Ariana | Blogger | X X

piątek, 21 września 2018

Od Jimina CD Andrewa

Jakim cudem ktoś nieposiadający umysłu mógł znaleźć mnie na moim ulubionym forum społecznościowym? Aż chyba mi zbrzydnie. Mimowolnie skrzywiłem się przypominając sobie przebieg tej rozmowy.
Gdy tylko wyszedłem z tego domu wariatów udałem się jeszcze chwilkę na małą przechadzkę. Gliny już dawno dały mi święty spokój, więc nie miałem się czego bać. Zadzwoniłem do jednego z moich znajomych by opowiedzieć komukolwiek tą przedziwną historię i w końcu to z siebie wyrzucić, oczywiście pominąłem kilka szczegółów, które wcale nie były istotne. Obiecałem wtedy zarówno sobie jak i jemu, że na jakiś czas skończę z imprezami, wciąganiem kokainy i innymi świństwami. Stwierdziłem również, że odłożę na bok moje czarne pieniądze i również z nimi dam sobie spokój. Schowałem moją deskorolkę do szafy, bo to na niej zazwyczaj rozwoziłem towar moim klientom i usilnie zakrywałem tatuaż znajdujący się na mojej łopatce będący konsekwencją mojego dołączenia do czegoś w rodzaju gangu, bo każdy musiał takie posiadać. Chwała bogom, że był stosunkowo mały.
Akurat w momencie, gdy chciałem powrócić do normalnego życia napisał do mnie wyżej wspomniany osobnik i uświadomił  mnie w tym co mu obiecałem. W tamtej chwili żałowałem, że czasami rzucam słowa na wiatr i paplam co mi ślina na język przyniesie. Mężczyzna niezbyt dobrze mi się kojarzył i liczyłem na to, że nie spotkamy się tak szybko (czytaj: nigdy).
Tak więc moja lista rzeczy do zrobienia w najbliższym czasie wyglądała tak:
          1) Ładnie wyprać i wyprasować ciuchy tego debila i mu je oddać.
          2) Przyjść na umówione spotkanie.
          3) Wyświadczyć mu obiecaną przysługę.
          4) Zapomnieć o tej porażce życiowej i wrócić do normalności.
Dobra, zawsze mogło być gorzej.
Zrobienie pierwszej czynności przyszło mi dość łatwo. Chcąc nie chcąc byłem cholernym pedantem i wszystko wokół mnie miało określone miejsce. Wszędzie pasował porządek i nigdy nie było chaosu oraz przysłowiowego burdelu. Dokładnie wyprałem jego dresy oraz jakąś wypłowiałą już bluzę nadającą się tylko do spania. Złożyłem wszystko w równe kosteczki, tak że żaden kawałek materiału nie miał prawa nigdzie wystawać i spakowałem do mojego worka.
⛧⛧⛧
Tego dnia pogoda dopisywała - padał deszcz i było pochmurno, czyli tak jak uwielbiam. Idealny moment, aby spotkać się z jakimś nieznajomym facetem pragnącym jakiejś przysługi. To źle zabrzmiało... Tego dnia miałem jeszcze kilka spraw do załatwienia, toteż byłem praktycznie w każdym zakątku tego miasta, przekazując ważne wiadomości znajomym, klientom i odwiedzając szefa w gangu informując go o moim małym urlopie. Nie miałem w nawyku spóźniania się, lecz gdy godzina piętnasta nadchodziła wielkimi krokami mimowolnie jechałem na deskorolce coraz wolniej przemieszczając się ostatnimi alejkami dzielącymi mnie od celu. A miała leżeć głęboko poza zasięgiem mojego wzroku...
15:37 Chyba mój nowy znajomy nie będzie zbyt zadowolony...
Z wielką niechęcią otworzyłem drzwi kawiarni sprawiając, że zabrzmiał dzwonek. Była to dość mało popularna miejscówka i wszystkie twarze zwróciły się w moją stronę, przybrałem więc moją beznamiętną maskę i stanąłem obok mężczyzny rzucając mini pojazd na podłogę.
 - Czterdzieści minut spóźnienia. - bąknął.
 - Wiem co to zegarek. Myślałeś, że będę cię traktował jak nie wiadomo jakie bóstwo? Proszę cię. - Uśmiechnąłem się kpiąco w jego stronę.
Zająłem miejsce na przeciwko niego i sięgnąłem po jego kubek. Bez żadnego pozwolenia upiłem łyka, czego szybko pożałowałem, gdyż było to zdecydowane przeciwieństwo tego co lubię. Zbyt mocne i zbyt mało cukru. Bleh. Dobrze, że zrobiłem mały łyk. Niewiele myśląc większość wyplułem na stół i ewentualnie trochę wylądowało na koszulce bruneta.
 - Smakuje jak gówno. - skrzywiłem się.
 - Masz za swoje dzieciaku. - Zamknął oczy, jak przypuszczam po to aby się uspokoić i odetchnął głęboko.
 - Pocieszam się tym, że to twoje nie moje. - Podsunąłem mu kubek pod nos i kulturalnie wyciągnąłem jedną z serwetek i starłem to co nabrudziłem po czym wrzuciłem to do kosza.
 - ChimChim! Jak miło cię widzieć słoneczko. - Nagle przy naszym stoliku pojawiła się znajoma mi staruszka.
 - Babciu Lauro, dawno babci nie widziałem. - Posłałem jej jeden z tych milszych uśmiechów podczas gdy ona zaczęła tarmosić mnie za policzki, jak to miały w zwyczaju kobiety w jej wieku.
 - To co zawsze?
 - Tak poproszę, dziękuję!
 - Widzę że masz branie. - Oglądnął się jeszcze za właścicielką kawiarenki i posłał mi prawie niewidoczny, kpiący uśmieszek.
 - Spadaj. Tutaj masz swoje ciuchy. - Schyliłem się i wyciągnąwszy ciuchy z worka podałem je starszemu. - A teraz powiedz co chcesz i nigdy się już więcej nie spotkajmy. - Ułożyłem ręce w przysłowiową wieżyczkę i skinieniem głowy podziękowałem.
 - Obawiam się, że twoje życzenie się nie spełni, bo trochę ci to zajmie zanim całkowicie odkupisz swoje winy przyjacielu.
 - Co przez to rozumiesz?
 - Otóż mam dla ciebie świetną propozycję. Możliwe, że nawet płatną. - Upiłem łyk swojego napoju.
 - Kontynuuj.
 - A mianowicie, wiesz co to jest sponsoring? - Uniósł jedną brew w geście zapytania.
 - Powiedzmy, że się orientuję. - Chyba już się domyślam o co chodzi.
Andrew uśmiechnął się jak rasowy zboczeniec. - A, czyli chcesz ze mnie zrobić dziwkę?
 - Wolę określenie, płatnego kochanka. - Puścił mi oczko.
 - No chyba se jaja robisz. - Parsknąłem śmiechem. - Nie zgadzam się.
 - Niestety, ale nie. - Odparł jak zwykle spokojnie.
Gwałtownie odsunąłem krzesło i wstałem biorąc ze sobą kawę z mlekiem, a raczej mleko z kawą.
 - Nie zniżę się do takiego poziomu, przykro mi. - Bąknąłem cynicznie.
 - Stracisz możliwość zarobienia ośmiu tysięcy dolców miesięcznie dzieciaku. Twoja strata. - Wzruszył ramionami.
 - Do widzenia babciu, a ciebie nie chce więcej widzieć na oczy. - Zgromiłem go spojrzeniem i wyszedłem z kawiarni wskakując na moją deskorolkę.

Andrew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz