Ariana | Blogger | X X

piątek, 30 listopada 2018

Od Gabriela CD Riley - Halloween

Kątem oka obserwowałem  spokojnie śpiącą na siedzeniu pasażera Riley. Herbatka ze środkami nasennymi działała dość skutecznie, więc bez obaw mogłem wcielać mój iście diabelski plan w życie. Do lotniska pozostało jeszcze kilkanaście kilometrów, walizki grzecznie siedziały w bagażniku, Hades grzał kanapę u Jerry'ego, bilety gniotły się w kieszeni, a niczego nieświadoma Riley spała tuż obok mnie - wszystko szło po mojej myśli. Oby tylko zdążyła się obudzić zanim dojedziemy, bo ciężko będzie wytłumaczyć kolegom z obsługi dlaczego moja mała towarzyszka jest nieprzytomna. Nie odrywając wzroku od drogi pacnąłem moją partnerkę w ramię, lecz ta nie raczyła zareagować.
- Wstajemy skarbie! - mruknąłem do dziewczyny, ale jak mogłem się domyślić to też nie pomagało. Po chwili dałem jej dosyć bolesnego pstryczka w nos.
- Czego? - bąknęła uchylając oczy, lecz po chwili znów je przymknęła, aby dopiero po kilku minutach zorientować się w jakiej jest obecnie sytuacji. - Czekaj! Dokąd ty mnie wieziesz? - spytała, przy czym była już nieco bardziej przytomna.
- Musimy uciekać z kraju. - odparłem w pełni poważnym tonem. Dziewczyna spojrzała na mnie z pobłażaniem. - Uciekać z kraju na imprezę rzecz jasna... - sprostowałem.
- Co? Dokąd? Na ile? Szefowa wie? - rzuciła natychmiast dziewczyna.
- Ile razy już ci mówiłem, że zadajesz zbyt dużo pytań. - pokręciłem głową, uśmiechając się pod nosem i pomimo usilnych starań brunetki nie odpowiedziałem na żadne z pytań. Ewentualnie będzie miała focha. No trudno.
time skip
- Nadal nie wierzę, że wymarzyłeś sobie Halloween w Los Angeles... - burknęła Riley, moszcząc się na luksusowym siedzeniu Astona Martina, wypożyczonego chwilę wcześniej od mojego starego kolegi z LA. Nie ma to jak mieć niezłe znajomości, które w każdej chwili można odnowić. Lepsze jest tylko posiadanie dłużników...
- To uwierz skarbie! Masz na to całe dziesięć minut, zanim będziemy szukać stroju. - odpowiedziałem, spoglądając na zegarek.
- Ciekawe gdzie...
- Bardzo ciekawe. - odparłem, stukając palcami w kierownicę. Czemu ona wszystko musi wiedzieć? Co prawda wrzuciłem ją już raz do jeziora, urwałem jej kran, przywiązałem ją do wanny i... Dobra! W sumie nie dziwię się czemu mi nie ufa. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Z chytrym usmieszkiem zaparkowałem pod sklepem, chwilę później z jeszcze bardziej chytrym usmieszkiem otworzyłem drzwi auta mocno zaskoczonej i nieco zniesmaczonej Riley.
- Sex shop? Serio? - bąknęła spoglądając z niedowierzaniem na dający czerwienią po oczach ogromny napis "Secret".
- Plus dwadzieścia do spostrzegawczości... Możemy już wejść? - mruknąłem przewracając oczami?
- A niby po co? - rzuciła, opierając się o drzwi auta. Oby tylko nie zarysowała go tak jak Mustanga, bo mógłbym się jutro obudzić z jajami przyszytymi do czoła.
- Jeden - potrzebujesz stroju, dwa - dzisiejszą noc pragnę spędzić nieco ciekawiej, trzy - nie spakowałem twoich majtek... Wystarczy argumentów? Możemy już...
- Co do cholerny?! - krzyknęła dziewczyna. - Jeden - nie pójdę w stroju seksownej pielęgniarki...
- Szkoda... - przerwałem, lecz widząc jej piorunujący wzrok od razu zamilkłem. Nie żebym się bał się Riley... Bardziej bałem się o samochód, a tym samym swoje czoło... No dobra, jajka też.
- Dwa - sugerujesz, że seks ze mną jest nudny?!
-Ależ skąd...
- Trzy - to co do cholery jest w tych walizkach, które targaliśmy przez lotnisko, skoro nie ma tam ani stroju, ani bielizny?!
- Yyy... Kajdanki, pieniądze, kot, zestaw do survivalu na dwa lata, rzeczy kotaa...
- Spakowałeś Ruby do walizki debilu?! - wrzasnęła rzucając się w kierunku bagażnika, lecz w porę udało mi się ją powstrzymać.
- Przecież nie jestem aż tak głupi... Ruby siedzi u Claudii i wpierdala jej storczyki. Swoją drogą musisz zacząć ją karmić czymś innym... A bielizny nie ma, bo nie uśmiechało mi się grzebanie po szafkach, a egzemplarz z naszej pierwszej nocy jest nietykalny. - wyjaśniłem, mocno trzymając Riley za nadgarstki, aby mieć pewność, że nie rzuca się z pazurkami na auto. - A teraz grzecznie pójdziemy kupić ci majtki tak? - spytałem delikatnie luzując uścisk. Brunetka korzystając z okazji wyrwała ręce po czym z głośnym prychnięciem ruszyła do lokalu. 
- Ale po strój jedziemy do NORMALNEGO sklepu. - zakomunikowała chwytając za klamkę.
- Też cię kocham. - mruknąłem, ruszając za nią.
time skip
Dwie godziny! Ile można siedzieć w sklepie, w poszukiwaniu jednej głupiej sukience? Całe szczęście postanowiłem oszczędzić sobie balów z przebraniami, bo dopracowywanie kreacji mogłoby zająć wieki. W sumie to gdyby nie moja obecność w sklepie to Riley dalej wybierałaby jedną kieckę. W końcu po wielu krzykach i stękaniach w końcu wyszedłem z siebie i ze sklepu przy okazji, a po dziesięciu minutach dołączyła do mnie również panna Black, o dziwo z pokrowcem na garnitur. Od kiedy w to pakują kiecki? Impreza miała zacząć się o dwudziestej - była siedemnasta, więc z prędkością ojca pędzącego na porodówkę ruszyliśmy w kierunku hotelu, aby wreszcie zacząć się szykować. Biegiem do windy, bitwa z kluczem do pokoju i wojna o łazienkę. Cudownie!
time skip
- Co to ma być - warknąłem wchodząc do łazienki, w dłoni trzymając wieszak z eleganckim szarym garniturem.
- Garnitur. - odparła, odziana tylko i wyłącznie w bieliznę dziewczyna, rozczesując włosy.
- Widzę, przecież! - burknąłem przewracając oczyma. - Mam garnitur...
- Są garnitury i garnitury... To jest garnitur. - rzuciła brunetka, łapiąc za suszarkę. - Jak już to założysz i stwierdzisz, iż mam lepszy gust, to możesz przyjść i mnie przeprosić. - dodała włączając suszarkę, abym przypadkiem nie zechciał prowadzić z nią polemiki. Chcąc czy nie wcisnąłem się w garnitur, który ku mojemu zdziwieniu pasował idealnie. Z niedowierzaniem przejrzałem się w lustrze. Punkt dla ciebie Riley!
time skip
Z piskiem opon zatrzymałem się przy ekskluzywnym klubie "Black Night".
- Kiedyś nas zabijesz. - bąknęła dziewczyna, trzymając się kurczowo siedzienia.
- Umrzemy razem - będzie romantycznie. - odparłem szczerząc usta w pobłażliwym uśmieszku.
- Bardzo zabawne. - sapnęła brunetka, otwierając drzwi. - Idziesz czy mam ci wysłać zaproszenie?
- Idę, idę... Czy nie mogę chociaż przez chwilę bezczynnie gapić się na moją seksowną partnerkę? - wymruczałem, posyłając pannie Black zadziorne spojrzenie.
- Schlebia mi to, ale póki co oszczędź sobie takich tekstów. Po imprezie jestem cała twoja. -  kobieta przewróciła oczami.
- Jak mogę spokojnie imprezować, kiedy tłum facetów będzie rozbierał cię wzrokiem.
- Czyżbyś robił się zazdrosny?
- Jak cholera.
- Trudno skarbie! - oznajmiła, trzaskając drzwiami. Wtedy ja... No właśnie! Co zdażyło się później? Problem tkwi w tym, że nie mam pojęcia. Gdzie była moja mocna głowa? Nie wiem. W każdym razie, ironią byłoby powiedzieć, że ta noc była niezapomniana.

Riley?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz