Strony

niedziela, 26 sierpnia 2018

Od Charlesa do Aubrey

- Powtarzam po raz kolejny, że nie wpuszczamy nietrzeźwych. - powiedziałem spokojnym tonem.
- Panie, no da pan te dwa złote. Na rower trzeba. - zachwiał się i zamrugał energicznie jednym okiem.
Upewniłem się, czy nikt nie idzie w stronę klubu, po czyl wziąłem obie ręce pijaka za jego plecy, i wyprowadziłem kawałek dalej. No, a tak szczerze, to usadziłem go na ławce, i wróciłem na stanowisko.
- Gdzie ten Marcus... - burknąłem do siebie pod nosem. - Powinien już przyjechać na zmianę.
Po chwili usłyszałem dzwonek swojego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni czarnej kamizelki ochroniarza, i odebrałem połączenie. Co dziwne, dzwonił do mnie szef, co raczej rzadko się zdarza...
- Halo?
- Charles, Marcus dzisiaj nie może przyjechać. Wolisz wziąć za niego nadgodziny, czy mam zadzwonić po kogoś innego?
- Mogę jeszcze zostać. Żaden problem.
- Dobrze, a więc dziękuję. - po tych słowach rozłączył się.
Westchnąłem ciążko, i napisałem SMS'a do Kylie, informując że zostanę dziś w pracy dłużej, i żeby się nie martwiła. Gdy tylko schowałem telefon, przed wejściem pojawiła się dziewczyna, która o dziwo wyglądała znajomo. Tylko... Gdybym faktycznie ją znał, wiedziałbym, kim jest... Chociaż, może po prostu znal ją tylko z widoku?
- Można jeszcze wejść? - zapytała.
Przyjżałem się jej, aby upewnić się jak najdokładniej, czy aby na pewno nic nieodpowiedniego ze sobą nie przynosi. Jej mała, czarna torebka, i fakt, że miała na sobie sukienkę, powiedziały mi, że nie. Na osobę nietrzeźwą, lub poniżej 18 lat też nie wyglądała.
- Można. - powiedziałem, i pozwoliłem jej wejść do środka.
Właśnie wtedy przypomniałem sobie, skąd ją znam. Otóż jest w pewnym sensie... jedną z członkiń watahy.

Aubrey? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz