Gdy podjechaliśmy pod dom, Nao od razu opuściła pojazd zatrzaskując za sobą drzwi. Zerknąłem w stronę brunetki i widząc, że zniknęła za progiem budynku, chwyciłem za karabin zawinięty w bluzę i również wyszedłem z pojazdu. Zamknąłem go poprzez pilot i szybkim krokiem skierowałem się do domu. Od razu przeszedłem do mojego pokoju i ścierając wszelkie odciski z broni, schowałem ją w dość skrytym miejscu. Bluzę zaś odłożyłem na miejsce ubrań do prania i sięgnąłem za skórzaną kurtkę, którą ubrałem. Po upewnieniu się co do kilku rzeczy, opuściłem posiadłość kierując się do auta. Nim zaś pojechałem do klubu, w którym musiałem zjawić się znacznie wcześniej.
Praca minęłaby dobrze, gdyby nie kilku dziwnie zachowujących się ludzi. Znaczy widziałem dziwniejszych, ale od momentu zabicia tych dwóch, pewni dziwnie się na mnie patrzyli, choć zamawiali normalne napoje. Moje serce w tamtych momentach było spokojne i nie dawałem po sobie poznać, że kogoś o coś podejrzewam. Nawet kierując się do domu, czułem się śledzony.. Obym na głowę nie dostał, bo jeszcze zamkną mnie w jakimś psychiatryku czy innym zakładzie chorych na głowę. Nie byłoby to dobre dla śledztwa jak i życia. Gdy w końcu byłem w domku, od razu skoczyłem pod prysznic i przebrałem się w szare spodnie dresowe. Położyłem się na swoim łóżku i próbowałem jakoś zasnąć, lecz umysł wolał przedstawiać mi niestworzone, chore akcje.
Po pewnym czasie rozległo się lekkie pukanie do drzwi, które było słyszalne chyba tylko dla wilkołaka, gdyż gościem była Naomi. Wysłuchałem jej dokładnie i zgodziłem się na nocną rozmowę.. W końcu towarzystwo chyba nigdy nikomu nie zaszkodziło. Brunetka położyła się obok mnie i za chwilę odleciała, więc nie będąc jak prawiczek, którym w sumie nie jestem *lenny*, objąłem ją w pasie i wtuliłem delikatnie w siebie. Wiadomo, żeby było cieplej.
Rano obudziłem się jako pierwszy, w sumie z przyzwyczajenia. Ciemnowłosa jeszcze smacznie spała, a taką przynajmniej miałem nadzieję. Po wstaniu z łóżka, spiąłem wszystkie mięśnie i wyciągnąłem ręce ku górze w celu rozciągnięciu mięśni oraz rozprostowaniu stawów. Taki poranny standardzik. W duchu coś kazało mi spojrzeć w kierunku Nao i tak też w sumie uczyniłem. Miała oczy szeroko otwarte i na mój widok, powoli zasunęła kołdrę na twarz. Zaśmiałem się ciepło i podszedłem do dziewczyny.
- Nie ma spania - odparłem chwytając za kołdrę i sprawnie niej ją ściągnąłem.
Przyznam, że nawet w nocnej stylizacji, Nao wyglądała bardzo dobrze. A ciekawe jakby wyglądała bez niej.. Żeby nie popaść w zboczone myśli, wróciłem do słuchania zaspanych wyzwisk brunetki, które to kierowała w moją osobę.
- Weź oddaj tą kołdrę palancie - mruknęła udając jedną wielką kostkę lodu - Bo wstanę do Ciebie - dodała groźniejszym tonem.
- I co mi wtedy zrobisz..? - uniosłem jedną brew nadal trzymając kołdrę w rękach.
Brunetka bez słowa wstała i podeszła do mnie, tak jak chciała. Jednak nie przewidziała tego, że zrobię z niej naleśnika zawijając ją w kołdrę i podniosę opierając sobie na barku. Z ust ciemnowłosej znów leciały wyzwiska poprzez śmiech, a ja sprawnie położyłem ją tak zwiniętą na łóżku. Oparłem się nad nią i spojrzałem w ciemne oczy.
- Nie złość się naleśniku, bo to piękności szkodzi - powiedziałem i pacnąłem jej nos palcem, po czym wstałem chwytając świeże ubrania.
Nao nie narzekając, że została owinięta kołdrą, postanowiła leniwie leżeć w moim łóżku. Nie ma problemu. Udałem się pod prysznic w celu odświeżenia i lepszego obudzenia się.
Gdy wróciłem, brunetki już nie było w moim pokoju, lecz słyszałem ją w swoim, więc nie uciekła jak kopciuszek czy tam inna wiedźma. Posprzątałem cztery ściany i doprowadziłem pomieszczenie do ładu, po czym wraz z Nao udaliśmy się do jadalni. Jeden z lokatorów akurat przyrządził posiłek dla reszty mieszkańców tej posiadłości, więc nie musiałem głowić się z posiłkiem.
Po wypiciu kawy, która dokładnie mnie wybudziła, musiałem opuścić dom w celu sprawdzenia warsztatu, czy oby na pewni nadal stoi, a nie płonie czy coś.
Przez całą drogę miałem dziwne przeczucie. Coś mi nie pasowało w obecnej chwili.. Może dla tego, że będąc na miejscu, zastałem trzy wozy policji i odjeżdżającą karetkę spod warsztatu. Jeden z mundurowych właśnie przesłuchiwał sekretarkę, która musiała siedzieć tutaj od rana, lecz nie widziałem dwóch zatrudnionych tutaj pracowników. Zatrzymałem pojazd na podjeździe i wysiadłem z niego, podchodząc od razu do mundurowego.
- Co się stało..? - spytałem szybko zerkając na budynek.
- Jest pan właścicielem firmy? - zerknął na mnie mężczyzna.
- Nie.. znaczy, jestem w zastępstwie za szefa. Wyjechał kilka dni temu - odpowiedziałem próbując ogarnąć co się stało.
- Proszę o dokumenty - odparł sięgając za papiery firmy, które dostał od sekretarki.
Wylegitymował mnie dość mocno, gdyż sprawdzał dane wszędzie gdzie było to możliwe. Oddał moją własność i zerknął na mnie z poważną miną. Wskazał na wnętrze warsztatu, do którego weszliśmy.
- Świadek twierdzi, że wpadło kilku bandytów w maskach i zdemolowali wnętrze budynku - odparł patrząc na dziwne grafiti.. a raczej na japońskie znaczki - Dwóch pańskich pracowników zostało rannych w czasie walki, dość skutecznej walki. Jeden z napastników siedzi w radiowozie. - dodał trzymając na mnie poważne spojrzenie.
- A sekretarka? Coś się jej stało? - spytałem nadal przyglądając się krzaczkom na ścianie.
- Gdy bandyci weszli, kobieta szybko zamknęła się w biurze. Pancerne drzwi to bardzo dobry pomysł - powiedział przeglądając coś w papierach.
- Dzięki - mruknąłem wyjmując telefon z kieszeni.
Zrobiłem zdjęcie wielkiemu grafiti na ścianie, a raczej ścianach, gdyż na każdej coś było napisane. Wyglądały na osobne słowa, ale co ja się mogę znać. Nie uczyłem się azjatyckich języków, wystarczy mi dziwny ruski. Schowałem urządzenie do kieszeni i podszedłem do sekretarki.
- Cześć. Nic Ci nie zrobili..? - spytałem mimo iż policjant zapewnił, że jest cała.
- Nie, jest dobrze - odpowiedziała bawiąc się nerwowo palcami.
- Wsiądź do auta, odwiozę Cię - uniosłem z lekka kąciki ust, choć nie było mi do uśmiechu.
Blondynka przytaknęła i szybkim krokiem udała się do bawarki, którą otworzyłem z pilota.
- Mam jeszcze jedno pytanie - podszedł do mnie ten sam mundur - Pański przyjaciel miał jakiś wrogów?
- Gdzie tam. Kilka lat tutaj jesteśmy i nigdy nie wchodziliśmy na ścieżkę wojenną z kimkolwiek - odpowiedziałem powstrzymując się od tematu porwania.
Nagle jednak rozległ się kobiecy krzyk bólu i szybki upadek ciała na ziemię. Skierowałem wzrok w stronę sekretarki, która no cóż, upadła właśnie na ziemię z nożem pod żebrami. Podbiegł do niej pobliski policjant, ja zaś ruszyłem biegiem za zbiegiem, który jakimś cudem wydostał się z radiowozu. Ah ta policja.
Bycie wilkołakiem ma dobre strony, gdyż dopadłem mężczyznę w jednej z wąskich uliczek między blokami. Widok.. widok maski na jego twarzy spowodował u mnie lekkie zszokowanie i odrętwienie, lecz fakt, że przed chwilą wbił nóż w ciało blondynki, obudził we mnie gniew i nienawiść do tego mężczyzny. Zerwałem z jego twarzy nakrycie i sprzedałem kilka solidnych ciosów w jego azjatycką buźkę. Zaraz jednak utracił przytomność, więc podniosłem go i skierowałem się do radiowozów. Maskę zaś rzuciłem pod śmietnik, aby zaraz po nią wrócić.
Dziwne nakrycie twarzy spoczywało na siedzeniu pasażera i szczerze, przyprawiało mnie o dreszcze. A co jeśli jest to maska tej mafii..? Tak podejrzewam, ale to zawsze jakaś poszlaka w śledztwie. Oczywiście nie wróciłem od razu do domu, a podjechałem do kumpla po busa, którym to muszę pozbyć się ciał z mieszkania rudej. Skąd mam klucze? Słodka tajemnica.
Była już godzina ósma i w sumie do tej pory nie było mnie w domu, lecz zdążyłem pozbyć się ciał. Niby jeden dzień, a zaczynały śmierdzieć. Taki widok powinien mnie obrzydzać, a zamiast tego, czułem się dobrze z zabicia wrogów. Po umyciu busa, oddałem go kumplowi, który nadal jest pewny, że potrzebowałem go do przeprowadzi. Ha, naiwny.
Byłem właśnie w drodze do klubu i nagle dostałem wiadomość od Nao na jednym z portali społecznościowych. Wszystko w porządku palancie..? Czyżby się martwiła? Może, ale żeby jej nie denerwować, odpisałem zaraz pod klubem. Tak palantko, przyjechałem właśnie do pracy ;*. Wyszczerzyłem się jak młody nastolatek i wszedłem do budynku.
Noc jak każda inna. Wiele ludzi, pijanych ludzi i awanturników, którzy byli wyrzucani z klubu jak niegrzeczne dzieci z klasy. Niby tylko kilka godzin i na dodatek do drugiej, a nie piątej; ale idzie się zmęczyć i taki tez byłem w obecnej chwili. Z ulgą szedłem właśnie do bawarki, która stała grzecznie w tym samym miejscu, w którym ją zaparkowałem. Jednak było zbyt cicho i wilcze zmysły postanowiły się uaktywnić. I w sumie słusznie, gdyż zza rogu wyszło kilku mężczyzn w garniturach i na dodatek w tych chorych, grafitowych maskach. Doszło do bójki.. bo jakby inaczej mogło się stać. Sprawnie powaliłem ze trzech, może czterech, lecz chwila nieuwagi doprowadziła mnie do dezorientacji i jednocześnie przyjęcia kilku solnych ciosów w brzuch. A co było najgorsze.. srebrne noże, które zahaczyły kilka razy o moje ciało, a niektóre zostały chamsko w nie wbite. Trzy pchnięcia i leżałem ogłuszony na ziemi. Było to ostrzeżenie, gdyż odpuścili sobie i odeszli pozostawiając mnie wpół żywego. Wszelkie rozcięcia od ciosów się jakoś zagoiły, lecz te od srebra.. nie bardzo chciały, a na dodatek wszystko szczypało. Nie chcąc robić z siebie cieniasa, wstałem czując jeszcze trochę siły i chwiejnym krokiem wsiadłem do auta. Dobrze, że mam skórzane fotele, to łatwiej będzie pozbyć się śladów krwi. Myślisz, że siedziałem w tym aucie jak cep? O nie, nie. Zacząłem jechać na pamięć do domu i nawet mi się udało, ale gdy auto samo zgasło pod posiadłością, wiedziałem, że powoli usypiam.. Jako, że silnik zgasł, światła mijania przełączyły się na postojowe (te mniejsze, słabiej świecące), zaś ja niczym słaba ciota, zasnąłem snem wymuszonym.
Naomi? Wytrzyj, bo cieknie.. krew z tapicerki ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz