Do tego ten krótki, lecz jakże wymowny pocałunek Austina dał mi wiele do myślenia, a ja momentalnie zapragnęłam wrócić do tej pamiętnej nocy, albo chociaż do czasu, gdy nie porwała nas mafia... Wszystko szło dobrze, do czasu gdy nie otoczyli nas strażnicy z karabinami w dłoniach, a my przybliżyliśmy się do siebie plecami przy okazji bacznie obserwując otoczenie.
- No to fajnie. - mruknęłam sama do siebie, tak że chyba nikt nie usłyszał.
Do tego, gdy jeden z mężczyzn przybliżył się do mojego bruneta posługując się jego nazwiskiem, gadając coś o ojcu i rodzicach, zrozumiałam że coś jest na rzeczy, a my najwyraźniej nie jesteśmy tutaj bez powodu. Później wyczułam tylko dziwny zapach i zauważyłam rozprzestrzeniający się gaz. Z tego co mi się wydaje to padłam jako pierwsza, a ostatnim co poczułam był ktoś podnoszący mnie bez żadnych skrupułów z podłogi. Kiepska byłaby ze mnie policjantka...
~*~*~*~
Wróciłam do świata żywych z niemiłosiernym bólem głowy, przy okazji kompletnie tracąc poczucie czasu jak i orientację w terenie. Otóż znajdowałam się w całkiem nowym pomieszczeniu (dość małym swoją drogą). Tym razem jednak obeszło się bez związanych oczu i knebla w ustach. Jedynie zarówno moje dłonie jak i nogi związane były jeszcze grubszym sznurem i strasznie mocno zaciśnięte na nadgarstkach i kostkach.
Jęknęłam przeciągle i zamrugałam oczami, a przede mną ukazał się zarys męskiej sylwetki. No to fajnie.
Swoją drogą, nie miałam zamiaru wdawać się w jakąś dłuższą pogawędkę z wyżej wspomnianym osobnikiem. Pomińmy fakt, że po rusku najbardziej znałam przekleństwa i wszelkiego rodzaju obrazy, więc raczej byśmy się nie dogadali. W najgorszym wypadku zostałabym nafaszerowana ołowiem, bowiem szatyn dzierżył w dłoniach jakąś broń, której (jak typowa kobieta) nie potrafiłam nazwać.
Gdy tylko zorientował się, że otworzyłam oczy, na jego twarzy zbłąkał się szyderczy uśmiech.
- Nareszcie się obudziłaś. Dłużej się nie dało spać? - Zmarszczył brwi, aczkolwiek nie był jakoś bardzo nie miły. - Umiesz rosyjski?
- Niezbyt, więc jeśli łaska wolałabym rozmawiać po angielsku, chociaż nie musisz się wysilać bo nie zamierzam się do ciebie odzywać. - prychnęłam w ojczystym języku.
- Hmm... Wiesz ile tu było takich jak ty? Każda w końcu miękła i robiła to co chcemy. Też tak skończysz.
- Bardzo możliwe... Aczkolwiek liczę na to, że Austin zepnie dupę i raczy się tu pofatygować, bo w sumie zawsze wkraczał w odpowiednim momencie.
- Wątpię czy jeszcze kiedyś go zobaczysz, albo czy w ogóle go poznasz... Po tym co gadał mój znajomy, który miał się nim zająć... - Tutaj zacmokał z aprobatą, a ja miałam ochotę z całej siły uderzyć go w twarz i krzyknąć, że Austinowi się nic nie stanie. Przecież on był perfekcyjny pod każdym względem. Nie mógł ot tak umrzeć.
Wzruszyłam tylko ramionami nie chcąc powiedzieć za dużo, bo źle by się to mogło skończyć.
- Kim dla niego jesteś? - spytał.
Cisza.
- Jesteście razem?
Cisza.
- Odpowiesz mi co was łączy?
Ponowne milczenie z mojej strony.
- Wiesz, że jeśli nie będziesz współpracować to gorzej na tym wyjdziesz prawda?
- Może. Mam to gdzieś. - Starałam się zabrzmieć przekonująco, aczkolwiek w środku już praktycznie płakałam chcąc wpaść w bezpieczne ramiona Jones'a.
Po krótkim monologu faceta i kilku próbach zastraszania i przykładania mi lufy do skroni, szatyn trochę się zirytował. Trochę bardzo.
- Jeśli zaraz nie zaczniesz gadać to... - Warknął przez zaciśnięte zęby.
- To...?
- To nawet to, że jesteś jakimś kurwa wilkołakiem ci nie pomoże. - Podniósł głos.
- Skąd ty...
- Znajomości. - Ukucnął przede mną odrzucając broń na bok, powielając to co robił jego poprzednik jeszcze kilka, a może kilkanaście godzin temu.
Ponownie uśmiechnął się już nie tak przyjaźnie jak na początku i wymierzył mi soczysty policzek, przez co odruchowo pisnęłam z bólu.
- Może to cię czegoś nauczy.
- Wątpię. - Ugryzłam się w język, lecz trochę za późno przez co ponownie oberwałam. - Dupek.
- Mówiłaś coś? - wysyczał, na co pokręciłam głową. - Mam nadzieję. Teraz ty i twój chłoptaś jesteście skończeni, tylko cud może was uratować. - Spojrzał na mnie z pogardą, a ja gdybym mogła zabiłabym go na miejscu.
Ten jednak tylko otworzył drzwi i udał się w tylko sobie znanym kierunku, ja natomiast oczywiście grałam silną i starałam się uwolnić co niezbyt mi się udało, aż w końcu odwodniona, wygłodzona i zmęczona jakimś cudem usnęłam.
~*~*~*~
Usłyszałam wiele kroków, przeładowywanie broni i stłumione krzyki ludzi z zewnątrz. Czyżby przybył przysłowiowy cud?
Drzwi otworzyły się z trzaskiem, a ja przymknęłam oczy bojąc się kogo mogę tam zastać, po jakimś czasie jednak uchyliłam powieki, gdyż ciekawość wzięła górę.
Drzwi otworzyły się z trzaskiem, a ja przymknęłam oczy bojąc się kogo mogę tam zastać, po jakimś czasie jednak uchyliłam powieki, gdyż ciekawość wzięła górę.
- Kim jesteś? - spytałam jakiejś postaci, która nie wyglądała mi na żadnego strażnika, a raczej na kogoś pokroju mnie, Austina czy Victora.
Austin? Po długim czasie nareszcie jest odpisik lolz
Słowa: 767
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz