- Pa Daisy! - rzuciłam w kierunku małej dziewczynki, córki pani Adler, a jednocześnie mojej podopiecznej. Za mną kolejny dzień pracy, spędzony na zabawie lalkami, sprzątaniu zabawek i podgrzewaniu posiłków. Pani Adler była dziś w pracy nieco dłużej niż zapowiadała, więc chcąc czy nie nie mogłam zostawić pięciolatki samej, przez co teraz musiałam wracać do domu po ciemku. Jak zwykle nie wzięłam auta, dzięki czemu czekał mnie teraz uroczy spacerek po ciemnych zaułkach Elmo. I nawet jeśli pełne gwiazd niebo i śnieg mieniący się w świetle latarni, wyglądają niezwykle romantycznie, to perspektywa bycia napadniętą przez typów spod czarnej gwiazdy nie wydawała mi się zbyt kusząca. Nie oglądając się za siebie, mknęłam ulicami miasta, chcąc jak najszybciej znaleźć się w cieplutkim salonie przed kominkiem. Nagle usłyszałam za sobą jakieś kroki. Niby nic niezwykłego, centrum miasta, normalna godzina, jednak mój mózg zaczął podsyłać mi różne ciemne wizje. Nieświadomie przyśpieszyłam, mając nadzieję, że zgubię nieznajomego. Dyskretnie obejrzałam się za siebie. Zarys człowieka, który szedł za mną, był niebezpiecznie blisko. Bez wątpienia podążał za mną mężczyzna. Kaptur zarzucony na jego głowę i dość postawna budowa (przynajmniej tak mi się wydawało) sprawiała, iż nieznajomy wyglądał na typowego napastnika, gotowego mnie napaść. Intuicja podpowiedziała mi tylko jedno — biegnij. Obcasy kozaków hałasowały, odbijając się, o pokryty cienką warstwą lodu chodnik, jednak nie był to jedyny odgłos, który słyszałam. Tak, napastnik biegł za mną. Z każdą sekundą był coraz bliżej. Delikatnie obejrzałam się za siebie, aby ocenić odległość, gdy nagle z poślizgnęłam się i upadłam na chodnik. Nie miałam szans. Mężczyzna w mgnieniu oka znalazł się tuż obok mnie i ku mojemu zdziwieniu nie wyglądał jak typowy przestępca. Miał raczej przyjazny wyraz twarzy.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. - oznajmił, wyciągając do mnie rękę, aby pomóc mi wstać. Nieco nieufnie chwyciłam za nią i dźwignęłam się do góry. Bardzo chciałam powiedzieć, że nie szkodzi, ale byłoby to raczej niezgodne z prawdą. Obrzuciłam go pełnym nieufności spojrzeniem.
- Wybaczam. - bąknęłam, spuszczając wzrok.
- Wiem, jak to wyglądało, ale ja chciałem tylko... - zaczął, lecz przerwał, szukając czegoś w kieszeni kurtki. - ... to. - dokończył, podając mi moje rękawiczki. - Wypadły ci, a ja chciałem je oddać. - wyjaśnił, posyłając mi nerwowy uśmiech. Chwyciłam zgubę, po czym wybuchnęłam śmiechem. Nieznajomy spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Tyle zachodu o marne rękawiczki. A ja głupia myślałam, że chcesz mnie napaść i zgwałcić. - powiedziałam. - Przepraszam, z bliska nie wyglądasz na zboczeńca. - dodałam, dopiero po chwili orientując się, jak głupio to zabrzmiało. - To znaczy... No wiesz... - zaczęłam, nerwowo chichocząc.
405 słów
Ethan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz