Po kilku minutach, gdy to zdołałem dojść do siebie choć w lekkim stopniu, do pomieszczenia weszła ruska szumowina, która na sam początek wbiła mi nóż w okolice obojczyka. Ból zwiększył poziom adrenaliny, przez byłem w stanie rozpoznać mojego wroga.
- Ojciec byłby załamany, gdyby się dowiedział, że znalazłeś się właśnie tutaj - zaczął w ruskim języku.
- Ale za to jaki byłby zadowolony, gdybym w końcu Cię zabił - syknął próbując pokonać ból klatki, który powoli rozchodził się na dalszą część ciała.
- Nie spodziewałem się, że w waszej rodzinie znajdzie się kolejny morderca - mruknął bawiąc się kolejnym ostrzem, ja zaś spojrzałem na niego pytająco - Oh. Nikt Ci nie mówi? - zakpił - Twój ojczulek kręcił niezły interes na boku i jakby nie zabił mojego ojca, może byś się tutaj nie znalazł - wyjaśnił z powagą.
- Najwidoczniej miał do tego powód - trzymałem pewny wzrok na mężczyźnie.
- Pewnie dla tego, że przespał się z Twoją matką i w sumie nie wiadomo czyjej jesteś krwi.. braciszku - odparł pół szeptem i z zadowoleniem umieścił drugie ostrze w moim ciele.
- Pierdol się! - warknąłem i zacząłem się szarpać.
- Chcesz się wykazać? Proszę bardzo! - odparł luzując łańcuchy na moich kończynach.
Wstałem dość szybko i od razu zamachnąłem się w stronę napastnika w postaci ruskiej szumowiny. Chyba się tego nie spodziewał, gdyż trafiłem prosto w jego przepitą twarz. Poprawiłem z drugiej strony jeszcze bardziej, lecz kolejne ciosy zostały skutecznie zablokowane. Adrenalina zakrywała wszelki ból, lecz w końcu i ona się skończyła. Krew powoli sączyła się z ran kutych, a ja z lekka traciłem na sile. Mimo tego nie odpuszczałem i stawiałem wszelki opór.
- Myślisz, że dasz radę wszystkich uratować? - zakpił przystawiając mnie do ściany - Będziesz cierpiał najdłużej i patrzył, jak Ci wszyscy powoli umierają - syknął rzucając mnie na ziemię.
Podniosłem się na rękach i cicho zaśmiałem czując, jak metaliczny smak krwi powoli napływa do moich ust. Splunąłem ową zawartością i oparłem się plecami o ścianę.
- Wiesz co? - spojrzałem na ruska - Masz rację, nie dam rady ich uratować.. - podszedł do mnie i kucnął - ..Ale nim się obejrzysz, będziesz martwy - dodałem nieco ciszej i chwyciłem na wcześniej wyjęty nóż, który to teraz wbiłem w ciało mężczyzny.
- Pewność siebie Cię zabije - syknął i wstał jakby nic się nie stało.
- Niech tylko coś się im stanie, a uwierz, że skończysz ten swój głupi żywot - odparłem gdy ten skierował się do wyjścia.
Przy drzwiach machnął ręką do kogoś i gdy tylko ujrzałem dwóch mężczyzn, wiedziałem, że będzie ciężko. W dłoniach trzymali coś na wzór biczy, który okładali całe moje ciało. Nie straciłem przytomności, lecz przez dłuższy czas siedziałem bezradnie w kącie i próbowałem nie omdleć przez brak jakiejkolwiek wody czy jedzenia. Nie wiem ile już tutaj jesteśmy, ale im dłużej to wszystko trwa, tym bardziej wątpię na jakikolwiek ratunek.
Z czasem udało mi się kilka razy przysnąć na maksymalnie dwie godziny, co było w sumie niczym, gdyż do regeneracji potrzebowałem żywności oraz przynajmniej sześciu godzin snu. Nadal czułem krew w swoich ustach, zaś moje ciało było okryte porwanymi ubraniami, które zostały uszkodzone przez wcześniej wspomniane bicze. Co raz ciężej mi się oddychało, a mój głos robił się mocno zachrypnięty.. Było ze mną co raz gorzej. Jednak pojawiła się iskierka nadziei, gdy za drzwiami było słychać lekko stłumione strzały oraz kroki licznej grupy. Buty ciężkie, lecz nie wojskowe czy policyjne, chód pewny i zaplanowany, ale nie pasował do żadnej grupy antyterrorystycznej. Gdy nagle jasny blask rozświetlił szare pomieszczenie, zauważyłem męską posturę, która celuje w moją osobę z broni palnej. Oddech tej osoby był dziwny, taki spokojny i również stłumiony, pewnie przez jakąś maskę. Obcy podszedł do mojej osoby i pomógł mi się podnieść.
- Dasz radę sam iść? - spytał mężczyzna.
- Spróbuje - wyszeptałem zaciskając zęby i spróbowałem ustać na własnych nogach.
Z pierwszym krokiem lekko się zachwiałem, lecz następnie stawiałem znacznie lepiej. Podparłem się o ścianę i rozejrzałem dookoła.. Pełno zwłok ruskich szumowin. Ten widok dodał mi siły i chcąc odnaleźć przyjaciół, rozejrzałem się po holu. Ciężko było złapać mi znany zapach, gdyż w powietrzu unosiła się jedynie krew. Westchnąłem przeciągle i słysząc znajomy krzyk, postawiłem w owym kierunku moje zachwiane kroki. W pokoju zastałem Victora, który na kolanach miał opartą Veronice.. nie żyjącą Veronice. Przyjaciel wyglądał okropnie, lecz jej ciało było znacznie gorsze.. wręcz zmasakrowane.
- Victor.. - szepnąłem lekko chrząkając.
- Zabili ją - mruknął ochrypłym głosem - Zabili.. - jęknął odgarniając włosy z jej zakrwawionej twarzy.
- Przykro mi.. - nie miałem nawet siły na smutki czy uronienie nawet łzy, gdyż w końcu była to miłość mojego przyjaciela - Wracajmy..
- Nie zostawię jej tutaj.. - kontynuował bawiąc się jej włosami.
Nie chciałem ingerować w jego tok myślenia, gdyż obecnie jest w innym świecie. Wtem do głowy wleciało mi imię mojej brunetki, która też tutaj powinna się znajdować. Chwyciłem za karabin, który leżał na ziemi i upewniając się co do pełnego magazynku, ruszyłem ponownie chwiejnym krokiem w kierunku zamkniętych jeszcze pomieszczeń. Każde z nich kolejno otwierałem, lecz im dalej szedłem, tym bardziej traciłem na sile. Oddech znacznie się pogorszył, przez co nie mogłem dotlenić mięśni, a za tym szła niewładność kończyn. Mimo tego, szedłem dalej z nadzieją, że Naomi jest gdzieś tutaj cała i zdrowa. W sumie dalej nie wiedziałem kim są Ci ludzie, którzy tak o wtargnęli do ruskiej bazy, wymordowali ponad połowę tutejszych wrogów i na dodatek pomagają właśnie nam. Myślę, że to ktoś z całkiem prywatnej organizacji.. lecz w chwili obecnej było to mało istotne, gdyż udało mi się znaleźć ciemnowłosą, która majaczyła coś pod nosem i siedziała oparta o ścianę. Lekko uniosłem kąciki ust, lecz tak bardzo byłem zapatrzony w Nao, że nie zauważyłem obecnego tutaj ruska. Oberwałem w tył głowy i widząc ciemne plamki przed sobą, opadłem na ziemię, lecz nie miałem zamiaru tak łatwo się poddawać. Na ślepo oddałem kilka strzałów do wroga, które okazały się być celne, a jednocześnie były sygnałem informującym o naszej obecności. Do brunetki nie dochodziły żadne słowa, lecz nie wyglądała też najlepiej. Była bardzo osłabiona i bliska wyczerpania.. Usiadłem obok niej i wiedząc, że mam ją obok, oddałem się losu.. Powieki same opadły, a oddech niebezpiecznie zwolnił.
Przebudziłem się po raz kolejny, w co kompletnie nie wierzyłem.. a może ja już jestem w niebie? Sam nie byłem tego pewny. Czułem przyjemny zapach natury w postaci liści i kory drzewnej, a pode mną znajdowało się coś na wzór wygodnego materacu. Oddech nadal był ciężki i lekko ochrypły, lecz może by tak się rozejrzeć? Ciężko było mi zebrać siły na uniesienie powiek, lecz musiało to w końcu nastąpić. Pomieszczenie, w którym się znajdowałem, było wykonane w całości z drewna i wyglądało raczej na bezpieczne miejsce. Mater okazał się być dużym łóżkiem, a zapach natury wydobywał się z obecnych tutaj kadzidełek. Za oknem było widać zimowe słońce, które powoli przedzierało się przez ciemne zasłony. Gdy podjąłem próbę wstania, zablokował mnie dość silny ból pleców oraz klatki piersiowej.
- Jones.. jak zwykle uparty i pośpieszny - usłyszałem kobiecy głos - Musisz odpoczywać.
- Anna..?
- Odpoczywaj - powtórzyła stanowczo - Z Naomi jest już lepiej, nie martw się o nią.
Słysząc słowa siostry, lekko przytaknąłem, lecz i tak będę się martwić. Odpuściłem sobie jakiekolwiek wstawanie i pierwszy raz posłuchałem się rady młodszej Anny, gdyż faktycznie czułem się wykończony, a wiedząc, że teraz jestem bezpieczny, mogłem w spokoju odpoczywać.
Naomi?
1267 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz