Choć bardzo nalegałam, aby Jake zabrał mnie ze sobą, chłopak stanowczo odmówił twierdząc, iż chce to załatwić jak najszybciej, a ja powinnam już dawno być na zajęciach, co swoją drogą było prawdą, ale szczerze powiedziawszy bardziej zależało mi na tym, by być teraz z przyjacielem i go wspierać, nawet jeśli miałabym zawalić semestr. Niestety, mój chłopak był innego zdania i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, jakby nigdy nic wyemigrował z domu pozostawiając mnie z kubkiem herbaty i patelnią jajecznicy, uprzednio prosząc mnie bym po zajęciach zajrzała jeszcze do jego wierzchowca - Shadow. Tym oto sposobem już niecałą godzinę po lekcjach byłam w drodze do stadniny, w której to pupil mojego partnera się znajduje. Nietrudno się domyślić, że zarówno ja, jak i kochany karosz bardzo ucieszyliśmy się na swój widok i nim udaliśmy się na przejażdżkę, zwierzak pochłonął kilka końskich smakołyków z mojej torby. Tia, nic się przed nim nie ukryje.
Zaraz po powrocie z jazdy, odprowadzając czarnego do boksu spotkałam Inę która... O dziwo zdawała się być dziś jakaś zmęczona, a może i przygnębiona? Z racji tego, iż nie miałam żadnych konkretnych planów na resztę dnia, postanowiłam zaproponować jej pomoc. Zgodnie z prośbą przyjaciółki, zabrałam Coco na lonżownik. Muszę przyznać, siwek sprawował się znakomicie, zwłaszcza, że wsiadłam na niego pierwszy raz i z teoretycznego punktu widzenia wcale nie musiałby wykazywać chęci do współpracy, a mimo to spisał się naprawdę znakomicie. Co prawda ze dwa, no może trzy razy zignorował moje polecenie, niemniej jednak jestem przekonana, iż Ina byłaby z niego zadowolona.
- Wybacz, że to mówię, ale nie wyglądasz najlepiej - powiedziałam, spoglądając na przyjaciółkę ze współczuciem, na co ta tylko przewróciła oczyma z lekka rozbawiona.
- Dobra, dobra, bez przesady, jeszcze żyję. - zaśmiała się, odłożywszy rzeczy na krzesło.
- "Jeszcze"? - uniosłam brwi kręcąc głową. Kocham Inę, ale nawet jej optymizm bywa czasem przytłaczający - Okay, mów co jest grane, kto Cię tak urządził?
Szatynka rzuciła mi przesycone pobłażliwością spojrzenie, przewracając oczyma, by niedługo potem zniknąć za ścianką boksu i zabrała się za czyszczenie sierści pupila. Przez krótką chwilę obserwowałam uważnie jej poczynania.
- Chodzi o Zero Two - odparła w końcu, nie przerywając wykonywanej czynności.
- "Zero Two"? - wycedziłam w zasadzie nie wiedząc o czym właściwie mowa.
Ciemnowłosa pokiwała głową i odłożywszy szczotkę na bok okryła Coco niebieską derką. Trzeba przyznać, wyglądał w niej naprawdę uroczo.
- Tak, nowa podopieczna stajni. Właściwie to nikt nie wie na jak długo zagrzeje tutaj miejsce, straszny z niej dzikus... - wyjaśniła naprędce - Chcesz ją zobaczyć?
Oczywiście, długo nie musiała czekać na odpowiedź. Już parę minut później znalazłyśmy się przed boksem niejakiej Zero Two - pięknej, wysokiej klaczy, niedługo potem zjawił się również...
- Jake? - popatrzyłam na chłopaka zdezorientowana - Co Ty tu robisz? Miałeś być w...
- Tak, tak, wszystko już załatwione, spokojnie - uśmiechnął się, kładąc dłoń na mym ramieniu.
Jake? Kupujemy kunia? XD
452 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz