- Pobiegli ją porwać?! - wykrzyknęła przyjaciółka, jakby nie mogła uwierzyć we własne słowa.
- Na to wygląda - westchnęłam ciężko odsunąwszy czubek nosa od poszarpanego oparcia fotela. Nie cierpię zapachu krwi. Po dłuższej chwili namysłu odwróciłam pysk w stronę Claudii. Nie miałam pojęcia co zrobić. Każdy krok mógł okazać się w tej sytuacji największym błędem.
- Riley, co robimy? - stęknęła wadera, tym samym wyrywając mnie z rozmyślań. Boże, gdybym znała odpowiedź...
- Musimy odbić chłopaków, to jest teraz najważniejsze. - rzekłam cichym, acz zdecydowanym głosem i przemieniwszy się z powrotem w człowieka, dodałam - Wyruszymy na północ, na tereny Hostis. Jeśli Minevra będzie mieć jakiekolwiek kłopoty wezwie swoje stado, będą wiedzieli gdzie jej szukać. W końcu potrafią porozumiewać się telepatycznie w sytuacjach zagrożenia, tak samo jak nasza wataha. A Santa... niech sobie sama radzi.
- O jednego oszołoma mniej... - mruknęła kuzynka uśmiechając się niewesoło. Sama nie wiem czemu, ale słysząc jej komentarz zachichotałam cicho, mimo iż wcale nie było mi teraz do śmiechu. Czułam się winna. Powinnam przewidzieć, że trzymanie tej psychopatki w domu będzie nieść za sobą same problemy.
Nie tracąc czasu wsiadłyśmy do auta, które na szczęście nie miało zamiaru sprawiać dziś żadnych większych problemów i ruszyło z głośnym piskiem opon. Prawdę mówiąc, nie przypuszczałabym, że mój stary fiat może rozwijać taką prędkość. Przysięgam, że jeśli wyjdziemy z tego cało, osobiście zasponsoruję mechanikowi, który naprawił mój złom; wycieczkę na malownicze Hawaje.
~•~●~•~
- To tutaj? - brunetka rozejrzała się wokół skanując pobliskie drzewa wzrokiem. Pewnie chciała zapamiętać, w którym miejscu mniej więcej się zatrzymałyśmy i słusznie, bo nawet jeśli uda nam się odnaleźć wilczą bandę, gdy zgarniemy chłopaków i ewentualnie Minevrę będzie trzeba brać nogi za pas, a samochód zdaje się być w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem. Wysiadłszy z auta wyciągnęłam z kieszeni bluzy mały, podłużny kawałek ścierki, który następnie potarłam suszonymi liśćmi mięty.
- Co robisz?
- Oznaczam drogę. - odparłam zawiązując supeł na pniu jednej z brzóz - Mięta jest rzadko spotykaną rośliną w tych okolicach, ale wątpię czy nasi goście zechcą marnować czas na wąchanie jakichś ziółek, a dla nas to wystarczająco intensywny zapach, by dotrzeć tu z powrotem. Masz lepszy węch ode mnie, sprawdź czy ktoś się tutaj kręcił. Postaram się wrócić za jakąś godzinę. W razie czego wyślij mi wiadomość lub zawyj. - poprosiłam kładąc dłoń na jej ramieniu. Nie chciałam zostawiać przyjaciółki ani na moment, lecz któraś z nas musiała przecież zawiadomić Hostis.
- Spokojnie, dam sobie radę. Nie panikuj. - uśmiechnęła się obejmując mnie - Uważaj na siebie.
Po tych słowach każda z nas pobiegła w swoją stronę.
Przekroczywszy brzeg rzeki praktycznie od razu natknęłam się na Sabora. Tia, ten jak zawsze na posterunku. Że też po tylu latach jeszcze mu się to nie znudziło. Ale dobra, mniejsza. W końcu nie po to tutaj przyszłam. Na moje szczęście, Raven i Sara nie byli dziś w nastroju na dłuższe przesłuchania, toteż wyjaśniwszy im naprędce istotę sytuacji mogłam wrócić do kuzynki. Choć sam Raven zbytnio nie przejął się losem Minevry, twierdząc iż sama go sobie zgotowała; jego partnerka wcale nie zamierzała stać bezczynnie i zapewniła mnie, że wyśle na zwiad kilka wilków, co w pewnym sensie podniosło mnie na duchu, bo choć wiedziałam, iż nie staną po naszej stronie, mogą na swój sposób nam pomóc, a nawet wyręczyć w podcięciu gardeł naszym nieproszonym gościom.
Ku memu rozczarowaniu, powróciwszy w oznaczone miejsce wcale nie zastałam tam Claudii. O nie...
- Clau... - rozejrzałam się wokół, starając się zlokalizować wzrokiem znajomą sylwetkę, jednak w pobliżu nie było żywej duszy.
Clau?
Ku memu rozczarowaniu, powróciwszy w oznaczone miejsce wcale nie zastałam tam Claudii. O nie...
- Clau... - rozejrzałam się wokół, starając się zlokalizować wzrokiem znajomą sylwetkę, jednak w pobliżu nie było żywej duszy.
Clau?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz