Ariana | Blogger | X X

wtorek, 19 lutego 2019

Od Claudii CD Jerry'ego

Obudziłam się na łóżku w swoim pokoju, w dodatku okryta kołdrą. Początkowo nie było to dla mnie nic dziwnego, jednakże kiedy przypomniałam sobie że zasnęliśmy z Jerry'm wczoraj w salonie, dostałam mindfucka. Umiejętności teleportacji do łóżka przez sen nie dostałam, a Jerry... Właśnie, gdzie był Jerry?
Z niechęcią dźwignęłam się z łóżka, założyłam szlafrok i zeszłam na dół aby poszukać przyjaciela. Zastałam go w kuchni, przygotowującego bekon na śniadanie. No proszę, kto by pomyślał?
- Hej... - powiedziałam nieco zaspanym głosem, po czym zasłoniłam usta ręką i ziewnęłam.
- No cześć, śpiochu. - odrzekł z przyjaznym uśmiechem.
- Jest dopiero - spojrzałam na zegarek. - ósma rano.
- Przecież wiesz, że żartuję. - zakpił, zrzucając bekon na talerze.
Wzięłam szklankę wody i zasiadłam do stołu, po czym jeszcze raz przetarłam oczy. Jerry postawił przede mną talerz z bekonem i zasiadł naprzeciwko mnie. Pomiędzy naszymi talerzami położył jeszcze świeży chleb.
- Obudziłem się wcześniej, więc zaniosłem cię na łóżko, poszedłem do sklepu i wziąłem się za śniadanie.
- Dzięki, ale... nie musiałeś... - zakłopotałam się.
- Shh! - gestem nakazał mi być cicho. - Chciałem, ok?
- Ok. - uśmiechnęłam się.
Dzień zaczął się, moim zdaniem, spokojnie i w miłej atmosferze, także miałam nadzieję że resztę dnia spędzimy w tak samo dobrze. Właśnie wtedy zaświtał mi w głowie pomysł.
- Jerry?
- Tak? - spojrzał mi w oczy.
- Co powiesz, żebyśmy tak zupełnie przypadkiem poszli do stajni w której trzymam Sky i zacząłbyś uczyć się jazdy konnej razem ze mną? - powiedziałam wszystko na jednym wydechu. 
235 słów
Jerruś^^? Przepraszam że tak długo czekałaś na odpis i że opek ma złą jakość, ale musiałam w końcu zdobyć chęć na mol walenie w klawiaturę i ci odpisać... :c

sobota, 16 lutego 2019

Od Harvi'ego do Naomi

Była piękna pogoda wiec postanowiłem przejść się po okolicy. Może narysuje coś... Nie wiem zobaczy się. Wziąłem plecak i włożyłem do niego mój ulubiony szary notes i ołówek, resztę potrzebnych rzeczy miałem w plecaku. Założyłem kurtkę i zarzuciłem tornister na plecy, po czym skierowałem się w stronę parku. Po drodze mijałem wiele osób, które patrzyły w telefon lub rozmawiające przez niego. Gdy byłem na miejscu, podszedłem do drzewa, pod którym najczęściej przysiaduje i wyjąłem kocyk w odcieniu granatu. Rzuciłem na niego plecak i położyłem się na nim. Przymknąłem oczy i wsłuchiwałem się w odgłosy natury, które przerwały mi szyszki spadające na moją głowę. Uchyliłem powieki i zobaczyłem małe wiewiórki. Podniosłem się do siadu i wyjąłem z torby notes, w którym zacząłem szkicować niewyraźne kreski. Siedziałem tak, póki nie złamał mi się rysik. Przekląłem cicho, pod nosem. Wyrwałem kartkę i rzuciłem ją w stronę rosnącego obok krzewu. Ponownie się położyłem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i spojrzałem na godzinę. Była 10.00, a wyszedłem z domu około godziny 8.00. Aż tak długo rysowałem? Położyłem się z powrotem. Usłyszałem szelest w krzakach.
-Toby, nie chodź po krzakach.
Podniosłem się delikatnie i spojrzałem na dziewczynę. Podeszła do psiaka i ukucnęła przy nim. Zobaczyłem jak wyjmuję kartkę z pyska szczeniaka. Rozwinęła ją i uśmiechnęła się. Nas sam widok również się uśmiechnąłem. Piękna kobiet razem ze słodkim psiakiem.
-Ciekawe kogo to. - Powiedziała. - A ty jak myślisz? - Spojrzała się w stronę jej pupila.
Psinka pokazała główką na mnie. Dziewczyna spojrzała na mnie, przy czym uświadomiłem sobie, że cały czas na nią patrzę.
-Cześć - Powiedziałem do niej uśmiechając się.
-Hej - Odpowiedziała. - To twoje? - Zapytała i wskazała na kartkę, którą trzymała w dłoni.
-Tak - Oznajmiłem nieśmiało.
Podała mi kartkę i usiadła obok mnie, nie pytając się o zgodę.
-Ładnie rysujesz.
-Dzięki - Odpowiedziałem spuszczając głowę w dół aby ukryć rumieńce.
-Jestem Naomi.
Wyciągnęła w moją stronę dłoń.
-Ja, Harvi.
Odwzajemniłem gest.

Naomi?

314 słów

czwartek, 14 lutego 2019

Event Walentynkowy!

Choć się boję odrobinkę,
ślę do Ciebie Walentynkę.
Bo nadzieję cichą mam,
że Ci troszkę szczęścia dam.
W kawiarence, przy deserze,
na kolacji, na spacerze,
o północy i w południe
będzie Nam ze sobą cudnie!

Witajcie kochani! Wraz z nadchodzącym Dniem Zakochanych nadeszła pora na... Event Walentynkowy!
Podzieliliśmy go na dwie kategorie, które znajdziecie poniżej


Opisz jak Twoja postać spędziła walentynki. Spędziła je ze swoją drugą połówką, czy raczej samotnie w domu? A może spotkała kogoś wyjątkowego?
Wymagana minimalna ilość słów: 500


Tutaj możesz dać się ponieść fantazji. Narysuj coś, co kojarzy Ci się ze świętem zakochanych.
Praca może być wykonana dowolną techniką

Czas na wysyłanie opowiadań/prac kończy się 31 marca. Mamy nadzieję, że event przypadnie Wam do gustu i wszyscy weźmiecie w nim udział ♡

~Administracja ZN

wtorek, 12 lutego 2019

Od Kate CD Lisy

- To ja już pójdę - rzuciła ruda i nawet się nie oglądając, pomknęła w bliżej nieznanym mi kierunku.
Westchnąwszy cicho już miałam ruszyć w dalszą drogę, gdy nieoczekiwanie dostrzegłam kilka białych kart walających się po ziemi tuż pod mymi nogami. Oho, zdaje się, że nasza niezdara coś zgubiła. Z racji tego, iż nie widziałam większego sensu w pogoni za dziewczyną, co pewnie w przypadku tak dużej kumulacji miejskich zapachów i tak nie zakończyłoby się sukcesem, a nawet jeśli, to zajęłoby mi zbyt wiele czasu; chcąc nie chcąc postanowiłam oddać jej zgubę przy innej okazji (o ile w ogóle takowa kiedyś nastąpi, ale to już chyba nie mój problem, nieprawdaż?). W zasadzie to równie dobrze mogłabym to olać, ale cóż, jeśli kiedyś dane mi będzie spotkać to nieszczęsne stworzenie...
Przykucnąwszy szybko pozbierałam karty z chodnika, na jednej z nich widniał pogrubiony, czarny druk, prawdę mówiąc nie wiem czemu przykuł mój wzrok.
Lisa Quinn... przeczytałam, przygryzając dolną wargę. Czyżby tak miała na imię nasza niezdara? No na to wygląda.
Swoją drogą tekst, który udało jej się pogubić przedstawiał się całkiem interesująco. Interesująco do tego stopnia, iż zdążyłam przestudiować go wzrokiem parokrotnie, nim dotarłam na miejsce. Hm, może to jakaś pisarka? Któż to wie...

~•~Na planie~•~

- Dzwoniłeś, więc jestem. - odezwał się niepokojąco znajomy, kobiecy głos, a niedługo potem zza pobliskiego budynku wyłoniła się...
- Lisa, dobrze, że jesteś. Zaszły pewne zmiany w scenariuszu, co prawda niewielkie, ale jednak. Prawdopodobnie nie będziemy nakręcać tej sceny w kawiarni i od razu zastąpimy ją bójką głównych bohaterów parku... - tłumaczył praktycznie na jednym wydechu mężczyzna, gestykulując przy tym rękoma, jakby właśnie wygłaszał jakąś niezwykle ważną przemowę. Tia, niektórzy ludzie nie przestaną mnie wkurzać.
Panna Quinn kiwała tylko przytakująco głową, choć jej znudzony paplaniną faceta wyraz twarzy mówił sam za siebie. Ciekawe czy wie jak cenne materiały spoczywają teraz w mej torebce.
- Pobiegniesz za Kate, czyli filmową Sarah do końca tamtej ulicy, potem dojdzie między wami do kłótni, później musicie już tylko się pocałować i mamy gotowy materiał do...
- P-pocałować?! - ruda popatrzyła na mnie zdezorientowana, potem na reżysera, a potem znowu na mnie. Niewiele brakowało bym wybuchła sarkastycznym śmiechem, od czego na swoje szczęście zdołałam się powstrzymać.
Przyznać trzeba, że jej mina wyglądała teraz nad wyraz komicznie. Coś czuję, że praca z nią zapowiada się wyjątkowo ciekawie. Oby tylko nasza panienka nie spanikowała przy pierwszej lepszej scenie. Biedactwo, najwyraźniej jeszcze nie wie co ją czeka.
- Masz z tym jakiś problem? - zwrócił się do niej mężczyzna, spoglądając na dziewczynę z lekka zawiedziony.
- Um, nie, nie, skądże... - odparła naprędce, jednak ton jej głosu zdawał się mówić zupełnie coś innego.
No no, zaczyna się robić coraz zabawniej. Ta ofiara wyleci z obsady nim w ogóle zdąży się w niej pojawić, czuję to. Cóż, w sumie to trochę szkoda byłoby pożegnać się z jej śliczną twarzyczką - nie często zdarza mi się widywać tak charakterystyczne twarze na planie, ale cóż, to już nie mój interes.
Kiedy w końcu Bary zakończył swoje wywody i poszedł męczyć nimi kogoś innego, postanowiłam skorzystać z okazji.
- Proszę, co za spotkanie - zmierzyłam rudą wzrokiem, serwując jej cyniczny uśmieszek - To nie twoje przypadkiem? - dodałam, wyciągnąwszy z torby kilka stron scenariusza.
- S-skąd ty to...?! - zaczęła, jednak wepchałam jej wszystko do rąk i zawróciłam z powrotem na plan, rzucając tylko krótkie "nie ma za co", czym chyba ją trochę wkurzyłam, ale nie wnikałam w to zbytnio.
Podczas gdy ekipa filmowa zasuwała z kamerami, oświetleniem i całą resztą swojego badziewnego sprzętu przez pobliską ulicę, katując Thomasa - aktora, któremu podobnie jak nam przypisano rolę drugoplanową; korzystając z faktu, iż pracodawca chwilowo zajęty jest kulturalnym darciem ryja, oparłszy się plecami o murek, wygrzebałam kanapkę z torebki, uważnie obserwując ich poczynania. Nie minęło nawet pięć minut, a już znudzona odbiegłam wzrokiem w przeciwnym kierunku, w zasadzie zupełnie przypadkowo zauważając... Lisę? Czy jak jej tam... Tak czy inaczej, ruda zniknęła gdzieś za sąsiednim budynkiem, co z bliżej nieokreślonych przyczyn chcąc nie chcąc zmotywowało mnie do sprawdzenia, gdzie ją nóżki poniosły. Tak z czystej ciekawości. Spokojnym, acz nie ślimaczym krokiem podeszłam pod kamienicę, ale widząc, że kobieta wpycha telefon z powrotem do kieszeni, odwróciłam spojrzenie w stronę inną niż jej twarz, na wypadek gdyby miała sobie coś dziwnego pomyśleć. O dziwo, ruda wciąż nie opuszczała jakże klimatycznego, ciemnego zaułku, w którym to prowadziła wcześniej rozmowę, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, iż coś jest nie teges, tak więc po niedługim namyśle zdecydowałam się przekroczyć świętą granicę i podejść do niej z zapytaniem czy wszystko w porządku (nie żeby mnie to obchodziło czy coś, po prostu wolę jako tako wybadać grunt, nim rozpoczniemy jakąkolwiek współpracę, tak na dobry początek). Ku memu zaskoczeniu Lisa ani drgnęła, nadal trzymając lewą dłoń w kieszeni, jednak gdy tylko zorientowała się w sytuacji, popatrzyła na mnie zmieszana i otworzyła usta najwyraźniej chcąc coś powiedzieć, ale w efekcie nie wypłynęło z nich ani jedno słówko.
- Yhh, a tobie co? Znaczy się... wszystko w porządku? - zapytałam w końcu nie za bardzo wiedząc jak zachować się w zaistniałej sytuacji.
Dziewczyna pokiwała lekko głową, choć wciąż sprawiała wrażenie bardzo zagubionej.
- Przyznaj, boisz się tych scen, hę?
- C-co?! Co masz na myśli mówiąc "te sceny"? - odbiła piłeczkę chyba chcąc się w ten sposób wyprzeć stwierdzonego przeze mnie faktu. Serio?
- Wiem, że niektórych przeraża samo wyobrażenie czegoś takiego, ale zapewniam cię, miewałam znacznie gorsze rzeczy do zagrania. - rzekłam z nieukrywaną satysfakcją, podchodząc do dziewczyny, na co ta znów zamilkła z każdym mym kolejnym krokiem powoli odsuwając się do tyłu aż do momentu, kiedy za jej plecami wyrosła ściana.
- Chcesz być aktorką, to się przyłóż do roboty i przestań panikować, bo w ten sposób nie dojdziesz do niczego, słońce - posłałam jej pobłażliwy uśmieszek, zdecydowanym ruchem przycisnąwszy ręce dziewczyny do ściany.
Oddech Lisy gwałtownie przyspieszył, słyszałam dźwięczne bicie jej serca. Przysunąwszy się jeszcze bliżej rudej wpiłam się łakomie w jej usta, na dłuższą chwilę odcinając nam obydwu dopływ tlenu. Początkowo kobieta próbowała się wyrwać, jednak skutecznie uniemożliwiłam jej jakąkolwiek formę ucieczki. Długo nie musiałam czekać aż zamknie powieki, jej oddech stał się dziwnie spokojny, tak, jakby nic się nie wydarzyło. W pewnym momencie oderwałam się od niezbyt zorientowanej w obecnej chwili panny Lisy, pozostawiając na jej ustach dwa niewielkie ślady kłów.

Lisa?

1021 słów

poniedziałek, 11 lutego 2019

Harvi!

Imię: Harvi
Nazwisko: Luck
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 21
Data urodzenia: 20 października 1998 r.
Orientacja: Hetero
Głos: HRVY
Profesja: Fotograf
Miejsce zamieszkania: Zimowy Poranek
Charakter: Należy do tej grupy chłopaków którzy są nieśmiali przy nowo poznanych osobach co najbardziej widać przy dziewczynach i przy niektórych mówi, że się ich boi. Przy bliższych znajomych zamienia się w Bad Boy'a i wtedy jest bardzo zboczony i ma bardzo dziwne pomysły co wiedzą jego przyjaciele z Korei. Przez to, że ma taki humor, niektórzy myślą, że dlatego nie ma dziewczyny. Jest też jednym z tych wredniejszych osób, i gdy ktoś robi coś osobie do której czuje bardzo duże przywiązanie może nawet zabić. Po alkoholu, od którego nawet jest trochę uzależniony, ma dziwne odpały i przez to nie raz wylądował w więzieniu lub w izbie wytrzeźwień. Nie wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, ale ma też wiele ukrytych ideałów dziewczyn, o których nikt nie wie bo to najczęściej dziewczyny jego kolegów. Mówi również, że nie jest romantyczny, ale po pijaku nie raz wyznał, że jak by miał dziewczynę to zabierał by ją na różne spacery, zapraszał na romantyczne kolacje, robił kąpiele z płatkami róż i przynosił śniadanie do łóżka, i wiele innych rzeczy których nigdy by a pewno nie powiedział jak by był trzeźwy. Osoby z jego otoczenia mówią, że Harvi jest tylko szczery gdy się upije, bo inaczej nie mówi o sobie, nie pokazuje uczuć i ma wywalone na wszystko co ktoś do niego mówi Nie lubi być w centrum uwagi i woli się trzymać z osobami mniej znanymi, i ukrywać się w cieniu. Lecz nie poznał osób z Elmo i jedynych przyjaciół ma z Korei. Ceni sobie wolność i samotność.
Zainteresowania: Interesuje się fotografowaniem przyrody. Uwielbia długie spacerki wzdłuż rzeki. Jest fanem anime. Lubi również rysować przypadkowe pary zakochanych w parku.
Aparycja: Jest wysoki ponieważ ma 190 cm. Waży 76 kg. Jest umięśniony, chociaż nie chodzi na siłownie bo jest zbyt leniwy. Ma blond włosy i nigdy jeszcze ich nie farbował, do czasu kiedy jego mama nie umarła. Po jej śmierci stwierdził, że musi coś w sobie zmienić, aby o niej zapomnieć i przefarbował włosy na jasny brąz. Nie nosi okularów, lecz ma soczewki, które zmieniają jego kolor oczu z czarnych na niebieskie. Ma 3 tatuaże: jeden na klatce piersiowej, drugi na prawej ręce,  trzeci na palcu wskazującym lewej ręki i myśli jeszcze nad jednym, ale nie jest jeszcze dokładnie zdecydowany. Ma nadal dziurki nad brwią z racji, iż kiedyś miał tam kolczyka, ale zdecydował, że w tym wygląda bardzo dziecinnie. Myśli nad zmianą swojego image'u, a najbardziej aby zmienić kolor soczewek na fioletowy, a włosy na rudy.
Wygląd: Zamieniając się w wilka ma sierść koloru śnieżnobiałego i jest bardzo długa oraz miła w dotyku. Wokół jego noska jest duża czarna obramówka. Posiada wielkie, czarne jak smoła oczy i spiczaste uszka. Jest wychudzony i wysoki. Nie raz wiele razy miał styczności z innymi wilkami, i nie raz nie miał sierści w niektórych miejscach.
Rodzina: Olivia Luck (mama), Paulo Luck (tata), Simon Luck (brat)
Partner: Szuka miłości
Historia: Dorastał w Korei Południowej, a dokładnie w Busan. Jego matka umarła gdy miał zaledwie 5 lat i po tym wydarzeniu przeniósł się jako jedyny z rodziny do Elmo, razem ze swoim przyjacielem, który miał wtedy 19 lat, ale wyjechał 2 lata temu do swojej dziewczyny, z którą był już od roku na etapie ,,daleko mam do ciebie". Jego brat jest w tamtych rejonach bardzo znany, ale on nie przykuwa do tego zbytnio uwagi i jak ktoś na ulicy go zaczepi, zapyta o niego to mówi że go nie zna. Od ojca nauczył się wiele rzeczy w ty też jak bardzo ważna jest miłość, zrozumienie i przyjaźń, ale z racji iż nie lubi poznawać nowych osób nie ma za dużo znajomych.
Ciekawostki:
~Często gdy ma dosyć siedzenia w domu lub w parku, bierze swoją przyjaciółkę i jedzie bardzo daleko.
~Nie miał nigdy dziewczyny lecz miał bardzo dużo przyjaciółek.
~Gdy spodobała mu się dziewczyna jego kumpla powiedział mu to, i dodał do tego, że jak by mu odwalało przy niej to ma go uderzyć w twarz, przez co ma małe blizny na twarzy.
~Jego pies zginął przez potrącenie jego wujka Daniela i przez to nigdy już nie chciał go widzieć na oczy oraz przyrzekł sobie, że nigdy nie będzie kierować autem.
~Ma dziwne przyzwyczajenie do swoich włosów i gdy są zbyt długie o kilka milimetrów, musi je ściąć bo mówi, że ma ich dosyć.
~Nie lubił zasady ,,Chłopak nie ściana da się przesunąć" nie rozumiał logiki tego przesłania i nigdy nie chciał zabrać przyjacielowi, kumplowi, a nawet wrogowi dziewczyny.
~Nienawidzi kotów, bo jeden kiedyś zjadł jego szczurka, którego dostał od mamy gdy miał 4 latka.
~Kiedyś rozwoził pizze, aby zarobić na narkotyki, ale już przestał je brać, ponieważ miał przez to kłopoty z prawem i sprawy w sądzie.
~Każde wakacje spędza w Korei, razem ze swoimi przyjaciółmi.
Dodatkowe zdjęcia:

niedziela, 10 lutego 2019

Od Margaret CD Cassie

Margaret, jesteś skończoną idiotką. Naprawdę sądziłaś, że Cassie mogłaby interesować się kobietami, a tym bardziej tobą? Co mi przez ten cały czas chodziło po głowie, jak złudnymi scenariuszami przyszłości karmiłam swój zdesperowany do granic możliwości umysł...
Zacisnęłam dłonie na twardej powierzchni stołu, sunąc szponami aż do jego krawędzi. Sama nie wiem czemu do oczu znów zaczęły napływać mi łzy.
Nie. Wystarczy już tej rozpaczy. Gdzież się podziała twoja godność, Margaret? Trochę przeginasz. Tak, zdecydowanie przeginasz.
Potrząsnąwszy głową z ciężkim westchnieniem podniosłam się z ławki, wypatrując nadjeżdżającego autobusu. Jakby tego było mało od dobrych paru minut początkowo prawie niezauważalne kropienie przeistoczyło się w istną ulewę, która mimo, iż teoretycznie znajdowałam się pod zadaszeniem, chcąc nie chcąc zdołała dosięgnąć moich butów. Super. Tak, to zdecydowanie nie jest mój dobry dzień. Pokręciłam się chwilę, przeglądając jakieś bzdety w telefonie, by w efekcie znów ulokować się na siedzeniu. Powoli dochodziła (tagg, dochodziła XD) dwunasta, a żadnego środka transportu wciąż nie było i nie zapowiadało się, aby takowy stan rzeczy miał ulec zmianie. Eh, przyznaję, Elmo to cudna mieścina, ale miło byłoby, gdyby choć raz na dobrą godzinę przejechał tą trasą jakiś samochód. Jak tak dalej pójdzie, to do domu dotrę dopiero za parę tygodni, ewentualnie jakiś nieszczęśnik znajdzie szkielet oczekującej na przystanku na autobus.
Swoją drogą, ciekawe co tam u Ca...
Ja pi*rdolę! Dość, dość, dość! Przestań wreszcie o niej myśleć! Tak się nie da, to jest nienormalne!
Wbiłam wzrok w obuwie, uprzednio strzelając się ręką w głowę, jednak i to nie przyniosło oczekiwanego efektu. Miłość czy jak tam to idiotyczne uczucie się nazywa, to jednak beznadziejna sprawa. Trzeba się z tego otrząsnąć i to jak najszybciej. Z racji tego, że szanowny kierowca autobusu najwyraźniej postanowił zrobić sobie dzisiaj wolne, uznałam, iż najlepiej będzie przebyć trasę do domu na własnych nogach, a raczej łapach. Wskoczywszy więc w stare, dobre futerko pomknęłam w leśne gęstwiny, obierając drogę na skróty.

~•~Jakiś czas później~•~

Nieco zmęczona, acz szczęśliwa z powrotu do domu przekroczyłam znajomy próg i praktycznie od razu padłam na kanapę. Krople wody uderzały w szybę, usilnie starając się dostać do wnętrza budynku, a wtórujący im wiatr szumiał delikatnie poruszając gałęziami pobliskich drzew, gdy nieoczekiwanie z mej torebki zaczęła wydobywać się dość irytująca melodyka. Podniósłszy się niechętnie odebrałam połączenie.
- Halo?
- Dzień dobry. Czy rozmawiam z panią Margaret Argent? - w urządzeniu rozległ się niski głos.
- Tak, kto mówi?
- Z tej strony Harrison Wood, dzwonię w sprawie domu, który pani obecnie wynajmuje. Z pewnych przyczyn jestem zmuszony sprzedać ową posiadłość, a tym samym... - w zasadzie to reszty nawet już nie słuchałam. Wszystko było jasne. Straciłam dach nad głową. - ...tak więc - kończył mężczyzna - Ma pani miesiąc na znalezienie nowego miejsca zamieszkania, po tym okresie dom zostanie przekazany nowemu właścicielowi.
- Rozumiem. Dziękuję za wiadomość. - westchnęłam odkładając telefon na stolik.
Najbliższe tygodnie zapowiadają się ciekawie.

Cassie? Pseplasam, że musiałaś tak długo czekać na odpis

462 słowa

sobota, 9 lutego 2019

Od Riley CD Gabriela

"Ignoruj mnie". Ta jasne, łatwo powiedzieć. Zapewne przystąpiłabym na ten plan, gdyby nie świadomość, iż mój szanowny chłopak podejrzewać będzie każdego, kto się akurat na drodze napatoczy. Sam fakt, że uznał Kennę za rzekomą wspólniczkę Braiana to dość niepokojący objaw. Kto będzie następny? Um, tego to już chyba nawet nie chcę wiedzieć, co gorsza, wciąż nie mam pojęcia jak się stąd tego całego Sherlock'a pozbyć. Jak tak dalej pójdzie, to za chwilę wszystkie moje koleżanki zostaną posądzone o czyny, które nawet im samym nie przyszłyby do głowy. No nic, pozostaje tylko mieć nadzieję, iż Gabriela w końcu znudzi to całe śledztwo i opuści lokal nie płosząc swoim zachowaniem potencjalnych klientów. Hah, i pomyśleć, że jeszcze wczoraj tak bardzo obawiałam się Braiana, podczas gdy dziś bardziej przeraża mnie pilnowanie, by Leith zupełnie przypadkiem nie urwał jakiemuś przypadkowemu kolesiowi łba. Było trzymać język za zębami.
- Zamiast się bawić w rycerza, lepiej zatrudnij do tej roboty profesjonalistów, jeśli da ci to satysfakcję, iż jestem bezpieczna; bo nie zamierzam patrzeć jak moje koleżanki po kolei lecą na odział intensywnej terapii. - burknęłam, zakładając dłonie na piersi, jednak mężczyzna zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na moje słowa. Jak zwykle.
Z racji tego, że jego zdecydowanie zbyt wygadane ostatnio usta wciąż pozostawały zamknięte i nie zapowiadało się, aby miał zamiar kontynuować dyskusję, z cichym westchnieniem odeszłam zrezygnowana z powrotem za ladę. Jakby tego było mało, z upływem czasu do kawiarni zwalili się kolejni klienci. Swoją drogą, dlaczego ci wszyscy ludzie nie są teraz w pracy? Czy życie nie cierpi mnie aż tak bardzo, by zsyłać tabuny ludzi akurat dzisiaj?
Nie rozmyślając już zbyt wiele nad swą nędzną dolą, na co zresztą przy natłoku zajęć i tak nie mogłam sobie jako tako pozwolić; zajęłam się przygotowaniem zamówień.
- A ten to długo będzie tak tu siedzieć? - zaczepiła mnie Wendy, lekkim ruchem głowy wskazując na przeglądającego właśnie jakieś czasopisma Gabriela.
W odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami z wymownym westchnięciem - Nie wiem, nie mam teraz do tego głowy. Jak chce, to niech sobie siedzi nawet do późnej nocy, byleby nie straszył więcej Kenny, bo dziewczyna od dobrej godziny nie chce opuścić stanowiska za ladą. Tia, zapowiada się bardzo ciekawy dzień...
~•~●~•~
Z racji tego, iż po pracy miałam jeszcze masę wolnego czasu i bynajmniej nie zamierzałam zmarnować dzisiejszego popołudnia na beznamiętnym gapieniu się w ekran telewizora (co swoją drogą pewnie prędzej czy później i tak zrealizuję, ale na pewno nie teraz), tak więc gdy tylko wybiła godzinka piętnasta dosłownie wyfrunęłam z kawiarni, mając już w główce szczegółowo obmyślony plan działania, czego chyba nie za bardzo spodziewał się Gabriel, który o dziwo do tej pory nie zrezygnował z pilnowania mnie.
- A ty to właściwie dokąd? - wysunął pytanie, szybko mnie doganiając.
Zerknęłam kątem oka na wyraźnie podminowanego tą całą sytuacją chłopaka i wzruszywszy ramionami, odparłam - Spacer? Zakupy? Skoro już jesteśmy tu razem, to może i kino?
- A może by tak po prostu do domu...? - przerwał, pochwyciwszy mą rękę, najpewniej z zamiarem odejścia teraz w stronę auta, jednak wykręciwszy dłoń z lekkiego uścisku, spojrzałam na niego z politowaniem, dość jasno dając mu do zrozumienia, że przegina.
- Chcesz to jedź do domu, wrócę niedługo. - oznajmiłam cmokając go w policzek i ruszyłam przed siebie.
Oczywiście musiałby stać się cud, by Ash choć raz w życiu mnie posłuchał.

~•~Jakiś czas później~•~

- Rileeeey, długo jeszcze? - wycedził przeciągle przez zęby mężczyzna, opierając się plecami o ścianę.
- Nikt ci nie kazał iść ze mną do sklepu, więc siedź cicho - zauważyłam ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy znikając za zasłonką.
- Nikt ci nie kazał przymierzać tej samej koszuli dwadzieścia osiem razy - odburknął zniecierpliwiony, by po niedługiej chwili jakby nigdy nic wpakować się do przebieralni - Zresztą, założę się, że w domu masz kilka identycznych.
- Czyżby?
Brunet rzucił mi pełne politowania spojrzenie, nie wiedzieć czemu kąciki jego ust znów uniosły się ku górze serwując mi kolejny, perfidny uśmieszek. Czasem naprawdę mam ochotę go strzelić.
- Hm, no wiesz, jak szafa z ciuchami to jeden wielki pierd*lnik, to w sumie trochę ciężko się w tym poła... - nie dokończył, kiedy czarny stanik wylądował centralnie na jego twarzy.
Nim zdążył w jakikolwiek sposób zaprotestować zaplotłam dłonie na jego szyi i wpiłam się w usta mężczyzny, kończąc pocałunek lekkim nadgryzieniem dolnej wargi - Doceniam troskę, ale bądź tak miły i daj mi się przebrać. - szepnęłam jednym ruchem ręki wypychając go z powrotem za zasłonę.

Gabryś? W zaistniałych okolicznościach możesz mnie zadźgać, udusić, utopić, a nawet zapalić świeczkę waniliową...

713 słów

sobota, 9 lutego 2019

Odejście

Wraz z dniem dzisiejszym jesteśmy zmuszeni pożegnać Austina, Owen'a i Annę.
Żegnajcie...

piątek, 8 lutego 2019

Od Austina CD Naomi

        Po opuszczeniu pokoju brunetki, krzyczałem w środku, lecz na zewnątrz zachowałem kamienną twarz. Chłód moich emocji był tak bardzo odczuwalny, że wchodzący do środka lokator, odsunął się na bok i umożliwił mi bezproblemowe wyjście z domu. Wsiadłem do auta i odjechałem. Potrzebowałem zastrzyku adrenaliny, który uspokoiłby wszelkie nerwy, lecz na chwilę obecną było to mało możliwe. Większość dróg tego wypizdowa było zaśnieżonych lub oblodzonych, a za miastem jeszcze gorzej. Skierowałem się więc w kierunku domu, a pomimo wcześniej wspomnianego faktu, cisnąłem drogą ponad setkę. Nerwowo zacisnąłem dłonie na kierownicy, jakbym miał ją zaraz wyrwać i wyrzucić przez okno, a następnie przywitać się z przydrożnym drzewem.. Na szczęście do tego nie doszło. Po kilkudziesięciu minutach drogi, stanąłem pod domem i zastanowiłam się nad ty, co właśnie się wydarzyło. Powinienem chyba do tego przywyknąć.. Mając pewien pomysł, chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do sierżanta. Po drugim sygnale odebrał.
- Witam. Czy grupa wsparcia już wyruszyła? - spytał bezuczuciowym tonem.
- Cześć Jones. Grupa jeszcze nie wyruszyła. Jednak to przemyślałeś? - spytał i pomimo, że go nie widziałem, miał on na twarzy uśmiech.
- Tak. Za chwilę pojawię się na komisariacie - odpowiedziałem i rozłączyłem się.
Wysiadłem z auta i wszedłem do posiadłości, gdzie szybko ubrałem termoaktywny strój pod ubranie, uzupełniłem kaburę swoim glockiem, zaś po drugiej stronie pasa zaczepiłem pokrowiec z nożem łowcy. Upewniłem się co do posiadanej amunicji, po czym wróciłem do auta razem z Argo. Nawet on wyczuł moje totalne załamanie i nie próbował zaczepiać, co robić dość często. Siedział spokojnie na tylnej kanapie i czekał, aż dotrzemy pod komisariat.
Kilka minut po północy.
Gotowi i dobrze wyposażeni do akcji opuścili czarnego busa. Zwartym szykiem podeszliśmy pod hale, gdzie przebywa, poszukiwana od dość dawna, szajka narkotykowa. Oprócz naszego oddziału, były też trzy inne z dużego miasta, z czego my jesteśmy dodatkowym wsparciem. Czemu wcześniej zastanawiałem się nad wzięciem udziału w akcji? Łatwo można tutaj zginąć. Przestępcy posiadają wojskową broń, która w umiejętnych rękach jest zabójcza. Czasem wystarczy jeden strzał w udo i można szybko się wykrwawić. W ten sposób zginęła nasza wtyka, którą zbierała dla nad informację, do czasu gdy to mafia dowiedziała się o wycieku danych.
Wracając do akcji. Obstawiliśmy trzy wejścia oraz drogę kanałową, która mogłaby posłużyć jako droga ucieczki.  Gdy kierujący dał znak rozpoczęcia, granaty dymne wleciały do środka, zaś my założyliśmy maski wspomagające oddychanie i wkroczyliśmy do środka hali. Szajka wyglądała, jakby była na to gotowa, gdyż większość przestępców posiadała przy sobie karabiny automatyczne. Rozpętało się piekło..
Koło drugiej w nocy.
Gdybym był cywilem, nazwaliby mnie mordercą, ale dzięki temu, poczułem upragnioną adrenalinę, a zarazem mogłem wyżyć się mordując część przestępców, którzy wobec nas stwarzali duże zagrożenie. Jednak wystarczyła chwila nieuwagi i zdążyłem złapać kulkę pod lewym obojczykiem. Nawet bycie likantropem nic tutaj nie zdziała.. Ból rozniósł się na cały tors, ręce zaczęły drętwieć, zaś wzrok powoli się dwoił. Wycofałem się z linii ognia i oparłem o mur, lecz to nie wystarczyło. Napastnik podszedł bliżej i chciał wystrzelić kolejna serię, lecz nie doszło do tego. Policjant, który właśnie do mnie dotarł, postrzelił go prosto w czaszkę.
- Wszystko okey? - spytał szybko, na co tylko przytaknąłem - Oberwałeś..
- Draśnięcie - zerknąłem lekko za róg muru.
- Nie zgrywaj twardego. To rana otwarta.. - kontynuował - Wycofaj się do lekarzy.
- Wycofam, gdy poczuje się naprawdę źle. 
Usłyszałem tylko ciche westchnięcie. Nie widząc kolejnych przeciwników, ruszyłem dalej wraz z drugim policjantem. Zaraz dotarła do nas większa grupa i równą linią sprawdzaliśmy dalsze korytarze. Nagle przed nami nastąpił błysk, zaś do uszu dotarł przeraźliwie głośny pisk. Coś przed nami wybuchło i skutecznie odrzuciło z dwa metry od źródła ładunku. W moim przypadku skończyło się na lekkim stłuczeniu, reszta również wyszła bez szwanku.. no oprócz jednego z nich, który uderzył o ścianę i stracił przytomność. Próby ocucenia nic nie dały.
- Zabiorę go do sanitariuszy - powiedziałem i przy pomocy drugiego policjanta, podniosłem mundurowego.
- Tylko nie daj się po drodze zabić - odparł mężczyzna, który wcześniej uratował mi życie.
- I wzajemnie.. - rzuciłem, po czym skierowałem się w drogę wyjścia.
   Gdy tylko lekarze odebrali ode mnie rannego, pozbyłem się maski z twarzy, aby złapać trochę świeżego powietrza. Wystarczyła chwila i gdy adrenalina wyczuła spokój, od razu puściła. Przez co z rany zaczęła sączyć się krew, a ból rozniósł się na całe ciało. Widząca do lekarka, od razu do mnie podeszła i zaprowadziła do drugiego ambulansu. Posadziła mnie na siedzeniu, którego oparcie było z lekka pochylone do tyłu. Z racji, że byłem jeszcze przytomny, pozbyłem się górnej części stroju w postaci kamizelki kuloodpornej, która puściła pocisk na wylot, oraz koszulki wraz z ubraniem termoaktywnym. Oczywiście wcześniej lekarka sama chciała się tym zająć, lecz pogubiła się w kolejności zaczepów kamizelki.. Zdarza się. Oparłem wygodnie głowę na oparciu i starałem się nie zamknąć oczu, gdyż to od razu pozbawiłoby mnie przytomności. Sanitariuszka działa szybko, lecz delikatnie i po zaledwie chwili z rany wyjęła ciało obce, zszyła ją oraz zabezpieczyła w postaci opatrunków. W międzyczasie przyszedł policjant, który wydał mi nową koszulkę oraz bluzę, którą teraz ubrałem na siebie. Pomimo zszytej rany, ból ponownie zaczął się nieść na tors, a ręce znów drętwiały..
- Jakbyś mogła, podaj metamizol lub inny ketoprofen.. - mruknąłem poprawiając się na siedzeniu.
- Nie mogę.. Oba środki mogłyby Ci zaszkodzić. - rzekła zerkając na mnie.
- Nie interesuje mnie to, że może mi to zaszkodzić.. Po prostu proszę Cię o podanie leku przeciwbólowego, chyba że chcesz zaraz widzieć tutaj wilka zamiast człowieka. - powiedziałem wracając wzrokiem na kobietę, która najwyraźniej się zestresowała.
Niechętnie uczyniła moją prośbę i gdy środek zaczął działać, opuściłem karetkę w celu obadania sytuacji.
Koło czwartej nad ranem. Kilka minut po zakończeniu akcji.
Była to jedna z najdłuższych akcji, w której brałem udział, gdyż trwała prawie cztery godziny. Poszkodowanych policjantów było sześciu z czterech grup, z czego pięciu z nich trafiło do szpitala, szósty wrócił z nami do zbrojowni policyjnej. Rozłożyliśmy sprzęt na swoje miejsce, spisaliśmy wszystkie braki w amunicji, pancerzu oraz broni. Pisanie raportu wziąłem na siebie, lecz dwóch mundurowych pomogło mi w uzupełnieniu danych i po piętnastu minutach mogłem zamknąć teczkę oraz odłożyć ją na biurko sierżanta. Pomimo, iż nie powinienem prowadzić, wsiadłem do bawarki wraz z Argo, który przez ten czas był w policyjnym kojcu, po czym wróciłem do domu. Było już po czwartej i nawet nie czułem jakiekolwiek zmęczenia. Położyłem się na łóżku i tak leżałem..
Koło ósmej rano.
Udało mi się na chwilę przymknąć oko, lecz gdy tylko poczułem ciepło słońca, wstałem i zająłem się sobą. Ciepły prysznic, zmiana opatrunku na szytej ranie, która jak na złość nie chciała się goić.. Później jakieś śniadanie oraz posiłek dla Argo.
W pewnym monecie dostałem wiadomość od Anny, że zaraz przyjedzie z Naomi do mnie, gdyż coś ma mi do przekazania. Jeszcze jej mi tutaj brakuje..
Nie czekałem długo, a w progu stała ciemnowłosa, która na przywitanie złożyła pocałunek na moich ustach. Przepraszała mnie i wspomniała o pierścionku, który musiał mi wypaść w jej pokoju. No tak, o tym kompletnie zapomniałem. Wpuściłem ją do środka, zaś Anna siedziała w aucie..
- Teraz to wszystko dostrzegłaś po ujrzeniu pierścionka? - rzuciłem odwracając od niej wzrok - Tyle człowiek się nagadał, namęczył i Ty dopiero teraz to wszystko zauważyłaś? - prychnąłem trzymając nerwy na wodzy.
- Austin..
- I jeszcze myślisz, że mówienie "przepraszam" wszystko naprawi - przerwałem jej i nawiązałem z nią kontakt wzrokowy. Była.. przerażona, zaś mną szastały nerwy - Przez to wszystko jestem wypruty z emocji.. - dodałem spokojniejszym tonem, byleby zgasić gniew -.. do tego nic nie spałem i nie zrozum mnie źle, ale chciałby odpocząć po nocnej zmianie - wyjaśniłem zerkając na Nao - Rozgość się lub przyjdź po południu, gdy będę bardziej rozmowny - położyłem się na rozłożonej kanapie i szczerze, nie musiałem długo czekać by zasnąć, gdyż stało się to od razu.

Naomi?




1257 słów

poniedziałek, 4 lutego 2019

Od Anny "Życie a praca"

Życie od zawsze lubiło płatać mi figle, a zdecydowanie podczas pracy. Moja profesja wymaga ode mnie maksymalnego skupienia oraz koncentracji, co ostatniego czasu trochę mi brakuje. Mój mądry braciszek wrócił do zażywania stymulantu, co skończyło się totalną kłótnią z Naomi. Nie wnikałam w nich, gdyż to ich sprawa i dalszy los zależy wyłącznie od nich. W przeciągu dnia potrafiłam dostać dwa telefony od Austina, który martwym głosem tłumaczył mi, jaki to on jest głupi. Nie raz musiałam do niego jechać, gdy to przesadził z alkoholem, a takie coś też się zdarzało. Nie spodziewałam się tego po nim. Zawsze był twardy i radził sobie w życiu. Dowodem jest zabicie mordercy naszych rodziców, gdzie w tym pomógł mu tylko Victor. Lecz widać, co nieszczęśliwa miłość robi z ludźmi. Wszelkie emocje zostały z niego wyprute, przez co w pracy zamiast myśleć o zleceniu, miałam w głowie mojego brata. Miałam nadzieję, że to się kiedyś skończy.. dobrze skończy.
Minęło kilka dni, a wszystko, w pewnym stopniu, wróciło do normy i mogłam zająć się tylko sobą. Czerpałam radość z mojej pracy, choć spotykanie trupów i oglądanie sekcji zwłok nie jest najprzyjemniejsze, lecz mi to sprawia frajdę. Od czasu do czasu spotykałam się z Austinem lub znajomymi, lecz mało kiedy na jakiekolwiek imprezy. Nigdy za tym nie przepadałam i raczej nie zmienię zdania. Jednakże zdarzały się też te gorsze akcje, gdzie towarzyszył mi nawet Austin jako kryminalny. Jedną z nich było odbicie zakładników z japońskiej mafii, która dziwnym cudem dostała się w te rejony. Noszenie na sobie kamizelki kuloodpornej, sprzętu potrzebnego do włamywania się, skuwania przestępów oraz ogłuszania napastników, nie należało to najlżejszych, gdyż swoje ważyło. Nie byłam do tego przyzwyczajona, gdyż przeważnie przesiadywałam w biurze, gdzie mogłam rozwiązywać nierozwiązywalne, lecz tego dnia potrzebne było wsparcie każdego, kto ma uprawnienia policjanta. Czujnie kroczyłam u boku brata i Victora, a nasza trójka tworzyła mocno zgrany zespół. Nie potrzebne nam były słowa, aby się rozumieć, wystarczyło spojrzenie, choć Victor nie należy do likantropów i ma ludzkie zmysły.
Akacja przebiegła zgodnie z planem, więc udało nam się odnieść sukces, nie licząc dwóch rannych mundurowych, którzy przez swoje niedopatrzenie wpadli w pułapkę. Gdy ich zabrała karetka, a czterech ocalałych przestępców trafiło do więzienia, trzeba było zająć się resztą ciał, które wpakowaliśmy w czarne worki i zanosiliśmy do czarnego busa. Dalej trafią w odpowiednie ręce. Tego typu sytuację rzadko się zdarzają, szczególnie w profesji detektywa, lecz jak szef każe, to trzeba to robić.
Po pracy często zdarzało mi się odwiedzać stajnie, gdzie omijałam wszelkie obecne tam kobiety. Nigdy za nimi nie przepadałam i tego będę się trzymać. Siodłałam jednego z obecnych tam wierzchowców i razem z Marou przemierzaliśmy obecne tutaj lasy. Nie ma nic lepszego od kontaktu z naturą. Nawet jeśli jest to zima, a temperatura spada grubo poniżej zera. Skrzypienie śniegu pod kopytami i delikatne szczypanie mrozu w policzki, a po jeździe ciepła czekolada w pobliskiej kawiarence. W domu skupiałam się głównie na warzeniu nowych ziółek aromatycznych lub też leczniczych, które zamknięte próżniowo mogą wytrzymać lata. Jest to mój odpoczynek, może dla tego, że w ten sposób przeżyłam chyba większość życia - z naturą.

513 słów

niedziela, 3 lutego 2019

Od Jerry'ego CD Claudii

W pewnym momencie Claudia zakryła twarz rękoma, a ja zaśmiałem się z jej reakcji, nieco domyślając się co było tego powodem.
- Boże przepraszam... - powiedziała w końcu odstawiając kubek z czekoladą.
- Za co?  - Wyszczerzyłem się niewinnie udając, iż nie wiem o czym mówi.
- Bo... Ostatniej  nocy my... Się... No wiesz... - Jej policzki przybrały czerwony kolor.
- Wiem, mam mocną głowę.  - Wzruszyłem ramionami.  - Wszystko pamiętam. No... Większość... - Podrapałem się po karku przy okazji ukazując zęby.
- I zero reakcji? - Uniosła brwi ku górze. - Nic a nic?
Pokiwałem głową na boki.
- To normalne, że ludzie się całują. -Stwierdziłem. - Co nie? - Spytałem po chwili.
- Em... No tak...
- No więc widzisz - Na mojej twarzy ponownie pokazał się uśmiech.
- Spokojnie, to nic nie znaczyło, jak chcesz możemy o tym zapomnieć. - Powiedziałem po chwili ciszy.
Chociaż nie powiem, związek z Claudią byłby dość ciekawy... I pierwszy na poważnie. Przymknąłem powieki wyobrażając sobie jakby to było gdybyśmy przemierzali alejki w parku trzymając się za ręce, czy gdybym szybko wpadał po żarcie z chińczyka, by później szybko spieszyć się na jakże romantyczny wieczór z ukochaną. Nie powiem, ciekawa wizja.
Mimo to dalej byłem święcie przekonany, iż raczej nie jestem osobą dobrą w związki, miłości i te sprawy. Nie jedna kobieta już przeze mnie cierpiała, a nie chciałbym żeby to samo spotkało Clau.
Przytaknąłem tylko do mówiącej w moją stronę brunetki, aczkolwiek ani trochę jej nie słuchałem. Cóż, zakończyło się na tym, iż włączyliśmy telewizor oglądając jakiś koncert. Oczywiście w między czasie odezwała się we mnie natura tancerza i wraz z dziewczyną wywijaliśmy w salonie i na kanapie udając, że jest to nasza scena. Udawaliśmy, iż piloty były naszymi mikrofonami, co swoją drogą musiało wyglądać z perspektywy osoby trzeciej. Doszliśmy nawet do momentu, gdy w TV ukazało się BTS tańcząc swoją najnowszą piosenkę - ja robiłem to wraz z nimi. Claudia nagrała całe to zdarzenie oznajmiają, iż będzie mnie tym szantażować i roześmiana, a zarazem zmęczona opadła na dywan. Do niej od razu przebiegła jej suczka domagając się pieszczot, a ja w dalszym ciągu śpiewałem żywo gestykulując co wywoływało napady śmiechu u mej przyjaciółki.
- Woah! Panie i Panowie, koncert dobiegł końca!  - Ukłoniłem się teatralnie i zająłem miejsce obok dziewczyny.
- Może zostaniesz na noc? Jest już późno, a ty nie masz za bardzo jak wrócić...
- Nie będę przeszkadzać?
- Nieee, co ty!
- W takim razie mogę zostać - Uśmiechnąłem się.
- Ostatnim razem zostawiłeś u mnie jakieś swoje rzeczy, masz szczęście że ja wyprałam. - Poszła by po chwili wrócić z moimi ubraniami.
Przy okazji umyłem się i korzystając z gościnności brunetki, pomogłem zrobić jej kolację.
Poszliśmy spać grubo po drugiej w nocy. Rozsiedliśmy się wygodnie na dywanie opierając się plecami o kanapę i włączyliśmy jakąś nudną komedię romantyczną. Z tego co pamiętam to usnąłem jako pierwszy kładąc swoją głowę na kolanach Claudii, ona natomiast chwilę głaskała moje włosy po czym również zmęczona dniem pełnym wrażeń - usnęła.
Coś czuję, że jutro będziemy mieć problem z bolącymi stawami...

Claudia?  Tak romantycznie i wgl ༼(∩ ͡°╭͜ʖ╮͡ ͡°)༽⊃━☆゚. * ・ 。゚

piątek, 1 lutego 2019

Od Naomi CD Austina

Podczas rozmowy z lekarzem zdałam sobie sprawę, że jestem cholernym pechowcem. Najpierw mafia, potem... znowu mafia, a teraz jakiś upośledzony napad (zapewne znowu mafii).
Mając już dosyć tych wszystkich przygód (i myśli o Austinie), pomyślałam że był to dobry powód aby się wyprowadzić gdzieś dalej, a może nawet zwiedzić trochę świata?
W każdym razie, obgadałam sprawę z rudowłosą przyjaciółką i zatelefonowałam do mamy w razie jakby chciała mnie odwiedzić. Sprawdziłam nawet jakieś w miarę przyzwoite miejsca do zamieszkania. Wystarczyło tylko udać się do banku i wypłacić odpowiednią sumę pieniędzy, które swoją drogą oszczędzałam skrupulatnie przez dość długi czas. Ale jak widać los chciał dla mnie inaczej, a moje życie najwyraźniej mnie nienawidzi.
 - Patrząc na to wszystko pod pryzmatem takiego ataku i obrażeń innych ofiar to miała pani wyjątkowo dużo szczęścia. - Odparł patrząc w na jakąś kartkę.
 - Taaa, jasne... - Usiadłam na progu karetki chcąc widzieć co dzieje się wokół mnie.
 - Tylko złamane żebro poprzez upadek oraz draśnięte ramię.
 - Tylko. - Wywróciłam teatralnie oczami co spotkało się z cichym śmiechem mężczyzny.
 - Zabierzemy dzisiaj panią na badania i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to już jutro będzie mogła pani wrócić do domu.
 - Okej. - Westchnęłam tylko ze zrezygnowaniem, na szczęście planowałam wyjechać za tydzień, więc spokojnie powinnam zdążyć wyzdrowieć.
W końcu wilkołaki mają ten przywilej szybkiej regeneracji i powrotu do zdrowia. Za kilka dni powinnam, więc wrócić do siebie.
Tą rozmowę przerwał natomiast Austin. Czy ja czasem nie mówiłam, że miałam trzymać się od niego z daleka?
Oczywiście na niego naskoczyłam, bo przecież nie byłabym sobą, aczkolwiek nim zdążył się jakoś bardziej wytłumaczyć - ktoś go wezwał. Co prawda byłam z tego powodu szczęśliwa, lecz szkoda było mi ludzi dalej uwięzionych w budynku. Korzystając, więc z tego zbiegu okoliczności spytałam lekarza czy możliwe by było by zawieźli mnie do szpitala, ponieważ źle się czuję.
Jak nie trudno się domyślić przystał on na moją prośbę i nakazał kierowcy ruszać.
~*~*~*~*~
Tak więc znalazłam się w szpitalu. Ostatnimi czasy dość często przebywałam w podobnych miejscach...
Lekarze dokładnie mnie prześwietlili, pobrali krew i zrobili inne niezbędne rzeczy, aby przekonać się, iż nic mi nie jest, po czym tak jak obiecali - powrócili mnie na wolność już następnego dnia.
Niestety Lisa znowu gdzieś zniknęła niczym powietrze (ale tym razem była pod telefonem i pisała sms'y), więc poprosiłam kogoś ze znajomych by pomógł mi przenieść kilka moich rzeczy do Zimowego Poranka. I takim oto sposobem już następnego ranka leżałam na wygodnym łóżku w moim ulubionym pokoju.
Gdy zapukał Austin, akurat przeglądałam papiery dotyczące mieszkań. Tak, dalej chciałam się wyprowadzić, jeśli tego nie zrobię to nigdy nie uwolnię się od bruneta i nie przestanę o nim myśleć. Tutaj, w Elmo przypomina mi o nim każda alejka, park do którego udaję się na spacer z Tobym, czy choćby ulubiona kawiarnia, gdzie zawsze zamawiam kawę. 
Gdy zaczął mnie przepraszać coś we mnie pękło. Nie płakałam jednak, przez ostatnie dni zabrakło mi chyba łez, a resztki pozytywnych uczuć wyparowały razem z nimi.
Wstał z krzesła z zamiarem wyjścia.
 - Stój. - powiedziałam beznamiętnym głosem zrywając się zaraz za nim i rozrzucając papiery, które miałam na kolanach po całym pokoju.
 - Tak? - Powoli obrócił się i spojrzał mi prosto w oczy.
 - Nie myśl, że jestem na ciebie zła... Dobra, jestem cholernie zła, ale... O wiele bardziej jest mi po prostu przykro. Austin ja cię kochałam, nadal cię kocham, a ty zachowałeś się jak mój ojciec, przez którego moje życie stało się piekłem. Przepraszam ja... żałuję, że cię poznałam. - Pociągnęłam nosem. - Gdyby nie ty, nigdy bym się w tobie nie zakochała... Nigdy bym nie cierpiała i dalej miała w głębokim poważaniu wszystko co znajduje się wokół mnie. - Zaszlochałam. - To przez ciebie! - krzyknęłam i nie mogąc się powstrzymać uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową, chociaż chyba nawet tego nie poczuł... Nie drgnął ani o milimetr i dalej wpatrywał się we mnie z obojętnym wyrazem twarzy, a ja poczułam się jak idiotka.
 - To był błąd ja... Nie powinnam była się w tobie zakochiwać... Powinnam posłuchać mamy... - Pokiwałam głową i otarłam ostatki łez (tak, jakimś cudem zdołałam kilka uronić).
Mężczyzna zrobił stanowczy krok w moją stronę i zamknął mnie w silnym uścisku. Oczywiście próbowałam się wyrwać, chcąc odesłać myśli o nim w zapomnienie, jednak on dalej nie puszczał, wręcz tylko oparł podbródek na mojej głowie. Po jakimś czasie się poddałam, głównie dlatego, że nie miałam już sił się z nim mierzyć. Więc teraz pociągałam tylko nosem, jeszcze trochę mocząc mu koszulkę łzami i bełkocząc pod nosem jak to bardzo go nienawidzę.
 - Uspokój się. - Powiedział tylko łagodnie. - Przepraszam...
 - Już nic nie mów! - Zażądałam stanowczo, na co Asutin wzruszył ramionami i rzeczywiście był cicho.
Rozsiadłam się na łóżku i schowałam głowę w dłoniach nie wiedząc co z tym wszystkim zrobić.
 - Przepraszam. - Szepnęłam. - Nie powinnam tak reagować.
Poczułam uginający się pode mną materac oraz rękę Jones'a gładzącą moje plecy.
 - Zawsze byłaś wybuchowa, przynajmniej znowu nie dostałem od ciebie zjebki. - Zgromiłam go wzrokiem i wstałam.
 - To nie ma sensu
 - Co nie ma sensu? Zacznijmy od nowa, jakby tego nie było, to da się zrobić.
 - Nie, nie rozumiesz. Austin ja wyjeżdżam.
 - Co?
 - Wyjeżdżam. Wyprowadzam się, daleko stąd, ja już mam dosyć. 
 - A mogę chociaż znać powód? - Powiedział głosem wypranym z emocji. Czy ten facet nie ma uczuć?!
 - Bo ja tu nie wytrzymuję. - Bąknęłam. - Wszystko przypomina mi o tobie... O nas... Przecież tu idzie zwariować!
 - Powtórzę: zacznijmy od nowa? - Wyszczerzył się delikatnie.
 - Nie. To się będzie powtarzać, zresztą popatrz, my się całe życie kłócimy... Jak tak dalej pójdzie to się pozabijamy... A ja, nie... nie ufam ci tak jak wcześniej. Jesteś taki jak on, taki jak ojciec. - Zaszlochałam jeszcze, a później usłyszałam tylko trzask drzwi i echo mojego płaczu odbijającego się od ścian. Miałam nie płakać...
Usiadłam na łóżku szlochając jeszcze bardziej i przytuliłam się do poduszki. Gdzieś w międzyczasie rzucałam losowe przekleństwa chcąc jakoś się wyżyć. Robiło się coraz później, a ja nie wychodziłam z pokoju. Stale zmieniałam swoje pozycje w myślach mając obraz mojego byłego mężczyzny. Płakałam, wycierałam oczy, skorzystałam chyba wszystkie chusteczki i kilka razy brałam telefon do ręki by do niego zadzwonić, lecz w kultowych momentach go odkładałam.
Po jakimś czasie nie miałam już siły na nic. Leżałam na łóżku tępo wpatrując się w sufit do czasu gdy nie zasnęłam.
~*~*~*~*~
Równo o godzinie ósmej zadzwonił mój budzik. Bez większej fascynacji wstałam chcąc wyjść z pokoju. Właśnie wtedy też natknęłam się na śliczne, bordowe i niewielkie pudełeczko owinięte ładną wstążką. Przyglądałam mu się przez chwilę bojąc się co tam znajdę (chociaż trochę się już domyślałam). Pociągnęłam za ozdobę i otworzyłam pakunek, w którym znajdował się pierścionek... zaręczynowy pierścionek. Wmurowało mnie kompletnie i przez kilka minut stałam tam nie wiedząc co ze sobą zrobić oraz wpatrywałam się w biżuterię.
 - Austin... - Zakryłam usta ręką.
Pod wpływem impulsu wybrałam jego numer i zadzwoniłam, jak na złość nie odbierał.
 - Kurwa - przeklęłam pod nosem wybierając telefon mojej ostatniej deski ratunku.
Anna odebrała już po drugim sygnale.
 - Potrzebuję pomocy. - Odparłam stanowczo.
 - Stało się coś?
 - Muszę wiedzieć, gdzie teraz mieszka Austin, bo z tego co wiem to wyprowadził się stąd.
 - Co? Czemu? 
 - To jest... Długa historia... - I tutaj właśnie streściłam jej przebieg wydarzeń co spotkało się z jej głębokim westchnieniem.
 - Kiedyś coś sobie przez was zrobię. - bąknęła. - White Sakura na Rivershine, zawieźć cię?
 - A mogłabyś?
 - Zaraz będę. - I rozłączyła się.
~*~*~*~*~
Niedługo potem wsiadłam do jej auta, a jeszcze później stałam pod drzwiami mężczyzny, a gdzieś za mną znajdowała się Anna.
 - Dziękuję ci, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - Przytuliłam ją tylko nie mogąc się powstrzymać.
Mój żołądek robił fikołki, a serce o mało co nie wyrwało się z piersi.
Pokonując wszelki strach odrzucenia zadzwoniłam dzwonkiem i dobijałam się do drzwi. Natomiast widząc kompletnie nieogarniętego Austina w drzwiach momentalnie rzuciłam mu się w ramiona i pocałowałam namiętnie. Zbity z tropu nie ruszył się nawet o milimetr i teraz stał przede mną nie rozumiejąc co się właśnie stało.
 - Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Wiem o wszystkim... Twój... Pierścionek, on wypadł ci u mnie w pokoju... Zauważyłam go dopiero dziś rano. Przepraszam! - Ponownie przytuliłam się do niego tak jakby zaraz miał rozpłynąć się w jego ramionach.
I kolejny raz w ciągu tych 24 godzin uroniłam kilka łez. DZIĘKI AUSTIN!

Austin? Jizas to najdłuższy opek w mojej historii chyba xDD
1343 słowa