- Chyba pojawiłem się w nieodpowiednim momencie... - Przekrzywiłem głowę lekko w bok.
- Siedź cicho, bo ciebie też postrzelę. - Odwrócił się w moją stronę.
Lekki uśmiech wpełzł na moje usta. Praca informatora nauczyła mnie wielu rzeczy i mógłbym przysiąc, iż skądś kojarzyłem tę twarz, chociaż w tamtym momencie nie umiałem sobie przypomnieć do kogo należy. Schowałem ręce do kieszeni mojej bluzy i starałem się odnaleźć mój scyzoryk, który noszę ze sobą całe życie. Co prawda w porównaniu do pistoletu, to trochę marna broń, ale zawsze coś. A prócz tego, zawsze można wierzyć, iż wcale nie jest on naładowany, a facet chciał tylko nastraszyć dziewczynę. Ta z kolei wyglądała na przerażoną i od razu zrobiło mi się jej szkoda. Czyżby odezwały się we mnie moje resztki sumienia?
- Czemu się szczerzysz? - warknął.
- A czemu by nie? - Uniosłem jedną brew do góry i zrobiłem krok w jego stronę.
- Nie ruszaj się bo strzelę.
- Nie ładnie tak straszyć innych ludzi. - Zacmokałem z dezaprobatą. - Nie lepiej znaleźć sobie porządną robotę niż kraść? - obszedłem go dookoła, a on tylko przycisnął pistolet bardziej do skroni brązowowłosej.
- Ostrzegałem! - Położył palec na spuście.
- Ja ciebie też. - Wyciągnąłem moją marną broń z kieszeni na co on tylko zachichotał.
- Myślisz, że tym czymś coś mi zrobisz?
- Nie. - Zmarszczyłem brwi. - Aczkolwiek, nie przemyślałeś tego, że jeśli coś jej zrobisz to mogę na ciebie donieść, a mnie tak łatwo nie da się pozbyć przyjacielu.
- Wiem Parys. Znam cię. Łatwo cię poznać w tłumie innych ludzi, wiesz? - Wymierzył lufą w moją stronę.
Coś mnie drgnęło, gdy zwrócił się do mnie moim prawdziwym imieniem i nagle przed oczami stanęły mi wszystkie scenki z przeszłości. Zachowywałem się podobnie do niego i niejeden raz w ten sposób pozbawiłem życia bezbronne osoby. Były to największe błędy w moim życiu, do których naprawdę nie chciałem powracać.
- Ah, tak też myślałem, że skądś się znamy... Jednak maska zasłaniająca ci większość twarzy mi nie ułatwia więc... Wybacz, ale pewnie się jeszcze kiedyś spotkamy. A teraz łaskawie opuść tę kwiaciarnię, bo zaraz wyciągnę moją prawdziwą broń i naprawdę się wkurzę. - Posłałem mu uśmiech przepełniony nienawiścią.
- Powodzenia. - Puścił mi oczko, a ja drugą ręką wyciągnąłem z kieszeni gaz pieprzowy.
Czasem noszę go przy sobie tak na wszelki wypadek i najwyraźniej dzisiaj się przydał. Psiknąłem mu nim solidnie po jego ślepiach i korzystając z okazji podszedłem do niego i delikatnie dźgnąłem go nożem tak by go trochę nastraszyć, a jednocześnie nie uszkodzić i nie sprawić bardzo dużego bólu.
Czasem noszę go przy sobie tak na wszelki wypadek i najwyraźniej dzisiaj się przydał. Psiknąłem mu nim solidnie po jego ślepiach i korzystając z okazji podszedłem do niego i delikatnie dźgnąłem go nożem tak by go trochę nastraszyć, a jednocześnie nie uszkodzić i nie sprawić bardzo dużego bólu.
Mężczyzna upuścił swój pistolet na ziemię, który od razu podniosłem. Tryumfalny uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- Ostrzegałem. - Zacytowałem go i zakręciłem bonią wokół palców po czym w niego wymierzyłem. - Spadaj stąd, inaczej źle to się dla ciebie skończy...
I tak bym nie strzelił, ale przynajmniej facet się przestraszył i biegiem uciekł z kwiaciarni, krzycząc że jeszcze się na mnie zemści. Świetnie...
Schowałem broń do kieszeni spodni i podszedłem do dziewczyny, która osunęła się po ścianie chowając twarz w dłoniach i trochę popłakując.
- Wszystko w porządku? - Dotknąłem jej ramienia, przez co odskoczyła speszona. - Przepraszam, nic ci nie zrobię spokojnie. - Posłałem jej przyjazny uśmiech. - Nie chcę żeby coś ci się stało... Może zamkniesz na dzisiaj kwiaciarnię, a ja odprowadzę cię do twojego domu żebyś czuła się bezpieczniej, hmm? - spytałem
Syanna? Wybacz jeśli cię tym zanudziłam c':
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz