Chcąc nie chcąc, byłam zmuszona w końcu zwlec się z ciepłego łóżeczka. Niechętnie zsunęłam się z materaca i narzuciwszy na plecy długi niebieski szlafrok pomaszerowałam wyjątkowo chwiejnym, wciąż ospałym krokiem w stronę kuchni, by wstawić wodę. Gorąca, aromatyczna kawa zalana dużą ilością mleka. Tak, tego mi było trzeba. Zabawne, że wystarczy zaledwie jeden mały łyk tego napoju, a życie już staje się piękniejsze. Przynajmniej na moment. Kiedy już zaspokoiłam poranne pragnienie, nadeszła pora na ogarnięcie się przed pracą, a ku mej rozpaczy do przyjazdu autobusu pozostało tylko pół godziny. Kurde. Trzeba się będzie pospieszyć. Nie tracąc ani minutki dłużej pomknęłam do łazienki.
~•~Po wyjściu z domu~•~
Prawdę mówiąc, nawet nie wiedziałam, że potrafię rozwinąć taką prędkość w butach na obcasie (niskim, ale jednak obcasie). Cóż, wiecznie uciekający (a raczej wiecznie spóźniający się na niego nieudacznicy życiowi, czytaj: ja) autobus to chyba dobra motywacja, by rozprostować trochę nogi. Tia, jakbym mało miała wysiłku fizycznego na zajęciach z początkującymi łyżwiarzami. Że też dałam się na to wszystko namówić Steven'owi... Właśnie, Steven! Jak znam życie czeka mnie niezły opieprz za to spóźnienie. Jak zwykle. Eh, spójrzmy prawdzie w oczy. Nie nadaję się na instruktorkę. Owszem, potrafię jeździć, ale nie pilnować bandy rozwrzeszczanych dzieci, które w większości przypadków nawet nie przychodzą na zajęcia aby się czegoś nauczyć, tylko popychać się nawzajem robiąc przy tym jeszcze więcej szumu niż przy samym wejściu na lodowisko. Ale dobra, nie ma co narzekać, biorąc pod uwagę fakt, iż gdyby nie jego propozycja prawdopodobnie skończyłabym jako bezrobotna, w najlepszym wypadku trafiłaby się fucha sprzedawczyni w kiosku. Okey, to zabrzmiało źle, bardzo źle...
~•~●~•~
Ach, czyż może być coś cudowniejszego od błogiej godzinki siedemnastej, kiedy cała wesoła ostatnia grupa zwija się do domu? Tak! Koniec katorgi. Właściwie jedynym czego teraz chciałam to walnąć się plackiem na kanapie z paczką chipsów i obejrzeć jakąś badziewną komedię romantyczną; ale jakoś tak przebudziło się we mnie inne pragnienie - wejść z powrotem na lodowisko. A może? Bądź co bądź chyba wypadałoby raz na ruski rok pojeździć dla własnej przyjemności, ewentualnie trochę doszlifować nabyte umiejętności. Tak, to dobry pomysł. Nałożywszy wygodniejsze łyżwy zadowolona wkroczyłam na lód.Gdy tak przez bliżej nieokreślony okres czasu robiłam piruety wpatrując się w biały sufit niczym opętana, ni z tego ni z owego poczułam dość mocne pchnięcie w bok i nim zdążyłam ogarnąć co się dzieje już wylądowałam na glebie, a raczej lodzie. No nie! Znowu na kogoś wpadłam?
Ku memu zaskoczeniu (a zarazem także uldze, nie da się ukryć) osoba, która na mnie wpadła wyglądała dość... Hm, znajomo? Tak, przy tych pięknych zielonych oczach i rudych włosach po prostu nie mogłam jej z nikim innym pomylić.
- Margaret! - wykrzyknęła kobieta, patrząc na mnie ze zmieszaniem - Nic ci nie jest? Przepraszam, ktoś mnie popchnął... - już zaczęła się tłumaczyć, ale w porę jej przerwałam.
- Hej, spokojnie. Nic się nie stało - spojrzałam na dziewczynę rozbawiona - Czekaj... Cassie?
Kurde, ja się zabiję. Skleroza w moim wieku nie wróży nic dobrego...
Rudowłosa skinęła głową z szerokim uśmiechem, po czym wyciągnąwszy rękę pomogła mi wstać. Z niewiadomych przyczyn tym razem to mnie zmiękły nogi, bo zamiast podnieść się o własnych siłach zachwiałam się na lekko ugiętych kolanach o mały włos nie przewracając biednej La Mettrie.
- Pierwszy raz na lodzie? - zagaiła znajoma, gdy w końcu zapanowałam nad równowagą. Słysząc owy komentarz znów podniosłam na nią wzrok, tym razem jednak zupełnie nie wiedząc czy stosowniej byłoby się zaśmiać czy raczej z oburzeniem zaprzeczyć jej wypowiedzi. Ostatecznie wybrałam tę pierwszą opcję. Serio wyglądam na początkującą? Auć, moja duma cierpi...
- Nie, po prostu chyba za dużo czasu spędziłam dziś na ćwiczeniach - odparłam starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie. W rzeczywistości nie miałam pojęcia co wpłynęło na tą, ym, porażkę? Dobra, może porażka to ciut za mocne słowo. Po prostu zatrzęsły mi się nogi ze zmęczenia i tyle. A może to coś więcej niż zmęczenie? Hah, no dobra, przyznaję, to po części zasługa Cassie. Trochę mnie zdekoncentrowała, ale cóż poradzić? Ładne dziewczyny zawsze przyciągają uwagę.
- To co? Przejedziemy się? - zagaiła z nadzieją w głosie zielonooka.
- Pani pozwoli? - wyciągnęłam rękę z zawadiackim uśmiechem godnym zawodowego lowelasa. Ugh, Margaret, nie rozpędzaj się tak. To wszystko przez te piep*zone romansidła...
Na szczęście rudowłosa nie miała nic przeciwko moim specyficznym żartom i praktycznie od razu chwyciła za mą dłoń i już po chwili byłyśmy na samym środku lodowiska. Muszę przyznać, Cassie była całkiem... No, niezła to zdecydowanie mało powiedziane. Mam już za sobą parę lat obserwacji doświadczonych łyżwiarzy, ale dawno nie widziałam tak lekko, a zarazem zdecydowanie wykonanego lutza, którego jakby było mało nowa znajoma zakończyła zgrabnym piruetem. Ciekawe od jak dawna musiała to ćwiczyć i czym jeszcze mnie zaskoczy. Po pewnym czasie postanowiłyśmy zejść z lodowiska. Z tego co mówiła Cassie jej znajomi powinni gdzieś tutaj być, ale tłumy jeżdżących ludzi nieco utrudniały określenie ich położenia.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? Dasz się zaprosić na kawę? - zapytałam uśmiechnąwszy się do dziewczyny, zakładając drugi but.
Cassie? ^-^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz