- Wiesz, nie licząc tego, że wywiozłeś mnie gdzieś daleko od miasta i wrzuciłeś do jeziora, to jesteś nawet miły... - uśmiechnęłam się, oparłszy głowę o jego ramię, po czym dorzuciłam znacznie ciszej, jednak nie na tyle, by chłopak tego nie usłyszał - Jak na gbura.
- Cała przyjemność po mojej stronie, skrzacie - rzekł, a na jego twarzy malował się lekki uśmiech, który o dziwo wcale nie wyglądał na jakoś specjalnie wysilony, co dawało mi przyjemną satysfakcję, że przynajmniej przestał całkowicie ignorować moje komentarze. W gruncie rzeczy nic do faceta nie miałam. Może i był trochę oschły i mało wylewny w uczuciach, ale po za tym wydawał się nawet w porządku.
Po wielominutowych próbach odpalenia silnika stary Ford w końcu zdecydował się ulec i wedle rozkazu właściciela ruszył z miejsca z głośnym piskiem opon.
- A więc... - mężczyzna zerknął na mnie kątem oka, jedną ręką trzymając kierownicę, a drugą kładąc w oknie - Gdzie dokładnie chcesz dojechać?
- Dom nosi nazwę Zielonego Zakątka, a znajduje się dokładnie... O, tutaj - przejechałam palcem po pogniecionej już do granic możliwości, niewielkiej karteczce pełniącej tymczasowo rolę mapy, gdzie rozpisane zostały wszystkie uliczki jak i sama droga do owej działki.
- A w lokalizacji w telefonie to już nie możesz pokazać? - mruknął znów przyjmując typowy, wyniosły ton.
- Może, gdyby komórka była wodoodporna... - sięgnąwszy do kieszeni jeansów pomachałam mu przed nosem urządzeniem, z którego wciąż kapały krople wody zmieszane z błotem. W odpowiedzi przewrócił tylko wymownie oczyma.
- Poczekaj, sieroto... - wygrzebał szybko telefon, który oczywiście miał się doskonale w przeciwieństwie do mojego złomu - Wygugluj co trzeba.
~•~●~•~
Około 260 metrów to niby nie tak strasznie dużo, ale w zupełności wystarczyło, by wymordować nasze nogi. Tia, do samego Rivershine i leśnej ścieżyny dojechaliśmy w niecałą godzinę, lecz dojście do tej nieszczęsnej rudery zajęło nam baaaardzo dużo czasu. Na dobrą sprawę Gabriel wcale nie musiał odprowadzać mnie pod sam dom, ale że się uparł żeby mi pomóc z bagażami nie zamierzałam odmawiać (hah, zwłaszcza że nie chciało mi się ciągnąć drugiej walizki). Tak czy owak, miło z jego strony. Tia, miło to będzie póki go znowu czymś nie wkurzę...
- Według lokalizacji jesteśmy prawie na miejscu... - zakomunikował po długotrwałej ciszy Leith, rozglądając się dookoła - Widać już dach - wskazał na kawałek drewnianej belki, który wraz z kolejnymi krokami wyłonił się z gęstwin.
Odetchnęłam cicho, wgniatając w piaszczyste podłoże wypalonego już papierosa.
Gabryś? Troszku nudnawo wyszło :<
- Według lokalizacji jesteśmy prawie na miejscu... - zakomunikował po długotrwałej ciszy Leith, rozglądając się dookoła - Widać już dach - wskazał na kawałek drewnianej belki, który wraz z kolejnymi krokami wyłonił się z gęstwin.
Odetchnęłam cicho, wgniatając w piaszczyste podłoże wypalonego już papierosa.
Gabryś? Troszku nudnawo wyszło :<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz