Ariana | Blogger | X X

wtorek, 23 października 2018

Od Naomi CD Austina

Dobra, dalsze leżenie bez większego sensu bądź krzątanie się po domu w poszukiwaniu jakiegokolwiek zajęcia chyba nie pomoże. Chcąc nie chcąc byłam nędznym człowiekiem i od jakiegoś czasu nękało mnie poczucie winy oraz wyrzuty sumienia. Plus było mi strasznie ciężko, bowiem czułam się jakbym została sama ze wszystkimi problemami świata. Ewentualnie Toby rozbawiał mnie swoim szczenięcym zachowaniem i dziwnymi reakcjami na niektóre rzeczy.
W każdym razie, cały dzisiejszy dzień spędziłam  w gronie przyjaciół i znajomych, zostawiając mopsa pod opieką współlokatorów. Co prawda ciałem byłam tam z nimi, aczkolwiek w mojej głowie od kilkunastu godzin stale pojawiał się Austin pieprzony Jones. Mimo to zręcznie wszystko tuszowałam i prawdopodobnie nikt nie zorientował się, że jestem trochę nieobecna na dzisiejszym spotkaniu. Wyjątkowo wymknęłam się jako pierwsza tłumacząc się bałaganem w domu oraz pracą, po czym powolnym krokiem udałam się do Zimowego Poranka. Z jednej strony liczyłam, na to że zastanę tam bruneta i będę mogła z nim porozmawiać, aczkolwiek z drugiej (typowa kobieta...) nie miałam najmniejszej ochoty na jakąkolwiek konfrontację z mężczyzną.
W końcu jednak nadszedł ten jakże piękny moment. Przekroczyłam próg mieszkania i na samym początku udałam się coś zjeść, a dopiero później zapukałam w drzwi dzielące mnie od pokoju Austina i usłyszawszy proszę weszłam i zamknęłam je za sobą.. Mój wzrok od razu powędrował na dość sporego psa leżącego na łóżku Jonesa. 
Hmm... Najwyraźniej co nieco mnie ominęło.
Po krótkim i jakże miłym przywitaniu zadecydowałam wszystko mu wyjaśnić no i... Przeprosić.
 - Daj mi więc dojść do słowa. 
 - Ależ proszę. - Powiedział spokojnie i rozłożył ręce na bok.
Z początku odetchnęłam głośno, chcąc wymazać ostatnie dni z mojej pamięci.
 - Od momentu, gdy postanowiłeś spaść sobie z tego budynku tak jakby zostałam sama. Zginął mój przyjaciel, Lisa była strasznie ranna... W między czasie musiałam się pozbierać w garść by jakoś wyglądać na jego pogrzebie i zajmować się przyjaciółką. Odwiedzałam ją codziennie w szpitalu, dostawałam coraz więcej zleceń i pracy, z niczym się nie wyrabiałam... Mama zaczęła częściej dzwonić i skarżyć się na wszystko i czułam się jakbym dźwigała wszystkie problemy najbliższych mi osób. Przy okazji każdy pytał się mnie o twoją śmierć. Ja za to cały czas kłamałam, dusiłam to wszystko w sobie... Gdzieś z tyłu głowy pozostał też JiYong. Cole na klatce piersiowej miał wyryte jakimś nożem jego imię i nazwisko, chyba był torturowany. Gdzieś po drodze obiecałam sobie, że jeśli moi przyjaciele zginą to on tego pożałuje. Tak więc pojechałam do więzienia i po krótkiej rozmowie... Ja... Cholera zabiłam go. Rozumiesz? To było okropne! A w przeciągu tyle ludzi ginęło z moich rąk. Gdyby nie Victor pewnie też siedziałabym teraz za kratkami. - Wydusiłam na praktycznie jednym wdechu w międzyczasie siadając na łóżku Austina i chowając twarz w dłoniach.
Plusem było to, że w ostatnim czasie wypłakałam już tyle łez, że teraz nie miałam na to najzwyczajniej siły, toteż po prostu tak siedziałam czekając na jego reakcje.
Między nami zapadła cisza przerywana tylko krzątaniem się innych domowników po korytarzu.
 - Ja... Chciałam cię przeprosić Austin. Zachowałam się nie w porządku. Tylko... To wszystko mnie przerosło i obwiniałam o to ciebie, bo cię zabrakło kiedy tak bardzo potrzebowałam czyjegoś towarzystwa. Przepraszam. - Spojrzałam mu tylko w oczy na co brunet uśmiechnął się ciepło. Najwyraźniej już się nie gniewał. Może nawet wcale nie był na mnie zły? 
 - Rozumiem... Musiało być ci ciężko, wiesz... mnie w tym czasie uratowała siostra i gdyby nie ona, to pewnie bym już nie żył. - Podrapał się po karku lekko zakłopotany i zaczął opowiadać całą swoją historię z ostatniego tygodnia. - Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale tak było. - Zakończył monolog.
 - Brzmi dość dziwnie, ale przynajmniej żyjesz. Jakbyś umarł to Lisa nie miałaby z kim mnie swatać. - Skrzywiłam się lekko. - Jeszcze raz przepraszam. - Bąknęłam pod nosem. Ile razy jeszcze naruszę własną dumę?
Następnie przytuliłam Austina by potwierdzić przed chwilą wypowiedziane słowa. Z początku był nieco zdezorientowany, ale później również mnie objął. Trwaliśmy w takim uścisku dość długo, bowiem w miedzy czasie pogrążyłam się we własnych myślach (co notabene ostatnio zdarzało mi się dość często) i przy okazji chciałam się nacieszyć obecnością przyjaciela, na wypadek jakby zachciało mu się znowu umierać i robić głupie rzeczy. 
Przynajmniej teraz już mafia na nas nie polowała.
 - Chyba... Um, powinnam już iść. - Odsunęłam się trochę chaotycznie zdając sobie sprawę jak długo tkwiliśmy w takiej pozycji. - Nie chcę przeszkadzać ani nic w ten deseń. - Zaśmiałam się nerwowo.

Austin? Ciulowo wyszło mi tooo >.<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz