Jednak życie mnie kocha! Czy można być jeszcze bardziej szczęśliwym człowiekiem?
Owszem, wysiadając z auta i idąc do knajpki z prawdopodobnie najlepszym jedzeniem w mieście. Nawet mama nie robiła tak pysznych dań, a to już było coś.
Razem z mężczyzną prowadziliśmy wesołą rozmowę na temat wszystkiego co nam ślina na język przyniosła. Poczułam się wtedy tak jak na początku mojej ,,znajomości" z Ji-Yongiem co mile mnie zaskoczyło, bo w sumie tylko tyle brakowało mi do wymarzonej relacji z brunetem.
Śmialiśmy się, niekiedy do tego stopnia, że ludzie patrzeli na nas jak na jakąś parę wariatów. Może tak po części było?
Jedynym minusem tego wszystkiego był fakt, że gdzieś w głębi duszy dalej przypominałam sobie sytuacje z przed kilku dni. Co prawda ślad po nich stopniowo się zacierał i wszystko odchodziło w zapomnienie, aczkolwiek w pewnych momentach przed oczami pojawiała mi się wielka igła i srebrny nóż, którym dość często testowali moje ciało.
Mimo to uśmiechałam się nie chcąc przysporzyć więcej zmartwień mężczyźnie. No i mój charakter nie pozwalał mi mieć doła dłużej niż jeden dzień, więc nie było aż tak źle jak wczoraj czy przedwczoraj.
Przyszedł jednak czas, gdy nasze talerze świeciły pustkami, a mój brzuch miał już na jakiś czas dosyć jedzenia. Oczywiście Austin zadeklarował, że zapłaci i tak też zrobił, bo nie miałam zamiaru się już wykłócać. Zresztą znając życie i tak postawiłby na swoim.
Do mieszkania mięliśmy dość daleko, a jakoś tak się nie spieszyliśmy tylko zasłuchani w klubową muzykę pogrążyliśmy się w myślach mało rozmawiając. Przerwał nam jednak dźwięk telefonu bruneta.
- Halo? - spytał jedną ręką prowadząc auto.
- Ej, jak zaraz zginiemy to ci tego nie wybaczę! - warknęłam, na co ten wyszczerzył się i bardziej przyspieszył.
- Słuchaj teraz bardzo uważnie bo mam do ciebie bardzo ważną sprawę.
- Mhm. - I właśnie wtedy mądra ja przyciszyła radio bawiąc się w szpiega i podsłuchując rozmowę Austina.
- Za niedługo planujemy napad na główną bazę tej twojej mafii. Nie wiemy dokładnie kiedy, więc jutro przyjedź do mnie po więcej informacji, wtedy już wszystko powinno być jasne. Mam nadzieję, że w to wchodzisz?
- Jeszcze się pytasz? Będą mieć za swoje.
- Cieszę się w takim razie. Zabierasz ze sobą Naomi?
- Nie, nie poradzi sobie przecież, plus nie chcę żeby sobie znowu zrobiła krzywdę, bo do tego ma talent. - Wystawiłam mu język i nadęłam policzki udając obrażoną.
- Sugerujesz, że nie umiem o siebie zadbać? - Spytałam z przekąsem, na co Austin przyłożył palec do swoich ust zapewne nakazując mi być cicho.
- Jak chcesz. Uważaj na siebie, do jutra.
- Pa - Rozłączył się.
Posłałam mu najpiękniejsze spojrzenie jakie miałam i przy okazji uśmiechnęłam się chytrze.
- Nie.
- No ale dlaczegoooo? Poradzę sobie! - Zassałam policzki do środka.
- Bo nie, nie dasz sobie rady. Wiesz ile tam ludzi było ostatnio? Gdyby nie ogień to sami byśmy sobie nie poradzili, a co dopiero ty plątająca się pod nogami. - Zmarszczył brwi ponownie przyspieszając.
- Powaliłam ostatnio dwóch facetów!
- A później skręciłaś kostkę i byłaś nie do życia.
- No proszę, proszę, proszę, proszęęę! - Powiedziałam na jednym wdechu. - Chodziłam na siłownię kiedyś, umiem karate i takie tam, no weź!
- Nie i koniec. - Krzyknął trochę głośniej niż powinien.
- I tak tam pojadę. - Prychnęłam pod nosem.
- Zamknę cię w twoim pokoju i nie wyjdziesz.
- A tylko spróbuj! - Uniosłam się i wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami, gdyż właśnie znalazło się ono na podjeździe Zimowego Poranka.
Szybko znalazłam się w pokoju, w miarę się ogarnęłam i ponownie przydziałam się w strój eskimosa, bo robiło się coraz zimniej. Położyłam się do łóżka, za którym okropnie się stęskniłam i westchnęłam głęboko. W mojej głowie znajdowała się tylko jedna myśl.
Jak przekonać Austina żeby zabrał mnie ze sobą? Czy może zrobić mu na złość i pojechać tam bez jego wiedzy?
Patrzyłam się bezcelowo w sufit, a żadne logiczne argumenty nie przychodziły mi do głowy. Czyli ostatnim wyjściem zostały zapewnienia, że dam sobie radę, ładne oczka i pewny siebie uśmiech. Cóż, jestem człowiekiem, który lubi stawiać na swoim...
~*~*~*~*~
Obrzydliwy uśmiech mignął mi przed twarzą, gdzieś niedaleko srebrny nóż błysnął w świetle latarki. Na sali rozległ się głuchy krzyk należący do mnie, a ja momentalnie spróbowałam się wyrwać, chociaż pozbawiona byłam możliwości ruchu, bo skórzane pasy mocno ściskały moje ciało. Ponownie poczułam ten paskudny ból rozprzestrzeniający się po całym organizmie. Później słychać było szlochanie, nie tylko moje lecz innych ludzi zamkniętych w tym chorym domu, a na końcu Ji bawiący się swoim pistoletem i mówiący, iż umrę najboleśniejszą i najwolniejszą śmiercią.Mój pokój wypełnił cichy pisk, a ja zdałam sobie sprawę, że łzy spływają strużkami z moich oczu.
Czułam strach, a jednocześnie chęć zemsty. Podeszłam do biurka, gdyż tam leżała szklanka z wodą i właśnie wtedy drzwi do pokoju się uchyliły.
- Wszystko w porządku? - Austin rozejrzał się po pokoju.
- Tak, a co?
- Słyszałem przed chwilą krzyk. Wiesz, ściany są cienkie.
- Wydawało ci się. - Machnęłam ręką.
- Wątpię. Co robisz?
- Myślę sobie nad pewną sprawą, która nie daje mi spać. - Oparłam się o biurko.
- Co znowu wymyśliłaś? - westchnął wyraźnie już zirytowany. Ej, nie zawsze mam głupie pomysły.
- Pozwól mi tam iść z wami! Ładnie proszę? - Złożyłam ręce jak do modlitwy. - Pomogę wam przecież i nic nie popsuję. Obiecuję.
Austin? Miała być romantic scena, ale tym razem zostawiam ją tobie ( ͡~ ͜ʖ ͡°) czy coś lol
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz