W powietrzu wciąż kłębiła się wilgoć i nie zapowiadało się na większą poprawę pogody. Zgarnąwszy z wieszaka długi, czarny płaszcz zdegustowana koniecznością opuszczenia przyjemnego, cieplutkiego domku, pomaszerowałam błotnistą ścieżką w stronę auta. Swoją drogą miło było po dwóch tygodniach tłuczenia się autobusem do pracy znów usłyszeć warkot silnika tego zwanego potocznie samochodem złomu. Dziwi mnie, że mechanik w ogóle zdołał doprowadzić mojego starego fiata do ładu. Cóż, sporo sobie za tę usługę policzył. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że następna usterka dotknie mego grata w baardzo odległej przyszłości, bo jak tak dalej pójdzie niedługo nie wystarczy mi na zakupy, nawet nie wspominając o opłacaniu rachunków, których suma ostatnimi czasy znów niepokojąco wzrosła.
~•~●~•~
Południe. Najgorszy czas dla wszystkich tego typu miejsc. Tłumy ludzi wracających z pracy, masa drących się na cały regulator dzieci i ciągłe narzekania zniecierpliwionych oczekiwaniem na swoje zamówienie klientów, bo przecież "powinni dostać gorące espresso w ciągu dwóch sekund". Zwijałyśmy się dzisiaj z Wendy jak głupie, a i tak daleko nam było do ogarnięcia choć połowy zachcianek klientów.- Masz dwie herbaty i cappuccino do dwunastki! - zawołała przyjaciółka w pośpiechu wykładając na ladę trzy filiżanki.
Czym prędzej pomknęłam z tacką w dłoni między zajęte już stoliki, starając się zlokalizować wzrokiem upragniony numerek, który na moje nieszczęście zaginął gdzieś za głowami ludzi. Nieoczekiwanie poczułam, że ktoś mocno popycha mnie w bok, a że ma koordynacja ruchu pozostawia wiele do życzenia, nie trudno wydedukować, iż już po chwili wyrżnęłam widowiskowo na... no, niestety nie na podłogę, bowiem poleciałam prosto na jakiegoś mężczyznę, nieopatrznie serwując mu gorącą kawę na prawym ramieniu. O nie! Nie, nie, nie, nie! Riley, czy ty zawsze musisz kogoś znokautować?!
- Ojej, ba... bardzo pana przepraszam! - wyjąkałam spanikowana, podając klientowi jedną z serwetek. Chłopak popatrzył na mnie zmieszany, ścierając pozostałości tego niefortunnego wypadku z koszuli (w każdym razie to, co dało się zetrzeć, bo pewnie do następnego prania jego ubranie będzie zdobić elegancka ciemna plama).
Leandre? ^-^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz