecenia, którego nieskromnie mówiąc, byłem powodem. Jednakże owa, grzeszna czynność, była tylko wstępem do niespodzianki, jaką planowałem mu zaserwować. Kilka chwil wystarczyło, bym doprowadził chłopaka do stanu pełnej gotowości, co zresztą wcale mnie nie dziwiło. Gdy tylko poczułem satysfakcjonującą twardość wewnątrz mej dłoni, przeniosłem pocałunki niżej, stopniowo wzdłuż torsu, ostatecznie klękając przed nim, wpatrując się w jego oczy wzrokiem przepełnionym grzesznym pożądaniem. Osłupienie, w jakie wprawiłem go owym aktem, było niemalże nie do opisania, co wywołało we mnie nieme poczucie zwycięstwa. W końcu blondyn, wiedząc, co go czeka, odrzucił głowę w tył, zagryzając delikatnie wargę, pozwalając tym samym by ciepły, drobniutki deszcz prysznicowych kropel spływał po jego słodkiej buźce. Z triumfalnym uśmiechem, obserwowałem tę reakcję i zniecierpliwienie na twarzy chłopaka. W końcu litościwie oblizałem wargi i bez zbędnych ceregieli objąłem główkę jego członka gorącymi ustami. Jęk, którym wówczas mnie zaszczycił, wart był więcej, niż jakiekolwiek puste słowa. Zachłannie sunąłem ustami po jego męskości, kreśląc językiem drobne kółka i drażniąc tym samym wszystkie wrażliwe punkty, rozkoszując się brzmieniem cichszych jak i głośniejszych westchnięć, w akompaniamencie szumu wody oraz rytmu jego przyśpieszonego oddechu. Blondyn w akcie bezsilności wplótł palce w moje włosy, lecz jak na grzeczną dziwkę, którą oczywiście nie był, przystało, nie próbował nade mną zapanować, bym dalej miał kontrolę nad jego filigranowym ciałkiem. Wiedział, jak głupie by to było. Jednakże wraz z każdym ruchem drobna dłoń zaciskała się coraz bardziej na ciemnych kosmykach, co w fazie końcowej dość boleśnie odczułem, choć była to raczej słodka tortura, niby hołd dla moich starań. W końcu gdy poczułem, jak każdy mięsień Jimina spina się zwiastując orgazm, wepchnąłem całe przyrodzenie, najgłębiej jak się dało, by po paru sekundach poczuć jego spermę zalewającą moje gardło. Fakt, że doszedł z moim imieniem na ustach, trafił wprost do mojej męskości, która od samego wejścia pod prysznic domagała się uwagi. 
- Chyba pora na rewanż, prawda? - rzuciłem. oblizując usta.
- Należy ci się jak nigdy dotąd. - odparł cicho, wciąż desperacko łapiąc oddech, by przywrócić swoje wszelkie czynności życiowe do prawidłowego stanu. 

time skip prosiaczki

- To było... - westchnął Jimin wychodząc spod prysznica, gdy jego głos w końcu zaczął z nim współpracować. 
- Niesamowite? Genialne? Najlepsze w twoim życiu? Obezwładniające? Absolutnie idealne? - zasugerowałem, opatulając go w puszysty ręcznik. Blondyn uniósł lekko brew, zdziwiony nagłym aktem troski z mojej strony, lecz po tym co zdarzyło się przed chwilą, już raczej nic nie powinno być dla niego zaskoczeniem. 
- Niezłe. - dokończył krótko. - A najlepsza była wizualizacja liczby zer na moim koncie, gdy ta cała szopka się skończy. - uniósł drwiąco jeden kącik ust. To krótkie, puste stwierdzenie sprawiło, że uśmiech natychmiast spłynął mi z twarzy, a to wszechogarniające poczucie satysfakcji uleciało w niebyt. Jak mógłbym zapomnieć. Która z naiwnych, bardziej ludzkich części mnie pozwoliła mi wierzyć, że w tym całym teatrzyku, choć ta scena była prawdziwa. Nawet w filmach zdarzają się sceny, w których aktorzy nie muszą udawać, lecz moje życie filmem nie było i to pod żadnym pierdolonym aspektem. 
- Już niedługo, a potem będziesz mógł iść w pizdu, byle z dala ode mnie. - burknąłem, a każde przepełnione kłamstwem słowo rozchodziło się echem po moim ciele, niczym trujący jad. - A im bardziej niszczysz każdą chwilę, która mogłaby choćby udawać normalność, utwierdza mnie to jedynie w przekonaniu, że im prędzej się pożegnamy, tym lepiej. - dodałem, przyjmując kamienny wyraz twarzy. I czemu choć wiedziałem, że oba zdania są jak najbardziej prawdziwe, a nawet adekwatne do naszej relacji, tak bardzo nie chciałem ich zaakceptować. Nagle ciszę przerwało ciche skrzypnięcie podłogi w sypialni. Nie byliśmy sami. 
W biegu okryłem się ręcznikiem i w trzech krokach pokonałem odległość dzielącą mnie od drzwi. 
- Maze... - mruknąłem, co zresztą nie zabrzmiało zbyt elokwentnie. Cholera, jest źle. - Jak długo tu jesteś? - spytałem, modląc się, by okazało się, że weszła przed sekundą, jednak wyraz jej twarzy mówił coś zupełnie innego. 
- Jakoś od momentu "Och Andy" aż do "iść w pizdu". - odpowiedziała, przeszywając mnie wzrokiem wyrażającym głęboki szok. Wbiłem spojrzenie w sufit, błagając, by na mnie spadł, kończąc mą egzystencję, pełną życiowych porażek. 
- Cokolwiek się między wami dzieje, jest ze mną bezpieczne, ojciec się nie dowie, ale czy możecie mi do cholery jasnej powiedzieć o chuj chodzi?! - rzuciła stanowczo. - I nie radzę kłamać gołąbeczki, bo już nie dam się nabrać. - dodała drwiąco, ciskając oczyma pioruny. No to mamy przejebane.


Jimin?

środa, 9 grudnia 2020

Od Jimina do Andrewa

 Gdy mężczyzna wszedł pod prysznic, ja w tym czasie runąłem na jego łóżko unosząc rękę ku sufitowi i uważnie przyglądając się wręcz idealnie pasującej obrączce. Kiedyś (gdy jeszcze żyłem na własnym utrzymaniu) lubiłem nosić sygnety i zakładałem je dość często, bo dodawały mi powagi. Plus dzięki nim często miałem większe branie niż zwykle. Cóż, diabeł tkwi w szczegółach, prawda?

 - Jak to nie możesz tego zdjąć pajacu? - warknąłem w odpowiedzi na jego krzyk. 

Uniosłem się leniwie z idealnie pościelonego łóżka i wstałem wyraźnie niezadowolony po czym łaskawie skierowałem swoje kroki do łazienki szatyna. 

 - Mógłbyś się ubrać? - spytałem unosząc brwi ku górze gdy tylko zauważyłem jego nagie ciało.

Wróć. Jego perfekcyjne nagie ciało. Prawda była taka, że kręcił mnie jak cholera, miałem to szczęście, iż mój sponsor był przystojny i spełniał wszystkie moje wymagania. W końcu nie zrobiłbym z siebie dziwki dla jakiegoś ohydnego starucha. Nawet ja posiadałem resztki moralności i zahamowań. Andrew był szczupły, aczkolwiek widać było lekki zarys mięśni. Do tego bardzo wysoki, a kruczoczarne włosy odznaczały się na tle bladej skóry. Lepiej trafić nie mogłem. Oblizałem się lustrując go wzrokiem od góry do dołu.

 - Nie mógłbym, bo wtedy pozbawiłbym cię tego pięknego widoku. - Podszedł bliżej i na ułamek sekundy chwycił mój podbródek tak bym patrzył się mu prosto w oczy.

- Nie jest mi on do niczego potrzebny wyobraź sobie. - Odepchnąłem go od siebie, a on odsunął się aczkolwiek zapewne dla tego, że sam tak postanowił aniżeli pod wpływem mojej siły, bo tak naprawdę jej nie miałem.

Delikatnie chwyciłem jego dłoń, na której znajdował się zakupiony nie tak dawno pierścionek i przyjrzałem mu się uważnie. On również wydawał się wręcz idealnie leżeć na palcu mężczyzny przez co nie powinno być żadnych problemów ze ściągnięciem go. Nie uciskał ale nie był też luźny. Jakby wykonany idealnie na zamówienie z dokładnością co do milimetra. Przejechałem opuszkiem po obrączce, a następnie chwyciłem chcąc ściągnąć ją jednym płynnym ruchem. Z rozczarowaniem doszedłem jednak do wniosku, że nic to nie działo. Zamyśliłem się na chwilę próbując wszelkich sposobów - kręcąc nim na boki, czy ciągnąć jeszcze mocniej.

 - Cholera. - zakląłem cicho nie wiedząc co zrobić. - Mój się zdejmuje normalnie. Patrz. - Powiedziałem chcąc na potwierdzenie swoich słów właśnie to wykonać, aczkolwiek również z marnym skutkiem.

 - No co jest... - Zaczął Andrew przyglądając się moim nieudolnym próbom zrobienia czegokolwiek. - Nie wiem dlaczego to nie działa...

Zacząłem przyglądać się własnej dłoni niczym dzieciak, który pierwszy raz w życiu zobaczył biedronkę i koniecznie musi obejrzeć ją z każdej strony, a następnie dotknąć i dokładnie zbadać. 
Przez myśl przemknęło mi, że może powinienem po prostu wygooglować w internecie co nieco i znaleźć jakiś sposób na zdjęcie tego cholernego pierścionka. Wtedy będę mógł pochwalić się Andy'emu i patrzeć jak ten męczy się ze zlikwidowaniem własnego problemu. Uśmiechnąłem się zadziornie sam do siebie.

 - Idź się umyć. A ja coś jeszcze pomyślę. - Dodałem po chwili przybierając przy tym obojętny ton głosu.

 - Tobie też by się przydało nie sądzisz? - Dobrze wiedziałem co ma w planach zaproponować i musiałem przyznać, iż propozycja sama w sobie była dość kusząca zwłaszcza, że ostatnio nie miałem okazji i czasu (ani ochoty) poczuć jego dotyku na sobie. Mimo to pociąg fizyczny czasami nade mną wygrywał, a nędzni chłopcy w klubie czy dobrze obdarzone przez naturę dziewczyny przy barze nie mogli się nawet równać z jego szatynem. Wręcz nie dorastali mu do pięt. 

Zastanowiłem się dłuższą chwilę zanim podjąłem decyzję i niedługo pozbawiłem się swojej ciut przydużej koszuli odpinając przy niej guzik po guziku. Doskonale widziałem jak mężczyzna śledzi wzrokiem ruch moich dłoni i przyznam szczerze, że napawałem się tym widokiem jak tylko mogłem.
 - To, że w tym momencie to zrobię, nie oznacza, że nie jestem zły. Dalej uważam cię za dupka i skończonego debila. - Powiedziałem twardo i rozebrany już podszedłem do niego palcem wskazującym dźgając go w tors by ten usunął się z drogi.

Pełnym gracji krokiem (a przynajmniej w moim odczuciu) wszedłem pod prysznic i spojrzałem na niego wymownie czekając, aż ten łaskawie zrobi to samo.
 - Zamierzasz tu przyjść czy potrzebujesz zaproszenia? - Uniosłem brwi ku górze i zasunąłem szklane drzwiczki od prysznica, a następnie odkręciłem wodę tak że w chwili stałem się cały mokry. 
Oczywiście wszystko to robiłem przodem do niego czując się jak jakaś rasowa dziwka, ale to tylko mały szczegół.

Andrew?

środa, 9 grudnia 2020

Zmiany w administracji bloga

Witajcie moi mili. Długo biłam się z myślami co powinnam zrobić w związku z naszym małym wilczym blogiem i szczerze powiedziawszy wahałam się z tą decyzją aż do momentu, gdy właścicielki Anette, Jerry'ego i Claudii zapytały czy chcemy dać mu drugiej szansy. W pierwszej chwili poczułam gwałtowne uderzenie w środku, ponieważ powrót do lat, kiedy godziny spędzało się na pisaniu opowiadań i kreowaniu swych postaci, zdawał mi się być czymś niesamowitym. Niestety na całym sentymencie się zakończyło, bo mimo ogromnych chęci nie jestem w stanie pogodzić pracy, nauki i opieki nad stadem zwierząt z blogiem, mimo iż początkowo miałam na to ogromną nadzieję, naprawdę. Pomińmy już fakt, że chyba wypaliłam się jako bloggerka, nie mam nawet pomysłu jak poprowadzić dalej historię mojej ułomnej emocjonalnie wariatki, a bez tego raczej wskóram tu niewiele. Ale dobra, darujmy sobie już te wywody, bo jak zwykle się rozpisuję.

Czystym egoizmem z mojej strony byłoby pozwolić ZN odejść w czeluści zapomnienia, wiedząc, że ludzie, którzy go ze mną tworzyli wciąż chcą by istniał, dlatego też po przemyśleniu wszystkiego, zdecydowałam się na czas swojej nieobecności oddać bloga w ręce trzech pozostałych administratorek. Dziewczyny, wierzę, że zajmiecie się nim jak należy.

No cóż, to tyle ode mnie. Trzymajcie się ciepło!

~Riley

sobota, 28 listopada 2020

Od Jerry'ego CD Claudii

 Dziewczyna kazała mi się nie spóźnić, aczkolwiek po drodze spotkałem pewną starszą panią, której postanowiłem zanieść zakupy do mieszkania. W końcu jak można odmówić tak rozkosznej staruszce?

W międzyczasie opowiedziała mi historię swojego życia i uraczyła kilkoma komplementami typu:

Ale piękny z ciebie chłopak! Pewnie dziewczyny się za tobą uganiają! - Uśmiechnąłem się na tą wzmiankę. 
Oczywiście, że się uganiały! Ale przecież nie mógłbym jej tego powiedzieć, w końcu trzeba być skromnym. Albo przynajmniej udawać.

Zdyszany szybkim krokiem wbiegłem do malutkiej kawiarni znajdującej się w centrum galerii, w której często przebywaliśmy jeszcze za starych czasów. W mgnieniu oka wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę. 16:17. Mogło być gorzej.
Gdy tylko znalazłem się przy dziewczynie, gwałtownie się zatrzymałem nie obdarzając jej nawet spojrzeniem i oparłem dłonie o kolana z głową skierowaną ku dołowi. Nie widziałem jej wyrazu twarzy, ale znałem ją na tyle dobrze, że mogłem się spodziewać, iż patrzy na mnie z prześmiewczym wyrazem twarzy.

 - Wybacz... Pomagałem starszej pani i... I tak jakoś wyszło. - Powiedziałem w przerwie między ciężkimi oddechami.

Dopiero po chwili wyprostowałem się i przypomniałem sobie jakim krasnalem była Claudia co wywołało u mnie nikły uśmiech na twarzy.

 - Uznajmy, że wybaczam. - Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.

W sumie to nie wiedziałem jak powinienem się zachować. Przytulić ją na przywitanie? Podać rękę czy zbić żółwika? Cóż, było to dosyć niezręczne ale ostatecznie wystawiłem w jej stronę złożoną w pięść dłoń, która chwilę później spotkała się z tą jej.

 - Co tam u ciebie? - Uśmiechnąłem się jakby nigdy nic.


Claudia?

czwartek, 26 listopada 2020

Od Andrewa CD Jimina

 Kłamstwem  byłoby rzec, iż aktualnie byłem tą samą oazą spokoju co zawsze. Prawdę mówiąc wręcz się gotowałem, ale wolałem zachowywać pozory, jakoby wszystko było w porządku, by zachować chociaż cień tego samego chłopaka, którym byłem nim poznałem Arancie. I głęboko wierzylem, ze wygląda to tak, jakbym był równie zobojętniały co on. 
- Jeśli powiemy prawdę, chociażby okrojoną to możemy mieć pewność, że babka nas zje. - rzekłem, w odpowiedzi na jego pytanie. - Nie możemy też udawać, że wszystko jest dobrze, bo nie będzie to wiarygodne - dodałem, po chwili zamyślenia.
- A powiedz mi może coś czego nie wiem. - prychnął, bezczelnie wpatrując się w moje oczy.
- Wyobraź sobie, że właśnie próbuję, ale ty jak zwykle mi tego nie ułatwiasz. - burknąłem, z typowym dla siebie znudzeniem w głosie. Blondyn przewrócił oczami w akcie irytacji.
- Skoro tak ci we wszystkim przeszkadzam, to może pozbądź się mnie ze swojego życia na stałe. - odparł odwracając wzrok w stronę okna. I choć któraś z głęboko ukrytych cząstek mnie pragnęła mu zaprzeczyć, uświadomić jak bardzo nie chcę by odchodził gdziekolwiek i kiedykolwiek, to jednak nie mogłem mu tego powiedzieć, by nie pokazywać, że w jakimś stopniu mi zależy, skoro jemu nie zależało w ogóle. A może ta część nie była już jedynie mistycznym złudzeniem, a prawdą, uporczywie dobijającą się do większości myśli dotyczących chłopaka. Odgoniłem tę ideę jak najszybciej. Był tylko problemem w moim życiu, upłynnieniem seksualnego napięcia, a zarazem pieniędzy. Dlaczego wobec tego przed snem kreuję wyobrażenie o tym, jak z uśmiechem wsuwam mu obrączkę na serdeczny palec? Stop! To niedorzeczne.
Chwila! Obrączkę? Przecież to genialny pomysł. Z błyskiem idealnego pomysłu w oczach nachyliłem się do kierowcy i szepnąłem do jego ucha by zawiózł nas w centrum miasta, w pobliże jubilera.
- To jaki masz pomysł? - spytał Jimin, widząc to.
- Kurwa sprytny. - odparłem, krótko jednakże z widocznym uśmiechem. 
- W twoim wykonaniu? Nie sądzę. - prychnął pod nosem. Więcej pytań nie usłyszałem. 
Nim się obejrzałem byliśmy na miejscu. Krótko podziękowałem taksówkarzowi, wręczając banknot do jego ręki i rozejrzałem się po okolicy. 
- To może w końcu mnie oświecisz, co takiego ta pusta czupryna wykonsekwencjowała? - zapytał, wyraźnie poirytowany. - W końcu jestem częścią tej farsy.
- Zaręczymy się. - rzuciłem bez zastanowienia i ruszyłem w stronę jubilera. Dokładniej to próbowałem, bo mocny chwyt Jimina skutecznie mnie przed tym powstrzymał.
- No chyba cię pojebało! - krzyknął, mrużąc oczy. 
- Jeden. Nie tym tonem. Dwa. Masz lepszy pomysł bystrzaku? - warknąłem, poirytowany postawą młodszego. Czemu mu zawsze coś nie pasuje. - Skleimy słodką historyjkę jak to najpierw się pokłóciliśmy, a potem ci się oświadczyłem w świetle gwiazd i wszystko będzie cacy. - wyjaśniłem, przyjmując spokojny ton głosu.
- To nadal nie ma sensu, ale już chuj. - westchnął, wpychając ręce do kieszeni. 
- Jubiler jest podobno dwieście metrów stąd więc ruszaj dupsko. - burknąłem ruszając przed siebie. Nim się obejrzałem byliśmy już na miejscu. 
- To tutaj. - rzuciłem krótko odwracając się do mojego towarzysza, który jak zwykle postanowił udać się w swoim własnym kierunku, przez co wypowiedziane zdanie spotkało jedynie pustą przestrzeń. 
- Na miłość boską... Jak z dzieckiem. - westchnąłem, rozglądając się chaotycznie wokół. W pewnym momencie dostrzegłem blond czuprynę, przemieszczającą się za witryną jednego z malutkich sklepików, toteż bez wahania ruszyłem w tamtą stronę. Miejsce, w którym wówczas się znalazłem było co najmniej dziwne. Gdy tylko przekroczyłem próg przeszyła mnie dziwna energia, niosąca za sobą specyficzny, trudny w określeniu dreszcz. Zlekceważyłem to jednak i bez większego zastanowienia ruszyłem w kierunku chłopaka, który przyglądał się biżuterii, wystawionej za elegancką szybą. 
- Możesz mi do jasnej cholery wytłumaczyć po jaki chuj żeś tu wlazł. - warknąłem, nachylając się nad jego uchem. 
- Chcę te. - powiedział, zupełnie lekceważąc moje pełne dramatycznych emocji pytanie, wskazując na parę obrączek. Trzeba przyznać, iż nie były brzydkie, czarne, przełamane srebrnym paskiem po środku. Można by nawet rzec, że były dość eleganckie. 
- Mieliśmy kupić coś u jubilera, a nie w jakiejś melinie, swoją drogą przypominającą miejsce z horroru. - odparłem, skupiając wzrok na stojących nieopodal lalkach o pustych oczach. 
- Jeśli mam je nosić to chce właśnie te. - rzucił szybko, a ja wiedziałem już, iż nie ma sensu się kłócić, bo blondas i tak postawi na swoim. Bez większego gadania zawołałem sprzedawcę. 
- Tą obrączkę poproszę. - powiedziałem, wskazując przedmiot. Mężczyzna zerknął na ozdobę, a następnie zmierzył nas czujnym wzrokiem. 
- Przykro mi, ale nie sprzedaję ich pojedynczo. Albo obie, albo wcale. - wyjaśnił. W sumie to było do przewidzenia.
- Dobra, biorę obie. - westchnąłem, chcąc zaoszczędzić czas. Wepchnąłem właścicielowi kilka banknotów i nie czekając na resztę opuściłem sklep. 
- Masz. - burknąłem wpychając obrączkę do rąk Jimina. 
- A gdzie "Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim mężem?" - prychnął, wkładając ozdobę na palec. O dziwo pasowała idealnie.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim tymczasowym narzeczonym, żeby zagrać teatrzyk przed moją rodziną, a następnie zniknąć z mojego życia. - sparodiowałem go, próbując włożyć pudełko z pozostałą obrączką do kieszeni. 
- Też ją załóż. - powiedział, wyrywając mi opakowanie z rąk, a następnie w mgnieniu oka wpychając obrączkę na mój palec. - Jak mamy się błaźnić to oboje. - dodał krótko.
Nie miałem siły się z nim kłócić. W milczeniu udaliśmy się do domu.

Gdy tylko przekroczyliśmy próg w korytarzu powitała nas Mazikeen, choć kłamstwem byłoby powiedzieć, że była to miła konfrontacja.
- Możecie mi wyjaśnić, gdzie żeście się podziewali?! - krzyknęła, zakładając dłonie na biodra. 
- Poniósł nas melanż. - odparłem, zdejmując buty.
- Śmieszne, a dokładniej. - warknęła, zabijając nas wzrokiem. 
- W skrócie zachlaliśmy mordy, pokłóciliśmy się, a potem Ands stwierdził, że nie może beze mnie żyć i oświadczył mi się w świetle gwiazd. - wyjaśnił Jimin, zgodnie z zaplanowanym wcześniej scenariuszem.
- Oświadczyny w LA. To takie oklepane. - prychnęła, choć tym razem bardziej z rozbawieniem niż złością. - Gratuluję dzieciaczki. - dodała po chwili, nareszcie z uśmiechem, który od razu odwzajemniłem.
- Przekaż ojcu, że spotkam się z nim później, póki co chyba musimy odpocząć, bo ta noc była... ciężka. - wyjaśniłem, patrząc znacząco na Jimina. 
- O niczym innym nie marzę. - powiedział, zapewne kłamiąc, jednakże idealnie grając swoja rolę, po czym bez zbędnego gadania udaliśmy się do pokoju. Gdy się tam znaleźliśmy pierwszym co zrobiłem, było wyszperanie z szafki ręcznika i świeżych ubrań. W końcu nie miałem się nawet kiedy wykąpać, bo wątpię, że zrobiłem to zachlany w trzy dupy. Bez słowa udałem się pod prysznic. W mgnieniu oka pozbyłem się ubrań, a następnie spojrzałem na dłoń, na której błyszczała obrączka. Szkoda byłoby gdyby w kontakcie z wodą i szamponami straciła swój blask, prawda. Chwyciłem ją w dwa palce, chcąc ją zsunąć, lecz ona ani drgnęła. Spróbowałem jeszcze raz, lecz bezskutecznie. Jimin włożył mi ją bez trudności, więc nie ma mowy by była za mała.
- Jimin! Ja nie mogę tego cholerstwa zdjąć. - krzyknąłem przez drzwi.

Jimin?

sobota, 21 listopada 2020

Od Claudii CD Jerry'ego

Niechętnie podniosłam się z kanapy, by sięgnąć po leżący na stole telefon. Na widok wyświetlającego się na ekranie dużego napisu Piesek <3 niemal wytrzeszczyłam oczy. To jakiś żart, czy właśnie zadzwonił do mnie ktoś, z kim już od dawna nie mam kontaktu?
- Halo? Claudia? Co teraz robisz? Pilnie potrzebuję pomocy! - powiedział niemal desperackim tonem.
Oho, widzę, że ktoś tu chyba ma problem. Czyżby nowi znajomi już nie chcieli mu pomagać? Zdumiewające, nie spodziewałabym się!
- Aktualnie siedzę w domu, a co?
- Muszę kupić prezenty na święta kilku osobom. Kiedyś często chodziliśmy kupować je razem, więc pomyślałem, że wiesz... Mogłabyś mi w tym pomóc?
- Niech będzie - westchnęłam. - Kiedy i gdzie?
- Pasuje ci dzisiaj o sesnastej, przed galerią na Woodsroad?
Sprawdziłam godzinę na telefonie. Czternasta... Nie tak źle.
- No okej... Tylko się znowu nie spóźnij - mruknęłam, po czym pospiesznie nacisnęłam ikonę czerwonej słuchawki.
Odłożyłam telefon na bok i z głośnym westchnieniem padłam na oparcie kanapy. Czy on sobie ze mnie żartuje? Po tylu tygodniach niemal całkowitego braku oznak życia, od tak się do mnie odezwał? W momencie, gdy zaczęłam powoli godzić się ze stratą prawdopodobnie najlepszego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miałam? Przezabawne. Szkoda tylko, że w tym momencie nie mamy tego samego poczucia humoru.
No cóż... Mówi się trudno. Kto wie, może między nami będzie lepiej? Chyba nie mogę się bezustannie gniewać.

Jerry?

piątek, 20 listopada 2020

Od Jimina do Andrewa

 Andrew mógł wmawiać sobie co chciał, aczkolwiek przez to, iż od wielu lat spotykałem multum ludzi i to całkowicie od siebie różnych, tak teraz byłem w stanie niekiedy perfekcyjnie rozpoznawać mowę ciała. Ogólnie rzecz biorąc, ciężko było mi akurat ten pojedynczy przypadek rozgryźć, lecz gdy tylko drzwi windy się otworzyły zauważyłem, jak niektóre mięśnie mężczyzny się napinają. 
Czyżby się znali? Owy ,,Cameron" (jak pisało na plakietce) był jego nowym pocieszeniem po mnie? A może tylko mi się wydawało i tak naprawdę nic ich nie łączy?
Opcji było wiele, a ja nie lubiłem bawić się w zgadywanki. Moje przekonania potwierdziły się w momencie, w którym czarnowłosy poszedł ,,do łazienki", jak to ujął. Chociaż zapewne nic z łazienką to wspólnego nie miało, chyba że to właśnie tam pragnął zaciągnąć swoją następną ofiarę. 

Mama zawsze powtarzała, że to nie ładnie podsłuchiwać rozmów innych osób, a tym bardziej się w nie wtrącać, lecz ciekawość najprościej w świecie ze mną wygrała. Zaledwie po chwili z rękoma w kieszeniach jak najciszej próbowałem udać się za nimi i schować się za jakąś ścianą bądź meblem niezauważony.

 - Swoją drogą urocza ta twoja dziwka, pewnie musi wyglądać rozkosznie klęcząc przed tobą na kolanach. - Usłyszałem tylko i zaśmiałem się niewesoło na to stwierdzenie.

Pewnie, że byłem uroczy. W końcu jestem Parkiem Jiminem, to mówiło samo za siebie.
Zirytował mnie natomiast fakt, że Andrew postanowił podzielić się naszym seksualnym życiem ze swoim nowym kolegą. Może teraz zapragnął trójkąta? W końcu życie trzeba sobie urozmaicać.
W głosie Andsa, czuć było irytację. Cóż, zazwyczaj dość ciężko było wyprowadzić go z równowagi więc nieco się zdziwiłem.

Do czego wczoraj doszło?- To pytanie nieustannie plątało się w mojej głowie nie dając spokoju.

 - Oj przestań. Mówię tylko, że chętnie znalazłbym się na twoim miejscu, a skoro ta urocza chłopaczyna jest dziwką, to może mi się to udać. Chyba stać mnie na jedną noc. - Zza ściany widziałem jak chłopak oblizuje łapczywie usta patrząc na czarnowłosego z wyższością.

Od słowa do słowa wyszła z tego mała bijatyka i to właśnie w tym momencie zaprzestałem ukrywania się. Cała ta sytuacja robiła na mnie jakieś tam wrażenie, aczkolwiek mrugnąłem kilka razy po czym znudzonym spojrzeniem ponownie oceniłem to co tam się właściwie działo. Schowałem ręce w kieszeniach i powolnym krokiem udałem się w ich stronę.

 - Niestety cenię się bardziej niż myślisz mój drogi. Raczej nie będzie cię stać z pensji recepcjonisty. - Odparłem miękko, jakby nikt przed chwilą mnie nie obraził i śmiał się z tej dziwnej ,,relacji" łączącej mnie z Andym. O ile w ogóle można to było nazwać relacją.

Na dźwięk mojego głosu wyżej wspomniany mężczyzna zamarł na chwilę w bezruchu wciąż znajdując się w parterze ze swoim przeciwnikiem.

 - Zostaw go Andy - powiedziałem wciąż w miarę spokojnie, chociaż w środku wręcz się we mnie gotowało.
Kątem oka widziałem jak Cameron spogląda na mnie z dołu z chytrym uśmieszkiem, gdyż czarnowłosy niczym wytresowany piesek zaprzestał swoich działalności. Blondyn był niesamowicie pewny siebie i właśnie to mnie przerażało, gdyż ja potrafiłem jedynie takiego grać. Właśnie dlatego miał przewagę.

 - Wstań. - Zażądałem nieznoszącym sprzeciwu tonem. Podobało mi się, iż teraz to ja miałem kontrolę nad mężczyzną, a on poruszał się jak moja marionetka bez krzty sprzeciwu.
Nie powiem, bardzo miłe doświadczenie, biorąc pod uwagę, że to raczej ja jestem tą uległą stroną i zgadzam się na wszystko co powie. Oczywiście absolutnie mi to nie przeszkadzało, ponieważ byłem z natury niezdecydowanym człowiekiem i po prostu lubiłem, gdy ktoś mówił mi czego ode mnie oczekuje, co mam teraz zrobić, jak się zachować bądź co powiedzieć. Zdecydowanie byłem świetnym aktorem, przy każdym zachowywałem się inaczej grając tak jak chciała reszta. Dzięki temu też idealnie wpasowywałem się w towarzystwo pozwalając innym mnie kontrolować. A kim był prawdziwy Jimin? Czy on w ogóle istniał? Raczej nie... A nawet jeśli to został unicestwiony już dawno temu.

Podszedłem do Camerona z pokerowym wyrazem twarzy czekając aż ten się pozbiera  i raczy unieść swoją dupę w górę. Był wyższy, ale tylko trochę, tutaj również miał przewagę. Był lepszy ode mnie pod prawie każdym aspektem, a ja wciąż porównywałem mój marny metr siedemdziesiąt sześć do jego metru osiemdziesiąt. Uwielbiałem się porównywać z innymi by dobić się jeszcze bardziej. 

Z jego twarzy wciąż nie znikał ten irytujący uśmiech, a on widocznie nie spodziewał się po mnie żadnego gwałtownego ruchu. Tak więc zrobiłem szybki krok w jego stronę po czym jednym płynnym ruchem przyparłem go do ściany wymierzając jeden, perfekcyjny cios w jego twarz po czym odsunąłem się zanim jego szok minął i byłby w stanie mi oddać. Nie byłem jakoś specjalnie umięśniony, byłem szczupły i dobrze zbudowany co zawdzięczam godzinom spędzonym na sali do ćwiczeń tańcząc coraz to nowe układy, toteż jakąś tam siłę w rękach miałem, chociaż zdecydowanie nie wielką. Miałem jednak nadzieję, że naprawdę go to zabolało.

 - Zadzwoń jeśli się wzbogacisz, wtedy możemy porozmawiać o moich usługach. - Teraz to ja posłałem mu zadziorny uśmiech i oddaliłem się czekając aż Andrew postanowi do mnie dołączyć. Pewnym krokiem wyszliśmy z hotelu jakby nigdy nic się nie stało.

 - Gdzie teraz? - zapytałem wyciągając z kieszeni niewielkiego elektryka i go włączając.
W końcu trzeba było zaspokajać swoje nałogi, zwłaszcza w stresujących momentach, dlatego też nie mogłem się już dłużej zatrzymywać.

 - Do domu rodziców. Zadzwonię po taksówkę. - Westchnął wykręcając odpowiedni numer oraz podając nasze miejsce położenia komuś po drugiej stronie słuchawki. - Wiesz, że chyba mamy sporo do pogadania prawda? - Uniósł jedną brew do góry.

 - Wiem. Trzeba doprowadzić naszą sztukę do końca. Później czekam na oklaski na stojąco. - Burknąłem pod nosem.

Zdecydowanie nie byłem teraz w humorze i próbowałem udawać, iż nic mnie nie ruszyło. Zresztą, uwielbiałem udawać kogoś kim nie jestem i zgrywać kogoś pozbawionego uczuć. Pociągnąłem kolejnego bucha czując jak przyjemny smak wręcz rozpływa się w ustach, a następnie daje błogie poczucie moim płucom.

Nim się obejrzałem moim oczom ukazała się typowa dla tych okolic, żółta taksówka. Wsiedliśmy do niej bez słowa i większość drogi przebyliśmy w milczeniu.

 - Wiedzą czemu zniknęliśmy? Mamy się jakoś tłumaczyć? Ustalić wspólną wersję czy jak? - zapytałem spokojnie patrząc mu prosto w oczy jak to miałem w zwyczaju.

Andrew?