Chcąc znaleźć najlepszy klub w całym Los Angeles wystarczyło wpisać w przeglądarkę kilka fraz, by ujrzeć wielki napis Lux na większości ze stron.
- Lux? - wyszeptał Andy. - Nie słyszałem - zniesmaczył się.
- Co?! Jak do cholery można nie słyszeć o najlepszym i najbardziej ekskluzywnym klubie w całej Kalifornii?
- Nie wiem, mam to gdzieś - Wzruszył ramionami.
- A Lucifer Morningstar? Kojarzysz?
- Ze słyszenia
- W jakim ty świecie żyjesz? - Zaśmiałem się.
- Zamknij się i idź się ogarnąć, bo moja cierpliwość powoli się kończy szczylu.
- Ou... Wraca stary, dobry gbur Andy... Ale mi tego brakowało! - Puściłem mu oczko i zniknąłem za drzwiami łazienki, które uchroniły mnie przed poduszką rzuconą przez Pana Wiecznie nie zadowolonego.
Wziąłem szybki prysznic i nawet umyłem włosy po czym owinięty ręcznikiem ustąpiłem łazienkę starszemu.
Widziałem kątem oka jak spoglądał się na moje... Hmm... Brzydkie ciało.
Warto wspomnieć iż nie lubiłem siebie i wręcz nienawidziłem swojego ciała. Mimo że tańczyłem profesjonalnie i dużo ćwiczyłem, a rankami biegałem to nie mogłem pozbyć się uporczywe warstwy tłuszczu zdobiącej mój brzuch i uda. Byłem niski i gruby - przynajmniej tak uważałem. Dlatego między innymi od wieków tak mało jadłem, zazwyczaj po prostu dostarczałem organizmowi minimalną dawkę składników odżywczych żeby tylko nie przytyć.
W każdym razie starałem jakoś zakryć swoje ciało i nawet lekko się zarumieniłem, chociaż on już kilkakrotnie widział mnien nago, to dzisiaj czułem się nieco skrępowany? Tak, to dobre określenie. Ten tylko parsknął śmiechem i zamknął się w łazience (dzięki Bogu!).
Stanąłem przed masą reklamowek, które należały do mnie. Swoją drogą, nigdy nie wypłacę się z tego ile Maze mi zafundowała. Rozłożyłem wszystkie moje lepsze ciuchy na łóżku chcąc dobrać jakiś ładny komplet i wyglądać tak zajebiście jak ostatnio. Postawiłem na dosyć obcisłe, lateksowe spodnie z łańcuchem u boku i jakąś białą koszulkę z nadrukiem. Wykorzystałem moment kiedy czarnowłosy się kąpał i przebrałem się w pokoju. Przy okazji podebrałem perfumy mojego sponsora i dyskretnie się nimi wypsikałem, tak że zapewne waliło ode mnie na kilometr.
- Jestem już gotowy. - Zadeklarowałem, gdy ten zjawił się przede mną.
- Jeszcze się ubiorę i będziemy mogli iść. - Westchnął.
- Jesteś pewny że masz ochotę na tą imprezę?
- Tak, nie zadawaj głupich pytań...
- Nie widać wiesz? - mruknąłem pod nosem, bardziej do siebie niż do niego.
Ten tylko zostawił na moich ustach motyli pocałunek i zdjął z siebie ręcznik również się ubierajac.
Wyglądał bosko. Niby nic niezwykłego, aczkolwiek był jednocześnie elegancki i niesamowicie pociągający przez co miałem ochotę... No... Nie istotne.
- Zadzwonić po szofera?
- Szofera? - zmarszczylem brwi.
- No? A wolisz tłuc się w autobusie czy pociągu?
- Może być szofer... Nigdy nie jechałem z szoferem, oprócz dnia w którym tu przyjechaliśmy.
- To najwyższa pora to zmienić. Chodź.
Takim oto sposobem opuściliśmy rezydencje państwa Purdy z głośnym trzaskiem drzwi i krzykiem WYCHODZIMY!
- Zawieź nas do Lux, podobno dobry klub. Jak będziemy wracać to zadzwonię. - Oznajmił bez uczuciowo.
- Nie ma sprawy.
Po kilkunastu minutach wyszliśmy z auta, kierowca życzył nam dobrej zabawy i odjechał.
Widząc tych wszystkich ludzi już czułem, że ta noc bedzie genialna. Od razu ruszyłem w ich tłum by kupić drinka. (Oczywiście na koszt mojego towarzysza). On za to zamówił sobie whiskey i takim oto sposobem każdy był szczęśliwy. Byłem na wielu imprezach więc bez żadnej krępacji ruszyłem w wir tańca podczas gdy Andrew usiadł i wdał się w pogawędkę z barmanem. Raz po raz wracałem do baru by wziąć łyka trunku po czym znowu oddawałem się rozrywce. Po kilku drinkach byłem już na tyle nieświadomy, że nawet nie zorientowałem się kiedy w ruch poszła kokaina. Bo przecież czemu nie wciągnąć kilku kresek z idealnego brzucha jakiejś znanej aktorki? Tylko debil przegapił by taką okazję, tak mowa o tobie Andy.
Aczkolwiek po tym jak już wróciłem do stolika to nie byłem zbytnio zadowolony, bowiem zajmował go jeszcze jeden mężczyzna który wesoło gawędził z MOIM, podkreślę MOIM czarnowłosym gburem.
- Kto to? - Spytalem wskazując palcem na faceta.
- Znajomy
- Jaki?
- Fajny
- Idź sobie. - Zwróciłem się do niego i czknąłem.
Ten tylko zachichotał a Andy parsknął śmiechem.
- Nie pójdzie. - Wtrącił się Purdy.
- Tak, jeszcze najlepiej się przeliżcie - burknąłem zirytowany.
Tamci wymienili rozbawione spojrzenia co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. To była zwykła zazdrość, chociaż czy mialem prawo być zazdrosnym skoro tak naprawdę Andy nie należał do mnie?
- Pfff, dobra jednak mam to gdzieś. - Odszedłem od stolika by dobrze się zabawić z kilkoma kobietami i odreagować. W ruch poszło coraz więcej kokainy, a alkohol lał się litrami. Ludzie na parkiecie byli krótko mówiąc na waleni.
W pewnym momencie jakaś kolorowo włosa dziewczyna zaczęła wyraźnie ze mną flirtować, a w pewnym momencie nawet mnie pocałowała, co oczywiście odwzajemniłem z wielką przyjemnością.
Wszystko to popsuł czarno włosy, który odepchnął kobietę i posłał mi złowrogie spojrzenie pod którym spuściłem głowę.
- Możesz mi wytłumaczyć co ty robisz? - warknął.
- Przecież i tak nie jesteśmy razem - Zaśmiałem się. - Więc co to za różnica, ważne żeby tobie było dobrze w łóżku i nic poza tym się nie liczy. - Wzruszyłem ramionami, mnie samego to zabolało, bowiem była to czysta prawda, a ja poczułem się jak nic nie warty śmieć jakim w końcu byłem.
Andy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz