Uniosłem delikatnie głowę. Ranne, jaskrawe światło momentalnie poraziło moje wymęczone oczy, skutkując nagłym, niezwykle silnym bólem głowy. A może już się z nim obudziłem? Zresztą, co za różnica?! Przecież nie takie ilości alkoholu potrafiłem przyjąć i nie takiego kaca już nie raz pokonałem, więc czemu tym razem miałoby być inaczej? Zacisnąwszy powiek, podniosłem się powoli do pozycji siedzącej. Gorzej niż się spodziewałem, lecz wciąż chyba nie najgorzej. Cel na chwilę obecną: dotrzeć do toalety w całości. Z wolna otworzyłem oczy. Światło, światło, to cholerne światło! Zamrugałem kilka razy, by w końcu przyzwyczaić się do owej zmory. Cichy pomruk zwrócił moją uwagę. Na kanapie nieopodal łóżka leżał Jimin, wygięty w nienaturalnej pozycji, mrucząc cichutko pod nosem. Co on tu robi do cholery? Przecież nie chciał mnie widzieć... Przyszedł z własnej woli czy, co gorsza, ja go tu ściągnąłem? Nie chciałem go nawet pytać, skoro miało okazać się, że odjebałem coś głupiego, a w sumie to nie byłoby żadnym zaskoczeniem. Cichutko udałem się w kierunku łazienki, gdzie ochlapałem twarz zimną wodą. Miałem cholernie podkrążone oczy, niby dowód ciężkiej nocy. Podsumowując tak jak zawsze. Jako iż znajdowaliśmy się w hotelu, to nie miałem szans na żadną tabletkę przeciwbólową, więc jedyne co mogłem zrobić, to rzucić memu lustrzanemu odbiciu cierpiętnicze spojrzenie i stawić czoła codzienności. Wyszedłszy z łazienki, swoje kroki skierowałem prosto do Jimina. Cholera! Nawet zaspany wyglądał tak kurewsko uroczo i seksownie zarazem. Nie mogąc się powstrzymać, pochyliłem się i złożyłem delikatny pocałunek na jego policzku, drapiąc jednocześnie jego delikatną skórę swoim jednodniowym zarostem. Jakim cudem on mógł mieć gładką, nieskazitelną cerę, a ja po trzech dniach niegolenia się, wyglądałem jak jakiś Rumcajs?! Pod wpływem dotyku chłopak przekręcił się na bok, co ze względu na małe rozmiary sofy, z pewnością skutkowałoby upadkiem, jednak zdążyłem go złapać. Natychmiast otworzył oczy i zmierzył mnie spojrzeniem.
- Wierciłeś się tak, że mało brakowało, żeby twój zgrabny tyłek spotkał się z podłogą. - wyjaśniłem natychmiast, by się usprawiedliwić.
- Od kiedy tak się martwisz o moje bezpieczeństwo?- prychnął, poprawiając się na kanapie i podciągając kolana pod brodę. Złośliwy jak zazwyczaj.
- Po prostu nie ma za co. - odparłem, siadając na swoim łóżku i włączając prawie już rozładowany telefon. Czternaście nieodebranych od Maze. Chyba pora szykować się na wpierdol...
- Ogarnij się trochę, a ja oddzwonię do Mazikeen i wrócimy do domu ojca, bo z tego co się domyślam, to jest gotowa urwać mi co nieco jeśli nie damy znaku życia. - uśmiechnąłem się, zarzucając nogi na materac.
- Myślisz, że po tym wszystkim wrócę z tobą i dalej będę się bawił w twoje gierki? Wolne żarty... Szukaj sobie innej zabawki, ja wracam do Elmo najbliższym samolotem. - warknął szybko, patrząc na mnie wrogo. Ach, czyli wczoraj się nie pogodziliśmy... Zdecydowanie przeceniłem pijanego Andrewa. Westchnąwszy przeciągle, zwlokłem się z łóżka i usiadłem naprzeciwko chłopaka.
- Posłuchaj... - zacząłem, patrząc odważnie w jego oczy, tworząc iluzję, jakoby moje słowa popierała bezgraniczna pewność siebie. - Wiem, że powiedziałem za dużo i żałuję. Zrozumiem jeśli po powrocie do Elmo powiesz mi grzecznie "sajonara" i wrócisz do starego życia, ale dopóki jesteśmy tu, dociągnijmy ten teatrzyk do końca. Zapłacę podwójnie. - rzekłem, mając nadzieję, że moje słowa go przekonają. Blondyn zmrużył oczy, jak gdyby poważnie zastanawiał się nad ową ofertą.
- Potrójnie? - spytał, zagryzając dolną wargę. Przewróciłem oczyma. Przebiegły jak zwykle.
- Jasne. - rzuciłem krótko. Ściągnąłem krótko usta, po czym niewiele myśląc, spytałem:
- A mogę cię pocałować?
- Nie. - usłyszałem niemalże natychmiast. - Nowa umowa tego nie obowiązuje. Jedyne, do czego się zobowiązuję to zagranie tego teatrzyku do końca, co mam zamiar zrobić zajebiście. - wyartykułował pewnie. No tak... Za te korzyści pewnie będę musiał zapłacić poczwórnie... Zresztą co mnie podkusiło, żeby w ogóle pytać? Zabrzmiało to jakby mi zależało, jakbym naprawdę tego potrzebował, a przecież tak nie jest. W każdym razie tak mi się wydawało, dopóki nie przypomniałem sobie, co działo się zanim zdążyłem zalać się w trupa. Ten pieprzony blondas z obsługi, blondas z którym się całowałem, blondas, którego nie chciałem widzieć na oczy, zwłaszcza iż byłem tu teraz z Jiminem.
Gdy oboje ogarnęliśmy zarówno siebie, jak i kilka moich rzeczy porozrzucanych po podłodze, w milczeniu udaliśmy się do windy. Błagałem wszystkie możliwe bóstwa, bym nie spotkał owego chłopaka na korytarzu. Ale jakże nudne byłoby moje życie, gdyby udało mi się go uniknąć. Gdy tylko drzwi windy otworzyły się, pierwszym co ujrzałem był właśnie ten chłopak, oparty nonszalancko o ścianę, pochłonięty plotkowaniem z recepcjonistką. Nie chciałem się z nim konfrontować, najchętniej nie zwróciłbym na niego ani grama uwagi, by koniec końców pozwolić mu wyparować z mojego życia, jak każdy niewiele znaczący epizod, ale ciekawość nie pozwalała mi tego uczynić. Musiałem wiedzieć jak skończyła się tamta noc. On również mnie zauważył. Wręcz przeszył mnie wzrokiem, gdy tylko przekroczyłem próg, a w dalszej kolejności zmierzył spojrzeniem Jimina, uśmiechając się tak, że za żadne skarby świata nie mogłem dojść do tego, co chodzi mu po głowie. Podszedłem do recepcji i w milczeniu oddałem klucz. Nadal byłem obserwowany. Odwróciłem się nieznacznie do blondyna i próbując nie wzbudzać podejrzeń skierowałem wzrok na łazienkę. On w odpowiedzi jedynie odwrócił się i podążył we wskazanym przeze mnie kierunku.
- Skoczę jeszcze do toalety, poczekaj tu na mnie. - rzuciłem szybko w kierunku Jimina i podążyłem za hotelarzem.
- Miło cię widzieć. - usłyszałem, gdy tylko przekroczyłem próg pomieszczenia. Wyglądał identycznie dobrze jak wczoraj. Nie dziwota, że wczoraj straciłem kontrolę nad sobą.
- Chciałbym móc powiedzieć to samo... Cameron. - przeczytałem imię na plakietce. No tak, całowałem faceta nie znając nawet jego imienia. Cudnie, choć skłamałbym mówiąc, że zrobiłem to pierwszy raz.
Ilekroć spoglądałem w brązowe oczy blondyna, tyle razy przypominałem sobie zdarzenia zeszłej nocy. Tak naprawdę nie zrobiłem wtedy nic złego... Tak przynajmniej chciałem myśleć. Gdy tylko nasz wzrok spotykał się, pośród luksusowych umywalek i luster, przepełniały mnie swego rodzaju wyrzuty sumienia, choć w gruncie rzeczy nie miałem pojęcia dlaczego. Mój umysł niemalże eksplodował pod napływem pytań, na które odpowiedzi tak bardzo pragnąłem poznać.
- Czemu to zrobiłeś? - spytałem w końcu, wybrawszy pytanie nurtujące mnie najbardziej. Chłopak uniósł brew.
- Chciałeś tego. - odparł, wzruszywszy ramionami. - Sam jesteś sobie winny. - dodał, zakładając dłonie na piersi.
- Co? - rzuciłem natychmiast niezbyt elokwentnie. To niemożliwe. Nie chciałem. Więc czemu tak pomyślał. Ten jeden głupi pocałunek nie dawał mi spokoju. A przecież to tylko niewinny buziak... Buziak, który nic nie znaczył zarówno dla niego, jak i dla mnie. Niegdyś nawet przypadkowy seks nie stanowił dla mnie żadnego problemu. Jak pojawienie się jednej osoby mogło to tak zmienić? Przecież nie podpisywałem również żadnej umowy dotyczącej życia w monogamii, nie zobowiązywałem się do stuprocentowej wierności, a jednak czułem, że to nie powinno mieć miejsca. W każdym razie nie doszło do niczego więcej, więc skąd moje obawy. Znaczy... Chyba nie doszło... Jak mogłem tego nie wiedzieć?!
- Twoja postawa wyraźnie mówiła, że tego chcesz. - burknął w odpowiedzi. Otworzyłem szeroko oczy. Co ten przeklęty blondas właśnie sugerował?
- Najwyraźniej masz problem z odczytywaniem sygnałów. - zripostowałem, jednocześnie sam próbując przekonać się do moich słów. Bo co jeśli naprawdę sam pchałem się w jego ramiona? Nie! Niemożliwe! Przecież pamiętam wszystko... Począwszy od feralnej, kolejnej butelki, przez smak złotych Marlboro, aż do dotyku jego ust... Ale... Co było dalej? Cameron pokręcił głową z chamskim uśmiechem, z którym o dziwo było mu piekielnie seksownie.
- Swoją drogą urocza ta twoja dziwka. Pewnie musi wyglądać rozkosznie klęcząc przed tobą na kolanach. - zaśmiał się bezczelnie. Jeśli całe życie uważałem siebie za osobę pozbawioną taktu, to ten facet bił mnie w tym na głowę.
- Nie o tym rozmawialiśmy. - odparłem sucho.
- Oj przestań. Mówię tylko, że chętnie znalazłbym się na twoim miejscu, a skoro ta urocza chłopaczyna jest dziwką, to może mi się to udać. Chyba stać mnie na jedną noc. - rzekł oblizując usta. Zmrużyłem oczy w akcie zdziwienia. Kto normalny zachowuje się w ten sposób?
- Zostaw go w świętym spokoju. - rzuciłem ostro, zaciskając usta.
- Niby czemu? Przecież jest tylko dziwką, poza tym cię nienawidzi... Gdzie widzisz problem?
- Zamknij się! - warknąłem, chwytając go za szyję i przypierając do ściany, tak by nie miał możliwości, by się ruszyć.
- Skąd ta agresja? Ach, no tak... Przecież go kochasz, szkoda tylko, że bez wzajemno... - nie zdążył skończyć, gdy moja zaciśnięta pięść z impetem uderzyła w jego szczękę. Na cios zwrotny nie musiałem długo czekać. Niewiele myśląc wręcz rzuciłem się na niego, powalając go na ziemię. W odgłosach szarpaniny usłyszałem jedynie skrzypnięcie otwieranych drzwi.
Jimin?
- Chciałeś tego. - odparł, wzruszywszy ramionami. - Sam jesteś sobie winny. - dodał, zakładając dłonie na piersi.
- Co? - rzuciłem natychmiast niezbyt elokwentnie. To niemożliwe. Nie chciałem. Więc czemu tak pomyślał. Ten jeden głupi pocałunek nie dawał mi spokoju. A przecież to tylko niewinny buziak... Buziak, który nic nie znaczył zarówno dla niego, jak i dla mnie. Niegdyś nawet przypadkowy seks nie stanowił dla mnie żadnego problemu. Jak pojawienie się jednej osoby mogło to tak zmienić? Przecież nie podpisywałem również żadnej umowy dotyczącej życia w monogamii, nie zobowiązywałem się do stuprocentowej wierności, a jednak czułem, że to nie powinno mieć miejsca. W każdym razie nie doszło do niczego więcej, więc skąd moje obawy. Znaczy... Chyba nie doszło... Jak mogłem tego nie wiedzieć?!
- Twoja postawa wyraźnie mówiła, że tego chcesz. - burknął w odpowiedzi. Otworzyłem szeroko oczy. Co ten przeklęty blondas właśnie sugerował?
- Najwyraźniej masz problem z odczytywaniem sygnałów. - zripostowałem, jednocześnie sam próbując przekonać się do moich słów. Bo co jeśli naprawdę sam pchałem się w jego ramiona? Nie! Niemożliwe! Przecież pamiętam wszystko... Począwszy od feralnej, kolejnej butelki, przez smak złotych Marlboro, aż do dotyku jego ust... Ale... Co było dalej? Cameron pokręcił głową z chamskim uśmiechem, z którym o dziwo było mu piekielnie seksownie.
- Swoją drogą urocza ta twoja dziwka. Pewnie musi wyglądać rozkosznie klęcząc przed tobą na kolanach. - zaśmiał się bezczelnie. Jeśli całe życie uważałem siebie za osobę pozbawioną taktu, to ten facet bił mnie w tym na głowę.
- Nie o tym rozmawialiśmy. - odparłem sucho.
- Oj przestań. Mówię tylko, że chętnie znalazłbym się na twoim miejscu, a skoro ta urocza chłopaczyna jest dziwką, to może mi się to udać. Chyba stać mnie na jedną noc. - rzekł oblizując usta. Zmrużyłem oczy w akcie zdziwienia. Kto normalny zachowuje się w ten sposób?
- Zostaw go w świętym spokoju. - rzuciłem ostro, zaciskając usta.
- Niby czemu? Przecież jest tylko dziwką, poza tym cię nienawidzi... Gdzie widzisz problem?
- Zamknij się! - warknąłem, chwytając go za szyję i przypierając do ściany, tak by nie miał możliwości, by się ruszyć.
- Skąd ta agresja? Ach, no tak... Przecież go kochasz, szkoda tylko, że bez wzajemno... - nie zdążył skończyć, gdy moja zaciśnięta pięść z impetem uderzyła w jego szczękę. Na cios zwrotny nie musiałem długo czekać. Niewiele myśląc wręcz rzuciłem się na niego, powalając go na ziemię. W odgłosach szarpaniny usłyszałem jedynie skrzypnięcie otwieranych drzwi.
Jimin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz