Byłam totalnie zdezorientowana. Nie byłam pewna co mam zrobić - zapytać, i zaryzykować aby to się skończyło gorzej, czy milczeć, i ryzykować to samo. Po jakimś czasie zdecydowałam się na to pierwsze.
- K-kto?... Kto zginął?... - zapytałam, kładąc rękę na ramieniu Gen.
W mojej głowie nagle zapanowała totalna niepewność. Ktoś z rodziny Gen? A może jej miłość? To drugie wyjaśniałoby płacz i strach, jednakże... To raczej mało prawdopodobne. Przykładowo, moja miłość wyjechała i jestem załamana, a moja mama wytrzymała wiele lat bez taty, jednakże była strasznie smutna, codziennie... Poza tym, raczej mało prawdopodobne, aby Gen poniżej 18 lat była w tak poważnym związku. Tu musi chodzić o coś innego... Zostaje mi opcja, że to albo ktoś z bliskich, albo wróg który goniąc ją wpadł tam. Ech, sama nie wiem dlaczego akurat teraz przypomniałam sobie jak jakiś wilk gonił mnie, i wpadł w kujące krzewy.
- Przyjaciel Merlina... - powiedziała powstrzymując na chwilę płacz.
- Zaraz, kim jest Merlin? - zapytałam z niepewnością w głosie.
- To-o... Wilkołak... Dowódc-c-ca wata-ta-aaahy w-w... W której kiedy-y-yś była-aaaam...
- Ćsiii... - szepnęłam, obejmując Gen ręką. - Dasz rady, wierzę w ciebie...
Rudowłosa wstrzymała na chwilę oddech, próbując się uspokoić. Przez kilka minut panowała między nami cisza, w której kobieta spróbowała nieco ochłonąć.
Gensiu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz