Ariana | Blogger | X X

sobota, 16 czerwca 2018

Od Anarii do Riley

Jasne promienie wschodzącego słońca przemknęły przez szparę między zasłonami, padając prosto na moje powieki, a tym samym zmuszając mnie do ich otwarcia. Przez jakiś czas wpatrywałam się w jasne pasemko światła, przeszywające ciemność w sypialni. W pewnym niespodziewanym momencie uderzyła mnie myśl, o tym, że tym razem nie będę mogła spędzić poranka, wtulając się w bok Larego, z którego to zawsze emanowało przyjemne ciepło. Przypomniałam sobie, że tym razem nie będę miała komu usmażyć bekonu i zrobić ciepłej kawy. Co prawda cały ten czas wiedziałam, że wyjechał tylko ze względu na pracę, i że wróci za parę tygodni, ale nawet i z tą wiedzą byłam załamana, że będę spędzać całe dni bez osoby, którą kocham nade wszystko, i za którą wskoczyłabym w ogień.
Wspominając chwilę, w której przed samym wyjazdem żegnał się ze mną, dźwignęłam się z łóżka. Na chwilę wlepiłam wzrok w podłogę. To bez wątpienia było dla mnie zbyt trudne, aby przeżyć bez smutku chociażby jeden dzień, pozbawiony towarzystwa Larego. Wzięłam głęboki wdech, i stawiając bardzo małe, i wolne kroki, podeszłam do okna. Delikatnie chwytając materiał jednej zasłony obydwiema rękoma, przesunęłam ją na bok, i poprawiłam. To samo uczyniłam z drugą zasłoną. Po wykonanej czynności oparłam się rękami o parapet, obserwując drobniutkie, spokojne falki jeziora, ob których odbijało się światło.
Po jakiejś chwili rozmyślań o tym co mogłabym dzisiaj robić, westchnęłam, i podeszłam do łóżka. Chwyciłam w ręce kołdrę, i potrząsnęłam nią mocno kilka razy, aby ją wyprostować. Gdy była już wyprostowana, ułożyłam ją na łóżku, i poprawiłam. Następnie zrobiłam to samo z nakryciem. Na sam koniec poszły małe poduszki, których było, nie ukrywajmy, dość sporo.
Zaraz po nakryciu łóżka, podeszłam do szafy, i otworzyłam ją. Przez jakiś czas patrzyłam tylko na ubrania, nie wiedząc co dziś włożyć. W końcu wzruszyłam ramionami, i sięgnęłam po krótkie, czarne, dżinsowe spodenki. Z lewej ręki zrobiłam ,,wieszaczek'', i powiesiłam na nim spodenki. Zaraz po tym sięgnęłam bo bluzkę z krótkim rękawem, w kolorze nieco przyciemnionej kawy z mlekiem. Poza tym wzięłam rzecz jasna bieliznę (z wyjątkiem skarpetek). Mając już wszystko potrzebne do ubioru, udałam się w stronę łazienki.
W łazience położyłam to wszystko na szafkę, drugą ręką otwierając szufladę. Z szuflady wyjęłam szczotkę, i zabrałam się za czesanie włosów. Rozczesane włosy związałam w wysokiego koka, aby wziąć prysznic.
Jakieś pół godziny później wyszłam z łazienki, udając się od razu w kierunku kuchni. Gdy tylko tam dotarłam, bez dłuższego namysłu wyjęłam z lodówki bekon. Od razu po tym wyjęłam blachę z piekarnika, i nastawiłam go, aby się grzał. Na blaszce ułożyłam tyle bekonu, ile się zmieściło. Zaraz po tym wlałam do dużej szklanki sok jabłkowy. W oczekiwaniu aż piekarnik się nagrzeje, wyjęłam z szafki chleb, otworzyłam, położyłam na stole, i rzecz jasna nakryłam do stołu. Gdy rozległo się charakterystyczne piszczenie, wstawiłam blachę do piekarnika, i ustawiłam czas.
Ponownie udałam się do sypialni. Wzięłam w rękę klucz, który to leżał na szafce. Odsłoniłam zasłonę z drzwi od ,,tarasu na wodzie'', i je odkluczyłam. Klucz zostawiłam w drzwiach, a sama wróciłam się do kuchni.
Usiadłam na krześle, opierając łokcie o stół, a głowę na dłoniach. Po raz kolejny dzisiaj pogrążyłam się w myślach... Fakt, tęsknię za Larym, i będę tęsknić zawsze gdy go nie będzie, ale... Lepiej martwić się o niego, skoro jest bezpieczny w pracy, czy o Bellę, która zniknęła bez śladu?... Sama już nie wiem, Lary wróci w określonym czasie, a Bella... Co jeśli wcale nie wróci?... Moja mała córeczka... Wszyscy jej szukali, Ja, Lary przed wyjazdem, Claudia, Jake... Riley, Bruno, Holly... Lizzie, Maxine, Aron, Genevieve, Jerry, Nastia, Klemens, Sebastian... Kora, Sunny, Subaru... nawet Sergiej i Bob... Jestem ciekawa czy tęsknią... Bella i Lary, do mnie i Claudii... A właśnie, co do Claudii, to byłam strasznie ciekawa co u niej. W sumie, to może bym ją któregoś dnia odwiedziła? Chociaż w sumie, to może lepiej nie będę jej wprawiać w zakłopotanie... W końcu nie chcę, aby czuła się jak jakiś osobisty psycholog.
W pewnym momencie po raz kolejny rozległo się piszczenie piekarnika. Niechętnie wstałam, aby go wyłączyć. Cóż, może i nie jestem teraz w humorze na cokolwiek, natomiast chrupiący bekon na żytnim chlebie z pestkami słonecznika zawsze jest pyszny...
Aby nie marnować zbyt wiele czasu na gadanie - po zjedzeniu śniadania udałam się do przedpokoju. Wbrew pozorom, nie wychodziłam na zewnątrz, jednakże wyszłam tylko odkluczyć drzwi. Zaraz po tym wyszłam na taras.
Usiadłam na podłodze, wkładając nogi do wody. Zamknęłam oczy, i wsłuchałam się w ciszę jaka panowała nad jeziorem. Słychać było tylko śpiewy ptaków, w tym głównie skowronków, słowików, i rudzików. Do tego od czasu do czasu dołączał bardzo cichy szum lasu, i plusk wody pod moimi stopami. Ach... jak cudownie... Mogłabym spędzać tak każdy ranek, tyle że... u boku Larego.


Położyłam się na podłodze, zamykając oczy i wsłuchując się w dźwięki natury. Wzięłam głęboki wdech, i cieszyłam się porannym, świeżym, oraz lekkim powietrzem. Było tak cudownie... Tak... Cu... downie...

Rilciu koffana, masz już pomysł na dalszą część? ^^ :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz