Strony

czwartek, 30 sierpnia 2018

Od Andrewa CD Jimina

Ciotka kiedyś wspominała, że wraz z dniem, w którym zaczęła się jej dorosłość i odpowiedzialność, zaczęły się również problemy ze snem. Twierdziła, że bezsenność to uzależnienie od myśli, nakłaniające do refleksji i zmuszające do wpatrywania się w bezkresną ciemność nocy, a w ciemności słychać i widać najwięcej. Odpowiedziałem jej cichym prychnięciem i zapewniłem, że nie grozi to osobie, która potrafi przespać ponad piętnaście godzin. Jak bardzo się myliłem... Wtedy wydawało mi się to idiotyczne, teraz brutalnie prawdziwe. Razem z powrotem na studia rozpoczęło się odkrywanie uroków maksymalnie czterogodzinnego snu oraz nauki o drugiej nad ranem. Co dziwne miało to swoje zalety. Cisza na ulicach, z czym wiązały się idealne warunki do skupienia, niesamowity klimat ciemnych "poranków"... A tak szczerze, to jak niegdyś stwierdził jeden z moich licealnych znajomych "Dno i wodorosty". Wspomiana wyżej cisza, na pewnym etapie doprowadzała do szału, a mrok budził mało przyjemny lęk i uczucie senności.
Z cichym westchnięciem nalałem wody do uroczego błękitnego kubka, z równie uroczym wykaligrafowanym napisem "Mąż", który swoją drogą był jedną z niewielu pamiątek, zabranych z rodzinnego domu. Pochodził on jeszcze z czasów liceum i niósł za sobą dość ciekawą historię.
Były to czasy, w których otaczałem się dość niewielką, lecz i tak niezbyt zgraną paczką. Grupa istniała tylko dlatego, że nikt inny nie chciał się z nami zadawać, a los pozostawionego na uboczu outsidera nikomu nie odpowiadał. Grupa wzajemnej adoracji kilku outsider'ów brzmiała zdecydowanie lepiej. Tak więc "pedałek", "grubas", "waplizator", "zjarana" i "debil" zawsze trzymali się razem. Nie wiązała nas przyjaźń, a zwykłe przyzwyczajenie i co dziwne bardzo nam to odpowiadało. Pewnego razu Roland, czyli ściślej mówiąc "waplizator" (do dziś nie wiem jak powstało to przezwisko) wręczył mi na mikołajki zestaw kubków z kolekcji "Mąż&Żona zawsze w cenie", w środku których można było znaleźć kilka prezerwatyw. Na szczęście nieużywanych.
- Jak kiedyś ty i któryś z twoich fagasów się hajtniecie, a potem dogadacie się który którego... no... to będzie jak znalazł. - wyjaśnił wówczas, z uśmiechem wciskając mi prezent w dłonie. Do dziś nie wiem, co nim kierowało lecz wiem napewno, że "waplizator" i "debil" nie bez powodu dażyli się największą przyjaźnią w całej paczce. W każdym razie kubków używam do dzisiaj, a zarówno po Rolandzie, jak i reszcie grupy słuch zaginął. Może to i lepiej?
Z rozmyślań wyrwało mnie energiczne walenie do drzwi. Kto normalny biega po ludziach o tej porze? W ogóle kto normalny robi cokolwiek poza spaniem o trzeciej rano? Z nadzieją czekałem, aż natręt sobie odpuści, ale hałas wciąż nie ustawał. Mogłem czekać, ale ze strachu o swoje drzwi postanowiłem jednak otworzyć. Za nimi stał różowowłosy mężczyzna o azjatyckich rysach twarzy. Widząc mnie prawie rzucił się na kolana i złożył ręce w błagalnym geście.
- Proszę, daj mi zostać u siebie na noc. Na godzinę chociaż! Proszę, proszę, proszę, proszę! - rzucił mężczyzna, wprawiając mnie w osłupienie. Byłem w takim szoku, że odsunąłem się i totalnie nie zastanawiając się nad tym co robię skinąłem głową, zapraszając go do środka. Mężczyzna uśmiechnął się i wbiegł do mojego domu. Chwila. Przemyślmy to! Nieznajomy mężczyzna, o trzeciej rano prawie rozwala ci drzwi, płaszczy się jak debil, a ty jak gdyby nigdy nic zapraszasz go do środka... Logiczne!
- Buty. - bąknąłem krótko, patrząc jak chłopak wnosi błoto do mojego mieszkania. Azjata spojrzał na mnie dziwnie, lecz po chwili skinął głową, zupełnie jak pod wpływem jakiegoś olśnienia i pozbył się obuwia. - Widzę, że się rozgościłeś... - mruknąłem z wyrzutem, obserwując biegającego od okna do okna mężcznę.
- Wybacz... Obiecuję, że potem posprzątam. - odparł, nie przerywając czynności. Potem? Czyli ma zamiar zostać tu na dłużej? Brawo Purdy! Właśnie pozwoliłeś obcemu typowi naruszać swoją strefę prywatną! Godne pogratulowania. Zacisnąłem usta w dość cienką kreskę i wróciłem do kuchni, gdzie od kilku minut stygła świeżo zaparzona jaśminowa herbata. Bez słowa usiadłem na krześle, z zamiarem zatopienia się w lekturze notatek z kilku ostatnich wykładów, lecz biegający w tę i we w tę intruz skutecznie mnie rozpraszał. W końcu poddałem się i skupiłem swoją uwagę na obserwowaniu sufitu. Po kilku, a może kilkunastu minutach, chłopak wszedł do kuchni i z uśmiechem oznajmił:
- Psiarnia poszła dalej.
- Proszę? - bąknąłem zdezorientowany.
- No policja ominęła twój dom i zapukała do sąsiadów. - wyjaśnił zajmując miejsce naprzeciwko mnie. Nie dość, że obcy to jeszcze kryminalista. Order przezorności wędruje dzisiaj do... Swoją drogą ciekawe dlaczego był poszukiwany. Zabił kogoś, pobił, terroryzował, a może "tylko" coś ukradł.
- Mogę się u ciebię kimnąć? - spytał chłopak, z totalnie poważnym wyrazem twarzy. Omal nie zakrztusiłem się herbatą.
- Co proszę? - burknąłem, mając nadzieję, że Azjata wybuchnie śmiechem, po czym stwierdzi, że miło się gadało i opuści mój teren. Tak się nie stało.
- Mógłbym u ciebie spędzić noc? Zostać do rana? Zdrzemnąć się? - powtórzył, z iskierkami nadziei w oczach. Gość, którego nie znam wtargnął do mojego domu, nabłocił, a teraz jeszcze chce się przenocować... Czy ja jestem w ukrytej kamerze? A może to jakiś kiepski żart sąsiadów? Nie od dzisiaj wiem, że nie pałają do mnie sympatią, więc w sumie bym się nie zdziwił.
- No błagam! Inaczej mnie zgarną! Nic nie ukradnę, obiecuje.
- Doprawdy? Jaką mam gwarancję, że wszystko pozostanie na swoim miejscu. - wymamrotałem, starając się przybrać groźny, podejrzliwy, lub jakikolwiek byle nie zdezorientowany wyraz twarzy.
- Mam u ciebie dług wdzięczności. - zasugerował, wciąż nie ustępując, na co ja zareagowałem cichym prychnięciem.
- Kiepski powód, nieprawdaż. - powiedziałem, ze złośliwym uśmieszkiem.
- Chcesz mieć człowieka na sumieniu. - spytał chłopak, usmiechając się równie złośliwie co ja. Trafił.
- Pomińmy fakt, że nie wiem jak się nazywasz... Śpisz na kanapie. Będę miał na ciebie oko. - oznajmiłem nieco niepewnie. Na twarzy chłopaka wykwitł urocz... słod... ład... żałosny dla mnie uśmiech pełen wdzięczności. - Łazienka jest naprzeciwko wejścia. - dodałem wstając i podchodząc do szafy, stojącej nieopodal drzwi do wspomnianej wyżej łazienki, szukając w niej jakiegoś koca. Chłopak skinął głową i ruszył w kierunku toalety. Tuż przed drzwiami zatrzymał się i bąknął:
- Dziękuję. A tak na marginesie to jestem Jimin. Jimin Arancia.

Jimin? Równo 1000 słów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz