- Lisa! Lisa obudź się! -usłyszałam wysoki dziecięcy głos. - Lisa! - krzyczało dziecko, uderzając mnie małymi rączkami po ramieniu.
- Jeszcze chwila skarbie. - odparłam na wpół świadomie. Zaraz! Dziecko?! Zasnęłam w pracy! Natychmiast otworzyłam oczy i zerwałam się z kanapy. Mały rudzielec, który był przed chwilą moim budzikiem wlepiał we mnie swoje zdziwione spojrzenie.
- Och Daisy... Przepraszam. Która jest godzina? Mama już wróciła? - spytałam, głaszcząc dziewczynkę po policzku. Pewnie zasnęłam wczoraj w nocy, gdy oglądałyśmy film. Jeśli jej matka już wróciła to mam ogromny problem. Opiekunka śpi, a dziecko rozwala dom... Ku mojej uldze sześciolatka pokiwała przecząco głową. Czyli jej pani Adler nie wróciła jeszcze z dyżuru.
- Zaraz ci powiem, która godzina. - oznajmiła dziewczynka biegnąc do swojego pokoju, zapewne po mały, różowy zegarek z wyświetlaczem. W międzyczasie ja zajęłam się sprzątaniem poduszek i zabawek, porozrzucanych po całym salonie, jako wspomnienie poprzedniego wieczoru. I pomyśleć, że gdy większość moich rówieśników chodzi na imprezy, ja zasypiam z bynajmniej nie moim dzieckiem, oglądając Króla Lwa. I bardzo mi to pasuje!
- Jest sześć... zero... cztery. - przeczytała Daisy, uśmiechając się do mnie promiennie. - Szósta cztery. - poprawiła się po chwili.
- Dziękuje słońce. - odparłam odwzajemniając jej uśmiech. - Mama zaraz powinna... - zaczęłam, lecz przerwało mi trzaśnięcie drzwiami. - ...być. - dokończyłam widząc jak dziewczynka znika za ścianą, biegnąc w kierunku drzwi.
time skip
Od Garden Hills, na której znajdował się dom Daisy Adler, do Silverstone i mojego domu prowadziła prosta, niezbyt długa droga, więc gdy wczoraj miałam dotrzeć do domu mojej podopiecznej, nawet na chwilę nie pomyślałam o tym, aby dojechać tam samochodem, dzięki czemu teraz miałam piętnaście minut dla siebie, które mogłam spokojnie poświęcić na studiowanie nieco okrojonego scenariusza serialu, w którym otrzymałam jedną z drugoplanowych ról. Przerażał mnie fakt, że miałam być w związku, co mogłoby być nieco kłopotliwe, biorąc pod uwagę fakt, iż nigdy nie byłam w związku. No cóż, dam radę. I podczas gdy moje oczy dalej leniwie przesuwały się po tekście, moje ciało pędziło w kierunku domu. Pędziło, dopóki z impetem nie uderzyło w jakiegoś osobnika. Osobnika płci żeńskiej.
- Co do cho... - rzuciła brunetka, przeszywając mnie wzrokiem.
- Prze... przepraszam. - odparłam, uśmiechając się niepewnie, gdy już zdołałam wstać. Wyglądała na wściekłą, tak jak większość ludzi, których się powala.
- I vice versa. - bąknęła stając przede mną. Nie wyglądała jak gdyby chciała podtrzymywać tą konwersacje. - Nic ci nie jest? - burknęła, jak gdyby od niechcenia. Pokręciłam głową.
- A tobie? - odbiłam pytanie, próbując wprawić dziewczynę w lepszy nastrój, lecz zorientowałam się, że moje uśmieszki raczej go nie polepszą.
- Też raczej nie. - odpowiedziała, sztucznie wykrzywiając usta, przez co wyglądało to jak przepełniony złośliwością grymas.
- To ja już pójdę. - bąknęłam zdezorientowana, ruszając w kierunku domu, nie zwracając uwagi na scenariusz, który został pod nogą bruntki.
Kate?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz