Mimo ostatnich dni, w których Austin poświęcał mi nad wyraz sporo czasu gdzieś z tyłu głowy miałam wrażenie, że niedługo stanie się coś złego. Co prawda usilnie ignorowałam to uczucie chcąc jakoś zająć swój umysł. Leżałam więc pod kołdrą w pokoju mojego chłopaka.
Czy w ogóle mogłam go tak nazywać? Uznajmy, że tak.
Niedługo porem pożegnaliśmy się, a ja zostałam z Argo. Ponownie... Westchnęłam cicho i nieco ogarnęłam jego pokój żeby nie zawracać mu już tym głowy. Ten dzień minął wyjątkowo spokojnie. Wyprowadziłam oba psiaki na spacer, odwiedziłam kilka sklepów, a nawet znalazłam chwilę by porozmawiać z kimś znajomym. Mimo to w mojej głowie cały czas kłębiła się jedna myśl mówiąca o tym, że Austin coś knuje. A ze względu na to, że z natury byłam osobą dość dociekliwą i ciekawską stwierdziłam, że wypadałoby coś z tym zrobić i upewnić się, że wszystko jest w porządku.
W każdym razie, po kilku chwilach zastanowień zdecydowałam się zadzwonić do Anny.
Dała mi swój numer zanim jeszcze opuściliśmy jej dom kilka dni temu w razie jakby coś się z nami działo.
- Halo? Anna?
- Naomi? Co tam?
- Mam sprawę...
- Jaką?
- Mogłabym wpaść do ciebie na chwilkę?
- Jasne, akurat mam czas, zapraszam.
Zadzwoniłam po taksówkę, bo nie miałam własnego środka transportu i podałam adres znajomej z czego jakieś pół godziny później stałam już pod drzwiami siostry Austina.
- Hej! - Rzuciłam szybko widząc ją w drzwiach.
- Witaj. - Zaprosiła mnie do kuchni gdzie usiadłam na jednym z krzesełek. - To jaką miałaś sprawę? - Uśmiechnęła się zachęcająco.
- Bo... Em... Chodzi o Austina...
- Co z nim?
- Mam złe przeczucia co do tego co teraz robi. - Skrzywiłam się nieco.
- Może zadzwoń do Victora, on powinien ci pomóc.
- Nieee, przecież oni się przyjaźnią wątpię czy zechce zdradzić mi cokolwiek. A nawet jeśli to pewnie skłamie żeby kryć Austina...
- W sumie, może coś w tym jest. W takim razie jak mogłabym ci pomóc?
- Kiedyś coś wspominałaś, że jesteś detektywem... Iii... Pomyślałam sobie, że skoro tak, to masz wgląd do policji tooo... może mogłabyś dla mnie trochę poszperać w jakichś papierach czy coś, albo podpytać Victora o niego? Tobie prędzej powie niż mnie... - Zrezygnowana położyłam głowę na stole po czym ciekawa reakcji kobiety ponownie się podniosłam.
Jej spojrzenie było dość obojętne. Wyglądała jakby nie mogła się zdecydować.
- On będzie zły jeśli się o tym dowie. - Odparła po dłuższej chwili myślenia.
- Nie dowie się... Nie powiem mu przecież.
- A Victor?
- Później go jakoś uproszę, no weeeź! Martwię się o niego! - Złożyłam ręce jak do modlitwy.
- Dobrze, niech będzie. - Westchnęła przymykając oczy. - To w sumie... Możesz iść do domu, aja zadzwonię ci później co się z nim dzieje. Mam nadzieję, że nie zrobił nic głupiego. - Westchnęła teatralnie.
Tak więc niedługo potem wróciłam do swojego domu, a z tego co wiem to Anna wyszła zaraz po mnie. Chodziłam po mieszkaniu próbując znaleźć swoje miejsce czekając na wyczekiwany telefon albo wiadomość. Dopiero po godzinie rozbrzmiał dobrze znany mi dźwięk.
- Halo? Anna? Wiesz coś?
- Tak... Em... Austin, on... Poszedł rozprawić się z facetem który zabił naszych rodziców...
- Co? Jak to? Przecież... Obiecał, że... Że nie pójdzie. - Wyraźnie posmutniałam.
- Przykro mi, ale tutaj już ci raczej ci nie pomogę.
- Wiem, ja... Dziękuję ci Anno, naprawdę mi pomogłaś. - Uśmiechnęłam się smutno sama do siebie i spokojnie odłożyłam telefon na łóżko.
No cóż, nic nie poradzę na to, że Austin jak zwykle robi wszystko po swojemu i ma mnie gdzieś.
Przez ten czas gdy go nie było zdążyłam się ogarnąć na tyle by traktować go z rezerwą i starać się być oschła. Gdy tylko wrócił, chciałam z nim porozmawiać, chociaż chwilę. Nie sądziłam jednak, że brunet aż tak bardzo się zdenerwuje. Argo stanął pomiędzy nami zapewne wyczuwając napięcie w powietrzu.
- Owszem. - Rzuciłam mu prowokujące spojrzenie. - Jesteś cholernym dupkiem, takim samym jak inni faceci wiesz? Myślałam, że jesteś inny. - Zaśmiałam się ironicznie. - Nie wiem czemu zgodziłam się na coś tak chorego, zawsze wiedziałam że związki są przereklamowane, zwłaszcza z takimi debilami jak ty. - Palcem wskazującym próbowałam wywiercić dziurę w jego torsie co poszło z marnym skutkiem, gdyż już chwilę później odepchnął mnie od siebie. Spojrzałam na niego wyzywającym wzrokiem tak jak to miałam w zwyczaju. Zapewne gdybyśmy potrafili zabijać spojrzeniem to oboje leżelibyśmy już dawno martwi.
- Nie wiesz co się stało! Nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz. - Jeszcze bardziej się uniósł i zaczął niebezpiecznie zbliżać dopóki moje plecy nie zetknęły się ze ścianą. - Myślisz tylko o sobie, jak zwykle nasza znajomość ma w ogóle jakiś sens? - Wysyczał mi prosto w twarz widocznie już nie mogąc się powstrzymać, gdzie się podział mój stary Austin? Austin, który obroniłby mnie przed wszelkim złem tego świata?
Teraz to ja potrzebowałam kogoś kto obroni mnie przed nim.
- Jesteś jakiś pojebany! Nienawidzę cię! - Odepchnęłam go od siebie najmocniej jak umiałam co nie dało zbyt wielkich efektów więc wykorzystując jedynie jego zdezorientowanie uciekłam zanim doszłoby do rękoczynów czy czegoś mniej przyjemnego. - Nie chcę cię znać. - Krzyknęłam jeszcze przez drzwi.
- I vice versa! - Zaśmiał się sarkastycznie.
Zgarnęłam tylko telefon z łóżka i ostatnie oszczędności jakie byłam w stanie odłożyć i jak najszybciej wyszłam z domu nie mogąc patrzeć na nic związanego z tym miejscem. O dziwo nie płakałam, aczkolwiek resztkami sił powstrzymywałam łzy i sama się dziwiłam, że jakoś mi się to udawało. Pierwszym pomysłem było pojechanie do domu rodziców, aczkolwiek znajdowali się w sąsiednim mieście plus nie chciałam mieć kontaktu z kolejnym okropnym mężczyzną. Tak więc pojechałam do Lisy, która jako jedyna byłaby w stanie przyjąć mnie o tej dość późnej porze.
Jakieś pół godziny później grzałam się już w jej mieszkaniu z kubkiem gorącej herbaty i narzekałam na bruneta i na to jak bardzo zranił moje skamieniałe serduszko. Dopiero wtedy strumień łez opuścił moje oczy, a mi jakoś tak ulżyło. Hmm... A jeszcze niedawno obiecywałam mamie, że nie będę płakać przez żadnego mężczyznę, bo prawdopodobnie nie będzie tego warty. Ale on był tego warty. Był chyba najlepszą, a zarazem najgorszą rzeczą jaka mnie do tej pory spotkała. Przepełniało mnie dziwne poczucie winy zmieszane z niezrozumieniem i w pewnym sensie nienawiścią do Austina. Przecież chciałam dobrze. Aczkolwiek jednego byłam pewna.
Dokładnie z tym dniem moje zaufanie względem Austina przepadło wraz z chwilą gdy o mało co pod wpływem nerwów (a może czegoś jeszcze?) o mało co nie ucierpiałam.
Austin? Nao mu zrobiła awanturę troszku ;v
Słowa: 1027
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz