Nie wiem od kiedy męczenie biednych ludzi sprawiało mi przyjemność, ale widok klęczącego, szorującego podłogę Jimina dawał mi chorą satysfakcję. Gdzieś z tyłu głowy błąkała się myśl, że nie powinienem go wykorzystywać i skoro zdecydowałem się mu pomóc, to powinienem przeboleć też bałagan w łazience. Z drugiej strony nie uśmiechało mi się szorowanie zasyfionych płytek i ta myśl wygrała. Może chłoptaś nauczy się, że gdy ktoś daje mu swoje dobre serce, to powinien mieć do niego jakiś szacunek. Nieustannie poprawiałem go i wskazywałem na miejsca w których niedoszorował. Co jak co, ale porządek w moim domu był priorytetem. W pewnym momencie chłopak zerwał się na równe nogi i rzucił we mnie ścierką i rękawiczkami.
- Mówił ci ktoś, że jesteś debilem? - burknął, zakładając ręce na piersi. To miało mnie obrazić czy rozśmieszyć? W każdym razie ani to, ani to nie wyszło.
- Nie, ale ten sam ktoś, mógłby ci powiedzieć, że w każdej chwili mogę zadzwonić po jak to ty ładnie ująłeś "psiarnie" i powiedzieć im, że wtargnąłeś do mojego domu, aby ukryć się przed pościgiem... - odparłem bez żadnych emocji. - Pomyśl. Wolisz szorować płytki u mnie w domu, czy w więzieniu? - dodałem, patrząc jak chłopakowi rzednie mina. No cóż... Argument godny studenta prawa.
- Tak, zdecydowanie jesteś debilem. - powiedział poirytowany. Wzruszyłem ramionami. Jakoś nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek obchodziła mnie opinia nieznajomych Azjatów.
- Pamiętaj, że wczoraj naniosłeś jeszcze błota na korytarzu. - oznajmiłem, odrzucając mu ścierkę i rękawiczki, po czym skierowałem się do kuchni.
10 miunt późnieeej
Niedzielne poranki należały do moich ulubionych. Powodem był fakt, iż ten dzień jako jedyny w całym tygodniu sprzyjał lenistwu i pożądnym śniadaniom. No w miarę pożądnym... Tego dnia miałem ogromną chęć na naleśniki i to nie byle jakie... Z czekoladowo - orzechową masą bogów, znaną inaczej jako nutella oraz z bananami i bitą śmietaną. Ot, jak niewiele potrzeba by mnie uszczęśliwić... Odpaliłem w tle radio, z którego popłynęły spokojne dźwięki rockowych ballad, po czym zabrałem się za przygotowanie jedzenia. Chwilę później na stole pojawiły się już wszystkie potrzebne składniki, a ja jak każda prawdziwa szefowa kuchni przywdziałem różowy fartuszek z koronkowymi zdobieniami... Uroczo nieprawdaż?
Nie.
Zapewne wyglądał bym przystojnie, jak zawsze zresztą, lecz wole raczej stonowane kreacje...
Wsypałem do miski mąkę, dodałem jajka, mleko, wodę i sól, po czym zabrałem się za miksowanie, koncentrując całą swoją uwagę na tworzącym się cieście. Ze skupienia wyrwał mnie dopiero dźwięk uderzenia plastikowej butelki z płynem do czyszczenia podłóg o blat. Czyżby nasz kopciuszek w końcu skończył? Brawo! Nagrodą jest karoca z dyni i zaproszenie na bal u księcia... Dłużej nie mogło mu to zająć? Chłopak rzucił na blat również ścierkę i rękawiczki, po czym rozsiadł się na krześle po drugiej stronie wyspy kuchennej. Już miałem bąknąć coś w stylu "Kiedy zamierzasz opuścić moją przestrzeń i wrócić do siebie" ale w porę ugryzłem się w język. W końcu sam sobie to zgotowałem, prawda? Ponownie skupiłem całą swoją uwgę na cieście, które po kilku minutach było już gotowe. Następnie opłukałem mieszadełka miksera pod kranem i zabrałem się za ubijanie śmietany. Zwykła, sklepowa wydawała mi się zbyt sztuczna... Dużo bardziej uśmiechało mi się stanie kilka minut nad miską i stworzenie idealnej, puszystej śmietanki, niż szukanie równie idealnej na półkach supermarketów. Przez cały czas Azjata badawczo mi się przyglądał, jakby chciał mi jakoś pomóc, ale jednocześnie wolał pozostać biernym. Może to i lepiej... Jeszcze by coś popsuł czy coś.Już po chwili pianka była uszykowana. Teraz tylko pozostało pokroic banany i usmażyć naleśniki. Z delikatnym uśmiechem odczepiłem mieszadełka miksera i zabrałem się za dokładne czyszczenie każdego drucika. Poczułem na sobie wzrok Jimina. Chłopak wskazał na drugie mieszadełko, które trzymałem w dłoni.
- Mógłbym je wylizać? - spytał, niebezpiecznie podkreślając słowo "wylizać" tak, że przez moją głowę zaczęły przebiegać kudłate myśli. Oddałem mu drugie mieszadełko, obserwując jego wręcz przesadną radość. Wyglądał całkiem uroczo... STOP! Andy stój! Znasz go kilka godzin... To zbyt mało by zaczarować cię urokiem osobistym. Szczególnie przy jego paskudnym charakterze. Uznajmy, że to była tylko grzeszna myśl spragnionego miłości samca. Zupełnie tak jakbym obejrzał się za przystojnym chłopakiem w klubie, prawda? Chłopak chwycił przedmiot z ognikami w oczach i przejechał językiem wzdłuż jednego z drucików. Nie wiedzieć czemu ten widok wywołał na moim ciele dziwne dreszcze. Dreszcze, które zazwyczaj oznaczały podniecenie... Chwila, co? Przyznam, że Koreańczyk jest dość przystojny, a nawet posunąłbym się do stwierdzenia, że seksowny, ale nie aż tak... Chłopak wydawał się zauważyć moje zmieszanie, więc z delikatnym uśmiechem kontynuował czynność, sunąc językiem po drugim mieszadełku, a następnie oplatając go językiem. Przełknąłem nerwowo ślinę. Czemu ten widok tak na mnie działa... Poczułem dziwne mrowienie w dolnych częściach ciała i nie, nie były to nogi, a chwilę później zawartość moich spodni zaczęła niebezpiecznie się powiększać.
- Mógłbyś przestać? - spytałem, siłą odwracając wzrok.
- Ale przecież ja nic nie robię. - odparł Azjata z wyraźną satysfakcją kontynuując czynność. Oparłem się o stół aby ukryć widoczny już namiocik powstały w moich spodniach. Czemu on tak na mnie zadziałał? To dziwne...
- Albo chociaż nie prowokuj... - bąknąłem błagalnie, przestępując z nogi na nogę.
- Ale dlaczego? - wymruczał chłopak z miną niewiniątka. Nie wiem? Bo dziwnym trafem mnie to podnieca? Pora znaleźć sobie jakiegoś partnera, bo to już zaczyna się robić niebezpieczne. A gdyby tak... A może on...
Jimin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz