Mimo iż Gabriel wkurzał mnie dziś od rana, z czystym sumieniem przyznaję, że brakowało mi jego marudzenia. Niby tylko trzy dni spędzone w szpitalu, a człowiek już zaczyna wariować. Łóżko i ganiające w kółko pielęgniarki to zdecydowanie nie moje klimaty.
- No bo... Pamiętasz... Kojarzysz... No ten... - jąkał się mężczyzna, głosem tak drżącym jakby wypił co najmniej ze dwa piwa.
- Mów do jasnej cholery. - warknęłam mierząc bruneta podejrzliwym spojrzeniem.
- Ciotka Francesca miała spory majątek, więc dostaliśmy w spadku sporo kasy i dom! - wygarnął Leith nie odrywając wzroku od drogi.
Wow. No tego to się akurat nie spodziewałam, aczkolwiek wciąż zastanawia mnie dlaczego przekazania tej informacji sprawiło Ash'owi taką trudność.
- Sporo? - uniosłam brew ku górze, przygryzając wargę - To znaczy?
Chłopak westchnął cicho wygrzebując z kieszeni świstek papieru, po czym podał mi go do ręki. Ku memu zaskoczeniu sumka, którą zobaczyłam była całkiem... no, spora to nawet mało powiedziane. Początkowo ilość zer mnie wręcz przeraziła.
- Żartujesz, prawda? - ponownie skierowałam wzrok na Gabriela, na co ten przewrócił tylko oczyma.
- A wyglądam jakbym żartował? - prawidłowa reakcja.
Nie myśląc zbyt wiele z piskiem godnym gimbusa wylatującego ze szkoły (okey, to zabrzmiało źle) przytuliłam się do mężczyzny zaplatając dłonie na jego szyi, przy czym Leith momentalnie zesztywniał, lekko odpychając mnie od siebie.
- Riley, do cholery! Nie duś mnie, prowadzę! - wycharczał gdy mijaliśmy kolejny zakręt.
- No to się zatrzymaj! - wykrzyczałam wciąż pełna entuzjazmu, nie zważając na jego poprzednią wypowiedź. Słysząc to mężczyzna tylko przewrócił teatralnie oczyma, jednak po niedługim czasie zjechał na pobocze drogi. Czyżby to już tutaj?
- Jesteśmy na miejscu. Witaj w byłej rezydencji madame Leith - mruknął ciemnowłosy wysiadając z auta. Otwarłszy drzwi szybko wyskoczyłam za nim, omiatając wzrokiem gigantyczny budynek, który nawet z zewnątrz sprawiał wrażenie dość... Cóż, zaniedbanego to chyba najbardziej adekwatne słowo. Ciekawe jak ta rudera wygląda w środku. Przemierzywszy kamienny chodnik znaleźliśmy się przy potężnych, sprawiających wrażenie bardzo starych drzwiach. Zaraz po ich otwarciu naszym oczom ukazał się duży, ciemny przedpokój połączony z klatką schodową, utrzymany w chłodnych, niezbyt ciekawych barwach. Popękany sufit wyglądał jakby lada moment miał się nam zawalić na głowy, jednak Gabriel nie przejął się tym zbytnio hardym krokiem przekraczając próg domu, więc podążyłam szybko za nim. Podczas gdy mój chłopak poszedł na górę, postanowiłam udać się na małe oględziny i chwilę później znalazłam się w salonie, gdzie mą uwagę przykuł pewien przedmiot nakryty grubą, zakurzoną płachtą. Gdy tylko ostrożnie ściągnęłam materiał ujrzałam...
- Fortepian! - pisnęłam podekscytowana siadając na stołku obok. A to ci niespodzianka. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio miałam okazję dotykać się do tego instrumentu. Minęło już tyle lat odkąd zaprzestałam nauki... Bez chwili wahania przystąpiłam do gry, a raczej odtworzenia niewielkiej części melodii, która pozostała mi w pamięci.
Nie minęło nawet pięć minut, a na dole już pojawił się Gabriel. Zerknąwszy na niego, uśmiechnęłam się delikatnie, nie przerywając gry, która o dziwo szła nawet całkiem nieźle. Błogość tego momentu nie trwała jednak długo bowiem dobiegł do nas dziwny odgłos trzaśnięcia, a po chwili na suficie pojawiło się dość duże pęknięcie, a z powstałej szczeliny posypał się długi strumień pyłu i nim zdążyłam odstąpić od instrumentu już byłam cała szara. No zaje*iście! Jakby tego było mało, mój szanowny partner nie był tak miły, by pohamować wybuch śmiechu. Miło.
- Przestań ryć! Takie to śmieszne? - rzuciłam ścinając go wzrokiem, czego Leith chyba nie zanotował, a nawet jeśli to nic sobie z tego nie robił.
- Owszem. - wyszczerzył się złośliwie i wciąż chichocząc pod nosem podszedł bliżej. Nim jednak któreś z nas zdołało powiedzieć coś więcej opadła kolejna warstwa kurzu, ku mej uciesze tym razem dotykając również Asha.
Gabryś? ^-^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz