Piosenka mojej ulubionej wykonawczyni to z pewnością jedna z najlepszych rzeczy, jakie mogą mnie spotkac w klubie. Heh... Nigdy nie znudzi mi się rytm Havany... Każdy z wielu pojedynczych dźwięków piosenki zapadł mi w pamięci już chyba na zawsze. Słowa z resztą też... Zawsze kiedy sobie to przypominam, napełnia mnie duma z samej siebie; nigdy nie wiem dlaczego... Cóż, chyba taka po prostu jestem.
Havana ooh na-na... Half of my heart is in Havana ooh na-na... He took me back to East Atlanta na-na-na... Oh, but my heart is in Havana... There's something' 'bout his manners... Havana ooh na-na...
Po jakimś czasie piosenka się skończyła, a ja zaczęłam przyglądać się ludziom na parkiecie. Były tam dwuosobowe, lub bardzo duże grupy przyjaciół, oraz strasznie dużo... par. Ugh, dlaczego na kazdym kroku widze pare, lub o niej słyszę?! Czy wszyscy muszą mi przypominać, że jestem sama?! Czy wszyscy, nawet ci wredni, niewierni i kłamliwi, muszą mieć partnerów, tylko ja nie mogę?! Tylko ja mogę sobie pomarzyć o prawdziwej, szczerej miłości, kiedy to inni albo ją mają, albo nie obchodzi ich prawdziwa, szczera miłość?! To nie fair...
Jeszcze lepiej: czy ktokolwiek z moich przyjaciół nazwałby mnie tą jedyną, najlepszą przyjaciołką, której nikt nie jest w stanie zastąpić? W sensie, tą, która jest w rankingu zaraz po milości, i ewentualnie rodzicach czy dzieciach...
Pewnie nikt. Czego ja sie spodziewam?...
Andrew? Pojawisz się nagle na teńczu? X3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz