Zajrzawszy do lodówki wyciągnęłam stamtąd ostatni kawałek ciasta jaki pozostał po wczorajszym pieczeniu Cassie. Zasiadłam wygodnie na krześle przy oknie, z którego widać było cały podjazd i piękne, gwieździste niebo, chociaż nie oszukujmy się, ni cholery nie było na nim widać gwiazd.
Zajadałam się słodkością w najlepsze do czasu, gdy nie ujrzałam jakieś światła i dobrze znajomą mi bawarkę. Przygotowałam się już na to żeby opieprzyć Austina o bóg wie co, lecz ten moment nie nadszedł. Światło na zewnątrz się zapaliło i świeciło się przez dobre pięć minut, lecz nikt nie wychodził z samochodu. Czyżby przywiózł sobie jakąś randomową laskę z klubu i robił z nią różne brzydkie rzeczy? W sumie możliwe, aczkolwiek mimo to włożyłam na moje nogi profesjonalne laczuszki i udałam się w stronę znajomego mi auta. Z początku tylko zapukałam w szybę i przyłożyłam do niej rękę chcąc cokolwiek dostrzec, lecz jedyne co zauważyłam to śpiący sobie w najlepsze Austin. Serio? Ten patafian zasnął w takim momencie?! Otworzyłam drzwi jego skarbeńka i zauważyłam nieprzytomnego mężczyznę oraz kilka solidnie krwawiących ran. Zaraz. Rany powinny się już dawno zagoić, chyba że ktoś dźgnął go nożem ze srebra.
- Austin! Halo Austin, obudź się! - Pogłaskałam go delikatnie po policzku, lecz to nie dawało skutku, toteż kilka razy poklepałam go po twarzy po czym solidnie przywaliłam z liścia. Na szczęście to już dało jakiś efekt bo lekko uchylił powieki.
- Austin! - Wykrzyknęłam mu centralnie do ucha.
- Szo?
- Co ci się stało? - Ponownie pogłaskałam go po policzku.
Nie odpowiedział. Cholera
Odpięłam mu pasy i jakimś cudem wywlekłam go z auta. Czułam się jakbym nosiła jakieś martwe zwłoki.
- Czemu ty jesteś taki gruby? - warknęłam sama do siebie.
Na szczęście lekko się już wybudził i był na tyle świadomy by móc samemu niezdarnie włóczył swoimi nogami, chociaż przypuszczam, że gdybym go puściła to upadłby jak długi na podłogę.
Moim wybawieniem okazał się Lucas, który stanął w drzwiach ziewając, po czym gdy zdał sobie sprawę z powagi sytuacji podbiegł do mnie i przejął część ciężaru tego ancymona.
- Co mu się stało?
- Nie mam zielonego pojęcia, później się dowiemy. Teraz pomóż mi dotaszczyć go do pokoju. - Sapnęłam.
Dobra, poszło o wiele szybciej niż myślałam i już po chwili brunet leżał wygodnie na swoim łóżku. W czasie gdy ja poszłam do łazienki po apteczkę, Lucas z nim został i usiłował coś od niego wyciągnąć, aczkolwiek chyba mu nie wyszło. Usiadłam na łóżku obok Austina i zdjęłam mu koszulkę. Te rany nie wyglądały dobrze... Odkaziłam je niczym prawdziwa pielęgniarka, nieco zatamowałam krwawienie po czym owinęłam bandaże wokół jego ciała starając się by nie zrobić tego zbyt ciasno. Bez Lucasa poszłoby mi dwa razy wolniej za co byłam mu niezmiernie wdzięczna, lecz chłopak widocznie zasypiał na siedząco.
- Idź spać, ja się nim zajmę. - Starałam się zabrzmieć jak najbardziej wesoło by go nie martwić i przy okazji puściłam mu oczko.
- Nie zostawię cię z tym przecież samej. - Bąknął zamykając oczy.
- Idź, jestem już dorosła, dam sobie radę! - wypięłam dumnie pierś.
- Na sto procent?
- Tak, dobranoc. Dziękuję za pomoc! - Praktycznie wygoniłam go z pokoju, a na pożegnanie lekko musnęłam ustami jego policzek.
- Branoc~
- Zostaliśmy sami idioto. - Założyłam ręce na biodra, tak jak to robi matka chcąc skarcić swoje dziecko. W odpowiedzi uzyskałam tylko kpiący uśmieszek mojego towarzysza.
Na szczęście w trakcie naszej akcji ratunkowej zdołał już wybudzić się całkowicie i dało się z nim normalnie porozmawiać.
- Bardzo boli? - Westchnęłam siadając obok niego na łóżku.
- Mhm... - westchnął.
Ooo, ktoś tu jest śpiący... Jak słodko.
- Zdradzisz mi szczegóły jak to się stało, czy jednak nie chcesz mnie wtajemniczać? - spytałam, ale poczułam się jakbym gadała do ściany, bo Kalif zamknął już swoje oczy co oznaczało, że albo mnie ignoruje, albo śpi. Westchnęłam jedynie głośno po raz kolejny i przykryłam go kołdrą. Sama natomiast jeszcze chwilę wgapiałam się w ścianę przede mną, tak naprawdę myśląc o niczym.
Zostać z nim czy wrócić do siebie? Oto najważniejszy wybór w moim życiu. Na wszelki wypadek wgramoliłam się jednak pod pościel obok niego i ułożyłam głowę na sąsiedniej poduszce. Przez dobrych kilka minut wlepiałam wzrok w jego twarz sprawdzając czy aby na pewno wszystko z nią w porządku.
- Jesteś cholernym idiotą. - Burknęłam jeszcze i odwróciłam się tyłem do niego zasypiając.
Austin? Oni zawsze kończą w łóżku *lenny*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz