- Cieszę się, że cię mam. - Wyszeptałem w końcu.
- Do usług! Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. - Oczami wyobraźni widziałem jak uśmiecha się nikle.
- Jak to się w ogóle stało, że się tu znalazłeś? - spytałem w końcu chcąc odwrócić swoje myśli od postaci mojego pseudo sponsora.
- Em... Długa historia... Ostatnimi dniami trochę zbyt często balowałem tak jakby... A później poznałem piękną rudowłosą laskę o niesamowicie długich nogach, która mnie urzekła. Trochę gadaliśmy, kilka razy się umówiliśmy na imprezach iii tak jakoś wyszło, nie pytaj jak, że będąc nie do końca w pełni świadomym co robię, kupiłem nam bilety do Los Angeles, bo to tutaj mieszka. Pożyliśmy jeden dzień nie wychodząc z łóżka, a później złamała mi serduszko i musiałem szukać hotelu, a że przypomniałem sobie o twoim istnieniu to postanowiłem napisać. Koniec. - Westchnął zrozpaczony. - Normalnie jak z jakiejś telenoweli. - Dodał jeszcze na zakończenie.
- Wow, nie spodziewałem się, że masz aż takie branie. - Usiłowałem zażartować, ale chyba coś mi nie wyszło.
- Hmm... Twoja historia wydawała się bardziej dramatyczna.
- Normalnie powiedziałbym żebyśmy się napili, albo zapalili, aczkolwiek po tym co mnie spotkało jeszcze wczoraj chyba mi starczy na jakiś czas.
- Zobaczymy na jak długo haha
- Zapewne do jutra. Nie zdziw się jak pójdę do monopolowego i wrócę z najdroższym winem chcąc opijać to jak bardzo chujowa jest miłość. - Westchnąłem ciężko.
- Serio go kochasz?
- Nie wiem. Wiesz jak się skończyła moja ostatnia miłosna przygoda. A jakby nie patrzeć to robię jedynie za jego seks zabawkę, bo on nie jest mną zainteresowany w ten sposób. Po prostu głupio zrobiłem sobie nadzieję, na coś co nie ma prawa bytu - tyle. - Wzruszyłem barkami podnosząc wzrok.
- Myślę, że nie jesteś mu całkowicie obojętny, bo inaczej nie zabrałby cię z tego klubu, nie telefonował do mnie z 20 razy i nie siedziałby tu od południa czekając na ciebie.
- Ou... Aż tak długo?
- Wiesz, przyprawiłeś nam niemałego stresa, nie było z tobą kompletnie kontaktu od sms-a rano aż do teraz. - Powiedział z lekkim wyrzutem.
- Przepraszam ale... Musiałem to wszystko przemyśleć. W końcu wyznałem miłość kolesiowi bez serca, który był moim sugar daddy. Czy to mogło zabrzmieć gorzej? - jęknąłem przeciągle.
- Teoretycznie mogłeś wylecieć z prawie nieznajomą kobietą kilkaset kilometrów od domu i zostać porzuconym.
- Teoretycznie... A teraz wybacz, chyba się położę bo dosłownie umieram.
Woosung rzucił jedynie krótkie dobranoc, rzucił mi dwa grube koce oraz poduszkę i poszedł do swojej sypialni. Ja natomiast jeszcze przez długi czas nie potrafiłem zasnąć.
Przewracałem się z boku na bok nie dając moim myślom odbiec od szatyna. Nie chciałem jednak budzić przyjaciela, gdyż i tak już wystarczająco bardzo na nim pasożytowałem. Po czasie włączyłem telefon i gdy uciążliwy spam wiadomości, nieodebranych połączeń oraz snapów przeminął, a na ekranie pojawiła się godzina coś we mnie pękło.
Dokładnie 3:27.
Mrugnąłem kilka razy, przetarłem zmęczone oczy i na palcach udałem się do kuchni bo zostawić krótki list mojemu współlokatorowi.
,,Idę to wszystko wyjaśnić i ogarnąć swoje upośledzone życie. Wrócę przed 1900, nie martw się o mnie! See ya! <3''
Po niecałych 30 minutach stałem już przed hotelem. Zapamiętawszy dokładny numerek pokoju i piętro - po prostu wbiegłem do windy. Minęła zaledwie chwila, a ja już stałem pod odpowiednimi drzwiami.
Odchrząknąłem by dodać sobie odwagi i zapukałem. Minęło dość sporo czasu i już powoli się rozmyślałem chcąc opuścić ciemny korytarz, aczkolwiek w ostatniej chwili usłyszałem otwieranie drzwi, a w ich progu stanął Andrew Purdy we własnej osobie.
- Em... Mogę wejść? - Cóż, jego wzrok wyglądał jakby co najmniej właśnie ujrzał bóstwo.
Mężczyzna nawet nie odpowiedział, więc korzystając z faktu, że jestem dość niskim osobnikiem to przecisnąłem się pod jego ręką, którą oparł się o framugę i czekałem na rozwój sytuacji.
- J...Jimin - pijackie czknięcie. - Skarbie... Ja... Ja wiedziałem, żeee... - kolejne czknięcie. - Że do mnie... wróóócisz. - Wyszczerzył się widocznie dumny z siebie.
- Ile wypiłeś? - Starałem się zachować beznamiętny ton głosu i przy okazji się nie roześmiać.
- Hmm - Położył palec na brodzie w geście zamyślenia. - N...ie wjemm. - Pokracznie wzruszył ramionami.
- Chodź! N...apijesz sję zee mną! -
- Nie, chodź do łóżka, za dużo na dziś.
- Coo? Nje! Nie... chcę.
- Dobrze, że przynajmniej stać cię na jakieś lepsze alkohole niż jakieś najtańsze ścierwa. - Bąknąłem pod nosem.
Cóż, nawet on nie stoczył się tak nisko jak ja. - odezwała się moja podświadomość.
Wziąłem go pod rękę i usiłowałem dotargać do wielkiego, małżeńskiego łoża. Po drodze usłyszałem kilka przekleństw oraz pijackiego bełkotu.
- A... co ty zrobisz? - spytał widząc, że gaszę światło i zgarniam swoją kurtkę z wieszaka.
- Idę do domu. Miałem w planach z tobą pogadać ale patrząc na fakt, że jesteś nawalony w trzy dupy, to raczej nic z tego nie wyjdzie - Westchnąłem.
- Masz. Zostać! - Powiedział władczym tonem. - Proszę... - Dodał po chwili o wiele ciszej.
- Po co?
- Bo... Hmm... Bo cię ko...cham..
- Co?
- Eeee nic.
Przez chwilę mnie wmurowało, a później myślałem, że się przesłyszałem i w sumie dalej nie jestem do końca pewien czy sobie to ubzdurałem czy naprawdę tak powiedział. W każdym razie, odwiesiłem kurtkę i westchnąłem.
- Zostanę. - bąknąłem.
Mężczyzna posunął się i zrobił mi miejsce na łóżku obok siebie, a ja tylko się zaśmiałem.
- Nie myśl sobie, że będę obok ciebie spał. Jesteś najebany i masz mnie za dziwkę, więc podziękuję.- posłałem m cyniczny uśmiech. - Jeśli myślisz, że jestem na każde twoje słowo i zawołanie to się po prostu mylisz, a to że tu z tobą siedzę to jedynie dobra wola.
- Ja... Nic nie ocze...kuje - i tutaj znowu czknięcie. - Od ciebie... Ja... Ja... Chciałem żebyś - chwilowa przerwa. - Ze mną był.
- Chyba przegapiłeś swoją szansę na to. - powiedziałem sam do siebie, na tyle cicho by nie mógł usłyszeć. - A teraz śpij. - Zgasiłem światło i usadowiłem się na fotelu obok łóżka obserwując jak mężczyzna powoli zamyka oczy i oddaje się w objęcia Morfeusza.
Andy?