Ariana | Blogger | X X

sobota, 28 listopada 2020

Od Jerry'ego CD Claudii

 Dziewczyna kazała mi się nie spóźnić, aczkolwiek po drodze spotkałem pewną starszą panią, której postanowiłem zanieść zakupy do mieszkania. W końcu jak można odmówić tak rozkosznej staruszce?

W międzyczasie opowiedziała mi historię swojego życia i uraczyła kilkoma komplementami typu:

Ale piękny z ciebie chłopak! Pewnie dziewczyny się za tobą uganiają! - Uśmiechnąłem się na tą wzmiankę. 
Oczywiście, że się uganiały! Ale przecież nie mógłbym jej tego powiedzieć, w końcu trzeba być skromnym. Albo przynajmniej udawać.

Zdyszany szybkim krokiem wbiegłem do malutkiej kawiarni znajdującej się w centrum galerii, w której często przebywaliśmy jeszcze za starych czasów. W mgnieniu oka wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę. 16:17. Mogło być gorzej.
Gdy tylko znalazłem się przy dziewczynie, gwałtownie się zatrzymałem nie obdarzając jej nawet spojrzeniem i oparłem dłonie o kolana z głową skierowaną ku dołowi. Nie widziałem jej wyrazu twarzy, ale znałem ją na tyle dobrze, że mogłem się spodziewać, iż patrzy na mnie z prześmiewczym wyrazem twarzy.

 - Wybacz... Pomagałem starszej pani i... I tak jakoś wyszło. - Powiedziałem w przerwie między ciężkimi oddechami.

Dopiero po chwili wyprostowałem się i przypomniałem sobie jakim krasnalem była Claudia co wywołało u mnie nikły uśmiech na twarzy.

 - Uznajmy, że wybaczam. - Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.

W sumie to nie wiedziałem jak powinienem się zachować. Przytulić ją na przywitanie? Podać rękę czy zbić żółwika? Cóż, było to dosyć niezręczne ale ostatecznie wystawiłem w jej stronę złożoną w pięść dłoń, która chwilę później spotkała się z tą jej.

 - Co tam u ciebie? - Uśmiechnąłem się jakby nigdy nic.


Claudia?

czwartek, 26 listopada 2020

Od Andrewa CD Jimina

 Kłamstwem  byłoby rzec, iż aktualnie byłem tą samą oazą spokoju co zawsze. Prawdę mówiąc wręcz się gotowałem, ale wolałem zachowywać pozory, jakoby wszystko było w porządku, by zachować chociaż cień tego samego chłopaka, którym byłem nim poznałem Arancie. I głęboko wierzylem, ze wygląda to tak, jakbym był równie zobojętniały co on. 
- Jeśli powiemy prawdę, chociażby okrojoną to możemy mieć pewność, że babka nas zje. - rzekłem, w odpowiedzi na jego pytanie. - Nie możemy też udawać, że wszystko jest dobrze, bo nie będzie to wiarygodne - dodałem, po chwili zamyślenia.
- A powiedz mi może coś czego nie wiem. - prychnął, bezczelnie wpatrując się w moje oczy.
- Wyobraź sobie, że właśnie próbuję, ale ty jak zwykle mi tego nie ułatwiasz. - burknąłem, z typowym dla siebie znudzeniem w głosie. Blondyn przewrócił oczami w akcie irytacji.
- Skoro tak ci we wszystkim przeszkadzam, to może pozbądź się mnie ze swojego życia na stałe. - odparł odwracając wzrok w stronę okna. I choć któraś z głęboko ukrytych cząstek mnie pragnęła mu zaprzeczyć, uświadomić jak bardzo nie chcę by odchodził gdziekolwiek i kiedykolwiek, to jednak nie mogłem mu tego powiedzieć, by nie pokazywać, że w jakimś stopniu mi zależy, skoro jemu nie zależało w ogóle. A może ta część nie była już jedynie mistycznym złudzeniem, a prawdą, uporczywie dobijającą się do większości myśli dotyczących chłopaka. Odgoniłem tę ideę jak najszybciej. Był tylko problemem w moim życiu, upłynnieniem seksualnego napięcia, a zarazem pieniędzy. Dlaczego wobec tego przed snem kreuję wyobrażenie o tym, jak z uśmiechem wsuwam mu obrączkę na serdeczny palec? Stop! To niedorzeczne.
Chwila! Obrączkę? Przecież to genialny pomysł. Z błyskiem idealnego pomysłu w oczach nachyliłem się do kierowcy i szepnąłem do jego ucha by zawiózł nas w centrum miasta, w pobliże jubilera.
- To jaki masz pomysł? - spytał Jimin, widząc to.
- Kurwa sprytny. - odparłem, krótko jednakże z widocznym uśmiechem. 
- W twoim wykonaniu? Nie sądzę. - prychnął pod nosem. Więcej pytań nie usłyszałem. 
Nim się obejrzałem byliśmy na miejscu. Krótko podziękowałem taksówkarzowi, wręczając banknot do jego ręki i rozejrzałem się po okolicy. 
- To może w końcu mnie oświecisz, co takiego ta pusta czupryna wykonsekwencjowała? - zapytał, wyraźnie poirytowany. - W końcu jestem częścią tej farsy.
- Zaręczymy się. - rzuciłem bez zastanowienia i ruszyłem w stronę jubilera. Dokładniej to próbowałem, bo mocny chwyt Jimina skutecznie mnie przed tym powstrzymał.
- No chyba cię pojebało! - krzyknął, mrużąc oczy. 
- Jeden. Nie tym tonem. Dwa. Masz lepszy pomysł bystrzaku? - warknąłem, poirytowany postawą młodszego. Czemu mu zawsze coś nie pasuje. - Skleimy słodką historyjkę jak to najpierw się pokłóciliśmy, a potem ci się oświadczyłem w świetle gwiazd i wszystko będzie cacy. - wyjaśniłem, przyjmując spokojny ton głosu.
- To nadal nie ma sensu, ale już chuj. - westchnął, wpychając ręce do kieszeni. 
- Jubiler jest podobno dwieście metrów stąd więc ruszaj dupsko. - burknąłem ruszając przed siebie. Nim się obejrzałem byliśmy już na miejscu. 
- To tutaj. - rzuciłem krótko odwracając się do mojego towarzysza, który jak zwykle postanowił udać się w swoim własnym kierunku, przez co wypowiedziane zdanie spotkało jedynie pustą przestrzeń. 
- Na miłość boską... Jak z dzieckiem. - westchnąłem, rozglądając się chaotycznie wokół. W pewnym momencie dostrzegłem blond czuprynę, przemieszczającą się za witryną jednego z malutkich sklepików, toteż bez wahania ruszyłem w tamtą stronę. Miejsce, w którym wówczas się znalazłem było co najmniej dziwne. Gdy tylko przekroczyłem próg przeszyła mnie dziwna energia, niosąca za sobą specyficzny, trudny w określeniu dreszcz. Zlekceważyłem to jednak i bez większego zastanowienia ruszyłem w kierunku chłopaka, który przyglądał się biżuterii, wystawionej za elegancką szybą. 
- Możesz mi do jasnej cholery wytłumaczyć po jaki chuj żeś tu wlazł. - warknąłem, nachylając się nad jego uchem. 
- Chcę te. - powiedział, zupełnie lekceważąc moje pełne dramatycznych emocji pytanie, wskazując na parę obrączek. Trzeba przyznać, iż nie były brzydkie, czarne, przełamane srebrnym paskiem po środku. Można by nawet rzec, że były dość eleganckie. 
- Mieliśmy kupić coś u jubilera, a nie w jakiejś melinie, swoją drogą przypominającą miejsce z horroru. - odparłem, skupiając wzrok na stojących nieopodal lalkach o pustych oczach. 
- Jeśli mam je nosić to chce właśnie te. - rzucił szybko, a ja wiedziałem już, iż nie ma sensu się kłócić, bo blondas i tak postawi na swoim. Bez większego gadania zawołałem sprzedawcę. 
- Tą obrączkę poproszę. - powiedziałem, wskazując przedmiot. Mężczyzna zerknął na ozdobę, a następnie zmierzył nas czujnym wzrokiem. 
- Przykro mi, ale nie sprzedaję ich pojedynczo. Albo obie, albo wcale. - wyjaśnił. W sumie to było do przewidzenia.
- Dobra, biorę obie. - westchnąłem, chcąc zaoszczędzić czas. Wepchnąłem właścicielowi kilka banknotów i nie czekając na resztę opuściłem sklep. 
- Masz. - burknąłem wpychając obrączkę do rąk Jimina. 
- A gdzie "Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim mężem?" - prychnął, wkładając ozdobę na palec. O dziwo pasowała idealnie.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim tymczasowym narzeczonym, żeby zagrać teatrzyk przed moją rodziną, a następnie zniknąć z mojego życia. - sparodiowałem go, próbując włożyć pudełko z pozostałą obrączką do kieszeni. 
- Też ją załóż. - powiedział, wyrywając mi opakowanie z rąk, a następnie w mgnieniu oka wpychając obrączkę na mój palec. - Jak mamy się błaźnić to oboje. - dodał krótko.
Nie miałem siły się z nim kłócić. W milczeniu udaliśmy się do domu.

Gdy tylko przekroczyliśmy próg w korytarzu powitała nas Mazikeen, choć kłamstwem byłoby powiedzieć, że była to miła konfrontacja.
- Możecie mi wyjaśnić, gdzie żeście się podziewali?! - krzyknęła, zakładając dłonie na biodra. 
- Poniósł nas melanż. - odparłem, zdejmując buty.
- Śmieszne, a dokładniej. - warknęła, zabijając nas wzrokiem. 
- W skrócie zachlaliśmy mordy, pokłóciliśmy się, a potem Ands stwierdził, że nie może beze mnie żyć i oświadczył mi się w świetle gwiazd. - wyjaśnił Jimin, zgodnie z zaplanowanym wcześniej scenariuszem.
- Oświadczyny w LA. To takie oklepane. - prychnęła, choć tym razem bardziej z rozbawieniem niż złością. - Gratuluję dzieciaczki. - dodała po chwili, nareszcie z uśmiechem, który od razu odwzajemniłem.
- Przekaż ojcu, że spotkam się z nim później, póki co chyba musimy odpocząć, bo ta noc była... ciężka. - wyjaśniłem, patrząc znacząco na Jimina. 
- O niczym innym nie marzę. - powiedział, zapewne kłamiąc, jednakże idealnie grając swoja rolę, po czym bez zbędnego gadania udaliśmy się do pokoju. Gdy się tam znaleźliśmy pierwszym co zrobiłem, było wyszperanie z szafki ręcznika i świeżych ubrań. W końcu nie miałem się nawet kiedy wykąpać, bo wątpię, że zrobiłem to zachlany w trzy dupy. Bez słowa udałem się pod prysznic. W mgnieniu oka pozbyłem się ubrań, a następnie spojrzałem na dłoń, na której błyszczała obrączka. Szkoda byłoby gdyby w kontakcie z wodą i szamponami straciła swój blask, prawda. Chwyciłem ją w dwa palce, chcąc ją zsunąć, lecz ona ani drgnęła. Spróbowałem jeszcze raz, lecz bezskutecznie. Jimin włożył mi ją bez trudności, więc nie ma mowy by była za mała.
- Jimin! Ja nie mogę tego cholerstwa zdjąć. - krzyknąłem przez drzwi.

Jimin?

sobota, 21 listopada 2020

Od Claudii CD Jerry'ego

Niechętnie podniosłam się z kanapy, by sięgnąć po leżący na stole telefon. Na widok wyświetlającego się na ekranie dużego napisu Piesek <3 niemal wytrzeszczyłam oczy. To jakiś żart, czy właśnie zadzwonił do mnie ktoś, z kim już od dawna nie mam kontaktu?
- Halo? Claudia? Co teraz robisz? Pilnie potrzebuję pomocy! - powiedział niemal desperackim tonem.
Oho, widzę, że ktoś tu chyba ma problem. Czyżby nowi znajomi już nie chcieli mu pomagać? Zdumiewające, nie spodziewałabym się!
- Aktualnie siedzę w domu, a co?
- Muszę kupić prezenty na święta kilku osobom. Kiedyś często chodziliśmy kupować je razem, więc pomyślałem, że wiesz... Mogłabyś mi w tym pomóc?
- Niech będzie - westchnęłam. - Kiedy i gdzie?
- Pasuje ci dzisiaj o sesnastej, przed galerią na Woodsroad?
Sprawdziłam godzinę na telefonie. Czternasta... Nie tak źle.
- No okej... Tylko się znowu nie spóźnij - mruknęłam, po czym pospiesznie nacisnęłam ikonę czerwonej słuchawki.
Odłożyłam telefon na bok i z głośnym westchnieniem padłam na oparcie kanapy. Czy on sobie ze mnie żartuje? Po tylu tygodniach niemal całkowitego braku oznak życia, od tak się do mnie odezwał? W momencie, gdy zaczęłam powoli godzić się ze stratą prawdopodobnie najlepszego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miałam? Przezabawne. Szkoda tylko, że w tym momencie nie mamy tego samego poczucia humoru.
No cóż... Mówi się trudno. Kto wie, może między nami będzie lepiej? Chyba nie mogę się bezustannie gniewać.

Jerry?

piątek, 20 listopada 2020

Od Jimina do Andrewa

 Andrew mógł wmawiać sobie co chciał, aczkolwiek przez to, iż od wielu lat spotykałem multum ludzi i to całkowicie od siebie różnych, tak teraz byłem w stanie niekiedy perfekcyjnie rozpoznawać mowę ciała. Ogólnie rzecz biorąc, ciężko było mi akurat ten pojedynczy przypadek rozgryźć, lecz gdy tylko drzwi windy się otworzyły zauważyłem, jak niektóre mięśnie mężczyzny się napinają. 
Czyżby się znali? Owy ,,Cameron" (jak pisało na plakietce) był jego nowym pocieszeniem po mnie? A może tylko mi się wydawało i tak naprawdę nic ich nie łączy?
Opcji było wiele, a ja nie lubiłem bawić się w zgadywanki. Moje przekonania potwierdziły się w momencie, w którym czarnowłosy poszedł ,,do łazienki", jak to ujął. Chociaż zapewne nic z łazienką to wspólnego nie miało, chyba że to właśnie tam pragnął zaciągnąć swoją następną ofiarę. 

Mama zawsze powtarzała, że to nie ładnie podsłuchiwać rozmów innych osób, a tym bardziej się w nie wtrącać, lecz ciekawość najprościej w świecie ze mną wygrała. Zaledwie po chwili z rękoma w kieszeniach jak najciszej próbowałem udać się za nimi i schować się za jakąś ścianą bądź meblem niezauważony.

 - Swoją drogą urocza ta twoja dziwka, pewnie musi wyglądać rozkosznie klęcząc przed tobą na kolanach. - Usłyszałem tylko i zaśmiałem się niewesoło na to stwierdzenie.

Pewnie, że byłem uroczy. W końcu jestem Parkiem Jiminem, to mówiło samo za siebie.
Zirytował mnie natomiast fakt, że Andrew postanowił podzielić się naszym seksualnym życiem ze swoim nowym kolegą. Może teraz zapragnął trójkąta? W końcu życie trzeba sobie urozmaicać.
W głosie Andsa, czuć było irytację. Cóż, zazwyczaj dość ciężko było wyprowadzić go z równowagi więc nieco się zdziwiłem.

Do czego wczoraj doszło?- To pytanie nieustannie plątało się w mojej głowie nie dając spokoju.

 - Oj przestań. Mówię tylko, że chętnie znalazłbym się na twoim miejscu, a skoro ta urocza chłopaczyna jest dziwką, to może mi się to udać. Chyba stać mnie na jedną noc. - Zza ściany widziałem jak chłopak oblizuje łapczywie usta patrząc na czarnowłosego z wyższością.

Od słowa do słowa wyszła z tego mała bijatyka i to właśnie w tym momencie zaprzestałem ukrywania się. Cała ta sytuacja robiła na mnie jakieś tam wrażenie, aczkolwiek mrugnąłem kilka razy po czym znudzonym spojrzeniem ponownie oceniłem to co tam się właściwie działo. Schowałem ręce w kieszeniach i powolnym krokiem udałem się w ich stronę.

 - Niestety cenię się bardziej niż myślisz mój drogi. Raczej nie będzie cię stać z pensji recepcjonisty. - Odparłem miękko, jakby nikt przed chwilą mnie nie obraził i śmiał się z tej dziwnej ,,relacji" łączącej mnie z Andym. O ile w ogóle można to było nazwać relacją.

Na dźwięk mojego głosu wyżej wspomniany mężczyzna zamarł na chwilę w bezruchu wciąż znajdując się w parterze ze swoim przeciwnikiem.

 - Zostaw go Andy - powiedziałem wciąż w miarę spokojnie, chociaż w środku wręcz się we mnie gotowało.
Kątem oka widziałem jak Cameron spogląda na mnie z dołu z chytrym uśmieszkiem, gdyż czarnowłosy niczym wytresowany piesek zaprzestał swoich działalności. Blondyn był niesamowicie pewny siebie i właśnie to mnie przerażało, gdyż ja potrafiłem jedynie takiego grać. Właśnie dlatego miał przewagę.

 - Wstań. - Zażądałem nieznoszącym sprzeciwu tonem. Podobało mi się, iż teraz to ja miałem kontrolę nad mężczyzną, a on poruszał się jak moja marionetka bez krzty sprzeciwu.
Nie powiem, bardzo miłe doświadczenie, biorąc pod uwagę, że to raczej ja jestem tą uległą stroną i zgadzam się na wszystko co powie. Oczywiście absolutnie mi to nie przeszkadzało, ponieważ byłem z natury niezdecydowanym człowiekiem i po prostu lubiłem, gdy ktoś mówił mi czego ode mnie oczekuje, co mam teraz zrobić, jak się zachować bądź co powiedzieć. Zdecydowanie byłem świetnym aktorem, przy każdym zachowywałem się inaczej grając tak jak chciała reszta. Dzięki temu też idealnie wpasowywałem się w towarzystwo pozwalając innym mnie kontrolować. A kim był prawdziwy Jimin? Czy on w ogóle istniał? Raczej nie... A nawet jeśli to został unicestwiony już dawno temu.

Podszedłem do Camerona z pokerowym wyrazem twarzy czekając aż ten się pozbiera  i raczy unieść swoją dupę w górę. Był wyższy, ale tylko trochę, tutaj również miał przewagę. Był lepszy ode mnie pod prawie każdym aspektem, a ja wciąż porównywałem mój marny metr siedemdziesiąt sześć do jego metru osiemdziesiąt. Uwielbiałem się porównywać z innymi by dobić się jeszcze bardziej. 

Z jego twarzy wciąż nie znikał ten irytujący uśmiech, a on widocznie nie spodziewał się po mnie żadnego gwałtownego ruchu. Tak więc zrobiłem szybki krok w jego stronę po czym jednym płynnym ruchem przyparłem go do ściany wymierzając jeden, perfekcyjny cios w jego twarz po czym odsunąłem się zanim jego szok minął i byłby w stanie mi oddać. Nie byłem jakoś specjalnie umięśniony, byłem szczupły i dobrze zbudowany co zawdzięczam godzinom spędzonym na sali do ćwiczeń tańcząc coraz to nowe układy, toteż jakąś tam siłę w rękach miałem, chociaż zdecydowanie nie wielką. Miałem jednak nadzieję, że naprawdę go to zabolało.

 - Zadzwoń jeśli się wzbogacisz, wtedy możemy porozmawiać o moich usługach. - Teraz to ja posłałem mu zadziorny uśmiech i oddaliłem się czekając aż Andrew postanowi do mnie dołączyć. Pewnym krokiem wyszliśmy z hotelu jakby nigdy nic się nie stało.

 - Gdzie teraz? - zapytałem wyciągając z kieszeni niewielkiego elektryka i go włączając.
W końcu trzeba było zaspokajać swoje nałogi, zwłaszcza w stresujących momentach, dlatego też nie mogłem się już dłużej zatrzymywać.

 - Do domu rodziców. Zadzwonię po taksówkę. - Westchnął wykręcając odpowiedni numer oraz podając nasze miejsce położenia komuś po drugiej stronie słuchawki. - Wiesz, że chyba mamy sporo do pogadania prawda? - Uniósł jedną brew do góry.

 - Wiem. Trzeba doprowadzić naszą sztukę do końca. Później czekam na oklaski na stojąco. - Burknąłem pod nosem.

Zdecydowanie nie byłem teraz w humorze i próbowałem udawać, iż nic mnie nie ruszyło. Zresztą, uwielbiałem udawać kogoś kim nie jestem i zgrywać kogoś pozbawionego uczuć. Pociągnąłem kolejnego bucha czując jak przyjemny smak wręcz rozpływa się w ustach, a następnie daje błogie poczucie moim płucom.

Nim się obejrzałem moim oczom ukazała się typowa dla tych okolic, żółta taksówka. Wsiedliśmy do niej bez słowa i większość drogi przebyliśmy w milczeniu.

 - Wiedzą czemu zniknęliśmy? Mamy się jakoś tłumaczyć? Ustalić wspólną wersję czy jak? - zapytałem spokojnie patrząc mu prosto w oczy jak to miałem w zwyczaju.

Andrew?

wtorek, 17 listopada 2020

Od Anette do Riley

 Nad Elmo zapadał już zmierzch. Zimny zachód słońca skutecznie zniechęcił miastowych do wychodzenia z ciepłego domu, mimo wczesnej pory i fascynującego pastelowo-różowego nieba. I szczerze mówiąc to nie dziwiłam się tym pustkom. Miasto wyglądało na wymarłe, ale przecież kto chciałby marznąć w jesiennym chłodzie z własnej woli. Co jakiś czas można było dostrzec młodych dorosłych, goniących za ambicjami z pracy do pracy, ludzi sukcesu, parkujących swoje drogie auta przed swymi luksusowymi apartamentami, starsze panie, idące na wieczorną msze, bądź nastolatków zbitych w grupki w drodze do najbliższego monopolowego, by uzupełnić zapas alkoholu na wieczorną imprezę. Każdy wychodził w innym celu, jednakże był jeden istotny element, łączący powyższe grupy; wszyscy mieli dokąd wrócić. Na wszystkich po zakończonej wyprawie czekał ciepły dom, niekiedy może i pusty, lecz i tak będący oazą ciepła i spokoju. Swoje własne cztery ściany, często tak niedoceniane przez ich posiadaczy, a tak upragnione przez niezauważanych przez nikogo ludzi jak ja. Zamiast ciepłego domu jedyne na co mogłam sobie pozwolić to jadłodajnia, noclegownia, bądź brudna ławka w samym środku parku, na której właśnie siedziałam. Nagle poczułam wyraźny zapach papierosów, uświadamiając sobie tym samym jak bardzo brakuje mi nikotyny. Następnie moim oczom ukazała się niska brunetka, o szczupłej figurze i hipnotyzujących ciemnych oczach. Zatrzymała się przy mojej ławce i zgasiła niedopaloną jeszcze fajkę w koszu na śmieci. 
- Mogłaby Pani poratować mnie papierosem? - spytałam, raz po raz unosząc wzrok by spotkać jej twarz. Wolałam by nie zapamiętała mojego wyglądu, faktu że pomimo wszystko wyglądam na bezdomną, a tym bardziej tego, iż co by nie mówić, nie wyglądam na osobę pełnoletnią. Po chwili konsternacji dziewczyna wyciągnęła paczkę z kieszeni kurtki i wysunęła z niej jedną fajkę.
- Trzymaj. Widzę, że nie masz lat, ale w razie czego to się nie znamy. - powiedziała z uśmiechem. 
- Dziękuję. - powiedziałam obracając papierosa w dłoni i dobywając z kieszeni płaszcza nieco wysłużoną już zapalniczkę. Kobieta skinęła głową i ruszyła dalej. Następne minuty spłynęły mi wyłącznie na delektowaniu się drapiącym smakiem tytoniu.
Kościelny zegar wybił godzinę osiemnastą. Wraz z drugim uderzeniem dzwonu zerwałam się z miejsca i opatuliłam się szczelnie cienkim, acz stylowym płaszczykiem - prezentem od ostatniego z klientów. Swoje kroki kierowałam prosto w stronę noclegowni, najkrótszą możliwą drogą, prowadzącą wzdłuż żywopłotu, przez trawę aż do najbliższej uliczki, prowadzącej do głównej drogi. Gdy tylko wyszłam na chodnik  Mój tymczasowy dom na całe szczęście nie był zbyt oddalony od miejskiego parku, więc kilka minut później byłam już na miejscu. Budynek nie był bardzo ocieplony, jednak w porównaniu do zewnętrznego mrozu, różnica była znacznie odczuwalna. Bez dłuższego zastanowienia skierowałam się wprost do pralni, gdzie czekała na mnie opiekunka schroniska - Maddie, dość pulchna kobieta, co najmniej trzy razy starsza ode mnie. Gdy tylko mnie ujrzała zacmokała z zachwytem.
- Gdybym nie znała twojej historii zapewne już bym cię stąd wyrzuciła. Mam nadzieję, że nie ukradłaś tego cacka. - spytała z uśmiechem, oglądając mój płaszczyk z każdej strony.
- Dostałam. Chociaż gdyby znała pani okoliczności, to z pewnością uznałaby pani, że kradzież to lepsza opcja. - odparłam, spuszczając wzrok i marszcząc brwi.
- Znowu to zrobiłaś. - stwierdziła krótko, a ton jej głosu diametralnie zmienił się, z typowej dla niej pogodności, na głęboki smutek, a nawet zawód realiami dzisiejszego świata. 
- Nie mam zbyt wielu opcji. - odpowiedziałam, unosząc kąciki ust, by choć trochę podnieść ją na duchu. Obie pamiętałyśmy, że mam, jednakże opiekunka dobrze wiedziała, że sierociniec to ostatnie miejsce gdzie chciałabym się znaleźć. W domu dziecka byłabym zbyt widoczna, podana watasze niczym na tacy, a nie mogłam do tego dopuścić. 
- Przyniosłam to, o co prosiłaś. - rzekła wręczając mi niewielką torebkę. - Susane nie miała nic przeciwko, tylko postaraj się zwrócić w nienaruszonym stanie. 
- Jest Pani wielka, dziękuję. - chwyciłam torebkę, rzucając się na szyję opiekunce.
- Nie ma za co kochanieńka, mam nadzieję, że wszystko będzie ci pasować. - uśmiechnęła się promiennie. 
Nie zwlekając długo zabrałam pakunek i ruszyłam do pomieszczenia sanitarnego. Zawartość torebki obejmowała parę skórzanych obcisłych spodni, czerwoną, jedwabną bluzeczkę z dość sporym dekoltem oraz kilka kosmetyków. Idealnie, by wybrać się na nocne łowy. Bez zastanowienia przywdziałam strój, rozczesałam potargane dotychczas włosy, a całość zwieńczyłam dość ostrym makijażem, w którym bez wątpienia uwagę przyciągała najbardziej czerwona szminka. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła godzina wpół do dwudziestej. Jak mogłam przygotowywać się tak długo? Co prawda noc była młoda, ale łów należy rozpocząć jak najwcześniej. Nie oglądając się na nikogo i na nic wybiegłam z noclegowni i ruszyłam w kierunku najbliższego klubu, od którego i tak dzieliło mnie dobre dwadzieścia minut drogi. Ulice świeciły pustkami jak i półtorej godziny temu, toteż ze spuszczoną głową podążałam przed siebie, w dość szybkim tempie. Nim się obejrzałam byłam już na miejscu. Ochrona po dość długim zastanowieniu postanowiła mnie wpuścić. Ot, magia czerwonej szminki. Rozejrzałam się wokół. Kłamstwem byłoby rzec, iż klub świecił pustkami, jednakowoż do godzin szczytu pozostało jeszcze sporo czasu, toteż by go zabić ruszyłam na parkiet. 
Taniec nigdy nie był moją mocną stroną, ani też czymś co chciałabym chętnie robić, jednakże nie było lepszego sposobu aby zachęcić potencjalnego klienta. Kręcąc zmysłowo biodrami, sunęłam dłońmi po swoim ciele, znacznie wykraczając poza poważnie naruszoną już strefę komfortu. Nie musiałam długo czekać, by poczuć za sobą czyjąś obecność. Nim się obejrzałam obcy przylgnął do moich pleców, a ja poczułam na nich wyraźnie umięśniony tors. Czyżbym znalazła swą zdobycz? Kontynuując taniec obróciłam się do delikwenta i... Zamarłam. 
Te srebrne włosy i cyniczny uśmiech poznałabym wszędzie. Mój najgorszy koszmar powoli zaczął przenosić się na rzeczywistość. 
- Kogóż moje piękne oczy widzą? Zdążyłem się stęsknić. - rzekł, a ja poczułam dreszcze na sam dźwięk jego głosu. - Zresztą nie tylko ja... Cała wataha oczekuje twojego powrotu Ruiz. - dodał, zagryzając wargę. 
Wiedziałam że Yenvan nie próżnuje szukając mnie, ale nie sądziłam, że uda im się to tak szybko. A jednak! Oto i on! Pieprzony zwiadowca z pieprzonej watahy, o której tak bardzo pragnęłam zapomnieć. Moje serce zaczęło bić szybciej, proporcjonalnie do oddechu, który również znacznie zwiększył swoje tempo.
- Odsuń się Remus. - warknęłam pierwsze co przyszło mi na myśl. Nawet nie łudziłam się, że zabrzmiało to choć trochę groźnie. W panice zaczęłam się cofać, jednakże silna dłoń mężczyzny błyskawicznie chwyciła moje ramię, uniemożliwiając mi tym samym ucieczkę. 
- Teraz pójdziesz ze mną. Tatuś na ciebie czeka. - powiedział, wprost do mojego ucha. Moje ciało zaczęło drżeć. O nie! Dobrze wiedziałam co zaraz nastąpi. Ogromny tłum ludzi za chwilę będzie świadkiem, jak drobna dziewczynka zmienia się w rozszalałe zwierzę. Pchana wilczą siłą wyrwałam się z uścisku mężczyzny. Moje zęby powoli zaczęły zmieniać się w kły, oczy zmieniły barwę. Niewiele myśląc zaczęłam uciekać, jednakże moja twarz napotkała ścianę. Ścianę w postaci wysokiego mężczyzny o długich ciemnych włosach.

Riley?

poniedziałek, 16 listopada 2020

Od Andrewa CD Jimina

Alkohol ma jedną cudowną właściwość. Jako jedna z niewielu cieczy fantastycznie wraca od dołu ku górze. Tak, to była pierwsza refleksja, jaką wysnułem, otworzywszy oczy, gdy poczułem, jak mój zeszłonocny eliksir szczęścia wraca właśnie, by uderzyć moje wymęczone ciało ze zdwojoną siłą. Dobra wiadomość jest taka, że zdążyłem pohamować odruch wymiotny w odpowiednim momencie.
Uniosłem delikatnie głowę. Ranne, jaskrawe światło momentalnie poraziło moje wymęczone oczy, skutkując nagłym, niezwykle silnym bólem głowy. A może już się z nim obudziłem? Zresztą, co za różnica?! Przecież nie takie ilości alkoholu potrafiłem przyjąć i nie takiego kaca już nie raz pokonałem, więc czemu tym razem miałoby być inaczej? Zacisnąwszy powiek, podniosłem się powoli do pozycji siedzącej. Gorzej niż się spodziewałem, lecz wciąż chyba nie najgorzej. Cel na chwilę obecną: dotrzeć do toalety w całości. Z wolna otworzyłem oczy. Światło, światło, to cholerne światło! Zamrugałem kilka razy, by w końcu przyzwyczaić się do owej zmory. Cichy pomruk zwrócił moją uwagę. Na kanapie nieopodal łóżka leżał Jimin, wygięty w nienaturalnej pozycji, mrucząc cichutko pod nosem. Co on tu robi do cholery? Przecież nie chciał mnie widzieć... Przyszedł z własnej woli czy, co gorsza, ja go tu ściągnąłem? Nie chciałem go nawet pytać, skoro miało okazać się, że odjebałem coś głupiego, a w sumie to nie byłoby żadnym zaskoczeniem. Cichutko udałem się w kierunku łazienki, gdzie ochlapałem twarz zimną wodą. Miałem cholernie podkrążone oczy, niby dowód ciężkiej nocy. Podsumowując tak jak zawsze. Jako iż znajdowaliśmy się w hotelu, to nie miałem szans na żadną tabletkę przeciwbólową, więc jedyne co mogłem zrobić, to rzucić memu lustrzanemu odbiciu cierpiętnicze spojrzenie i stawić czoła codzienności. Wyszedłszy z łazienki, swoje kroki skierowałem prosto do Jimina. Cholera! Nawet zaspany wyglądał tak kurewsko uroczo i seksownie zarazem. Nie mogąc się powstrzymać, pochyliłem się i złożyłem delikatny pocałunek na jego policzku, drapiąc jednocześnie jego delikatną skórę swoim jednodniowym zarostem. Jakim cudem on mógł mieć gładką, nieskazitelną cerę, a ja po trzech dniach niegolenia się, wyglądałem jak jakiś Rumcajs?! Pod wpływem dotyku chłopak przekręcił się na bok, co ze względu na małe rozmiary sofy, z pewnością skutkowałoby upadkiem, jednak zdążyłem go złapać. Natychmiast otworzył oczy i zmierzył mnie spojrzeniem.
- Wierciłeś się tak, że mało brakowało, żeby twój zgrabny tyłek spotkał się z podłogą. - wyjaśniłem natychmiast, by się usprawiedliwić.
- Od kiedy tak się martwisz o moje bezpieczeństwo?- prychnął, poprawiając się na kanapie i podciągając kolana pod brodę. Złośliwy jak zazwyczaj.
- Po prostu nie ma za co. - odparłem, siadając na swoim łóżku i włączając prawie już rozładowany telefon. Czternaście nieodebranych od Maze. Chyba pora szykować się na wpierdol...
- Ogarnij się trochę, a ja oddzwonię do Mazikeen i wrócimy do domu ojca, bo z tego co się domyślam, to jest gotowa urwać mi co nieco jeśli nie damy znaku życia. - uśmiechnąłem się, zarzucając nogi na materac.
- Myślisz, że po tym wszystkim wrócę z tobą i dalej będę się bawił w twoje gierki? Wolne żarty... Szukaj sobie innej zabawki, ja wracam do Elmo najbliższym samolotem. - warknął szybko, patrząc na mnie wrogo. Ach, czyli wczoraj się nie pogodziliśmy... Zdecydowanie przeceniłem pijanego Andrewa. Westchnąwszy przeciągle, zwlokłem się z łóżka i usiadłem naprzeciwko chłopaka.
- Posłuchaj... - zacząłem, patrząc odważnie w jego oczy, tworząc iluzję, jakoby moje słowa popierała bezgraniczna pewność siebie. - Wiem, że powiedziałem za dużo i żałuję. Zrozumiem jeśli po powrocie do Elmo powiesz mi grzecznie "sajonara" i wrócisz do starego życia, ale dopóki jesteśmy tu, dociągnijmy ten teatrzyk do końca. Zapłacę podwójnie. - rzekłem, mając nadzieję, że moje słowa go przekonają. Blondyn zmrużył oczy, jak gdyby poważnie zastanawiał się nad ową ofertą.
- Potrójnie? - spytał, zagryzając dolną wargę. Przewróciłem oczyma. Przebiegły jak zwykle.
- Jasne. - rzuciłem krótko. Ściągnąłem krótko usta, po czym niewiele myśląc, spytałem:
- A mogę cię pocałować?
- Nie. - usłyszałem niemalże natychmiast. - Nowa umowa tego nie obowiązuje. Jedyne, do czego się zobowiązuję to zagranie tego teatrzyku do końca, co mam zamiar zrobić zajebiście. - wyartykułował pewnie. No tak... Za te korzyści pewnie będę musiał zapłacić poczwórnie... Zresztą co mnie podkusiło, żeby w ogóle pytać? Zabrzmiało to jakby mi zależało, jakbym naprawdę tego potrzebował, a przecież tak nie jest. W każdym razie tak mi się wydawało, dopóki nie przypomniałem sobie, co działo się zanim zdążyłem zalać się w trupa. Ten pieprzony blondas z obsługi, blondas z którym się całowałem, blondas, którego nie chciałem widzieć na oczy, zwłaszcza iż byłem tu teraz z Jiminem. 
Gdy oboje ogarnęliśmy zarówno siebie, jak i kilka moich rzeczy porozrzucanych po podłodze, w milczeniu udaliśmy się do windy. Błagałem wszystkie możliwe bóstwa, bym nie spotkał owego chłopaka na korytarzu. Ale jakże nudne byłoby moje życie, gdyby udało mi się go uniknąć. Gdy tylko drzwi windy otworzyły się, pierwszym co ujrzałem był właśnie ten chłopak, oparty nonszalancko o ścianę, pochłonięty plotkowaniem z recepcjonistką. Nie chciałem się z nim konfrontować, najchętniej nie zwróciłbym na niego ani grama uwagi, by koniec końców pozwolić mu wyparować z mojego życia, jak każdy niewiele znaczący epizod, ale ciekawość nie pozwalała mi tego uczynić. Musiałem wiedzieć jak skończyła się tamta noc. On również mnie zauważył. Wręcz przeszył mnie wzrokiem, gdy tylko przekroczyłem próg, a w dalszej kolejności zmierzył spojrzeniem Jimina, uśmiechając się tak, że za żadne skarby świata nie mogłem dojść do tego, co chodzi mu po głowie. Podszedłem do recepcji i w milczeniu oddałem klucz. Nadal byłem obserwowany. Odwróciłem się nieznacznie do blondyna i próbując nie wzbudzać podejrzeń skierowałem wzrok na łazienkę. On w odpowiedzi jedynie odwrócił się i podążył we wskazanym przeze mnie kierunku.
- Skoczę jeszcze do toalety, poczekaj tu na mnie. - rzuciłem szybko w kierunku Jimina i podążyłem za hotelarzem.
- Miło cię widzieć. - usłyszałem, gdy tylko przekroczyłem próg pomieszczenia. Wyglądał identycznie dobrze jak wczoraj. Nie dziwota, że wczoraj straciłem kontrolę nad sobą.
- Chciałbym móc powiedzieć to samo... Cameron. - przeczytałem imię na plakietce. No tak, całowałem faceta nie znając nawet jego imienia. Cudnie, choć skłamałbym mówiąc, że zrobiłem to pierwszy raz.
Ilekroć spoglądałem w brązowe oczy blondyna, tyle razy przypominałem sobie zdarzenia zeszłej nocy. Tak naprawdę nie zrobiłem wtedy nic złego... Tak przynajmniej chciałem myśleć. Gdy tylko nasz wzrok spotykał się, pośród luksusowych umywalek i luster, przepełniały mnie swego rodzaju wyrzuty sumienia, choć w gruncie rzeczy nie miałem pojęcia dlaczego. Mój umysł niemalże eksplodował pod napływem pytań, na które odpowiedzi tak bardzo pragnąłem poznać.
- Czemu to zrobiłeś? - spytałem w końcu, wybrawszy pytanie nurtujące mnie najbardziej. Chłopak uniósł brew.
- Chciałeś tego. - odparł, wzruszywszy ramionami. - Sam jesteś sobie winny. - dodał, zakładając dłonie na piersi.
- Co? - rzuciłem natychmiast niezbyt elokwentnie. To niemożliwe. Nie chciałem. Więc czemu tak pomyślał. Ten jeden głupi pocałunek nie dawał mi spokoju. A przecież to tylko niewinny buziak... Buziak, który nic nie znaczył zarówno dla niego, jak i dla mnie. Niegdyś nawet przypadkowy seks nie stanowił dla mnie żadnego problemu. Jak pojawienie się jednej osoby mogło to tak zmienić? Przecież nie podpisywałem również żadnej umowy dotyczącej życia w monogamii, nie zobowiązywałem się do stuprocentowej wierności, a jednak czułem, że to nie powinno mieć miejsca. W każdym razie nie doszło do niczego więcej, więc skąd moje obawy. Znaczy... Chyba nie doszło... Jak mogłem tego nie wiedzieć?!
- Twoja postawa wyraźnie mówiła, że tego chcesz. - burknął w odpowiedzi. Otworzyłem szeroko oczy. Co ten przeklęty blondas właśnie sugerował?
- Najwyraźniej masz problem z odczytywaniem sygnałów. - zripostowałem, jednocześnie sam próbując przekonać się do moich słów. Bo co jeśli naprawdę sam pchałem się w jego ramiona? Nie! Niemożliwe! Przecież pamiętam wszystko... Począwszy od feralnej, kolejnej butelki, przez smak złotych Marlboro, aż do dotyku jego ust... Ale... Co było dalej? Cameron pokręcił głową z chamskim uśmiechem, z którym o dziwo było mu piekielnie seksownie. 
- Swoją drogą urocza ta twoja dziwka. Pewnie musi wyglądać rozkosznie klęcząc przed tobą na kolanach. - zaśmiał się bezczelnie. Jeśli całe życie uważałem siebie za osobę pozbawioną taktu, to ten facet bił mnie w tym na głowę.
- Nie o tym rozmawialiśmy. - odparłem sucho. 
- Oj przestań. Mówię tylko, że chętnie znalazłbym się na twoim miejscu, a skoro ta urocza chłopaczyna jest dziwką, to może mi się to udać. Chyba stać mnie na jedną noc. - rzekł oblizując usta. Zmrużyłem oczy w akcie zdziwienia. Kto normalny zachowuje się w ten sposób? 
- Zostaw go w świętym spokoju. - rzuciłem ostro, zaciskając usta.
- Niby czemu? Przecież jest tylko dziwką, poza tym cię nienawidzi... Gdzie widzisz problem? 
- Zamknij się! - warknąłem, chwytając go za szyję i przypierając do ściany, tak by nie miał możliwości, by się ruszyć.
- Skąd ta agresja? Ach, no tak... Przecież go kochasz, szkoda tylko, że bez wzajemno... - nie zdążył skończyć, gdy moja zaciśnięta pięść z impetem uderzyła w jego szczękę. Na cios zwrotny nie musiałem długo czekać. Niewiele myśląc wręcz rzuciłem się na niego, powalając go na ziemię. W odgłosach szarpaniny usłyszałem jedynie skrzypnięcie otwieranych drzwi.

Jimin?

poniedziałek, 16 listopada 2020

Od Jerry'ego do Claudii

 Wracając z wczorajszej imprezy zdałem sobie sprawę z tego jak ten czas szybko leci. Jeszcze niedawno opalałem się na słonecznej plaży w tutejszej okolicy, a dzisiaj był już listopad. L i s t o p a d!

A co się wiązało z tym jakże pięknym miesiącem? Prezenty! Może i to trochę dziwne, w końcu do świąt został jeszcze ponad miesiąc, ale jak to się mówi: ,,Przezorny zawsze ubezpieczony". Tak więc moją coroczną tradycją było zaopatrywanie się w takie rzeczy jak najwcześniej. Sklepy jeszcze nie były aż tak przepełnione ludźmi, masa różnych okazji na pułkach... Czego chcieć więcej? No może jeszcze towarzysza...

Kolejnym moim dziwnym nawykiem był fakt, iż nigdy nie chodziłem na zakupy bez kogoś kto mógłby mnie w jakiś sposób wesprzeć i doradzić w wyborze (ewentualnie dorzucić się do zakupionych przeze mnie rzeczy). Siedząc więc na kanapie zagłębiłem się w swoich rozmyślaniach, gdyż grono moich przyjaciół diametralnie się zmniejszało z roku na rok, co niby mi nie przeszkadzało, ponieważ to wciąż mniej wydatków, aczkolwiek z drugiej strony było to trochę smutne. 

Chwyciłem za kartkę oraz długopis po czym zacząłem wypisywać imiona oraz pomysły na prezenty, a przy tym mniej więcej budżet. Cztery osoby... Nie jest aż tak źle. Zaledwie chwilę później pomyślałem o mojej dawnej przyjaciółce, z którą w sumie od dawna nie miałem już kontaktu. Miałem wrażenie, że w pewnym momencie naszego życia między mną, a Claudią zaczęło coś iskrzyć, aczkolwiek skończyło się równie szybko, gdy wróciłem do szkoły, znalazłem pracę oraz nowych znajomych, który w tamtym okresie wydali się o wiele bardziej ciekawsi. Szybko pożałowałem swojego wyboru, gdyż pustkę po dziewczynie niełatwo było zastąpić, mimo iż teoretycznie ułożyłem sobie życie na nowo i byłem w dość szczęśliwym związku. Niewiele jednak myśląc chwyciłem za swój telefon.

 - Halo? - Powiedziałem odruchowo. - Claudia? Co robisz teraz? Pilnie potrzebuje pomocy! - Zacząłem bardzo desperackim tonem.


Claudia?

poniedziałek, 16 listopada 2020

Reaktywacja!

Nie, nie przesłyszeliście się. Zew Natury wraca do życia. Myślę, że nie zaszkodzi dać temu blogowi jeszcze jednej szansy.

CO SIĘ ZMIENIŁO?

Usunięty zostaje system punktowy;

Czas na napisanie opowiadania zależny będzie od ilości postaci jaką posiada dany autor. Jeśli autor posiada jedną postać, musi pisać nią co najmniej raz w miesiącu. W przypadku większej ilości postaci, czas na napisanie opowiadanie zwiększa się proporcjonalnie do liczby postaci. Przykładowo - jeśli masz cztery postacie, to na napisanie opowiadania każdą z nich masz cztery miesiące;

Usunięte zostają strony Pupile, Tereny i Okolica;

Utworzony został Discord bloga, do którego odnośnik znajdziecie z prawej strony.

Z naszej strony to tyle. Mamy nadzieję, że wprowadzone zmiany przypadną Wam do gustu, jak i że w naszych szeregach niebawem zawita więcej miłośników fantastyki!

~Administracja ZN