W ciągu dnia musiałem porobić kilka typowych dla mnie rzeczy, które składały się z porządnego śniadania na łonie natury, odpoczynku, treningu i wykonaniu kilu służbowych telefonów. Te ostanie zakończyły się jedynie moim klnięciem w środku lasu, gdzie, mam nadzieję, nikt tego nie słyszał. Zlecenie do ochrony imprezy, sporo hajsu jak na początek, a do tego od ręki, dosyć blisko, w spokojnym miejscu. No ideał. Jednak miałem szczerą nadzieję, że będę sam...W końcu najniższy nie byłem, mięśni mi nie brakło, więc byłby spokój. Sam pewnie bym trójkę czy więcej uspokoił jak za dotknięciem różdżki...Ale miałem dostać partnera. Z początku byłem neutralnie do tego nastawiony, może będzie do kogo otworzyć buzię. Ale ten ktoś, miał ledwo 1.60, wyglądał bardziej jak mój syn. Wydawał się bardzo cichym, ułożonym chłopakiem o typowej posturze, choć był nieco zbyt chudy. Nie chodziło o to, że go nie lubiłem. Po prostu zamiast zając się imprezą, będę martwił się o to, żeby przypadkiem się na wietrze mocniejszym nie połamał...
- Dobra, a umie chociaż strzelać?...Co? Nie! Żadnej broni. Ja go nie nauczę w 15 minut, daj mi paralizator. Ale pokaż mu jak się strzela z niego i niech nie robi nic póki sam mu nie rozkażę. Rozumiemy się?- Powiedziałem na końcu rozmowy. Mężczyzna się zgodził. Przynajmniej nie będę martwił się, że coś mu się stanie. Broń w rękach niedoświadczonych osób jest zbyt niebezpieczna. A paralizator? Ujdzie. Miałem iść na imprezę dziś wieczorem, dokładnie o 19:00 by wszystko przygotować. Jakiś chłopak miał mieć 18-stkę, a na takich nigdy nic nie wiadomo. Do, jak mi się zdaje, 18:30 leżałem na mchu z zamkniętymi oczami, nucąc jakąś melodię, wsłuchany w słowa piosenki rozbrzmiewającej w słuchawkach. Od czasu do czasu, oglądałem czy przypadkiem Vane nie rozrabia, lecz ta leżała obok, obserwując przelatujące nad nami ptaki. To wydawało mi się ideałem, jeśli chodzi o dobrze spędzony czas przed praca. Spokój, relaks...a potem, no właśnie. Kiedy zorientowałem się jak późno jest, zerwałem się z miejsca i rozciągnąłem mięśnie. Zatrzymałem muzykę i nasłuchiwałem jeszcze przez chwilę, aż Vane sama się nie podniosła i zawarczała. Od razu po tym sygnale sam nadstawiłem uszu. Ujadanie psowatych i rżenie konia nie było daleko. Z początku myślałem, że jakieś wilki spotkały tutejszego konia. Zające- spoko, jakieś ptaki- spoko, ale konie? Jakoś poczułem się zobowiązany do ratunku tego stworzenia. Mógł to być w końcu jeden z naszych oswojonych, czego bym nie chciał. - Vane, leć do domu. Kiwnąłem głowa, a ta z rozpędem pobiegła przez las. Znała to miejsce lepiej niż ja, choć niedawno tu przyjechaliśmy. Byłem o nią spokojny, dałaby radę wilkom. Sam natomiast po westchnięciu, zmieniłem się na swoją wilczą postać. Ostatnio często w niej przebywałem, żeby się przyzwyczaić i jak najbardziej trenować umiejętności walki. Zerwałem się więc do biegu, który zbyt szybko nie był zważając na moją wielkość. Jednak zdążyłem chyba w odpowiednim, może nawet ostatnim momencie. Poczułem ludzki zapach- gdybym nie przyszedł, bóg wie co by się stało. Gdy tylko psowate mnie zobaczyły ze szczękami na wierzchu, podkuliły ogony i zwiały. Były chyba 3x mniejsze, co dawało mi zdecydowaną przewagę. Nie byli pół-ludźmi, może to dla tego. Kiedy tylko podniosłem wzrok, ujrzałem kobietę, z nożem w ręku. Mądre posunięcie, ale...czemu zwyczajnie nie zmieniła się w wilka? Byłoby prościej, niż machać samym nożem na taką grupę. Chyba wyczuła że nie jestem jednym z tamtych i usłyszałem ciche "Likantrop", po czym wstała i zajęła się wystraszonym koniem. Zrobiła to szybko, widać była doświadczona z tymi stworzeniami. Zmieniłem się z powrotem na ludzką postać, tak chyba będzie łatwiej zaczął jakąś rozmowę. Po tym, poleciłem by wróciła, a ta jeszcze raz podziękowała i przedstawiła się.
- Levinn.- Odparłem z kamienną twarzą, choć chciałbym się uśmiechnąć. Jednak od jakiegoś czasu weszło mi w nawyk, aby uśmiechać się tylko we własnym towarzystwie. Wszyscy odchodzą, także nie ma po co się przywiązywać czy zapraszać ich do dalszych planów na przyszłość związanych z moją osobą. Chwilę popatrzyłem na nią z rozwartą buzią, po czym szybko chwyciłem na telefon.- No ku*wa.- Pokręciłem głową.- Znaczy...przepraszam, jestem spóźniony.- Mruknąłem, patrząc jej w ciemne oczy, które swoją drogą były ładne. Jednak przeprosiłem, zdając sobie sprawę, że przy kobiecie nie należy przeklinać. Anna zamyśliła się chwilkę, po czym powiodła konia by przeszedł obok mnie.
- Nie szkodzi. W zasadzie jadę do stajni, mogę Cię powieźć. W końcu mnie tak jakby uratowałeś, warto by było się odwdzięczyć.
- Byłbym zaszczycony.- Zdobyłem się na uniesienie kącika ust. Wsiadłem na wierzchowca, zostając na tyle. Zaczęliśmy kłusować po drodze.- A tak w zasadzie, czemu zamiast zamienić się w wilka użyłaś noża?- Spytałem zakładając że także ma ten dar
Anna? C:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz