Ariana | Blogger | X X

środa, 5 grudnia 2018

Od Austina CD Naomi

   Pomimo skutecznego splątania mi kończyn i zakneblowania mi ust, w głowie miałem już plan ucieczki wraz Naomi. Wszelka złość aż buzowała, a adrenalina tylko czekała na odpowiedni moment. Wilczym wzrokiem obserwowałem każdego z mężczyzn i na widok ruskich twarzy, robiło mi się niedobrze. Po chwili do pomieszczenia wrzucili skatowanego chłopaka, który ledwo dychał. Nie znałem go, więc nie było mi go szkoda.. lecz gdy strzelili mu prosto w głowę na dobicie, przeszedł mnie dość nieprzyjemny dreszcz.. dreszcz agresji i gniewu. Sugeruje, że nas też to spotka? Zabawne. Gdy ruskie szumowiny opuściły betonowe zacisze, wraz z Naomi przystąpiliśmy do próby rozplątania, lecz coś nam nie wyszło i zostaliśmy skazani na dalsze siedzenie w uwiązaniu. Wnet do środka wparował obleśny blondyn, który bezczelnie zabrał ode mnie moją towarzyszkę i pozostawił na drugim końcu pokoju. Skupiłem się na jego słowach i w pewnym stopniu słyszałem, co do niej mówi. Groźby? Blondynek zginie w pierwszej kolejności za to. Nawet podszedł do mnie i kucnął naprzeciwko mojej osoby, nawiązałem z nim kontakt wzrokowy, przez co ten ironicznie się uśmiechnął.
- Jeśli będziesz grzeczny, nic się jej nie stanie - odparł w ojczystym języku - Jednak znam takich jak Ty i wiem, że coś odpierdolisz, zaś ona poczuje prawdziwą przyjemność - dodał kończąc śmiechem.
Gdybym mógł, splunąłbym mu w twarz i dokopał w ten ruski zad, lecz mogłem jedynie pogrozić mu spojrzeniem i obserwować, jak wychodzi z pomieszczenia. Warknąłem gardłowo, co często mi się zdarza w wysokim stopniu gniewu, przez co mężczyzna zatrzymał się w progu i raz jeszcze na mnie spojrzał.
- Grzeczny piesek - rzucił na wyjściu i w śmiechu opuścił pokój.
Myślałem, że na nad dwóch się skończy, lecz najwidoczniej ruskom było mało. Usłyszałem znajome głosy oraz wyczułem dość intensywny zapach damskich perfum. Duże, metalowe drzwi otworzyły się, a do środka wparowali komuchy wraz z Victorem i Veronicą.. Oby dwoje związani i zakneblowani. To jeszcze bardziej zmotywowało mnie do uwolnienia nas i ucieczki, gdyż nie mam zamiaru tutaj gnić. Widząc, jak ruskie wychodząc, zerknąłem na Victora, a ten na mnie. Rozumieliśmy się bez słów, gdyż gdy ten kiwną głową w swoją stronę, sposobem oparcia o ścianie i przemieszczenia się nogami, znalazłam się u jego boku. Mężczyzna zerknął na swojego buta i już wiedziałem, co tam trzyma. Na ślepo wyjąłem coś na wzór skalpela, lecz bardziej węższego. Stary, cwany dureń. Zaśmiałem się pod nosem i pozbyłem się wiązania z moich rąk. Od razu pozbyłem się knebla i sznur na nogach. Nasłuchując kroków, uwolniłem też Victora, który rozplątał swoje nogi i podszedł do swojej kobiety. Również podszedłem do Naomi, której zerwałem linę z kończyn i zdjąłem knebel z ust. Nie mogłem się powstrzymać i na jej ustach złożyłem czuły pocałunek, który o dziwo został odwzajemniony.
- Mówiłem, żebyś uciekała kretynko - powiedziałem pół szeptem zerkając na jej piękne oczy.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo idioto - odparła kręcąc przecząco głową.
Lekko się zaśmiałem i wróciłem spojrzeniem na mężczyznę, który w pełni uwolnił Victorię. Oby dwoje wyglądali na całych i zdrowych. Pomogłem wstać Nao i podszedłem do przyjaciela, aby przemyśleć dostępne możliwości ucieczki.
- Spytałbym, co tutaj robicie, lecz pewnie też nie wiedzie - odparł brunet.
- Nie ma też na to czasu - mruknąłem co chwilę nasłuchując otoczenia.
- Racja.. w takim razie.. Ile jest w stanie unieść likantrop? - spytał zatrzymując na mnie pewne spojrzenie.
- Znacznie więcej niż zwykły człowiek, lecz nie sprawdzałem tego dokładnie - odpowiedziałem komunikując się z nim spojrzeniem - Co wymyśliłeś?
- Pilnuj drzwi - rzucił i wzrokiem skierował mnie na kąt pomieszczenia, gdzie było coś na wzór kamery.
Stanąłem przy drzwiach niczym wartownik i słuchałem, zaś drużyna V wzięła się za zdemontowanie monitoringu. Zerwanie jej nie było czymś trudnym, lecz dostanie się do niej było trochę ryzykowne, gdyż Victor musiał podsadzić Victorię nieco wyżej. Jeden plan wykonany, teraz czas na obronę.
- Idzie trójka mężczyzn - powiedziałem oddalając się lekko od drzwi - Gdy Ci wejdą, zamykam drzwi i ich ogłuszamy - dodałem nieco ciszej, lecz zrozumiale.
Gdy ruskie weszły do środka z pałami w rękach, zamknąłem szybkim ruchem drzwi za nimi i wraz z mężczyzną przystąpiłem do "ogłuszania", co oczywiście skończyło się skręceniem karków całej trójki. Szkoda, że nie mieli mundurów, tylko cywilne ubrania. Szybko ich przeszukaliśmy i widząc klucze, podałem je Naomi, która zamknęła wrota od naszej strony. Ja wraz z Victorem przejąłem wszelką broń i rzuciliśmy ciała w kąt.
- Będą się do nas dobijać - powiedziałem rozglądając się - Poczekamy na noc..
- ..Skąd będziesz wiedział, że jest noc, skoro nie ma tutaj żadnych okien? - przerwała mi Veronica lecz wystarczyło moje oraz Naomi znaczne spojrzenie wskazujące na to, że jesteśmy likantropami.
- Gdy już będzie noc, opuścimy pomieszczenie i spróbujemy stąd uciec - wyjaśniłem do końca.
- Jaka pora jest teraz? - spytał mężczyzna trzymając ręce na biodrach.
- Wieczór - odpowiedziałem po chwili - Późny wieczór, więc czas nam sprzyja - dodałem zerkając na brunetkę, która przytaknęła.
   Przez te kilka godzin próbowaliśmy w jakimś stopniu rozluźnić sytuację i czasami nawet się udawało, lecz ruskie dobijali się do nas ze dwa razy, lecz nie skutecznie. Klucz pozostawiony w drzwiach zablokował cały mechanizm i jedyne co mogą zrobić, to wyważyć.. czołgiem. Gdy jednak czułem, jak wilczy gen zaczyna wariować ze względu na noc, upewniłem się co do bezpiecznych korytarzy i ustawiłem się jako pierwszy, za mną Naomi, Veronica i na końcu Victor. Otworzyłem ostrożnie drzwi i nasłuchując szedłem do prawdopodobnego wyjścia. Jednak czego wśród rusków nie brakuje? Alkoholu.. Słyszałem w pomieszczeniu obok niezłą alkoholizację oraz dało się wyczuć ten smród czystej wódki. Jednak pozostałem w skupieniu i prowadziłem dzielnie naszą grupę.. Do czasu. Gdy widziałem już drzwi wyjściowe, od każdej strony zaszli nas strażnicy, którzy celowali do nas z karabinów. Przybliżyliśmy się plecami do siebie i obserwowaliśmy.
- Wiedziałem, że coś spierdolisz Jones - rzekł blondyn i podszedł do mojej osoby z rękoma za sobą - Przyjemnie mordowało się Twoich rodziców, wiesz? - zaśmiał się, przez co oberwał kulkę w brzuch z broni, którą trzymałem pod kurtką. Ponowiłem strzał aby mieć pewność, że skur*iel umrze. - Jesteś taki sam jak Twój ojciec.. uparty, zawzięty i kure*sko odważny.. - dodał powoli się wykrwawiając.
My zaś.. no cóż.. nigdy nie mieliśmy szczęścia i zostaliśmy osłabieni jakimś mocnym gazem. Jedyne co słyszałem, to rozkaz rozdzielenia naszej czwórki..

Naomi?
1000 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz