Ariana | Blogger | X X

niedziela, 20 stycznia 2019

Od Naomi CD Austina

Ten wieczór był dla mnie swego czasu przełomem. Zapukałam zapłakana do drzwi przyjaciółki  (chociaż obiecałam sobie, iż nie uronię ani jednej łzy), oczywiście mimo później pory otworzyła drzwi zaspana i widząc moją twarz stanęła jak wmurowana.
 - C...Co się stało? - spytała zdezorientowana.
 - A... Austin... - Wydukałam i objęłam ramionami rudowłosą chcąc się komuś po prostu wypłakać.
Z początku nie zadawała pytań, jedynie co to zrobiła mi gorącą czekoladę i usadziła przy kominku w niezwykle wygodnym fotelu. Dopiero później próbowałam opisać jej całą zaistniałą sytuację, chociaż składała się ona głównie z mojego jąkania się i pociągania nosem. Chyba wykorzystałam cały jej zapas chusteczek jaki miała...
W każdym razie, gdy już wypiłam trzecią filiżankę słodkiego napoju i zwyzywałam Austina od najgorszych (przy okazji wspominając te popieprzone wydarzenia), wtenczas najwyraźniej wypłakałam wszystkie łzy, które miałam, bowiem teraz siedziałam z beznamiętnym wyrazem twarzy i wpatrywałam się w przyjaciółkę.
 - Austin to dupek. - Podsumowała w końcu rudowłosa.
 - Może... Wiedziałam, że tak będzie! Przeczuwałam, że coś będzie nie tak, a on cholera musiał tam iść, musiał! Do tego później miał jeszcze do mnie wąty... - Prychnęłam, bo przecież jakoś musiałam się obronić prawda?
 - Może powinnaś też spojrzeć na to z jego perspektywy... Ten typek zabił jego rodziców.
 - Ale mógł ze mną porozmawiać na ten temat, a nie kłamać...
 - Chciał oszczędzić ci zmartwień.
 - Czemu go bronisz? - Zmarszczyłam brwi.
 - Po prostu nie chcę żebyście się kłócili. Oboje macie irytujące charaktery.
 - Tęsknię za nim. - Zaszlochałam. - A nawet oficjalnie nie byliśmy razem. - Zaśmiałam się niewesoło.
Lisa tylko przysunęła się bliżej mnie i troskliwie objęła ramieniem.
 - Idź już spać, późna godzina, a jutro pewnie masz pracę, musisz odpocząć. - Posłała mi delikatny uśmiech, a ja kiwnęłam głową.
Miała rację, zresztą mając w pamięci mój ostatni związek, który zakończył się podobnie - mężczyźni chyba tacy są. Albo to ze mną jest coś nie tak.
W każdym razie po długich kłótniach wywalczyłam to, że będę spać na kanapie i tak też zrobiłam.
Oczywiście, jak nietrudno się domyślić nie łatwo było mi odpłynąć w objęcie Morfeusza, gdyż moją głowę stale zaprzątał Austin Pieprzony Jones.
Nie był sobą, to było pewne. Może coś zażył? Po drodze odwiedził jakiś klub? Albo ten facet coś mu zrobił?
Nie miałam pojęcia. Chciałam się go wypytać o szczegóły, bądź chociaż normalnie porozmawiać, ale on był zły. Cholernie zły. Plus ja też powinnam być na niego wściekła, to że o mało co nie doszło do rękoczynów było niewybaczalne. Ale czego spodziewać się po mężczyźnie, który z zimną krwią zabija innych ludzi?
~*~*~*~
Udało mi się przymknąć oczy dopiero nad ranem, kiedy kominek już wygasał a ja byłam cholernie zmęczona. Tego dnia nie poszłam do pracy. Ogólnie to nie wychodziłam z mieszkania przyjaciółki, bowiem byłam w stanie mini depresji i nie miałam ani chęci ani sił do życia. Nie robiłam kompletnie nic poza piciem zielonej herbatki, którą tak kochałam i oczywiście myśleniem o Austinie. Cały czas odwzorowywałam wydarzenie z wczoraj i starałam się szukać przyczyn takiego zachowania jak i próbowałam odnaleźć kolejne istotne szczegóły. Co swoją drogą nie szło mi już tak dobrze...
Co chwila ktoś ze współlokatorów usiłował zająć mnie rozmową bądź jakoś pocieszyć (z marnym skutkiem niestety). Przez ten czas przygarnęłam sobie komputer rudej i skupiłam się na oglądaniu seriali, czytaniu książek czy rysowaniu... Jedyne czego mi brakowało to Toby. Właśnie, TOBY!
Jeszcze tego samego dnia ogarnęłam się na tyle, by nie odstraszać ludzi na ulicach i powolnym krokiem udałam się do Zimowego Poranka, w duchu modląc się aby nie spotkać bruneta. Włączyłam ulubioną muzykę w telefonie chcąc jakoś się zmotywować (z marnym skutkiem oczywiście).
Ku mojemu zadowoleniu w progu powitała mnie Cassie, oczywiście pytając o powód mojej nagłej mini ,,przeprowadzki". Wyjaśniłam jej wszystko nieco naginając fakty oraz omijając kilka zbędnych wydarzeń. Przy okazji poprosiłam, aby nie wspominała nic Austinowi o moim chwilowym przybyciu. Jak się później okazało przez moją chwilową nieobecność rudowłosa zajęła się moim maluszkiem czekając na mój powrót. Na moje szczęście brunet akurat niedawno wyszedł, toteż miałam wolną wolę. Szybko zgarnęłam wszystkie najważniejsze rzeczy mojego psiaka i wyściskałam dziewczynę.
 - Dziękuję, wiszę ci przysługę! - Zadeklarowałam.
W międzyczasie kiedy Cassie gdzieś poszła, ja zostałam sama na korytarzu i mimowolnie zerknęłam na zamknięte drzwi do pomieszczenia, w którym jeszcze niedawno urzędował mężczyzna. Pchnięta nagłą ciekawością na sekundkę odłożyłam wszystko co miałam w rękach i niepewnie uchyliłam skrzypiące drzwi. Na szczęście nie zastałam tam nikogo. Tylko pustkę, jak się okazało - większość jego rzeczy również zniknęła... Czując łzy zbierające się w kącikach oczu, tylko je starłam i niezdarnie usiadłam na rogu łóżka. Moją głowę napełniły wszystkie wspólne chwile, pierwsze spotkanie, a nawet mój pobyt u mafii, potem pierwsza kłótnia, gdy zniknął, chociaż w sumie stale na siebie krzyczeliśmy i wyzywaliśmy się... Uśmiechnęłam się niewesoło przypominając sobie wszystkie wyzwiska, którymi codziennie go szczyciłam. Po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w pustą ścianę miałam już dosyć.
 - Chyba pora wracać... - Szepnęłam sama do siebie.
 - Cassie! Wychodzę! - Zakrzyknęłam przy drzwiach zgarniając przy okazji mój łup i groźnego psa jakim był Toby.

~*~*~*~*~
Przez następne dni wszędzie było mnie pełno. Chcąc zapomnieć o brunecie, który nagle wtargnął w moje życie brałam wszystkie zlecenia jakie tylko wpadły mi w ręce. Pracowałam, tłumaczyłam teksty, odwiedzałam rodzinę i znajomych udając, iż wszystko jest w najlepszym porządku. Podświadomie cały czas oczywiście myśląc o Austinie. Pewnego dnia będąc na mieście przed oczami mignął mi jakiś motocykl. A że od jakiegoś czasu miałam fazę na te sprzęty i chciałam sobie nawet kupić własny, to oczywiście obejrzałam się za nim kilka razy i widząc motocyklistę żałowałam, że nie mogę tam siedzieć razem z nim. I żałowałam też, że nie miałam już nikogo kto mógłby wsadzić mnie na motor. Ponownie obraz mężczyzny pojawił się w moich myślach, lecz na krótko. Potrząsnęłam głową odganiając wszystko to co z nim związane i tylko przyspieszyłam kroku.
Pora zacząć nowe życie całkowicie wolne od nadętych facetów. Żegnaj Austinie...


Austin?
Słowa: 953

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz