Ariana | Blogger | X X

sobota, 24 listopada 2018

Od Jake'a CD Gabriela

- To ciekawe. - mruknąłem, i odłożyłem płytę w odpowiednie miejsce.
Po chwili byliśmy już przed sklepem spożywczym. Wysiedliśmy z mustanga, kierując się do środka supermarketu. Każdy z nas wziął sobie koszyk, i poszedł pakować do niego potrzebne rzeczy. Ja wziąłem mleko wegańskie (nie, nie jestem weganinem; po prostu lubię te mleko), zwykłe mleko, kawę do ekspresu, masło, chleb, i małą zgrzewkę mojego ulubionego piwa.
Po zrobieniu zakupów, wsiedliśmy z powrotem do czerwonego mustanga Gabriela, postawiliśmy siatki z zakupami na tylnych siedzeniach, i ruszyliśmy do domu.
Droga powrotna minęła nam w totalnej ciszy, nie licząc oczywiście radia z którego płynęły ostre nuty.
***
Pospiesznie wyszedłem z Po Bratersku, po drodze zapinając kurtkę. Nie miałem ochoty przechodzić do lasu naokoło płotu, toteż po prostu sprawnie przez niego przeszedłem.  Ruszyłem pędem w głąb lasu, od czasu do czasu zerkając na księżyc, który to był częściowo ukryty za chmurami.
Gdy dotarłem bezpiecznie daleko w głąb lasu, rozejrzałem się dookoła, aby upewnić się, czy aby na pewno nie ma w okolicy żadnego człowieka. Wytężyłem też słuch i węch.
Gdy byłem już stuprocentowo pewien, że w pobliżu nikogo nie ma, wpatrzyłem się w jasną tarczę księżyca. W końcu cały się odsłonił... Poddałem się przemianie.
W wilczej postaci pobiegłem w stronę rzeki, dzielącej tereny Zewu Natury z terenami Hostis. Miałem zamiar udać się do kryształowej jaskini, a później do ciepłej jaskini stalaktytów.  Kto jak kto, ale ja nie mam zamiaru marznąć o tej porze roku, przy wietrze, w środku nocy.
Niestety los chciał bym po drodze, zeskakując akurat z małego pagórka, wskoczył prosto na jakiegoś długowłosego, czarnego basiora. Rzecz jasna od razu od niego odskoczyłem.
Heh, jego zapach znam już chyba za dobrze...
- No proszę, proszę. Od kiedy to pan Gabriel wychodzi z domu? - zakpiłem.


Gabi? B) Niech se porzucają tekstami i sarkazmami oboje... hyhy 8)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz