Rozczochrana, czarna burza włosów uniosła się nad łóżko na dźwięk Marszu Imperialnego dogrywanego przez bzyczący na półce telefon. Z głośnym jękiem sięgnęła poń ręką wymyślając jak zjedzie tego, kto śmiał przerywać jej odsypianie kaca - mordercy. Gdy jednak z niemiłosiernie jasnego ekranu urządzenia dziewczyna odczytała imię i nazwisko właściciela stajni zerwała się na równe nogi zapominając o bólu głowy i mdłościach.
- Tak, słucham – odezwała się z mocną chrypką, która w danym momencie spowodowała, że dziewczyna brzmiała bardziej niczym Liam Neeson niż 23 latka.
- Em… Czy mam przyjemność z panią Minervą Stark? –zmylony niskim, szorstkim basem upewnił się mężczyzna.
- Tak, tak – odchrząknęła dziewczyna. – We własnej osobie.
- Jest pani chora? – rozmówca był zdecydowanie skonsternowany sytuacją. Co on, nigdy kaca nie miał? - Jeśli tak, to przepraszam, że panią niepokoję tak wcześnie rano.
- Ależ nie, czuję się bardzo dobrze – zaprzeczyła, nie wiedząc czemu, czarnowłosa.
- Skoro pani tak twierdzi…
- Dzwonił pan w jakiejś sprawie? – niezbyt uprzejmie ponagliła rozmówcę do przejścia do sedna sprawy.
- Ah, tak. Zdarzył się mały incydent w stajni, w wyniku którego jeden z moich młodszych ogierów uciekł. Poszukuję chętnych do pomocy w poszukiwaniach. Czy byłaby pani chętna?
- Oczywiście, może pan na mnie liczyć.
- Wspaniale, bardzo dziękuję – szybko odparł mężczyzna dopiero teraz zdradzając swoje podenerwowanie i zaniepokojenie zaistniałą sytuacją.
Rozłączywszy się Minerva usiadła otępiała na łóżku. Co jej strzeliło do tego pustego łba, żeby na kacu komuś pomagać. Fakt, faktem, że z racji swojej wilczej przypadłości jej organizm stosunkowo szybko poradzi sobie z neutralizacją kwasu octowego. Aczkolwiek nie mogła powiedzieć, żeby czuła się z tą wiedzą lepiej. Westchnęła tylko i nie chcąc być gołosłowna w pośpiechu wskoczyła pod prysznic. Lodowata woda ocuciła ją nieco i zachęciła do dalszego ruchu. Przygotowania do wyjścia poszły całkiem sprawnie nie licząc śniadania, które koniec końców dziewczyna pominęła czując, że jeśli chociażby spojrzy na zawartość lodówki jej żołądek odmówi posłuszeństwa. Zwarta i gotowa opuściła pokój, zamknęła na klucz i ruszyła do wyjścia żwawym krokiem. Nie spotkała żadnego z domowników na swojej drodze, co mogło być spowodowane faktem, że była godzina ósma rano w sobotę, czyli czas zgonu zdecydowanej większości osób korzystających z uroków piątkowych nocy. Po około piętnastu minutach była już w stajni i siodłała karego wałacha. Jej buzujące dotychczas wnętrzności zdążyły się w tym czasie uspokoić, jednak tępy ból głowy ustąpić nie zamierzał. Czarnowłosa musiała najwyraźniej swoją dolegliwość umiejętnie przykrywać dobrą miną, gdyż nikt nie patrzył na nią jak na zombiaka. Gdy wreszcie siedziała już na grzbiecie swojego wypoczętego i zadowolonego z wizji kolejnej przejażdżki wierzchowca, a mająca na celu przydział odpowiednich sektorów do przeszukania odprawa się zakończyła Minerva niespiesznym stępem ruszyła w wyznaczonym kierunku. Po chwili jednak znienacka zaskoczyło ją pytanie szatyna, który zjawił się nagle po jej lewej stronie.
- Słucham? – zapytała trochę obcesowo. Przeoczyła zadane pytanie skupiając się na twarzy nieznajomego, zastanawiając się, skąd ów człowiek mógł ja znać.
- Czyli chyba nieźle zabalowałaś – zaśmiał się w odpowiedzi, a Brytyjkę oświeciło.
- Ah, to ty! – prawie wykrzyknęła przypominając sobie zdarzenia z minionej nocy…
~Parę godzin wcześniej~
Gdy skutecznie „pokonała” minibossa przed wejściem Minerva pewnym krokiem wkroczyła do wnętrza emanującego muzyką, alkoholem i dziką zabawą budynku. Intensywność bodźców uderzyła jej wyczulone zmysły powodując mały zawrot głowy, jednak Starkówna uśmiechnęła się jedynie głupawo uświadamiając sobie jak bardzo brakowało jej dobrego melanżu. W rytmie dudniącej jak stado słoni muzyki podeszła do baru i zamówiła szklankę wody. Bądź co bądź przyszłą tu właśnie z powodu pragnienia, widząc jednak zaskoczoną minę barmana dodała jeszcze do zamówienia zwykły rum z colą. Tudzież Cuba Libre. Jak kto woli. W oczekiwaniu na realizację kobieta odwróciła się do parkietu podpierając się łokciami o ladę. Pierwszym co rzuciło jej się w oczy był brak samców wszelkiego rodzaju. Z początku wystraszyła się, że może imprezowanie w tej małej, kanadyjskiej miejscowości uznawane było za rozrywkę tylko kobiecą. Gdy jednak dostrzegła wiszący nad głowami zebranych baner oznajmujący babski wieczór i aktualną datę Minerva odetchnęła z ulgą. Opuściła wzrok chcąc przyjrzeć się tłumowi. Skaczące na parkiecie dziewczyny nie wyróżniały się jakoś szczególnie. Dostrzegła parę zaciekawionych spojrzeń w jej kierunku. Nie będąc jednak aż tak zainteresowana rozmową (przynajmniej nie przy tak niskim stężeniu alkoholu we krwi) nie utrzymywała kontaktu wzrokowego. Słysząc ciche, uprzejme odchrząknięcie barmana odwróciła się do niego wyciągając portfel. Ten jednak zatrzymał ją wskazując na kartkę wiszącą nad barem, która oświadczała wszem i wobec, że wszelkie napoje w ten wspaniały wieczór szły na koszt firmy. Czarnowłosa wysoko uniosła brwi mile zaskoczona. Wychyliła szybko szklankę wody, po czym chwyciła drugą wypełnioną ciemnym drinkiem i sącząc powoli przez słomkę chłodny, słodki napój zbliżyła się nieco do tańczących. Z początku jedynie delikatnie kołysała się w rytmie nieustannie zmieniającej się muzyki, jednak po paru kolejnych wyprawach do baru (w końcu kiedy dają za darmo, to trzeba korzystać) jej ciało całkowicie poddało się głośnym, rytmicznym brzmieniom. Czuła na sobie zarówno zazdrosne, jak i zaintrygowane spojrzenia wiedząc dobrze, że rusza się lepiej niż większość zgromadzonych, co sprawiało, że pomimo niezbyt wystawnego stroju prezentowała się ładniej niż wypindrzone lasencje. Oczywiście ostatecznie nawiązała się rozmowa z paroma dziewczynami. Żadnej jednak upojony alkoholem umysł Starkówny nie zapisał na twardym dysku. Zarówno problemy z koncentracją jak i trudności z zachowaniem równowagi czarnowłosa uznała za sygnał zakończenia zabawy. Znała swój organizm i wiedziała, że właśnie sięgnęła granic swoich możliwości. Powiedziała więc trzem dziewczynom, z którymi właśnie prowadziła niezobowiązującą rozmowę, że jest zmęczona i będzie się zbierać do domu. Te jak się okazało również miały taki zamiar, a jako, że brat jednej z nich zadeklarował się odwieźć wszystkie do domów rozmówczynie również i Minervie zaproponowały podwózkę. Brunetka z chęcią skorzystała z oferty. Jadąc samochodem w kierunku Zimowego Poranka, który o dziwo był wszystkim po drodze wyspiarka siedziała obok ogolonej na krótko mulatki. Była niewątpliwie najprzystojniejszą i najbardziej intrygującą z kanadyjek, a dodatkowo nieustannie, praktycznie od początku za pomocą pozornie niewidocznych spojrzeń wysyłała w stronę czarnowłosej jasny komunikat. Starkówna jednak, bądź co bądź była osobą szanującą się i nie chciała w taki sposób kończyć wieczoru, podała jednak nowo poznanym dziewczynom swój numer telefonu otwarcie proponując wspólne wyjście na kawę, a wychodząc z pojazdu posłała mulatce jednoznaczne mrugnięcie okiem. Droga do pokoju zajęła jej więcej czasu, niż się spodziewała. Najwyraźniej źle oceniła swoje możliwości nie biorąc poprawki na zmęczenie długą podróżą, biegiem po lesie i pusty żołądek. Zataczając się padła na łóżko zdejmując tylko buty i zasnęła praktycznie od razu przeczuwając nadchodzącego kaca…
***
- Bawiłam się wspaniale – odparła zgodnie z prawdą, masując jednak jedną ręką obolałe skronie. – Dzięki, że mnie wpuściłeś.
- Nie ma sprawy – odparł a wcześniejszy delikatny uśmiech powoli zniknął z jego twarzy. – Znalazłaś koleżanki?
- Co… Ah tak, tak – zaczerwieniła się Minerva, gdyż zdawała sobie sprawę, iż mężczyzna wykrył banalne kłamstwo.
W milczeniu stępowali dalej, aż w końcu przekroczyli linię drzew, która zasłoniła wychylające się z za horyzontu słońce. Speszona niezręczną ciszą postanowiła niezbyt zgrabnie zmienić temat.
– Pochodzisz z Elmo?
- Nie – mężczyzna przystał na kontynuację rozmowy. – Właściwie to przyjechałem dość niedawno.
- No proszę, tak samo jak ja.
- Naprawdę? Myślałem, że jesteś stąd – odparł nieco ironicznie, ale dziewczyna miała duży dystans do siebie i znała się na dobrym żarcie.
- Nie martw się, wiele osób daje się nabrać – odparła wzmagając swój brytyjski akcent, który niewątpliwie był właśnie tematem ich rozmowy. – Ale zdradzę ci, że pochodzę z Anglii.
- Żartujesz – udał zaskoczenie kontynuując żart. – Jak już, to stawiał bym na Kansas.
Czarnowłosa niewytrzymała i parsknęła śmiechem, a mężczyzna uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
- Owen – przedstawił się w końcu i wyciągnął rękę do dziewczyny chwytając wodze wierzchowca w drugą.
- Minerva – odparła czarnowłosa wstając z siodła, aby sięgnąć ręki nowo poznanego szatyna.
Zaskoczony nagłym ruchem na grzbiecie Sauron odskoczył delikatnie, zmuszając właścicielkę do powrotu do pełnego siadu. Ta poklepała wierzchowca po czarnej szyi uspokajając go.
- Nerwowy konik? – zagaił mężczyzna przyglądając się karemu wałachowi.
- W sumie – odparła podejrzliwie właścicielka. – Nie jest aż tak bardzo płochliwy.
- Może obce otoczenie? – próbował wyjaśnić niepokój zwierzęcia towarzysz podróży.
- Może… - odparła czarnowłosa, a jej wrażliwe nozdrza wyczuły charakterystyczny zapach, do złudzenia przypominający woń niedźwiedzia… Ale może tylko jej się zdawało.
Owen? Sorry za lanie wody, i że tak długo to trwało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz