Jedyne o czym w tym momencie marzyłem to odwieźć dziewczynę do tego całego Rivershine i porządnie się zrelaksować... Przy Jacku Danielsie. Zabawne jak jedno upierdliwe stworzenie może zepsuć dzień. Zaraz po chamskich debilach, trajkoczące laleczki to mój "ulubiony" typ ludzi. Riley cały czas marudziła. Ciekawe czy szczęka jej nie boli po całym dniu denerwowania innych.
- Litości! Czy ty możesz na chwilę się zamknąć?! - syknąłem, próbując po raz kolejny subtelnie i delikatnie uświadomić dziewczynie, że mam jej dość.
- No sorry, taka moja natura. Nic nie poradzę. Ja ci nie wytykam, że jesteś nadętym gburem... - czyżby? -... więc zachowajmy odrobinę kultury. Nikt ci nie kazał oferować mi pomocy, sam tak postanowiłeś, więc nie narzekaj. - skubana miała racje. Z drugiej strony mogła nie pytać mnie o pomoc... Uznajmy, że to działa w dwie strony. Przewróciłem oczami, po czym przekręciłem kluczyk i odpaliłem samochód. Stary ford nie ruszył z piskiem opon, tak jak zazwyczaj, tylko powoli się toczył, aż w końcu zgasł. Co jest do cholery? Przekręciłem kluczyk jeszcze raz, ale teraz nawet nie chciał odpalić.
- Co się dzieje? - spytała zaniepokojona Riley.
- Zaraz się dowiem. - odparłem wysiadając z auta. Opcje były trzy; paliwo, chociaż nie widziałem, żeby kontrolka się świeciła, olej, też nie zanotowałem ostrzeżenia lub akumulator. Czyżbym zostawił staruszka na światłach. Stanąłem przed maską, z zamiarem jej otwarcia. O nie... Teraz Riley będzie miała przechlapane.
- Rileeey... - mruknąłem słodkim głosikiem, wywabiając dziewczynę z auta. - Co to ku*wa jest?! - warknąłem na cały głos, wskazując brunetce rysy na masce Mustanga.
- Prezent skarbie... Prezent. Nie denerwuj się tak bo ci zmarszczki wyjdą. - powiedziała z złośliwym uśmieszkiem. Przeżyłbym atak na mnie, ale atak na Mustanga to cios poniżej pasa. Niewiele myśląc chwyciłem ją w pół i przerzuciłem przez ramię, nawet nie czując jej ciężaru, bo ile może ważyć ten mały skrzat...
- Hej! Co ty robisz! Postaw mnie na ziemię! - krzyknęła Riley bijąc mnie pięściami po plecach. Czy ona myśli, że da radę cokolwiek mi zrobić tymi małymi rączkami?
- Nie! Nie wij się tak skrzacie bo spadniesz i nie daj Boże zrobisz sobie jakieś rysy na "masce". - roześmiałem się ruszając w kierunku jeziora, które znalazłem gdy przechadzałem się po lesie. Było tylko kilkadziesiąt metrów stąd, więc dotarcie do niego nie zajęło mi dużo czasu. Gdy stanąłem nad jeziorem postawiłem Riley z powrotem na ziemię.
- I co to ma niby być? Po co mnie tu przyniosłeś? - warknęła zniecierpliwiona brunetka.
- Po to. - oznajmiłem biorąc dziewczynę na ręce.
- Romantycznie, ale wolę stać na ziemi. - burknęła Riley.
- Taaak? - mruknąłem. - Nie chcesz siedzieć w moich objęciach, możesz siedzieć w wodzie. - powiedziałem rzucając Riley prosto do wody. Może uda mi się ją utopić, kto wie...
Riley? Okropnie oklepane, ale wciąż klimat jest ^-^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz