Podnieśliśmy się z krzeseł, i poszliśmy z kierunku cmentarza. Deszcz przestawał już padać, a ciemne jak noc chmury odsłoniły zachodzące słońce. Na przeciw jasnego kręgu pojawiła się zaś... wyrazista, ładna tęcza.
Na widok tęczy o zachodzie słońca, namej twarzy zagościł maleńki uśmieszek, spowodowany wieloma wspomnieniami. Mianowicie, przypomniało mi się, jak raz podczas nauki polowania o zachodzie słońca pojawiła się tęcza. Razem z mamą usadowilyśmy się wtedy na kamieniu, i obserwowałyśmy zjawisko przez dobre pół godziny. Miałam wtedy z 9 lat...
- Mamo? - zapytałam wtedy.
- Tak, Claudi? - odrzekła z uśmiechem biała wadera.
- Czy dorosłe życie jest takie piękne i kolorowe jak ta tęcza?
- Wiesz, Claudi... - objęła mnie łapą. - Tylko od nas zależy, jaką drogą pójdziemy... A jeżeli odpowiednio zorientujemy się w mapie życia, będzie piekne i tęczowe.
Gdy byłam mała rozumiałam słowa matki, jednak teraz... Teraz rozumiem je jeszcze lepiej... Właściwie od zawsze zastanawia mnie też, dlaczego to akurat ja mam takie szczęście, w postaci tak madrej i kochającej mamy...
Po jakimś czasie marszu, dotarliśmy za cmentarz. Przed wejściem Jerry kupił zapałki i trzy znicze, a ja kupiłam kwiaty. Grób znaleźliśmy bez trudu, gdyż był całkiem duży, i caly obładowany zniczami i kwiatami. Udało mi się jednak zrobić miejsce na kwiaty, i to tak aby dobrze komponowały się z resztą, i nie wyglądały chaotycznie. Jerry zaś postawił 3 znicze z brzegu grobu, i po kolei je podpalił. Tuż po tym usiedliśmy na ławeczce przed grobem, złożyliśmy ręce do modlitwy, i zaczęliśmy modlić się w myślach.
Jerruś?♡
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz