Wieczór. Błogi, cudowny, wtorkowy wieczór. Jedynym o czym teraz myślałam, a raczej jedynym o czym byłam w stanie myśleć to miękka poduszka, koc i telewizor. Tia, gdy tylko uświadamiam sobie, że jutro od nowa mam klepać te same formułki tylko dlatego, że jednemu z aktorów nagle odjaniepawliło i zamiast przygotować się do próby jak najlepiej, jakby nigdy nic ulotnił się z planu wymyślając na poczekaniu jakąś beznadziejną wymówkę. Dziwi mnie czemu sam reżyser po tylu perypetiach z wyżej wspomnianym delikwentem, wciąż przymyka na to wszystko oko, aczkolwiek nie zamierzałam roztkliwiać się zbytnio nad czymś na co i tak nie mam żadnego wpływu. Miło byłoby jednak, gdyby szanowny Walter pofatygował się ten jeden raz w ustalone miejsce i odbębnił swoje rozbudowane do granic możliwości kwestie, pozwalając pozostałym w spokoju wrócić do domu o normalnej porze, bo prawdę mówiąc znudziło mnie (i nie tylko mnie) siedzenie w robocie do godziny 22:00, jak nie dłużej. Cóż, na idiotów niestety nic nie zaradzimy, nie dość, że mają przewagę liczebną, to na dodatek potrafią sprowadzić potencjalnego rozmówcę do swojego poziomu, w efekcie pokonując go doświadczeniem.
Jezu Chryste! Kate, jakimi pierdołami ty sobie w ogóle zaprzątasz umysł?
Podczas gdy w mojej przemęczonej łepetynie rozgrywały się przemyślenia mniej i bardziej adekwatne do zaistniałej sytuacji, nawet nie zauważyłam kiedy i jak, tuż u mych nóg znalazł się... pies. I to nawet całkiem ładny. Stworzonko przez dłuższą chwilę wlepiało we mnie swe okrągłe, ciemne patrzałki, aż do momentu, gdy zza zakrętu wyłoniła się jakaś ciemna, kobieca sylwetka, przywołując czworonoga do siebie.
Któraś psiara chętna na serię? XD
253 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz