- Racja. - odparłam. - Poza tym, ten wilk przypomina mi... Santę.
- No nie... - burknęła Riley. - Czyli najprawdopodobniej to jednak ona.
- Jutro idę na mały zwiad po terenach, żeby sprawdzić, czy nie postanowiła pałętać się gdzieś u nas. Wiem, że w pojedynkę to niebezpieczne, bo w końcu mamy do czynienia z sadystką z krwi i kości ale... Nie poproszę o pomoc kogoś, komu nie ufam na sto procent... Jerry ma jutro trening... Mamie nie powiem, bo uprze się bym nie szła, a poza tym nie jestem już taka młoda, żeby prosić rodziców o pomoc we wszystkim... Bella ma teraz ważniejsze sprawy na głowie, w tym stuprocentowe odzyskanie pamięci... A ty masz partnera, i pewnie będziesz chciała spędzić z nim czas... Poza tym, nie chcę żeby komukolwiek z was stałą się krzywda... Już i tak musiałaś się nacierpieć przeze mnie.
- Jak to? Przecież nic takiego się nie stało...
- A Kazan? Gdybym przyszła wcześniej, prawdopodobnie nic by ci się nie stało...
- Hej, wezwałaś pomoc, i go zlałaś, a gdyby nie to, obie zapewne leżałybyśmy tam martwe.
- Może i racja... - mruknęłam.
- A poza tym, Gabriel idzie jutro z kolegami na zakupy. Jak chcesz, mogę z tobą iść.
- Serio? To nie problem? Wiesz, tu jednak chodzi o Santę i...
- Żaden problem. Poza tym nie chcę, żeby ktoś taki jak ona pałętał się gdzieś po naszych terenach...
- No... To ustalone. - powiedziałam. - Jutro w południe przy wodospadach. A teraz, chodź na parkiet! - pociągnęłam kuzynkę za rękę aż na środek parkietu.
***
Zamieniłam się w wilka, i ruszyłam truchtem po leśnej ścieżce, uważnie rozglądając się naokoło. Tia, z takimi jak ta wadera nigdy nie wiadomo. Po jakimś czasie dotarłam do wodospadów, znajdujących się (jak wiadomo) w samym sercu lasu. Byłam wtedy trochę spragniona, także napiłam się czystej wody z jednego z wodospadów.
Niespodziewanie usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Gwałtownie się odwróciłam, i odruchowo zastrzygłam uszami.
- Riley? To ty? - zawołałam w stronę, z której cały czas słychać było kroki. Wzięłam głęboki wdech, i wczułam się jak najbardziej mogłam w zapach. Jak się okazało, to nawet nie przypominało Riley... To musiał być wilk, który był z Yenvan. I to nie byle jaki...
Nagle z krzaków wyskoczył na mnie jakiś wilk, przewalając mnie plecami na ziemię. Jak już można się domyślić, mocno go odepchnęłam, sprawiając, że uderzył w drzewo, i wylądował na ziemi obok niego.
Przewróciłam się na brzuch, po czym wstałam, i zaczęłam przyglądać się wilczycy. Miała jasnokremowe, ,,białe'' futro, z ,,szarymi'' bokami pyska. Poza tym posiadała migdałowe oczy, w których kryło się czyste zło, i puchaty, średniej długości ogon. Była nieco niższa niż wilk ,,przeciętnego wzrostu'', aczkolwiek do grupy niskich się jeszcze nie zaliczała.
- Santa. - warknęłam. Wadera podniosła się na nogi, i zachichotała złowrogo, mierząc mnie wzrokiem.
- Dziwi cię to? - na jej pysku wymalował się złowieszczy uśmiech.
- Nie. - warknęłam po raz kolejny. - Wiedziałam, że się gdzieś tu pałętasz. Kto inny byłby na tyle głupi, żeby biegać po mieście i wpadać pod samochody, tworząc tym samym zagadki dla policji?
Wadera kłapnęła w moją stronę zębami, na co ja posłałam jej ostrzegawcze spojrzenie, i ukazałam swoje białe zęby (Claudia przedstawia blend a med 3d white!).
- Zero wyskoków, jasne? - powiedziałam, wciąż ukazując kły. - To, że jesteś teraz wyrzutkiem Yenvan nie oznacza, że możesz bezkarnie się tu panoszyć i rozrzucać szkody.
- Po pierwsze nie jestem żadnym wyrzutkiem. Kazali mi odejść na jakiś czas w ramach kary, gdy tylko się dowiedzieli. - wadera wypowiedziała to, nie wiadomo czemu, takim głosem, jakby wygłaszała największą ironię na świecie. A może po prostu zachowuje się jak mordercza damulka?
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów, wzdrygnęła się, i zaczęła warczeć pod nosem różne przekleństwa.
- Przynajmniej taki plus, że nie będziesz się tutaj wiecznie panoszyć. - prychnęłam. - Nikt cię tu nie chce, jako mieszkankę tych terenów, lub częstego bywalca. NIKT.
- A ja nie chcę patrzeć na nikogo z was. Chyba, że na waszą śmierć, albo tortury.
Ale jesteś głupia, Santa... - pomyślałam. - Zwykła sadystka pozbawiona uczuć, której w głowie tylko jakieś durnoty, w stylu morderstw i tortur.
- W każdym razie... - burknęłam. - Co zamierzasz zrobić? Będziesz się tu panoszyć i krzywdzić każdego, kogo spotkasz na swojej drodze, narażając siebie i swoją watahę na śmiertelne niebezpieczeństwo w postaci wojny, czy będziesz grzecznym wilkiem, i będziesz nas słuchać, hm? Wybieraj.
Nagle usłyszałam kroki za sobą. Ktoś truchtał po ścieżce. Rzecz jasna nie miałam zamiaru się odwracać, gdyż Santa mogłaby to wykorzystać. Stałam po prostu w miejscu, wpatrując się w białą wilczycę, i czekałam na jej odpowiedź. Dodatkowo, po zapachu poznałam, że z naszym kierunku zmierza Riley.
- Widzę, że ją znalazłaś. - mruknęła Riley, stając obok mnie.
- To raczej ona znalazła miejsce, w którym miałyśmy się spotkać. - odparłam. - Udzieliła mi informacji, że dowódcy Yenvan kazali jej się wynieść na jakiś czas, gdy tylko dowiedzieli się o wypadku. Teraz dałam jej wybór - albo będzie krzywdzić każdego kogo spotka na swojej drodze, jak zwykle, narażając siebie i swoje stado na wojnę, albo będzie grzecznym wilkiem, i będzie nas słuchać.
- Znając ją, chętnie wybrałaby pierwszą opcję... Ale czy gdyby wojna na prawdę by się rozpoczęła, znalazłaby jakiś dowód na to, że to nie ona zrobiła zamęt? No właśnie, nie. Xavier i Ismena na pewno by ją wygnali... - powiedziała Ril delikatnym tonem.
Wadera ukazała kły, przeskakując pełnym wściekłości wzrokiem ze mnie na Riley, i z Riley na mnie.
- Zdecydujesz się w końcu? Nie będziemy tu długo czekać! - oburzyłam się.
- Nie jestem psem, który zrobi wszystko co mu rozkażesz. - prychnęła. - Nie doprowadzę do wojny, gdyż nie ma sensu teraz z wami walczyć. Po prostu zejdźcie mi już z drogi, bo nie mam zamiaru patrzeć na wasze ryje! - warknęła, ukazując swoje żółtawe zęby (oj, jej to się na serio przyda przedstawić blend a med 3d white).
Szczeknęłam ze złością, i naskoczyłam na Santę, przewalając ją z powrotem na drzewo. Ril także nie miała zamiaru stać bezczynnie, toteż doskoczyła do mnie, i ugryzła wilczycę w łapę. Po akcji oboje cofnęłyśmy się ze dwa kroki, warcząc i odsłaniając zęby.
Riluś? :> Wybacz, że takie badziewie, i że tyle dialogów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz