Zgadzając się na tą głupią imprezę wykazałem się dobrym sercem czy zwykłym idiotyzmem? Po raz kolejny naraziłem się na zażyganie BMW, stratę kilku cennych godzin życia, zszargane nerwy, a do tego wszystkiego jeszcze nie mogę się napić. I po co mi to wszystko? Zyskałem jedynie jakąś głupią obietnicę, której Jimin i tak nie spełni... Cudownie. Ostatni raz bawię się w szofera. W sumie to kilkanaście ostatnich miało być tymi "ostatnimi"... Chyba brak mi asertywności. Poza rolą szofera czeka mnie jeszcze zabawa z pilnowaniem Jimina, bo znając życie właśnie dziś objawi się jego puszczalska natura i od razu rzuci się na jakiegoś króliczka w skąpym stroju lub co gorsza na jakiegoś napalonego na niewinnych Koreańczyków fagasa. Nie dość że szofer, to jeszcze ochroniarz. Za jakie grzechy?! Pomińmy również fakt, że muszę bawić się jeszcze w jakieś chore przebieranki. Ugh! Czy to można jeszcze odwołać?
time skip
Kto by pomyślał, że taki życiowy nieudacznik jak pan Arancia może mieć tyle umiejętności? Nie dość, że sprawdza się w łóżku, to jeszcze radzi sobie całkiem nieźle z makeupem. Jeśli dowiem się jeszcze, że umie gotować, to aż chyba zyskam do niego jakikolwiek szacunek. Dobra... Zbyt zaszalałem, ale nie zmienia to faktu, iż jego stylizacja mi się podobała. Całkiem nieźle dopracowana i prawie tak udana jak moja stylizacja Draculi. Swoją drogą ciekawe, jak to jest całować się mając zamiast zwykłych kłów, te wampirze. Przetestuję później na Jiminie. Po około czterdziestu minutach do domu Azjaty zbiegło się całkiem sporo innych dzieciaków, w jego wieku. Czy ja coś mówiłem, że zabiorę kogoś jeszcze?
- A to jest Andrew! - rzucił w kierunku znajomych Jimin, jednocześnie wskazując na mnie. - Stary gbur, ale zawiezie nas na miejsce, więc nie uprzykrzajcie mu życia. - dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
- Niezwykle zabawne. - bąknąłem grobowym tonem. - Wracacie sami, ty nie... - zakomunikowałem wskazując na Azjatę. - Boję się, że sam sobie nie dasz rady dzieciaku. Jeśli po drodze komuś zbierze się na rzyganie, to radzę spierdalać nawet z jadącego samochodu, bo zamorduję, za każde, najmniejsze zabrudzenie na tapicerce. Jasne? - burknąłem przesuwając z jednej twarzy do drugiej.
- Tak tatusiu. Oszczędzisz nam tych kazań i zbierzesz swój szanowny tyłek, żeby w końcu nas zawieźć? - mruknął znudzony Arancia.
- Ależ oczywiście. - oznajmiłem, ze złośliwym półuśmieszkiem, a po tych słowach wszyscy ruszyli w kierunku drzwi i auta. Jako ostatni wychodził oczywiście Jimin. Mijając go nachyliłem się nad jego uchem i wyszeptałem:
- Tatusiem już niedługo będziesz nazywał mnie w swojej sypialni.
time skip
Rozkoszując się wieczornym, jesiennym chłodem odpalałem trzeciego papierosa. Wszystko byleby nie spędzać czasu, z tymi kretynami z ekipy Arancii. Dlaczego tutaj nic się nie dzieje?! Nikt się nie bije, nikt nie płacze... NUDY! W poprzednich latach palące się śmietniki i bójki na każdym kroku były standardem udanej imprezy. Dzisiaj wszystko jest spokojne... Zbyt spokojne. Więcej emocji zaznałbym w domu przed telewizorem. Z cichym westchnięciem zgasiłem papierosa i wróciłem do klubu. Ku mojemu zdziwieniu nie zastałem Jimina przy stoliku. Pytającym wzrokiem spojrzałem na białowłosego, przyjaciela Parka, o ile się nie mylę to ma na imię Woosung. Chłopak nie odpowiedział, jedynie wskazał głową na bar, przy którym właśnie miało dojść do gorącego pocałunku. Od kiedy Jimin klei się do płci żeńskiej? O nie! Nie na mojej zmianie! Szybkim krokiem ruszyłem w ich stronę i w mgnieniu oka stanąłem pomiędzy tą dwójką.
- Przykro mi, ale on nie jest tobą zainteresowany. - warknąłem do dziewczyny i spojrzałem ze złością na chłopaka.
- Co ty odwalasz ułomie?! Jeszcze trochę i miałbym sto dolców w kieszeni. Ughh, debil! - krzyknął czerwonowłosy. Czyżby znowu chodziło o jakieś głupie zakłady.
- Uważaj na słowa... - mruknąłem kręcąc głową. - ...bo akurat dzisiaj, jak i jutro jesteś zdany na moją łaskę, więc ciesz się i baw póki możesz, bo później będziesz cierpiał. - dodałem odwracając się, aby wrócić do stolika.
- Jak ja cię nie-na-wi-dzę! - usłyszałem za swoimi plecami. Gwałtownie odwróciłem się stając twarzą w twarz z Azjatą.
- Ale kochasz mój portfel, czyż nie? - wyszeptałem z satysfakcją. - Wyznałeś miłość, ale nie mi, tylko moim pieniądzom i chyba póki co jest to dla ciebie najlepsze źródło dochodu.
Chłopak prychnął pod nosem.
- Nie mam racji? - spytałem przesuwając nosem po jego policzku, na co czerwonowłosy odsunął ode mnie swoją twarz. - A może brakuje ci dominacji, hę? - wymruczałem do jego ucha. W mojej głowie zaświtał istnie diabelski plan. Poczułem, iż trafiłem w punkt.
- Co masz na myśli? - burknął chłopak. - Czyżbyś wreszcie pozwolił mi cię przelecieć?
- W życiu! Musiałbyś mnie upić albo porządnie naćpać, żebym dał ci dostęp do mojego tyłka. - parsknąłem, składając pocałunek na jego szyi.
- Więc po co to robisz? - sapnął, odchylając szyję.
- Lubię patrzeć, jak znika nadzieja w twoich oczach. To poniekąd podniecające. - szepnąłem, dobierając się do jego ust i składając na nich delikatny pocałunek. - Chodź! - rozkazałem chwytając go za rękę.
- Co? - bąknął zdezorientowany.
- Jedziemy do ciebie. Przeliterować? - powiedziałem, ciągnąc chłopaka w stronę wyjścia.
- Czy na prawdę skracasz mi imprezę, bo nagle zrobiłeś się potrzebujący. - pokręcił głową, próbując stawić mi opór.
- Nie ja. Ty! Lepiej korzystaj z okazji, bo może się już nie powtórzyć. - oznajmiłem, puszczając do niego oczko. Chyba w końcu zrozumiał o co mi chodzi. - A tak na marginesie, to lepiej, żeby mnie nic nie bolało, bo wsadzę ci te anielskie skrzydełka w dupę.
Jimin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz