Ariana | Blogger | X X

niedziela, 23 grudnia 2018

Od Gabriela CD Riley

Spojrzałem na dziewczynę wzrokiem pełnym zdziwienia. Leith, jeśli ona się teraz przez to wszystko popłacze, to zostaniesz okrzyknięty najgorszym, niewrażliwym dupkiem. Chcąc zapobiec nagłemu wodospadowi łez, usiadłem obok niej i przyciągnąłem brunetkę delikatnie do siebie, starając się otulić ją z jak największym uczuciem, co dla faceta bez uczuć jest niezwykle trudne. Zapewne wyszło to strasznie koślawo, ale w mojej wyobraźni byłem rycerzem, starającym się ochronić swoją księżniczkę przed wszelakim złem tego świata. Pomimo wcześniejszych napadów agresji Riley wtuliła się we mnie, niczym w przytulankę.
- Och skrzacie! Nie można było tak od razu! - burknąłem opierając podbródek na czubku jej głowy. 
- Gdybyś nie był palantem to może... - odparła pociągając nosem. Pokręciłem głową. Czy ona musi być wredna nawet gdy jest smutna? W sumie to chyba trafił swój na swego, nie?
- Ugh. Przecież wiesz, że chcę dla ciebie dobrze. - powiedziałem, kładąc rękę na jej policzku. - Jeśli tylko poprosisz, mogę załatwić nam prywatną ochronę, jak jakimś celebrytom. Równie dobrze, mogę znaleźć tego całego Briana i sprawić aby błagał mnie o śmierć. Tylko powiedz... 
- Nie! On jest nieobliczalny. Nie narażaj siebie, ani nikogo innego, rozumiesz? - rozkazała brunetka, wlepiając we mnie swoje wielkie, czekoladowe oczy. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. 
- I tak zrobię co będę chciał. - szepnąłem, przyciskając wargi do jej czoła. Riley westchnęła ciężko.
- Gabrielu Ashley Remingtonie Leith! Przysięgam, że jesteś najbardziej upartym i irytującym facetem na świecie. - bąknęła, wyplątując się z moich objęć i padając na łóżko.
- No za coś mnie musisz kochać. - uśmiechnąłem się, próbując położyć się tuż obok niej, jednak kobieta zatrzymała mnie gestem ręki.
- I tak śpisz na kanapie. 
- I tak będę spał z tobą. - oznajmiłem, odsuwając jej rękę i moszcząc się w ciepłej pościeli. - Dobranoc sieroto. - dodałem, przyciskając ją do siebie. Brunetka fuknęła cicho, lecz tej nocy nie doczekałem się już żadnej ciekawszej reakcji z jej strony.

time skip

To gdzie jest ta paskudna dziura, w której pracuje ta sierota. A miałem się nie mieszać. Zabawne. Jeszcze tej samej nocy obmyśliłem, nieskomplikowany i prawdopodobnie totalnie nieskuteczny plan, opierający się na obserwacji. Ogólnie rzecz biorąc miałem znaleźć owego absztyfikanta, zostawiającego karteczki dla mojej partnerki i sprawić, aby skutecznie się odabsztyfikantował. Proste! No prawie. Byłoby to łatwiejsze, gdybym miał jakiekolwiek informacje, wskazujące na tożsamość delikwenta, bo póki co muszę bazować tylko na podejrzanym zachowaniu. Nie może nie wyjść. Jedyną osobą, która mogła mieć jakiekolwiek informacje, była współpracowniczka Riley. Gdybym chociaż wiedział jak się nazywa... Podsumowując czeka mnie amatorskie śledztwo, którego rozwiązanie jest tak prawdopodobne, jak odnalezienie dziewczyny, której nie mógłbym uwieść... Niby możliwe, ale ciężkie do wykonania. Ahhh, krótko mówiąc jestem w czarnej dupie. Szybko otworzyłem drzwi kawiarni i jeszcze szybciej usadowiłem się w najciemniejszym jej kącie, tak aby mieć idealny wzgląd na bar, a bar nie miał idealnego wzglądu na mnie. Teraz tylko pozostać....
- Witam! Co podać. -...niezauważonym. Tuż nade mną stała dość zgrabna kelnerka w dość obcisłym i pseudoseksownym stroju. Kelly? Kylie? Katherine? Jak ta dziewczyna miała na imię?!
- Poproszę kawę, najlepiej mocną. - burknąłem, wlepiając oczy w kelnerkę, notującą zamówienie w malutkim zeszyciku. - Mogłaby pani na chwilę ze mną usiąść? - zaproponowałem, lecz widząc jej zdezorientowane spojrzenie szybko dodałem. - Nie chcę pani poderwać, mam tylko kilka prostych pytań.
- Ja może jednak przyniosę zamówienie. - rzuciła lekko przestraszona. Czyżby miała coś za skórą? No nic. Nieistotne.
- Nalegam. - warknąłem cicho, przybierając wrogi wyraz twarzy. Dziewczyna skuliła się i momentalnie usiadła naprzeciwko mnie.
- Więc o co chodzi? - spytała, rozglądając się nerwowo na boki. Czy ja wyglądam jak jakiś seryjny morderca, że tak się mnie boją?
- Wczoraj był tu pewien mężczyzna. Zostawił kartkę dla pani koleżanki. Jak wyglądał?
- Yyy... - zająknęła się kelnerka.
- Na miłość boską ile macie dziennie delikwentów z listami miłosnymi?! Proste pytanie. Jak wyglądał? - powtórzyłem nieco głośniej. Wendy była amebą umysłową, ale ta bije ją na głowę.
- Nie pamiętam. - mruknęła, lekko przymykając oczy. Nie wyglądała tak, jak gdyby nie pamiętała. - Ja może pójdę po zamówienie. - rzuciła, zrywając się z krzesła i z ledwo widocznymi łzami w oczach pobiegła w kierunku baru. Ups, czyżbym ją przestraszył. Coś wciąż podpowiadało mi, że ta drobna dziewczyneczka wie więcej, niż zdecydowała się mi przekazać. Utkwiłem wzrok w szybie, dzielącej spokój kawiarni z ulicznym gwarem. Może została zastraszona, może ma w tej sprawie większy udział, niż wszystkim się wydaje... A może po prostu takie sprawia wrażenie? Nie mam pojęcia. Pewnym jest fakt, że póki co nie mam żadnego tropu, za którym mógłbym dążyć. Nagle moje przemyślenia przerwała lądująca z impetem na stoliku filiżanka kawy. Z cichym westchnięciem odwróciłem wzrok od okna. Witaj Riley!
- Gabrielu Ashleyu Reminghtonie Leith! Co ty tu do cholery jasnej robisz?! - warknęła, ciskając we mnie piorunami.
- Riley Black! Przyszedłem na kawę. - odparłem, parodiując jej wcześniejszą wypowiedź. Dziewczyna odpowiedziała cichym fuknięciem.
- Przed chwilą Kenna wróciła do baru z płaczem! - Ach, czyli ta ameba ma na imię Kenna. Wiedziałem, że coś na K. - Chcesz mi coś może wytłumaczyć? - spytała, zakładając ręce na piersi.
- Chronię cię sieroto! - powiedziałem, nieco poirytowanym tonem głosu.
- Strasząc biedne kelnerki? Cóż za wspaniałomyślny czyn! - syknęła, wymachując teatralnie rękoma.
- Ta twoja "biedna kelnerka" ma coś na sumieniu.
-  O czym ty do cholery mówisz?! - krzyknęła nieco za głośno, przez co kilka par oczu spojrzało na nas z zaciekawieniem.
- Wrzeszcz tak dalej. Nikt nie słyszy. - burknąłem, przewracając oczami. - Daj mi działać, a ja dam ci pracować, co ty na to? Udawaj, że mnie tu nie ma, a akcja zakończy się pomyślnie. - zasugerowałem ze sztucznym uśmiechem. Brunetka prychnęła, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła za ladę.
- Sherlock od siedmiu boleści. - mruknęła pod nosem na odchodne.
905 słów

Riley?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz